piątek, 15 lipca 2011

Zdefiniuj się



Znów o definiowaniu. A przecież bycie takim niezdefiniowanym to wolność!
dr Paweł K.
Myślałeś kiedyś o tym, żeby się zabić? Jasne, że tak. Wszyscy o tym czasem myślimy. To tak jak z onanizmem: wszyscy to robią, ale jeszcze nie było nikogo na świecie, kto by się do tego przyznał. Nieważne, mniejsza o onanizm. (jak ktoś „to” robi, proszę wpisać się na listę – będziesz pierwszy). Wróćmy do tematu. Tak, łatwiej się przyznać do myśli samobójczych, dlaczego, nie wiem. Jak myślałeś żeby się zabić, to nie rób tego, proszę cię, nie warto. Jest prostszy sposób. Stwórz odpowiednią definicję siebie.
*
Zauważyłem, że jak się myśli czy pisze o pewnych sprawach, to one zaczynają się same rozwijać, żyć, zmieniać tak, że mnie to samego zaskakuje. Same siebie tworzą. I o to właściwie chodzi… Pojawił się temat, tam niżej (zajrzyj, warto – a te komentarze! Jeden przyjąłem jako motto)  – myśli o definicjach i od razu definicje zaatakowały (mnie, intelektualnie, jako problem). Jest takie porównanie myślenia do wyciągania korka z waty z butelki – jeszcze takie bywają. Kłębek waty jest zbity, twardy, siedzi gdzieś głęboko w butelce, nie wiemy jak go wyjąć. Ale wystarczy chwycić jedną nitkę i spokojnie, powoli pociągać: wtedy chwycimy drugą, trzecią nitkę i za chwilę korek wyciągnięty. To ma coś wspólnego z definicjami, z myśleniem w ogóle.
*
Życie jest ruchem. Definicje zabijają ruch. Albo życie, albo definicje. Jeśli coś zdefiniujemy, albo przyjmiemy cudzą definicję, albo pozwolimy się komuś lub czemuś zdefiniować, to tak jakbyśmy zostali unieruchomieni, zabici. Zdefiniowani, jesteśmy jak motyle przyszpileni do jakiejś gabloty. Skończeni. Martwi. Dead. Definicja jest jak Domestos: zabija wszystko. Na śmierć. (hej producenci Domestosu, to reklama, nie kumacie? A jakaś kasa dla mnie – gdzie?!). Wróćmy do tematu. Postuluję: nie pozwólmy się definiować. Sposób jest dziecinnie prosty. Jeśli zauważamy, że ludzie nas definiują w określony sposób, zróbmy jak najszybciej coś, co zaprzecza tej definicji. Unik. Wymyk. Wschodnie sztuki walki: walki z definicjami.
Albo jeszcze inaczej: postarajmy się, żeby ludzie nas zdefiniowali jako "świrów". Świr to ten, którego nie można zdefiniować, bo wymyka się definicjom i można się po nim spodziewać wszystkiego. Wtedy, ponieważ jesteśmy świrami, wolno nam więcej, nikt nas nie krytykuje, nie zabrania, ludzie są na ogół tolerancyjni. Poprawność polityczna. Mówią: no tak, przecież to świr. Dają nam spokój w wielu sprawach. Więcej, mówią: tak, świr to i głupi, gada głupstwa, nie warto się tym przejmować, to bzdury. Być świrem: piękna definicja.
Pytanie: jak w dzisiejszym świecie zasłużyć na miano świra? Jak to zrobić? Dziś wszystko jest możliwe, dozwolone, tolerowane. Świrów jest mnóstwo. Być może wszyscy nimi jesteśmy. A jeśli nie, to czy są jakieś szkolenia pod hasłem: jak być świrem? Zwłaszcza dla menedżerów, chociaż nie, ci to prawdziwe świry, bez szkoleń. Jeśli takich szkoleń nie ma, zachęcam do ich stworzenia. Chętni będą walić drzwiami i oknami. Mówię poważnie, choć oczywiście jestem świrem.
*
Wniosek: nie jest ważne kim jesteś. Ważne, jaka jest twoja społeczna definicja. Nawet więcej: jesteś tym, kim jest twoja społeczna definicja. Jak inni cię definiują. Jaką pieczątkę ci przybiją na łeb. Ważne, żeby umieć stworzyć i przekazać innym definicję siebie. Czyli: nie pozwól, żeby inni cię definiowali. Wtedy mają cię w garści. Na szpilce. Podrzuć im własną definicję siebie. Oto prawdziwa sztuka. Już Machiavelli to rozumiał. A pod osłoną pewnych definicji możesz sobie żyć spokojnie, mądrze i twórczo. I to jest piękne w definicjach. Jeśli je sam stworzysz.

***

9 komentarzy:

  1. Ha ,ha ha! dobre!.....!#

    OdpowiedzUsuń
  2. ..."Podrzuć im własną definicję siebie" , ale jak ten obraz utrzymać bez szkodzenia samemu sobie...
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  3. AAA zostałem dawcą maksymy!!!

    Jest jeszcze jedno lekarstwo - przedefiniowanie - nadanie sobie tylu definicji że "czacha dymi" i ostatecznie nie zostajemy zdefiniowani. Można jeszcze dodać definiowanie sekretne - definiujemy się tak że nikt tego nie rozumie przez co de facto pozostajemy nie zdefiniowani. Goffman twierdził życie składa się z występów a w każdym z nich gramy jakąś rolę. Nie ma prawdziwego "Ja".


    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  4. ....czyli jesteśmy świrami,jak zauważył Marek
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  5. aaa, dawca! też coś. Nic nie dał, sam wziąłem ale kreuje się na "dawcę"! Widzicie?! to jest przykład definiowania się, i to jaki perfidny. Mam rację, moja idea się potwierdza. Podłość ludzka nie zna granic. Od pana K. Machiavelli mógłby się uczyć. Nieważne.
    Co do reszty, to zgoda. Definiują nas konteksty, struktury w których tkwimy, nasi widzowie, słuchacze, itd.
    Przychodzi mi do głowy taka historyjka: mamy wybitnego uczonego, geniusza, trzykrotnego noblistę, Einsteina do kwadratu, np. fizyka. Jest podziwiany przez świat, uwielbiany jako największy umysł wszechczasów. Załóżmy, że ten geniusz leci samolotem po kolejną nagrodę. Samolot spada i rozbija się w kompletnie dzikiej dżungli, wśród tubylców o specyficznych upodobaniach kulinarnych. Uczony przeżywa bez szwanku i zostaje zaprowadzony do wioski tubylców. Jest osobą nieco korpulentną, z pewną nadwagą, rumiany i apetyczny. Przez tubylców zostaje natychmiast zdefiniowany jako wyjątkowo smakowita (białe mięso?) kolacja dla całej wioski. Pytanie: cóż może zrobić uczony, aby zmienić definicję siebie na jakąś inną i narzucić ją miejscowym smakoszom?
    Powtarzam: definicje to potęga.
    Ps. Bohatera tej fikcyjnej historyjki moglibyśmy dla wygody nazwać np. doktorem K., jednak zaznaczam, że wszelkie podobieństwa i skojarzenia są absolutnie przypadkowe i niezamierzone. A co, nie wolno być doktorem K.?

    OdpowiedzUsuń
  6. o zdaniu Grażyny: można powiedzieć, że "świrami" w znaczeniu "skoro jesteśmy wszystkim, to jesteśmy nikim". Albo i odwrotnie: jeśli jesteśmy nikim, to możemy być wszystkim. Mnie to wcale nie przeraża.

    OdpowiedzUsuń
  7. .....mnie to nie przeraża,już nie !!! w moim wieku mogę sobie na ten luksus pozwolić bycia z CALA SWIADOMOSCIA i Z WLASNEGO WYBORU SWIREM , choć ze względu na dobro społeczne i jego zdrowie psychiczne nie ogłaszam tego ....
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmmm gdyby nie wskazany geniusz doktora K to myślałbym że to przytyk do mnie. A tak to się zastanawiam o kogo chodzi? O Jarosława Kaczyńskiego??


    Paweł

    PS. Ten komplement z Machiawellim uuuhhh dzięęęęęęki.

    P

    OdpowiedzUsuń
  9. kojarzy mi się jeszcze Gombrowicz i jego ucieczka z gęby w gębę.
    i taka myśl pytająca - czy jak się zostawi definicję obojętnie, to ona sama odpadnie? czy obojętność to już forma samodefiniowania...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.