wtorek, 31 grudnia 2013

Złoty żółw


            Jako dzieci mieszkamy w zielonej oazie na bezkresnej pustyni. Spalony słońcem horyzont wydaje się nierealny wobec zagajnika zielonych palm, otaczających nasze lepianki i sadzawki z wodą, czerpaną z chłodnej, kamiennej studni. Życie jest beztroskie, pełne zabawy, dorastamy powoli w szczęśliwym świecie oazy. Pewnego wieczoru zasypiamy jak zwykle. Rano, tuż po wschodzie słońca wychodzimy przed chatę i patrzymy na piaszczysty ocean dookoła. W oddali zauważamy coś, co błyszczy w słońcu, jakiś ruchomy punkt, który się oddala. Ruszamy biegiem i zbliżamy się do tego punktu, a wtedy dostrzegamy, że jest to błyszczący, złoty żółw. Żółw ma na skorupie wypisany tekst wyjaśniający sens życia, świata i najgłębszą mądrość. Pamiętamy to z bajek i historii, jakie opowiadano nam od dziecka. Wiemy, że ten tekst tam jest, ale nie umiemy go przeczytać, bo oślepia nas słońce odbijające się od złotej skorupy.        
            Rzucamy się w pogoń za żółwiem, ale o dziwo, zwierzę jest szybkie, porusza się zwinnie po piachu, a nasze nogi zapadają się i grzęzną. Biegniemy słabnąc, suche powietrze pali gardło, czujemy, że długo już nie wytrzymamy. Ostatkiem sił rzucamy się naprzód i dopadamy żółwia. Kiedy przewracamy go na grzbiet, budzimy się i rozglądamy dookoła.
            Poznajemy resztki oazy w której mieszkaliśmy. Wokół majaczą uschnięte pnie palm, studnia bez wody, sadzawka ze spękanych kamieni, ułomki murów, które kiedyś były naszym domem. Przykryte piaskiem leżą gdzieniegdzie zbielałe kości ludzi, którzy kiedyś tu żyli: naszych rodziców, bliskich, przyjaciół, sąsiadów. Słońce wypala resztki śladów życia. Cisza i martwota. Możemy tylko zasnąć ponownie i śnić o złotym żółwiu. Wpełzamy pod resztki muru, który kiedyś był naszym domem. Niedługo słońce dosięgnie nas i tu. Słońce to ogromny złoty żółw. Jest coraz bliżej.
            ***

niedziela, 29 grudnia 2013

@MYŚL DNIA.   Pamiętamy mit o królu Midasie, którego Dionizos obdarzył przeklętym darem: czegokolwiek dotknął, zamieniało się w złoto. Co, jak się prędko okazało, nie było tak zabawne jak można by oczekiwać.
Przekleństwo Midasa funkcjonuje do dziś w innej postaci. W roli króla występują media: czegokolwiek dotkną media, zamienia się w gówno. Co też nie jest tak zabawne jak można by oczekiwać.
            *

sobota, 28 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Przekonałem się w praktyce, że myślenie się opłaca. Kiedyś zauważyłem, że dziesięć minut myślenia zaoszczędziło mi co najmniej godzinę pracy i co najmniej pięćdziesiąt złotych wydatków. Gdybym myślał przez godzinę, zaoszczędzam sześć godzin wysiłku i trzysta złotych. Licząc dalej, gdybym myślał 24 godziny na dobę zaoszczędziłoby mi to 7200 zł! Gdyby tak nie były to oszczędności, ale dochody! Wtedy dopiero opłacałoby się myśleć!
Benjamin Franklin powiedział "czas to pieniądz." Dziś powinno być jasne, że myślenie to pieniądz. Dobrze jest to zrozumieć. Ten sam mędrzec napisał: "drzwi do mądrości nigdy nie są zamknięte." Warto pomyśleć. Już dziesięć minut dziennie powinno wystarczyć. Myślenie przez całą dobę skończyłoby się śmiercią z braku snu, chociaż niektórych by to nie powstrzymało. Cóż, pieniądz jest głównym bodźcem zmuszającym nas do myślenia: nic tak nie pobudza do myślenia, jak perspektywa zarobku – albo brak kasy. Jednak nie przesadzajmy z myśleniem. Myślmy tyle, ile nam potrzeba. Byle by starczyło na życie.
          *

środa, 25 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Rację miał Schopenhauer pisząc, że świat to „wola i wyobrażenie”. Dążymy do czegoś, co jest nieznane i właśnie dlatego do tego dążymy. Ponieważ jest nieznane, zapełniamy to naszymi pragnieniami, wyobrażeniami, tworzymy zeń obraz przyszłego szczęścia, a ten obraz nas przyciąga. Gdybyśmy znali to, do czego dążymy, może przestalibyśmy tego pragnąć i dążyć. Napędza nas niewiedza i wyobraźnia. Niewiedza to ciemny ekran, na który rzutujemy wyobrażone przedmioty pragnień, marzenia i spełnienia. Wyobraźnia to energia, jaką niewiedza wyzwala. Niewiedza jest źródłem życia, źródłem energii. Wiedzieć wszystko, to być martwym. Nie mieć wyobraźni - tak samo.
              *

sobota, 21 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Logika działania pewnych ludzi przypomina kogoś, kto narzeka, że nie ma pieniędzy na jedzenie i jest głodny, bo kupił ogromną, niepotrzebną lodówkę, w której miał przechowywać żywność. Taka przewaga formy nad treścią. Fikcja ponad faktem. Polska specjalność: boso, ale w ostrogach. Hierarchia potrzeb postawiona na głowie. Czasem warto ją postawić z powrotem na nogi. Łatwiej iść i dalej zajdziemy, nie dźwigając na grzbiecie góry wymyślonych potrzeb.
              *

wtorek, 17 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Umysł: narzędzie biologiczne, które dążąc do porządkowania świata zazwyczaj wytwarza chaos.
          *

niedziela, 15 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Nie fascynujmy się zbyt mocno różnymi rewelacjami, wielkimi wydarzeniami i nowościami. Za rok nie będziemy wiedzieli co to było i o co chodziło. Świat się szybko starzeje, a "najważniejsze sprawy" najszybciej – to bańki mydlane wydmuchiwane przez media. To media decydują o tym, co jest ważne. Środki przekazu nie tworzą rzeczywistości: one są nią. A że zmienną, ulotną i bez znaczenia? Taka jest rzeczywistość.
            *

czwartek, 12 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.    Psychologia wpaja nam myśl, że jeśli sobie "uświadomimy" coś, co dzieje się w umyśle, to będziemy mogli to zmienić. Inaczej, wiedza o działaniu naszego umysłu pozwoliłaby nam ten umysł przekształcić, sterować nim. "Uświadom sobie" coś, a wtedy to coś się zmieni, będziesz mógł to kontrolować. To coś jak idea, że poznanie jak funkcjonuje nasz żołądek, wpływa pozytywnie na trawienie a wiedza o tym jak funkcjonują jelita pozwala nam powstrzymać sraczkę. Myśl nader ciekawa i obiecująca, trzeba by ją jeszcze udowodnić. Inaczej będzie dalej jedną z wyssanych z palca psychobzdur, bajką o potędze ludzkiej świadomości.
              *

wtorek, 10 grudnia 2013

@ MYŚL DNIA.    Jeśli czegoś nie wiemy, trzeba powiedzieć "nie wiem." Źródło niejednego zła leży w tym, że ktoś, kto nie wie, mówi "wiem". Potem to małe oszustwo kończy się wielkimi tragediami. Problemem może być to, czy gorsze jest mówienie komuś, że wiem, kiedy nie wiem, czy mówienie tego sobie? Lepiej oszukiwać siebie, czy innych? A może jedno i drugie? Czwarta możliwość to nie oszukiwać nikogo, ale ci, którzy to potrafią istnieją tylko w żywotach świętych. A i tam się rzadko trafiają.
            *

niedziela, 8 grudnia 2013

@MYŚL DNIA.   Wszelkie subtelne i symboliczne składniki świata społecznego systematycznie przegrywają z naturą, emocjami, popędami. Im bardziej jesteśmy kulturalni, tym bardziej spod tej kultury wyłazi kształt zwierzęcia, którym jesteśmy. I coraz lepiej rozumiemy, że w anioły się nie przerobimy. Drapieżna zwierzęcość, uzbrojona w instrumentalny rozum i imponującą technikę. Przyszłość ludzkości zapowiada się ciekawie.
           *

środa, 4 grudnia 2013

@MYŚL DNIA.   Odpowiedzi na trudne życiowe pytania znajdują się nie na końcu ich poszukiwania, ale są samym tym poszukiwaniem. Droga jest celem. Cel jest drogą.
            *

sobota, 30 listopada 2013

Więcej to tyle samo


                         Zobaczyć świat w ziarnku piasku
                         i niebo w pięknej roślinie
                         Zamknąć w dłoni nieskończoność
                         i wieczność w godzinie 
William Blake
            Ten powyższy fragment wiersza Blake’a jest chyba najbardziej znany z jego twórczości. Wersy, które poruszają jakąś strunę w nas. Co gra ta struna? Prostą melodyjkę: więcej! Więcej! Więcej! To za mało, to za mało, to za mało! A czego chcemy więcej? Odpowiedź też jest prosta: wszystkiego. Jim Morrison śpiewał na tę samą nutę: chcemy świata i chcemy go teraz!
            Być może istotą człowieka jest bezdenne, niewyczerpane pragnienie – tak twierdziło kilku filozofów. Nienasycenie, niezdolność satysfakcji, powiedzenia, albo poczucia raczej: dość. Wiadro bez dna, do którego lejemy wodę. Jeśli tak jest to może nasze życie jest tragedią. Tragedią nienasycenia. Mit Syzyfa inaczej, współcześnie: Syzyf pcha głaz pod górę, ale góra nigdy się nie kończy, ona rośnie w miarę jak wpychamy głaz wyżej.
            Wiersz Blake’a można odczytać nie tylko jako wyraz takiego pragnienia, lecz także jako projekt jego zaspokojenia, jako zalecenie pewnej praktyki, „techniki” życia. Ja go tak odczytuję.
            *
            Ludzie tworzyli takie „techniki” od początku świata. Dawniej miało to formę ascezy, wyrzeczenia, buddyjskiego ideału rezygnacji ze świata i zobojętnienia na niego. Średniowieczny filozof Ockham: „bytów nie należy mnożyć ponad niezbędność”, co do dziś nazywamy „brzytwą Ockhama”. Bardziej współcześnie wybitny architekt, Mies van der Rohe, mówił „mniej znaczy więcej”, less is more. Dziś mamy nowsze wersje: idee minimalizmu, prostoty życia (simple living, simplicity, slow food… ). Te idee mają jedno wspólne jądro: Zmniejszyć-uprościć-zwolnić: wszystko, co można.
            Brzytwę Ockhama trzeba zastosować nie tylko do bytów umysłowych, idei, tekstów, ale również do wszelkich innych bytów. Ideę van der Rohe również. Nowa wersja Ockhama mogłaby mówić: mnożąc byty, nie mnożymy bycia. A inna wersja Rohe’go to: więcej to tyle samo.
            Obie zasady są rozsądne w świecie, w którym mnożenie bytów stało się zasadą życia społecznego, ekonomii i filozofią życia milionów przeciętnych ludzi. W świecie, którego potężny manipulacyjny przekaz brzmi: więcej masz, więcej jesteś. Pracuj, zarabiaj, kupuj… raj jest przed tobą.
            Tym czego pragniemy jest bycie, istnienie, a jedna rzecz jest tak samo jak wiele rzeczy; dlaczego więc nie wystarczy nam jedna? Mnożenie rzeczy nie daje nam poczucia czegoś „więcej”, najwyżej złudzenie tego „więcej”. Wielu ludzi lubi złudzenia…
            *
            Warunkiem wolności od bycia ofiarą manipulacji we współczesnym świecie jest ważna, może podstawowa kompetencja: umiejętność bycia czerpanego z pojedynczych, konkretnych bytów. Minimum bytów, maksimum bycia. Powinniśmy wierzyć w Boga rzeczy małych, pojedynczych. Ta religia niesie nikłą obietnicę zbawienia: lepszej nie mamy.
            Rozumiemy wszyscy prostą finansową ekonomię, czyli zasadę, żeby nabyć jak najwięcej za jak najmniej. Minimum wydatków, maksimum zysków. Prawie nikt nie rozumie, że tę zasadę można stosować do życia w ogóle: maksimum bycia, minimum wydatków. Paradoksalnie, życie rzeczywiście wymaga pewnego minimum wydatków dla podtrzymania życia, to prawda. Jednak za to minimum otrzymujemy maksimum: bycie. Więcej już nie można. Żadne wydatki, wysiłki i cierpienia nie dadzą nam więcej. Żyjąc, mamy wszystko. Ekonomia bycia. Zrozumienie, że w każdej rzeczy która jest, jest istnienie: w całości, absolutne. A my właśnie chcemy istnienia. Posłużę się przykładami, anegdotami, bajkami.
            *
            Pewien człowiek stoi u furtki tajemniczego ogrodu. Wie, że ten ogród zawiera wszystko, co może w życiu osiągnąć. Na drzwiach jest napis „zamknięte”, a obok wejścia tabliczka ze strzałką: ”droga okrężna – przez góry” wskazuje na przerażające, skaliste góry w oddali. Człowiek ogląda te góry i wie, że przez nie nie przejdzie, nie da rady, nie zna ścieżek, jest za słaby, za mało doświadczony w górskich wyprawach. Wpada w rozpacz, bo bardzo chce wejść do ogrodu. Załamany patrzy w ziemię, pod nogi. Nagle, pomiędzy kamieniami zauważa mały zardzewiały kluczyk. Podnosi. Wkłada kluczyk do zamka furtki, przekręca… Zamek zgrzyta, drzwi się otwierają. Przed nim jest ogród.
            *
            Bodhidharma, pierwszy patriarcha buddyzmu chińskiego, według legendy zamieszkał w jaskini blisko klasztoru Szaolin. Przez dziewięć lat siedział zwrócony twarzą do ściany.
Nieraz myślałem: dlaczego, po co? Może zrozumiał, że gdyby robił cokolwiek innego, to nie robiłby niczego innego: robiłby to samo. Zrozumiał, że więcej to tyle samo?
            *
            Pamiętam, że w „Grze w klasy” Cortazara jest historyjka o jakimś Włochu, który spędzał życie wpatrując się godzinami w metalową śrubkę. Był, jeśli pamiętam, uważany za wariata, ale może jemu to wystarczało. Problem polega na znalezieniu własnej śrubki, takiej, która nam wystarczy. A jest to łatwiejsze niż myślimy. Taka śrubka nam starczy za wszystko.
            *
            Dziś tacy ludzie byliby uważani za chorych (schizofrenia? Katatonia?). Diagnoz nam dziś nie brakuje. Zwłaszcza etykietek dla ludzi, którym obłęd konsumpcji, posiadania i zdobywania wydaje się czymś chorym i absurdalnym. Cóż, wet za wet. Oni nam tak, my im tak.
            *
            Jest taka stara historyjka, (choć nie wiem kto ją wymyślił). Pewien amerykański milioner, właściciel wielu firm i fabryk, wyjeżdża na urlop na piękną tropikalną wyspę na Pacyfiku. Opala się, kąpie, podziwia widoki. Zauważa, że wielu tubylców całymi dniami wyleguje się na plaży pod palmami, nic nie robiąc. Pewnego dnia przysiada się do takiego tubylca i pyta:  Słuchaj, dlaczego ty tak leżysz tu cały dzień? Czy nie byłoby lepiej jakbyś się czymś zajął?  - Zajął? A czym? - odpowiada tubylec. No, jakąś pracą, coś byś robił, zarabiał pieniądze.  - Ale po co? Jak to po co? Zarobiłbyś trochę, założyłbyś jakiś biznes, firmę, miałbyś coraz więcej pieniędzy. Wtedy mógłbyś zatrudnić pracowników, którzy by pracowali za ciebie, miałbyś więcej czasu.  - No tak, mówi wyspiarz, ale po co? Co potem? - Aaa, potem mógłbyś już nic nie robić. Po prostu leżałbyś sobie cały dzień na plaży, obserwując chmury na niebie.  - Jak to?! – odpowiada zdumiony tubylec – ale ja właśnie to robię!
          *
            Mamy w życiu pewną arytmetykę. Mamy jedynkę: to nasze istnienie, bycie. To za mało i chcemy więcej. Do tego jeden dodajemy zera, myśląc, że je dopisujemy. Jeśli do jedynki dodamy zero to będzie dziesięć, potem sto, itd. Ale to złudzenie. Arytmetyka życia tak nie działa. Zer nie można dopisać, można je tylko dodawać. A dodawanie zer niczego nie dodaje: jeden dodać zero równa się jeden. Jeden dodać pięć zer równa się jeden. Ile zer nie dodamy, zawsze mamy jeden. Dodawanie czegokolwiek do istnienia nie dodaje mu niczego.       
            Nauczyliśmy się dodawać zera: różne byty, puste formy, doświadczenia, przeżycia, idee, informacje. Coraz więcej, różne - przekonani, że w ten sposób powiększymy jedynkę. Ale tak nie jest. Zawsze zostaje jeden. Jedność. Reszta to zera. Nic. Dodawanie czegokolwiek nie dodaje mi niczego. Jedność, czyli bycie już jest, kompletne, całe. Jest w krótkiej chwili, w ziarnku piasku, błysku światła, kropli wody. We wszystkim, co jest. Nie szukać oceanu: przyjrzeć się uważnie kropli wody. Nie bredzić o nieskończoności: przeżyć przytomnie godzinę. To projekt Blake’a. Jak najbardziej  aktualny.
            *
            Jak zawsze, do każdego celu jest ścieżka krótsza i dłuższa. Z punktu A do punktu B możemy iść okrążając świat dookoła. Możemy też dojść do tego punktu stojąc w miejscu. Tak jest, jeśli zrozumiemy, że punkt B to punkt A: ten w którym właśnie jesteśmy. Że aby dojść do celu, nie trzeba nigdzie iść.
            Wszystko, czego pragniemy już jest. Tu i teraz. Tylko jeszcze o tym nie wiemy.
            *
            Siedzę późnym wieczorem w mieszkaniu, przy otwartych drzwiach na balkon. Na zewnątrz słychać nieustanną grę świerszczy; grają godzinami, chyba bez zmęczenia. Nikt im za to nie płaci. To ich życie. Świerszcz śpiewa, bo to jego forma bycia. To nie wymaga wysiłku, przychodzi samo. Bycie nie wymaga wysiłku, jest. Rób to, co przychodzi samo.
            *
            Mogę tak przesiedzieć pół nocy i słuchać tej muzyki. Ludzie dookoła śpią. Muszą wcześnie rano wstać, jechać długo do pracy, wracają zmęczeni. Cóż, długa ścieżka. Taką sobie wymyślili. Czekają na wypłatę, oszczędzają, może kiedyś kupią sobie wymarzony dom. Starzy, zmęczeni, zniszczeni życiem, chorzy, przestraszeni coraz bliższą śmiercią. Będą chcieli siedzieć w ogrodzie i słuchać śpiewu świerszcza.
Tak, jak ja teraz.
            Może gdybym kiedyś pracował więcej, wspinał się bardziej wytrwale długą ścieżką, marnował życie absurdalną pracą, kupiłbym sobie dom z ogrodem i wieczorami słuchał śpiewu świerszczy. Tak jak teraz. Właśnie to robię.
            *
            Technika życia polega na odejmowaniu od niego siebie. Bo to my jesteśmy problemem. Jesteśmy zbiorowiskiem zer, spod których nie widać jedynki, tego co jest. Odejmij od świata siebie, a zostanie świat, bycie. Najlepiej opisał to dawny chiński poeta Li-Po w wierszu Zazen na górze Ching-t’ing:
Ptaki zniknęły z nieba.
Ostatni obłok odpływa.
Siedzimy razem, góra i ja.
Aż tylko góra zostaje.
                       Li Po (701 – 761)

            Ja też siedzę. Nie ma tu góry, ale to nie ma znaczenia. Coś zostaje. Zawsze.
            *
Słyszę jak świerszcz śpiewa.
Nie, świerszcz śpiewa.
Nie, śpiewa.
Nie,
          .
            ***

piątek, 29 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   „Teraz”  to miejsce, z którego wypływa czas. I płynie zawsze kawałek przed nami, a potem wsiąka w niewiadome. Czas jest jak światło latarki, które w mroku kierujemy przed siebie. Przed sobą mamy jasność, ale dalej jest ciemność.

            *

niedziela, 24 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Jedynym sposobem zrobienia czegoś jest robienie tego. Głupie? Może tak. Ale to działa, wypróbuj. Chcesz coś zrobić? Rób to.
Wszystko co osiągamy, osiągamy właśnie w ten głupi sposób. Innego nie ma.
            *

poniedziałek, 18 listopada 2013

@ MYŚL DNIA   Kiedy ktoś mówi do ciebie: spieprzaj, to spieprzaj. Chyba, że jesteś psychologiem, wtedy mówisz: aha, wiem że wcale nie chcesz żebym spieprzał. Chcesz żebym cię przytulił, pogłaskał i docenił, prawda? Na to możesz dostać w zęby – i bardzo słusznie. Spieprzajcie z tą psychologią.

            *

środa, 13 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Sztuką jest nie mieć nic sensownego do powiedzenia i nadać temu piękną formę.
Adeptów tej sztuki jest mnóstwo, choć sama sztuka jest coraz trudniejsza: bezsensu mamy co prawda pod dostatkiem, ale pięknych form już brakuje i zaczynają się powtarzać.
              *

poniedziałek, 11 listopada 2013

@ MYŚL DNIA.   Amerykanie mają ciekawe określenie: quality thinking. Czy to nie śmieszne? W myśleniu liczy się jakość, a nie ilość? Dziwni ludzie.
          *

czwartek, 7 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Ktoś ma jakiś problem, targają nim przykre emocje, cierpi. Ktoś inny mówi mu: wiesz, to jest tak, tak i tak. Może mu powiedzieć dowolne głupstwo. I ten z problemami odpowiada: aha, no tak. I problemy bledną. Czy to nie jest magia?
            *

wtorek, 5 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   "Każde myślenie, które nie potwierdza świadomości fałszu wszelkich utrwalonych form życia jest myśleniem fałszywym” [Herbert Marcuse].
Jeśli tak, istotą myślenia nie jest pielęgnowanie ogrodu kłamstw, ale jego niszczenie. Wszystko inne to żałosna imitacja myślenia.
           *

sobota, 2 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Życie to Disneyland. Można się w nim przejechać na karuzeli, rollercoasterze, przywitać się z myszką Miki i obejrzeć dziesiątki innych odpustowych straganów, zjeść hamburgera albo hot-doga, być pogonionym przez smoka i przejechać przez pałac strachów, mocno się bojąc - nawet bez biletu. Jedyna zaleta tej zabawy to, że nie można jej powtarzać nawet mając kasę: nie ma abonamentu ani karty stałego klienta. Poza tym: kicz i infantylizm, kompletne bezguście. Współczucie dla autora tego spektaklu - jeśli taki jest.
            *

sobota, 26 października 2013

Guzik


            Jednym z odwiecznych problemów ludzkiego życia jest pytanie o jego sens. Zwłaszcza o sens bólu i cierpienia, którego w życiu jest mnóstwo. Zbyt dużo. Pytanie o sens nieraz się tu pojawiało. Bo chyba my, ludzie, nie potrafimy nie zadawać tego pytania.
            Ten nasz świat raczej nie jest najlepszym z możliwych światów, nie jest takim jak go opisywał słynny filozof Pangloss – ten wymyślony przez Woltera i niemniej słynny, mniej wymyślony Leibniz. Skala cierpienia w świecie jest nieprawdopodobna, nikt tego cierpienia jeszcze nie zważył i nie zmierzył, ale ono jest - niezmierzone. Nie ma wśród nas nikogo, kto by go nie doświadczył. Każdy człowiek w pewnej chwili zadaje pytanie: jaki to ma sens, jaką wartość? Czy dobre strony życia przewyższają złe? Jaki jest bilans? Czy zachód słońca nad morzem równoważy cierpienie wywołane nieuleczalną chorobą? Czy słuchanie Beethovena wynagradza śmierć niewinnego dziecka? Takich zestawień mogą być tysiące. Możemy je wytrzepywać z rękawa. Jaki jest bilans? Co przeważa? Czy te porównania mają sens?
            Tak, można filozofować, rozważać, usprawiedliwiać, i tysiące ludzi to robiło i robi. Bez rezultatu. Słowa, słowa, słowa. Podejdźmy do problemu bardziej praktycznie, „empirycznie”. Światu można wymierzyć sprawiedliwość, przynajmniej w wyobraźni.
            *
            Zróbmy eksperyment myślowy. Może się on wydawać drastyczny, ale daleko mu do takich znanych eksperymentów na ludziach, jak eksperymenty Milgrama, Zimbardo i paru innych wielkich uczonych, którzy bawili się ludzkim cierpieniem dla nowej publikacji, lepszej posady i sławy.  O mniej uczonych a bardziej zbrodniczych eksperymentatorach nie wspominając.
            Wyobraź sobie. Ktoś konstruuje maszynę, która po naciśnięciu guzika likwiduje cały świat. Dosłownie: unicestwia go w całości, bez reszty, w milionowej części sekundy. Absolutnie nikt by nie ucierpiał, nie poczułby żadnego bólu, nic. Po prostu: nikt by nie zauważył, że przestał istnieć, że zniknął. Świat razem z nami byłby „wyłączony”, unicestwiony na zawsze. Koniec. Zostałaby nicość. Czymkolwiek jest – jeśli nicość „jest”.
            *
            Powiedzmy, że masz przed sobą taki guzik. Tak, domyślasz się o co chodzi? Właśnie. Pytanie jest proste: naciśniesz?
            Wszelkie rozmyślania, idee i filozofie dotyczące życia i świata w jakimś momencie powinny się sprowadzić do decyzji o konkretnym działaniu. Inaczej są bezsensownymi dywagacjami, bujaniem w abstrakcyjnych obłokach. Myślenie rzeczywiste różni się od pseudomyślenia tym, że to pierwsze rozstrzyga jakiś praktyczny dylemat, prowadzi do dokonania wyboru.
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. (Mateusz,5,37). A za mową powinny iść czyny. Wobec tego, jeszcze raz: naciśniesz? Tak? Nie?
            Być może myślą można świat stworzyć. Można go też zniszczyć. Istnienie świata zależy od Twojej decyzji. Pomyśl. Pomyśl bardzo głęboko. Potem naciśnij guzik – albo nie. Ciekawy jestem, jakie są szanse świata?

            ***      

czwartek, 24 października 2013

@ MYŚL DNIA.   Życie: biologiczna pułapka. Seks, rodzina, dzieci, uwijanie gniazdka, znoszenie do niego żarcia, itd. Życie zwierząt. Może w pewnym jego momencie warto zapytać, czy jest coś poza tym, czego  można spróbować przed końcem tej wegetacji? I co to jest? Pytanie dla zwierzęcia, nazywającego siebie człowiekiem.
             *

poniedziałek, 21 października 2013

@ MYŚL DNIA.  Nasza wiedza ma cztery poziomy: 1. Coś jest i wiem co, 2. Coś jest, ale nie jestem pewny co, 3. Nie wiem, czy coś jest czy nie i to wywołuje niepokój,  4. Nie wiem, czy coś jest czy nie i jest mi to obojętne.
Wiedza najcenniejsza, to umiejętność bycia na poziomie czwartym. To już nie wiedza, to sztuka.

            *

piątek, 18 października 2013

@ MYŚL DNIA.   Często słyszę jak ktoś mówi albo pisze do drugiego: "naucz się czytać ze zrozumieniem". Biedni czytelnicy, ciągle muszą się męczyć, żeby zrozumieć to, co czytają. A mogliby odpowiedzieć: naucz się pisać ze zrozumieniem. Obowiązek rozumienia spoczywa na obu stronach. Może na piszących bardziej. W końcu to oni chcą coś komuś przekazać. Niech przede wszystkim przekażą, że sami rozumieją to, co piszą. Wtedy może czytelnicy uwierzą, że warto to napisane czytać. Ze zrozumieniem.
            *

środa, 16 października 2013

@ MYŚL DNIA.   Najnudniejszym, choć najczęściej używanym słowem na świecie jest "ja". Może jest nudne dlatego, że jest nadużywane. To, co to słowo oznacza, też jest mocno nadużywane.
            *

niedziela, 13 października 2013

@MYŚL DNIA.   Dziś, grzebiąc w śmietniku, można zaopatrzyć się w rzeczy, o których sto lat temu ludzie nie mieli pojęcia. Fakt, że są na śmietniku świadczy o tym, że nie są ludziom zbyt potrzebne.
            *

niedziela, 6 października 2013

@ MYŚL DNIA.   W pewnej książce przeczytałem zdanie: "Lub to, co lubisz".
Dobra idea dla tych, którzy robią coś, czego nienawidzą i muszą udawać, że to kochają.
Żadne sukcesy i żadne pieniądze nie wynagrodzą nam życia przeżytego w obrzydzeniu do niego. Życia, którego nie lubimy.
        *

wtorek, 1 października 2013

@ MYŚL DNIA.   Możliwa strategia życia: ignorować wszystko co się da ignorować. To co ma znaczenie ignorować się nie pozwoli - i szybko się okaże co to jest. Z tym właśnie będziemy musieli się zmierzyć.
           *

piątek, 27 września 2013

@MYŚL DNIA.   Ze świata można się tylko śmiać. Kto tego nie umie ten albo zwariuje albo się zabije. Albo - co najgorsze - jedno i drugie, na przykład zabije się, a potem zwariuje.
            *

czwartek, 26 września 2013

@MYŚL DNIA.   Jednym z większych osiągnięć cywilizacji było sformułowanie Kantowskiej zasady, że człowiek może być tylko celem, nigdy środkiem. Rezygnacja z tej zasady jest upadkiem cywilizacji, obsunięciem się w barbarzyństwo, w dzicz.
            *
ps.  Zastanowiłem się nad tą myślą. I chyba jest tak, że my sami rezygnujemy z tego Kantowskiego imperatywu, dobrowolnie. Ludzie, zwłaszcza młodzi, z entuzjazmem traktują dzisiaj siebie jako środki, narzędzia takie jak młotek, łopata, zmywarka do naczyń albo pralka, itp. – właściwie cokolwiek. Za pieniądze jesteśmy gotowi zamienić się w dowolne narzędzie, sprzedać jako środek dla cudzych celów, celów tych, którzy mogą nas kupić. Nie tylko się z tego cieszymy, jesteśmy z tego dumni. Rywalizujemy bezwzględnie o tych „kupców”. To rodzaj prostytucji, o której się głośno nie mówi, może dlatego, że jest powszechna. Cóż, społeczeństwo masowe, neofeudalne, neośredniowieczne, rój pszczół, stado termitów: zawsze jest królowa matka, trutnie i robotnicy…  Społeczeństwo prostytutek. I pomyśleć, że ktoś kiedyś mówił „wolność, równość, braterstwo”  czy podobne głupoty. Hasła społeczeństwa dziś to „egoizm, bezwzględność, kurestwo”. Są to też hasła jedynej jak dotąd rewolucji, która udała się w pełni i odniosła absolutny sukces. Vive la Revolution!
            *

poniedziałek, 23 września 2013

@MYŚL DNIA.   Prawdziwym przekleństwem w życiu może stać się nawyk robienia wszystkiego "po coś". Po pewnym czasie nie potrafimy już żyć robiąc - dla przyjemności - po prostu "coś" - bez "po coś". Tyrania celów, dyktatura uzasadnień. Czy umiemy jeszcze żyć inaczej?
          *

środa, 18 września 2013

@MYŚL DNIA.   Szczęśliwy dom to taki, 
w którym nie czyta się książek, bo ludzie są książkami dla siebie nawzajem.
              *

poniedziałek, 16 września 2013

Dwa języki

             Język, mowa, jest czymś, bez czego nikt z nas nie byłby prawdopodobnie człowiekiem. Rzadko zdajemy sobie sprawę ze znaczenia języka. Może tylko niektórzy filozofowie twierdzą wprost, że język jakim mówimy tworzy świat w jakim żyjemy, i tworzy nas samych. Języków na świecie jest mnóstwo, co najmniej kilka tysięcy. Jedne z nich giną, inne się pojawiają, tworzą, dokonują ekspansji, zyskują zwolenników, swoich „gadaczy”, językomówców.
            Istnieją jednak dwa języki bardzo podstawowe, zasadnicze, których rozumienie decyduje o sposobie naszego życia. Nazwę te języki językiem ust i językiem świata.
Język świata to nasze codzienne, zwykłe czynności, wykonywane w zwykłym otoczeniu. Działanie, praktyka, praca. Są językiem, jakim rozmawiamy ze światem. Kiedy robimy cokolwiek konkretnego, prowadzimy ze światem dialog. Ten świat nie rozumie ludzkiej mowy ust, jest na nią głuchy. Tylko konkretne czynności wywołują w nim zrozumienie i odpowiedź. Przy pomocy słów możemy rozmawiać z ludźmi, pomiędzy sobą. Świat tego nie rozumie. Słucha innej mowy. Z ludźmi rozmawiamy mówiąc ustami. Ze światem rozmawiamy dotykając go naszymi rękami.
            *
            Ludzie działający w świecie realnym znają język świata, jego słownictwo i gramatykę. Włamywacz nie otworzy sejfu mówiąc „sezamie otwórz się” – nie, najwyżej sprowadzi policję. Potrzeba odpowiedniego materialnego klucza albo skomplikowanych mechanicznych manipulacji, które ten sejf – „sezam” rozumie i pod ich wpływem – otwiera się. Wołanie „stoliczku nakryj się” też nie działa: kelner musi przynieść parę półmisków i na stoliczku postawić. Możemy śpiewać „płyń łajbo moja” –  ale nie popłynie jeśli nie zamontujemy żagla, silnika, itp. Tak działa język świata: polega na działaniu, czynnościach, pracy.
            Chłop w Bangladeszu albo Burkina Faso orze ziemię jak jego przodkowie parę wieków temu. Ziemia mu odpowiada, rodzi plony. Rozmawiają językiem rozumianym przez oboje. Ten chłop nie zna filozofii, nie czytywał Putnama, Quine’a, Derridy, Habermasa, Rorty’ego ani kogokolwiek z setek profesorów filozofii piszących nieskończone potoki słów o języku, semantyce, myśleniu, teoriach prawdy i komunikacji. Przypuszczam, że on po prostu… nie umie czytać. Za to potrafi rozmawiać ze światem w języku, który ten świat rozumie, rozumie też co świat do niego mówi: czy nadciąga ulewny deszcz, czy susza potrwa jeszcze miesiąc, jak głęboko przeorać ziemię, itp.
            *
            Oba języki o których mówię musimy czasem tłumaczyć na siebie nawzajem, jak wiele języków ust. Jak przetłumaczyć język świata na język ust i odwrotnie? Czy takie tłumaczenie jest w ogóle możliwe? Język świata można tłumaczyć na pewne myśli i teksty, nazywane wiedzą. Można żyć i działać, niekoniecznie posługując się mową ust. Czasem wystarczy mowa świata, bez jej tłumaczenia na werbalną mowę ust. Jeśli jednak chcemy tłumaczyć mowę świata, to pozostaje nam „tłumaczenie podwójne”. Najpierw mowę świata - tak, jak ją rozumiemy - przekształcamy na język ust lub jego teksty. Potem te teksty przekształcamy - jeśli umiemy – z powrotem na język świata. Jeśli przekład zgadza się z oryginałem – jest udany: świat reaguje tak, jak chcieliśmy, rozumie naszą mowę. Kryterium skuteczności języka ust jest to, że możemy go przetłumaczyć na mowę świata – skuteczne działanie, osiąganie celów.
            Obserwujemy świat i nasze działania. Jeśli chcemy czegoś, robimy coś i czasami osiągamy to, co chcieliśmy. W języku ust formułujemy jakiś tekst, ową wiedzę, na przykład prostą regułę: chcesz "tego", rób "to". Tę regułę znów tłumaczymy na język świata, działania: chcemy czegoś i robimy coś: udaje nam się, świat odpowiada pozytywnie. Przekład jest udany, jesteśmy dobrymi tłumaczami. Tekst w języku ust może być przekazany innym ludziom, którzy zrobią z niego użytek, sami przetłumaczą go na język świata. Taki tekst językowy, możliwy do skutecznego przekładu na działanie, ma postać instrukcji - o których kiedyś pisałem, że być może cała nasza wiedza będzie miała taką formę.
            Jeśli przekład się nie udał, świat reaguje inaczej niż chcieliśmy, często w sposób niszczący dla nas. W najlepszym razie jest obojętny, głuchy na nasze wysiłki. Język ust, którego nie potrafimy przetłumaczyć na mowę świata to zabawa, filozofia, poezja albo tylko bełkot. Może oddziaływać na ludzi, ale nie na świat. Można przeczytać – albo napisać – całą bibliotekę, ale nie umieć przetłumaczyć z niej ani jednego zdania na skuteczny język świata. Czym wtedy będzie ta biblioteka, jeśli nie schizofreniczną pianą słów, którą odgradzamy się od świata?
            *
            Kiedy patrzę na współczesną filozofię, widzę ogromne, ciemne i nieprzeniknione chmury skomplikowanych pojęć, których nie rozumie nikt, albo każdy rozumie po swojemu. Te werbalne chmury kłębią się w umysłach filozofów, mnożą, zderzają ze sobą, tworzą prądy i turbulencje, czasem burze – choć łagodne, bo sami filozofowie nie są zbyt zainteresowani narażaniem się na pioruny, bo i po co. Mam podejrzenie, że w pewnym momencie te chmury zamieniają się w chaos. Czekamy, żeby z nich spadł deszcz i użyźnił ziemię, żeby coś na niej wyrosło. Próżne nadzieje. Chmury są puste, bez wody, bez czegoś życiodajnego. Idee i teorie bezskuteczne, bezpłodne. To prawdziwe opary absurdu. Sądzę, że kiedyś zmiecie je wiatr historii, jak religie, pseudonauki i przeróżne bezsensowne, oderwane od ziemi ideologie. Wielkiej straty nie będzie, dopóki zostanie nam język świata, pozwalający w tym świecie bezpiecznie i komfortowo żyć.
            W całym życiu mamy podstawowe zadania: 1. Myślenie, czyli rozmowa ust z samym sobą, 2. Porozumiewanie się, czyli rozmowa ust z innymi ludźmi: pytanie, odpowiadanie, tworzenie idei, uzgadnianie, deklarowanie, tworzenie projektów, formułowanie decyzji. 3. Rozmowa świata: działanie, realizowanie, praca, konstruowanie. To trzecie zadanie jest  najważniejsze, potencjalnie najbardziej owocne, skuteczne.
            Jeśli znamy mowę świata, możemy go skłonić, aby był dla nas bardziej przyjazny, gościnny. Aby stał się znowu ogrodem Edenu. Nie wstydźmy się tego marzenia, tej utopii: chcemy wrócić do raju. Trzeba tylko wypowiedzieć odpowiednie zdania w języku świata.
            *
            Ludzie potrafiący sprawnie używać języka ust cieszą się w naszej kulturze niezwykłą estymą. Nawet jeśli mówią głupstwa, mają status półbogów. Filozofowie, poeci, pisarze, humaniści...  Dlaczego uważamy, że filolog, historyk, socjolog czy psycholog jest lepszy niż hydraulik, kafelkarz lub elektryk? Sonety i dramaty podnoszą nas na duchu, są piękne, owszem. Jednak kiedy szambo wybije, nie pomoże Szekspir, tylko jakiś kanalarz dobrze mówiący językiem świata. Zresztą, Szekspir też o tym wiedział. („Słowa, słowa, słowa...”).
            Nawet gdyby na świecie mowa ust zamilkła, zniknęła, mowa świata pozostanie. Kiedyś pisałem, że może najbardziej rozwinięte cywilizacje, jeśli są, nie używają już mowy ust, tak jak my nie używamy do komunikacji wycia, warczenia lub pomruków (oczywiście z wyjątkami). Jesteśmy zbyt pewni, że artykułowany  język ust to najwyższe osiągnięcie ewolucji. Niekoniecznie. Może coś ważniejszego jest jeszcze przed nami.
            Nie jest ważne to, co można powiedzieć, ważne jest to, co można zrobić.

            ***


sobota, 14 września 2013

ë PORADA DNIA.    Jeśli idziesz na spotkanie z Goliatem, weź  ze sobą jakąś procę. Albo nie narzekaj później, że dostałeś lanie.
            *

wtorek, 10 września 2013

@MYŚL DNIA.   Znam pewnego człowieka, 
o którym można powiedzieć: zawsze bardzo się wysilał, starał, walczył, osiągnął już w życiu wszystko i - gówno osiągnął. Szczerze mu współczuję.
Od dziecka wmawiają nam, że w życiu trzeba ciągle walczyć. A może lepiej mają w życiu ci, którzy zamiast walczyć – negocjują? Albo – współpracują?
            *

niedziela, 8 września 2013

@MYŚL DNIA.   Wszelkie opisy rzeczywistości są ważne, jeśli pokazują nam, ile i jakie pożytki z tej rzeczywistości możemy wyciągnąć. Czasem literatura i poezja robią to lepiej niż podręczniki do nauk ścisłych, inżynierii albo ekonomii.  Podobnie z wpływem na nasze życie: chyba więcej ludzi zmieniło się pod wpływem sztuk Szekspira, powieści Conrada, Manna, czy poezji Miltona, Rilkego i podobnych, niż pod wpływem podręczników rachunku różniczkowego, mechaniki kwantowej, chemii nieorganicznej czy genetyki... Właściwie dlaczego? Może dlatego, że nauka zmienia świat a literatura – ludzi? To nie mechanika ani chemia, ale poezja mówi nam: „Obudź się Ikarem! Obudź się Ikarem!”
Albo: „Musisz swoje życie zmienić”.
           *

środa, 4 września 2013

@MYŚL DNIA.   Dawniej myślałem, że ludzka głupota ma granice. Była to jedna z największych pomyłek w moim życiu. Głupota nie jest brakiem wiedzy czy niezdolnością myślenia. Głupota jest aktywną, dobrze zorganizowaną siłą, która skutecznie realizuje destruktywne pomysły. Lekceważenie głupoty jest dlatego głupotą do kwadratu.
Postęp ludzkości to walka z głupotą. Wiemy, co chcemy pokonać, ale nie wiemy na czym polega zwycięstwo, wygrana. Postęp to „randka w ciemno”. Może wygrana to stworzenie następnego głupstwa, które trzeba będzie pokonać, odrzucić?  I tak się to toczy. Bez końca?!

            *

poniedziałek, 2 września 2013

@ MYŚL DNIA.   Znów szkoła?! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!
*
Napełnianie mózgu zbędnymi śmieciami nie jest edukacją. Edukacja jest ćwiczeniem mózgu, jak ma te śmieci wyrzucać. To wyrzucanie robi miejsce dla prawdziwej edukacji: rozumienia świata. Przynajmniej w kawałku. Kawałek rozumienia to więcej, niż góra encyklopedycznych śmieci.
            *

niedziela, 1 września 2013

@MYŚL DNIA.   Największych (wy)czynów dokonują ludzie którzy są bardzo odważni, bardzo głupi, albo tacy, którzy nie mają innego wyjścia. Często te trzy elementy występują razem, w różnych proporcjach. Tacy ludzie są później uważani za bohaterów. Można im stawiać pomniki, ale lepiej nie wnikać w mechanizmy ich bohaterstwa.
            *

czwartek, 29 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Żyjemy zawsze w jakimś środowisku. Najbliższym dla nas środowiskiem jest nasz umysł. Jeśli nie zamienimy tego umysłu w miejsce wygodne i przyjazne dla nas, nawet raj na zewnątrz nie da nam zadowolenia.
            *

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Cechą ludzi jest niezwykła zdolność tworzenia narzędzi i środków technicznych, oraz równie niezwykła nieudolność w korzystaniu ze świadomości i zdolności doświadczania własnego istnienia.
Jesteśmy jak ptaki, którym wyrosło tylko jedno skrzydło. Gdybyśmy mieli to drugie, dzieje ludzkości mogłyby wyglądać zupełnie inaczej.
            *

piątek, 23 sierpnia 2013

Świadomość


            Myślenie jest możliwe pod co najmniej jednym warunkiem: że myślimy świadomie. Że jesteśmy świadomi. Nie wierzę w „nieświadome myślenie”. Nawet gdyby takie było, w tym miejscu nie ma to znaczenia. Ważne, że w ogóle istnieje myślenie świadome. I tu pojawia się to, co jest jednocześnie warunkiem i możliwym przedmiotem myślenia. To przedmiot jeden z najtrudniejszych: świadomość.
            Mamy popularną koncepcję świadomości, a biorąc pod uwagę trudność i nieuchwytność „przedmiotu”, raczej metaforę świadomości. Jest to metafora oparta na poglądach na mózg i jego funkcjonowanie, metafora o charakterze scjentystycznym. Są oczywiście inne, alternatywne, ale raczej o charakterze metafizycznym, mistycznym, spirytualistycznym, itp. Załóżmy tu, że są mniej uzasadnione.
            *
            Metaforę naukową nazwałbym ideą „żarówki”. W skrócie, jest to idea, że mózg wytwarza świadomość jak żarówka wytwarza światło, albo jak inne narządy wytwarzają swoje wydzieliny, a ta wytworzona świadomość jest naszym doświadczeniem istnienia różnych form: ciała, doznań wewnętrznych, rzeczy, zjawisk, świata w ogóle. Mózg się rozwija, ewoluuje, aż w pewnym momencie uzyskuje – jak, to inna historia - świadomość, czyli doświadczenie bycia, istnienia „czegoś”: świata w całej jego różnorodności.
            Filozofowie od dawna twierdzili, że świadomość jest zawsze świadomością czegoś (Husserl). Świadomość to rodzaj narządu  - możnaby go nazwać „metanarządem” - spostrzegającego różne przedmioty jako „całość”, jedność. Zdefiniowałem kiedyś świadomość tak, że „być świadomym to być jednym z …”. Wielu współczesnych badaczy to potwierdza (np. Francis Crick – nieżyjący już odkrywca kodu DNA).
            *
            Problemem filozoficznym jest pytanie, czy świadomość jest doświadczeniem istnienia „w ogóle”, bycia – jako oderwanego od poszczególnych bytów – form, zjawisk. Było to przez wieki ulubionym pytaniem filozofów o nastawieniu metafizycznym i dualistycznym.
Odpowiedzi mogą być dwie:
1. istnieje bycie samo w sobie, niezależne od konkretnych form i od świadomości, oraz
2. istnieją tylko konkretne formy, których doświadczamy (jesteśmy świadomi).
Jeśli przyjmujemy pierwszą odpowiedź, stawiamy się poza granicą nauki, więcej – poza granicą racjonalnego myślenia. Dlaczego? Bycie samo w sobie jest poza naszym doświadczeniem. Jest przedmiotem wiary, przedmiotem niefalsyfikowalnym, a w istocie takim który da się pomyśleć, ale nie można go doświadczyć. Czyli paradoks: bycie niemożliwe do doświadczenia? Trochę mało sensowne.
            Pozostaje odpowiedź druga. Świadomość to doświadczanie różnych form, jako całości: bycie jednym z nimi. Gdyby nie było form, nie byłoby świadomości. Widzenie bez światła? Słyszenie, kiedy nie istnieje żaden dźwięk – słyszenie ciszy? Itp. Podobne pytanie można zadać o świadomości: czym jest świadomość bez swoich przedmiotów? Jakie byłoby doświadczenie świadomości, gdyby ich nie było? Jak słuch bez dźwięków, widzenie ciemności? Konkluzja jest taka: tak jak wzrok i słuch wyewoluował, bo istnieją światło i dźwięki, tak świadomość powstała, bo jest rozmaitość przedmiotów doświadczenia: świat, który należy scalić w jedno.
            *
            Sprawa genezy świadomości jest tu drugorzędna. Tu porządna nauka moim zdaniem da sobie radę i kiedyś dowiemy się, jak świadomość powstaje. To, co można dziś przyjąć za rozsądne założenie, to to, że nie ma w mózgu jakiegoś jednego „ośrodka świadomości”, ale podobnie jak doświadczenie „Ja” świadomość powstaje prawdopodobnie jako wynik aktywności złożonej struktury mózgu. Globalna, symultaniczna aktywność systemu wywołuje doświadczenie, że wszystko jest razem, jednocześnie, że jest „jednym”.
            Kiedy budzimy się rano, nawet kiedy jest zupełnie ciemno i cicho, doświadczamy, że jesteśmy, że coś w ogóle jest. Nie mówimy że nasz mózg tworzy to „jest” , wytwarza  „istnienie”. On tego istnienia doświadcza, jest go świadomy. Słowo „być świadomym” jest całkiem podobne  do słowa „widzieć”, słyszeć”, „czuć” itp. Jest doświadczeniem istnienia różnych form. W miarę jak żarówka naszego mózgu się rozgrzewa i rozjaśnia, odnajdujemy te formy w sobie i wokół siebie.
Mózg może doświadczać bycia tak, jak może doświadczać światła, dźwięku i dotyku, czasu.
Kluczem do rozumienia świadomości jest słowo „konkret”. Nie może ona doświadczać bycia abstrakcyjnego, oderwanego od form. Nie może też stwarzać takiego bycia „absolutnego”, samego w sobie. Idea, że mózg wytwarza bycie, jest równie sensowna jak twierdzenie, że burak pisze sonety a ogórek komponuje symfonie.
            *
            Skąd wobec tego bierze się filozoficzne przeświadczenie, że u podstaw naszego doświadczenia, u „fundamentów świata” leży bycie samo w sobie, odrębne od bytów, od form, których świadomie doświadczamy? Odpowiedź może być prosta: właśnie stąd, że nasz mózg doświadcza form bycia i tworzy pojęcie, abstrakcyjną ideę bycia. Może na zasadzie indukcji: skoro taki ogrom rzeczy i zjawisk jest, to może „bycie” też jest? Jako obiekt sam w sobie, niezależnie od innych?
            Zdolność uogólniania, tworzenia pojęć abstrakcyjnych  i operacji na nich jest wspaniałą zdolnością naszych umysłów. Daje nam niezwykłe możliwości przystosowania i skuteczności. Może też stać się pułapką. Zbyt łatwo możemy tworzyć abstrakcyjne pojęcia bez przedmiotów, chore słowa, widma które później nawiedzają nasze umysły i świat. Pojęcie „czystego, absolutnego bycia” jest taką pułapką, pułapką bycia, która więzi nasze myślenie.
            *
            Żyjemy w świecie doświadczalnych konkretów. Istnienie kamienia nie jest „mniej” istnieniem niż „bycie samo w sobie”. Przeciwnie, jest istnieniem bardziej, bo możemy go bezpośrednio doznać, a bycia samego w sobie doznać nie możemy. Możemy tylko myśleć o idei takiego bycia. Konkretny kamień jest w świetle naszej świadomości. Bycie jako takie jest bladym pojęciem.
            Martin Heidegger twierdził, że „dzieje myśli zachodniej to dzieje zapomnienia o  byciu”. To nie było zapomnienie o byciu. O byciu, naszym, ludzkim, nie możemy zapomnieć, dopóki żyjemy, bo po prostu jesteśmy. Nie potrzebna nam pamięć, wystarczy świadomość bytów. Natomiast o byciu jako abstrakcyjnym, zmyślonym pojęciu, warto zapomnieć. Tracenie życia na wymyślanie urojeń z którymi się potem zmagamy jak z upiorami, to kiepski pomysł.
            Potknięcie się o polny kamień jest lepszym doznaniem życia niż czytanie „Sein und Zeit”. Myślę, że filozof by mi tę opinię wybaczył.
I chyba by mnie zrozumiał.

            ***

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Kajdany, które nas więżą mogą być materialne lub umysłowe. Materialne odczuwamy wyraźnie, jeśli ktoś nam je nakłada bronimy się, walczymy. Kajdany umysłowe są miękkie, delikatne, nakładane są powoli i bezboleśnie. Czujemy się w nich dobrze, zwalniają nas z konieczności myślenia, trudnych decyzji, konfrontacji z problemami, znieczulają ból istnienia, dają poczucie porządku i bronią przed grozą chaosu. Bronimy się wtedy, kiedy ktoś chce z nas te kajdany zdjąć, jakby nas obdzierano ze skóry. Kochamy umysłową niewolę.
            *

czwartek, 15 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Nie uczmy ludzi tego na czym polega ich rozwój, sukcesy i szczęście. Dajmy im tylko wolność i możliwości, a oni określą to sami - i będą do tego dążyć.
Szczęście zaprojektowane dla nas odgórnie jest jak jedzenie wystawnego obiadu, który ktoś nam zafundował w momencie, kiedy akurat chce nam się rzygać.
            *

poniedziałek, 12 sierpnia 2013


@ MYŚL DNIA.    Głównym celem władzy i pieniędzy jest zabezpieczanie interesów tych, którzy mają władzę i pieniądze.
Może to jest to słynne perpetuum mobile?
            *

sobota, 10 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Dawno temu na świecie żyli ludzie i były różne instytucje, które ludzie tworzyli dla swoich potrzeb. Dziś zostały same instytucje i ci, którzy są od nich zależni: klienci, petenci lub pacjenci. Ludzi już nie ma, gdzieś zniknęli.
            *

czwartek, 8 sierpnia 2013


@ MYŚL DNIA.   Za bilety do nadprzyrodzonych  rajów płacimy tu, na Ziemi. Najczęściej słono, nie tylko pieniędzmi. W dodatku jeszcze żaden klient nie wrócił, żeby nam powiedzieć, czy warto.
Najlepszy biznes to sprzedawanie urojeń. 
Uczcie się, młodzi.
            *

wtorek, 6 sierpnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Definicja świata? Pamiętam jedną. W swoich dziennikach Albert Camus cytuje jakiegoś średniowiecznego imama muzułmańskiego: 
"Świat to kupa ścierwa. Ktokolwiek chce jego skrawka, będzie żył z psami." 
Szukałem lepszej definicji. Jak dotąd, nie znalazłem.
          *

poniedziałek, 5 sierpnia 2013


@ MYŚL DNIA.    Bywają ludzie jak baloniki. Kiedy są nisko przy ziemi, są mali. Kiedy uda im się wznieść trochę wyżej, zaczynają się rozszerzać, powiększać objętość, nadymają się błyskawicznie. Dzieje się tak nie dlatego, że wewnątrz nich jest coś wartościowego, co się powiększa. To wokół nich jest próżnia, w której ich wnętrze, ich ja może się rozdymać. Aż wcześniej czy później pęknie. Często zostaje po nich smród.
            *

piątek, 2 sierpnia 2013

@ MYŚL DNIA.   Wszelkie idee medytacji, samoświadomości, uważności, itp. można sprowadzić do jednej zasady: 
Bądź tu, gdzie jesteś.
            *

czwartek, 1 sierpnia 2013

@MYŚL DNIA.   Czy życie może być żartem? Czyim? I po co? Kogo miałby śmieszyć ten żart? Kto się z niego śmieje?
            *

piątek, 26 lipca 2013

Jedno pytanie

            Mam chyba pewną (mam nadzieję, że łagodną) obsesję na punkcie pytań. O pytaniach pisałem tu wielokrotnie. Zgadzam się z tym, że zadawanie pytań jest ciekawsze niż udzielanie odpowiedzi. Pytanie jest oznaką refleksji, zastanowienia nad życiem, zdziwienia. To jest ta refleksja, bez której, jak podobno Sokrates mówił, życie nie jest warte aby je przeżyć. A – znów przypomnę – Heidegger nazwał pytanie „pobożnością myśli”. W tym sensie nawet ateista - może zwłaszcza on – powinien być pobożny.
            Pytanie pytaniu nierówne. Ile tych pytań możemy zadawać? Oprócz pytań trzeba jeszcze żyć praktycznie, coś robić, bo inaczej będziemy jak ta słynna filozoficzna stonoga, którą zapytano, skąd wie, którą nogę ma podnieść po dziewięćdziesiątej piątej? – a stonoga zaczęła myśleć, aż zdechła z głodu. Tak, refleksja nad życiem wymaga poświęceń, czasem wręcz ofiary z życia. Pytania wobec tego muszą podlegać pewnej ekonomii, nie może ich być za dużo i muszą być ważne, najważniejsze. Nie można tylko pytać, trzeba jeszcze żyć.
            A gdyby tak ktoś nam zagwarantował, że odpowie nam absolutnie dokładnie na jedno pytanie, które mu zadamy, ale tylko na jedno? Jakie to byłoby pytanie?
            *
            Niedawno przypomniałem sobie bardzo starą zagadkę, znaną w różnych wersjach, ja akurat znam wersję „tybetańską”. To jest tak. Gdzieś w Tybecie, w Himalajach, samotny pielgrzym wędruje do ukrytego w górach klasztoru, w którym chce znaleźć oświecenie. Nie wie, gdzie ten klasztor jest, wie tylko tyle, że w pewnym miejscu górska ścieżka, którą się wspina rozwidla się i nie wiadomo, którą drogę wybrać, bo jedna prowadzi do klasztoru, a druga kończy się podstępną przepaścią i niechybną śmiercią. Na szczęście, na rozwidleniu ścieżek stoi lama z klasztoru. Jest niemową i nic nam nie powie, ale może wykonać tylko jeden gest, pokazujący drogę – w lewo, albo w prawo. Trzeba mu zadać jakieś pytanie, na które da nam dobrą odpowiedź. Jednak sprawa jest trudniejsza. Mnich może być mnichem zwanym „czarnym” albo „białym”. Czarny zawsze kłamie i daje błędną odpowiedź, biały jest prawdomówny i zawsze pokazuje prawdziwą drogę. Problem w tym, że nigdy nie wiemy, który mnich jest którym, czy to „czarny” czy „biały”? Jakie pytanie należy zadać, żeby uzyskać prawdziwą i jedynie wartościową odpowiedź? Jakie? Pomyśl. I zapytaj mnicha. Powtarzam: on może wykonać tylko jeden gest. Nic więcej. Pytanie musi być absolutnie trafne. Trzeba znaleźć właściwą drogę. Więcej pytań nie będzie. Odpowiedzi też nie.
            Rzeczywiście, znalezienie dobrego pytania jest trudniejsze, niż udzielenie odpowiedzi na nie. Są takie pytania, które nie dotyczą tego czy „być albo nie być”. Są to pytania, których zadanie w życiu może decydować o naszym być albo nie być. Myślę, że takie pytania nie dotyczą tylko poszczególnych ludzi. Być może takie pytania muszą się stać treścią współczesnej kultury, muszą je zadać ludzie „w ogóle”, ludzkość – jeśli chce być.
            *
            Każdy z nas jest takim pielgrzymem jak ten z opowiastki. Dążymy do jakiegoś „klasztoru”, najważniejszego celu. Edenu? Shangri-La? Elizjum? Nieba? Raju? Spełnienia? Zbawienia? Samorealizacji? Jakie jest nasze pytanie, które chcielibyśmy zadać jakiemuś naszemu lamie?
            Być może każdy z nas dojdzie kiedyś do miejsca, w którym ścieżka się rozwidla i nie będziemy wiedzieli, którą wybrać. Na rozstaju będzie stał milczący mnich, który może wykonać tylko jeden gest: w lewo, albo w prawo. Nic więcej. Trzeba będzie mu jednak zadać pytanie, jedno pytanie. Jakie?


czwartek, 25 lipca 2013


@ MYŚL DNIA.   Stworzyliśmy świat, 
w którym najważniejsze stały się rzeczy.
Diagnoza: za dużo wszystkiego.
Recepta: zmniejszyć, uprościć, usunąć.
            *

środa, 24 lipca 2013


@ MYŚL DNIA.    Ludzie umierają, oczywiście. Najczęściej na jakieś konkretne choroby i zaburzenia lub wypadki i inne nieszczęścia. W krajach i kulturach takich jak Polska ludzie umierają często ze strachu. Z bezustannego, podskórnego strachu. Jesteśmy wychowani w kulturze strachu, w której - może ze względów historycznych - wszystkiego i o wszystko należy się bać. Więc się boimy, a potem umieramy.
Postęp kultury to wolność od strachu. Wolność od strachu to warunek wolności w ogóle.
Przestań się bać, a będziesz wolny.
            *

poniedziałek, 22 lipca 2013

@ MYŚL DNIA.   Pisanie? Książki, artykuły, eseje, cokolwiek, to jak dym ze zgasłego ogniska,  samo w sobie bez znaczenia, bez wartości. Ważne jest tylko to, co naszym życiem piszemy na życiu innych ludzi, którzy są jak papier lub  - nowocześniej - dyski naszych komputerów. Tylko zapisy na tych ludzkich dyskach są ważne; przez jakiś czas, ulotne, nietrwałe, jednak są. Papier zostaje, ale nie ma znaczenia. Ludzie przemijają, ale coś znaczą. 
            *

piątek, 19 lipca 2013


@ MYŚL DNIA.   Dawno, dawno temu byliśmy prymitywnymi, półdzikimi i drapieżnymi zwierzętami. Jednak mieliśmy cechy, które pozwoliły nam stworzyć kulturę. Kultura działała jak hamulec, kaganiec nałożony na naszą zwierzęcość. Okazało się to na dłuższą metę męczące. Wobec tego zaczęliśmy przekształcać kulturę tak, że przestaje ona już dławić tkwiące w nas zwierzę. Kultura je teraz usprawiedliwia.

            *

środa, 17 lipca 2013

@MYŚL DNIA.   Życie to skok z samolotu, bez spadochronu. Może to być zabawne, jeśli nie wiemy, że na dole jest ziemia.

            *

poniedziałek, 15 lipca 2013

@ MYŚL DNIA.   Myślenie bywa ucieczką od problemów, których nie umiemy rozwiązać przy pomocy myślenia. Ucieczka w myślenie.
               *

niedziela, 14 lipca 2013

@MYŚL DNIA.   To, kim jesteśmy, niekoniecznie wynika z tego co kochamy, z czym się zgadzamy i utożsamiamy. Równie dobrze z tego, czego nienawidzimy, z czym walczymy i co chcielibyśmy zniszczyć.  Definiują nas nasi wrogowie.

            *

środa, 10 lipca 2013


@ MYŚL DNIA.   Ewolucja ludzkości to pełzanie po dnie. Postęp polegałby na wynurzeniu się na powierzchnię, tylko nikt nie wie jak to zrobić. I właściwie nie wiemy, gdzie jest powierzchnia. Pomyliliśmy kierunki góra – dół.
            *

poniedziałek, 8 lipca 2013

~

@MYŚL DNIA.   Filozofia? Najlepsze, co może dać filozofia, to pokazać nam, że możemy zmienić nasze życie dzięki myśleniu. Tylko, czy myślenie to rzeczywiście silny czynnik zmiany? Czy to myślenie zmienia świat na lepsze?
Jeśli nie myślenie, to co?
            *

czwartek, 4 lipca 2013

Reforma edukacji

            Często się dziś dyskutuje o edukacji, o kryzysie i problemach w tej dziedzinie. Mało kto rozumie sytuację w nauce i tak zwanej oświacie. Najlepsza definicja to ta, że „oświata to rzucanie fałszywych pereł przed prawdziwe wieprze”.  Nie wiem, kto jest autorem, ale to geniusz.
            Cytowana definicja sugeruje projekt reform. Jest logiczny, składa się z trzech kroków:
1. trzeba znaleźć prawdziwe perły
2. trzeba wymienić wieprze na lepsze
3. trzeba wymienić tych, którzy rzucają.
            Wobec powyższego, sytuacja jest raczej jasna. Reformy edukacji nie będzie. Dajmy sobie spokój. Trzeba się zająć, póki jeszcze można, likwidowaniem szkód, które edukacja powoduje w społeczeństwie.
        
            ***

środa, 3 lipca 2013

~

@MYŚL DNIA.   Gdyby w życiu ważny był tylko cel, himalaiści latali by na Mt. Everest helikopterem.

            *

sobota, 29 czerwca 2013

Pustynie, granice, drogi...


[ten tekst, jak kilka innych, był kiedyś publikowany w piśmie »Gestalt«. Było to dawno i dziś nie zgadzam się już z wielu własnymi, „psychologizującymi” myślami. Zamieszczam to, bo w komentarzu do posta poniżej pani K. mówi o granicach, jako czymś ważnym. Też tak dalej myślę: niech ten tekst będzie moim głosem w rozmowie].

            Świat zaczął się od stworzenia granic. Bóg oddzielił światło od ciemności. Jednak zrobił to niedokładnie (nie dziwmy się - miał na wszystko tylko sześć dni). Stąd między światłem a ciemnością jest ogromna przestrzeń szarości, półmroku, o różnych odcieniach. My poruszamy się w tym półmroku. Jeśli chcemy pokazać dokładnie,  w którym miejscu światło zmienia się w ciemność, jesteśmy skazani tylko na własną decyzję. I tego nic już nie zmieni. Zostaliśmy wygnani z raju, miejsca bez granic...
            *
            Nasz świat jest zbiorem przedmiotów i zdarzeń, procesów i właściwości, pomiędzy którymi granice i przedziały są szare, niejasne. Jest to świat zbiorów rozmytych. A przecież działając, musimy mieć granice, umożliwiające decyzje, musimy wiedzieć, gdzie jest to a gdzie nie-to, bo tylko wtedy wiemy kiedy robić tak a kiedy nie-tak. Brak granic paraliżuje, rozmycie między dobrym i złym prowadzi do rozmycia między działaniem a niedziałaniem. Brak granic to problem, to dla niektórych horror. Boją się panicznie pustej przestrzeni, nie pokreślonej liniami i podziałami. Wszyscy cierpimy na agorafobię, tylko jedni z nas boją się przestrzeni materialnej, inni - niematerialnej. Być może ta „zwykła agorafobia” jest symptomem tej drugiej, symptomem lęku przed światem bez granic. Jesteśmy w sytuacji eksperymentalnego psa, który nauczył się reagować inaczej na koło a inaczej na elipsę, a później eksperymentator zaczął stopniowo zmniejszać różnicę między kołem a elipsą. Wielu z nas już dziś nie wie, czy cały świat to już koło, czy jeszcze elipsa? Lub odwrotnie. Tak jak różne psy w laboratorium, różnie radzimy sobie z tym problemem braku granic. Niektórzy nie radzą sobie w ogóle - są ofiarami granic, ich braku, nieumiejętności ich wyznaczenia lub przekonania, że tylko oni są powołani do wyznaczania granic.
            *
            Według stosunku do granic moglibyśmy zdefiniować inaczej tradycyjną psychopatologię. W tym nowym ujęciu głównym kryterium zaburzenia lub choroby byłaby rola granic. Powstałyby takie oto opisy:
Neurotyk  - paraliżowany strachem przed przekroczeniem granic, przepełniony winą i wstydem, że je gdzieś, kiedyś, przekroczył, naruszył. Jego granice są dotkliwe, sztywne, ich dotknięcie sprawia ból, neurotyk wciąż myśli o tym aby się do nich nie zbliżyć za bardzo lub by zbudować je dokładnie tam, gdzie trzeba, należy, powinien.
Paranoik - budujący granice, uszczelniający je, ciągle baczny na to, kto i gdzie je przekracza. Bezustannie widzi tych, którzy chcą przeniknąć w jego kierunku, podejmują wyrafinowane i zawiłe starania aby granice złamać, przeniknąć, rozmyć. One tymczasem muszą być mocne i wyraźne, dlatego jest podejrzane, jeśli zaniedbuje się je. Świat to różne światy: wewnątrz i zewnątrz, poza granicami, ja - oni,  my - wrogowie, my - obcy.
Schizofrenik - nie mający granic i cierpiący z tego powodu, nieistniejący, rozproszony, niespójny, nieoddzielony od  nie-siebie. Byt przepływający chaotycznie z jednego obszaru w drugi, mieszający różne światy, języki...
Chory na depresję - ten, w którym smutek wyszedł z właściwych mu granic, stał się „nie na miejscu” i zajął miejsce innych uczuć, wdarł się w ich obszary, granice okazały się za słabe dla niego. To człowiek nie dysponujący granicami odpornymi na smutek lub lęk, jego granice wewnętrzne wykonane są z materiału, który rozpada się przy zetknięciu z tymi uczuciami.
Psychopata - nic nie wiedzący o granicach. Nie ma ich poczucia. Jest jak ślepy nietoperz pozbawiony swojego radaru. Słyszy, że inny mówią o granicach, jest tym zainteresowany, chciałby wiedzieć, czym one są, jednak nie czuje tego. Zadzwoni do ciebie w środku nocy, kiedy śpisz, żeby zapytać co słychać - czy rzeczywiście istnieje jakaś granica między dniem a nocą? Wypchnie cię z jadącego pociągu, bo właściwie „zewnątrz” i „wewnątrz” nie różnią się tak bardzo, nie widać granicy pomiędzy nimi. Tak jak pomiędzy życiem i śmiercią.
            *
            Nie umiemy istnieć bez granic. Zawsze przecież one nas otaczają. Co to znaczy „bez granic”? Żeby być sobą, takimi jakimi chcemy być, potrzebujemy granic, są one konieczne do naszego istnienia. Bez nich rozpadamy się, znikamy, nie mamy naszego drogocennego „ja”: przecież ja to głównie granica: po jednej stronie „ja”, po drugiej - „nie ja”.  Nawet jeśli to wiemy, pojawia się cięższy problem: jeśli granic nie ma, nie widzimy ich, to kto ma je ustanowić, w których miejscach je wytyczyć? Kto je konstruuje, określa ich elastyczność, przenikliwość, twardość?
            Granice są naszym problemem. Problemem egzystencji, praktyki, życia codziennego, terapii. Są wszędzie. Musimy je, chcąc nie chcąc, tworzyć, przekraczać, omijać. Dzięki granicom dokonujemy transgresji, przypisanej niemal do naszej istoty. Problem granic jest jednym z podstawowych problemów egzystencjalnych, choć, ciekawe, jakby go nie zauważamy. Jest problemem zbyt dużym, abyśmy go mogli zobaczyć w całości.
            *
            Niektóre granice są wbudowane w świat fizyki i przyrody: znamy je jako ograniczenia, granice naszych pragnień sił, możliwości. Poza granicami naturalnymi otaczają nas granice dodane przez innych ludzi lub przez nas samych. Wiadomo: ludzie dzielą się na tych, którzy wszystko dzielą na dwie kategorie, i na tych, którzy tego nie robią.
            Oprócz natury i nas samych nikt nam już granic nie stawia. Bóg - pierwszy twórca granic - podobno umarł. Jeśli tak, to jednocześnie z Bogiem - konstruktorem i strażnikiem granic, upadł zewnętrzny czynnik dyktujący nam granice; niektórzy z nas jeszcze o tym nie wiedzą, nie wiedzą, że teraz nam przypada obowiązek mówienia sobie: stąd - dotąd, tyle - dość, itp. A więc znów jesteśmy w roli Boga, który oddzielał: światło od ciemności, ziemię od wody, rajski ogród od reszty stworzenia...  Wielu nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jak ciężki to obowiązek i jak trudno będzie nam się go nauczyć. Jak trudno żyć, kiedy odpowiedzialności nie można już przesunąć na kogoś.... Nie tylko neurotyk i człowiek chory nie może unieść brzemienia, jakim jest zadanie wytyczania granic. Praktycznie każdy z nas tego nie umie - dlatego szukamy kogoś, kto nam da granice, kto nas ograniczy. Samoograniczanie jest równie charakterystycznym rysem człowieka, jak przekraczanie granic.
            *
            Codziennie spotykamy specjalistów od granic, którzy chcą nam pomóc: stawiają granice. Burzą je i usuwają. Tłumaczą, że granice są fikcyjne lub wymyślone, mocniejsze niż myślimy lub nie ma ich wcale. Dla egzystencjalnego pomocnika i terapeuty ważne jest pytanie: którym ludziom należy granice stawiać, wytyczać, a którym - burzyć? Komu wytłumaczyć, że granica to twardy kamienny mur, a komu - że granica to tylko życzliwy napis: w tym miejscu bądź ostrożny? Kogo z nas niszczą granice lub ich nadmiar, a kogo niszczy ich brak? Pomylenie tych pytań lub błędna odpowiedź to błąd w sztuce. A więc pytajmy przy każdym przypadku: czy psychoterapia to uczenie granic? Czy braku granic?
            *
            Z przypowieści Zen: mnich mówi: patrz, flaga się porusza. Na to drugi: nie, to wiatr się porusza. Przechodzący patriarcha: Ani wiatr, ani flaga. To umysł się porusza.
Wobec tego, co jest wewnątrz, a co zewnątrz? Umysł na wietrze? Wiatr w umyśle? Na czym polega różnica?
            Widzimy i odczuwamy mocno granice na zewnątrz nas. A jednak są one mniej wyraźne niż sądzimy: świat zewnętrzny przenika w nas - tak jak powietrze, którym oddychamy: czy jest ono czymś zewnętrznym, czy wewnętrznym? Czy nasze zmysły są „sondą” sięgającą w świat zewnętrzny, czy też ten świat wnika do wnętrza naszych umysłów? Czy świadomość jest „wewnątrz” czy „zewnątrz”? Czy świadomość można pogodzić z granicami? Pokusiłem się kiedyś o swoją definicję świadomości: określiłem ją  jako „bycie jednym z....”, jako nieobecność granic. Im mniej granic, tym więcej świadomości? Wciąż nie jestem tego pewny, jednak wiem, że możemy uzyskiwać świadomość większą, silniejszą, a jest to jednoznaczne z tym, że doświadczamy „bycia jednym z” coraz większą liczbą rzeczy, obszarów, ludzi... doświadczamy ich jako jedno. Jeśli jesteś jednym z..., łatwiej ci postawić sobie inne granice: granice własnej złości, nienawiści, strachu. Czy będziesz agresywny wobec tego, czego jesteś częścią, co jest tobą? Taki paradoks - lub może rzecz oczywista: usuwanie jednych granic ułatwia stawianie innych.
            *
            „Wszystko jest dla mnie obce, włączając w to większość mnie samego” (John Fowles). Być może ostrzejsze są granice nie zewnątrz nas, lecz wewnątrz, tylko że tych ostatnich nie odczuwamy tak mocno, nie wiemy gdzie są, i co jest poza nimi. I to jest ważne: najsilniejsze są granice, których nie odczuwamy. Najpierw trzeba je odczuć, doświadczyć, żeby je przekroczyć lub pokonać. Dlatego tak ważne są doświadczenia bezsilności, bezradności w życiu: po tych doświadczeniach wiemy, gdzie są granice - i możemy je obalać lub przekraczać - jeśli mamy odwagę. Lub pozostać wewnątrz naszych granic.
            *
            Zdolność samoograniczania jest obosieczna: hamuje to, co mogłoby nas zniszczyć. Hamuje też nasz rozwój, nasze możliwości. Niedobre jest budowanie granic od góry, nad naszą głową. Chodzimy wtedy całe życie zgarbieni: boimy się uderzyć głową w twardy sufit tuż ponad nami. Może rzeczywiście ciało niektórych ludzi wyraża fakt, że żyją oni w piwnicach? Przekonano ich kiedyś: wyżej siebie nie podskoczysz.
            *
            Granice są źródłami wojen, wewnątrz i zewnątrz nas, dosłownie i w przenośni. Trzeba je ustawiać ostrożnie. Nie możemy tego robić sami - ale do jakiego rozjemcy się odwołać? Świat dzisiaj jest światem ludzi inaczej definiujących swoje granice. Właśnie to, że każdy z nas ma swoje, staje się problemem: kiedyś, dawno, granice były niemal w całości wspólne, dziś istnieją indywidua i małe grupki żyjące w innych granicach: moralności, tego, co można i nie można, co dobre i złe, co wartościowe i nie. Każdy z nas ma swoje granice, wewnątrz siebie i na zewnątrz, przez całe życie przesuwa je, dopasowuje, i nie wiadomo kiedy wkraczamy w granice cudze, a to już rodzi problemy...
            Jeśli nie ma w sprawach granic najwyższych autorytetów, musimy robić to, co robią państwa i narody: jeśli wejdą w spór graniczny, mają do wyboru wojnę albo negocjacje. To samo mamy do wyboru wszyscy: granice ustalają ci, którzy są po obu stronach; nigdy ten z jednej strony. Granice nie tylko dzielą, ale  łączą. Jeśli ktoś zmienia granicę dookoła siebie, zmienia też granicę dookoła swojego sąsiada. Praktycznie wszystkie granice mają charakter społeczny. Rodzimy się w świecie skonstruowanym przez kogoś. Jakkolwiek mgliście, doświadczamy natychmiast granic: przyjemne - przykre, jasne - ciemne, złe - dobre. Osoby znaczące to te, które pokazują nam, gdzie przebiegają granice. My tych granic nie widzimy, ale wierzymy, że granice są i potem zaczynamy je widzieć. Niektórzy z nas dorastają do samodzielności i widzą, że granice są złudą i że oni mogą je przeprowadzić inaczej - nawet jeśli tym z drugiej strony granic się to nie podoba. W tym ostatnim przypadku wracamy do punktu wyjścia: wojna - albo rozmowy.
            *
            Wyobrażam sobie psychologię i psychoterapię jako praktyczną sztukę ustanawiania i zmiany granic w życiu ludzkim. Jesteśmy (lub niektórzy z nas są) nomadami, pionierami z Dzikiego Zachodu (lub z jakiejkolwiek innej dzikiej okolicy, czyli takiej, gdzie nie ma granic - podobnie jak w raju), z pustyni. Działamy zgodnie z zasadą: gdzie my - tam nasze granice. Niektórzy wędrują tak całe życie, nie przejmując się granicami. Czasami brak granic męczy ich lub niszczy, gubią kierunek, wołają o pomoc, giną na pustyni. Większość z nas staje się z biegiem czasu spokojnymi osadnikami i widzi granice wokół siebie jako istniejący „od zawsze” - twór natury. Dla jednego człowieka pustynia jest barierą. Dla innego - drogą.

            ***