piątek, 30 września 2011

@ MYŚL DNIA.   Czasami wylicza się, że życie to: praca, zabawa, wypoczynek, sen i tym podobne.
Życie to również czekanie. Na co? 
Pytanie "na co czekasz?" nabiera głębszego sensu.
*

środa, 28 września 2011

@ MYŚL DNIA.   Należy się cieszyć z tego, 
że ludzie mają mnóstwo problemów. Dlaczego? Dlatego, że te problemy wynikają głównie z braku problemów prawdziwych.
*

poniedziałek, 26 września 2011

Jelito psychiczne albo dziurawe wiadro umysłu


I can’t get no satisfaction
The Rolling Stones
Nastolatki ze smartfonami w rękach wynoszą pełne walizki ubrań z H&M i dyskutują, czy najpierw splądrować drogerię, czy sklep z butami - oto współcześni londyńscy rewolucjoniści. Dzieci konsumpcji zwróciły się przeciwko fundamentom demokracji i porządku publicznego.  » więcej
Mózg jest tworem materialnym, wierzę, że tak jak wszystko. Może inaczej: jest takim samym tworem jak wszystko inne, określenie „materialny” jest pozbawione głębszego sensu, to martwe, przeterminowane słowo. Jeśli nie ma różnicy pomiędzy materialnym i niematerialnym, po co używać tych słów?
Wytwory mózgu, umysł i jego zawartość także są materialne/niematerialne, czyli – takie jak wszystko inne. Jeśli tak, to mózg i umysł podlegają prawom fizyki, na przykład drugiej zasadzie termodynamiki. Zasada ta mówi, że izolowany (zamknięty) układ fizyczny dąży do stanu równowagi, co polega na tym, że stopień zorganizowania tego układu, jego porządek, osiąga minimum, a nieporządek, chaos – maksimum. Czyli, skomplikowane rzeczy, niezwykłe, mało prawdopodobne, samoistnie się rozpadają i zanikają, aż wreszcie wszystko jest tym samym, najprostszym, jednorodnym i rozproszonym  chaosem.  Ten chaos to maksymalna entropia: stan takiego rozpadu wszystkiego, w którym nic nie może już bardziej się rozpaść.   
Dzieci budują na plaży babki albo zamki z piasku, cokolwiek. Po paru godzinach budowle znikają, wysychają, obsypują się, nawet jeśli nikt ich nie burzy. Kładziesz jabłko w jakimś zakamarku i zapominasz. Po paru dniach zamiast jabłka masz kupkę spleśniałej zgnilizny.
Umysł podlega tym samym zasadom, co świat materialny, choć wielu ludzi nigdy nie przyjmie tego do wiadomości. Entropia wkrada się wszędzie, w każdy obszar świata, w nasz umysł dokładnie tak samo jak w zewnętrzne przedmioty.
*
Marzysz o pewnym obrazie, który wywiera na ciebie niezwykły wpływ. Wreszcie, stać cię na to, żeby go kupić. Drżącymi rękami wieszasz go na ścianie. Siedzisz i wpadasz w ekstazę zachwytu. Następnego dnia to samo. Potem trochę mniej i mniej. Coraz rzadziej patrzysz na obraz. Czas biegnie. Po paru latach w jakimś momencie patrzysz na ten obraz i myślisz: po co właściwie tu wiszą te bohomazy? Z takimi przykładami nie ma najmniejszych kłopotów. Są ich miliony, miliardy w życiu ludzi.
Wszystkie struktury o których mówimy „umysłowe” również podlegają tej samej zasadzie, prawu. Pamięć: jeśli często nie przypominamy sobie jakichś faktów, nie powtarzamy ich, ślady ulegają zatarciu, często giną bezpowrotnie jeszcze za naszego życia. To samo jest z emocjami: jeśli nie odtwarzamy ich, nie odbudowujemy, zanikają, giną. Umysł jest jak przewód pokarmowy. Coś do niego wchodzi i wychodzi, trzeba go wciąż napełniać nowymi pokarmami, inaczej cierpimy głód nie do zniesienia. Głód wciąż się odnawia. Mamy jelito cienkie, grube, odbytnicę i jelito psychiczne. Psychiczną odbytnicę również. Wydala bez przerwy.
Jednym z najważniejszych doświadczeń ludzkich jest zadowolenie, satysfakcja. Ale satysfakcja podlega takim samym prawom jak wszystko. Także drugiej zasadzie termodynamiki.
Tak jak jedzenia, potrzebujemy ciągle nowych bodźców, doznań, głaskania, nabywania, konsumowania. Nasz umysł to dziurawe wiadro. Napełniamy je zadowoleniem, a ono po jakimś czasie (może ważne jest to „po jakim?”) jest puste. Entropia psychiczna. Jest w tym  jakaś zasada, jakieś prawo. Jakie? Można by to ująć jako regułę spadku satysfakcji:
„Przy stałych elementach sytuacji (wewnętrznych i zewnętrznych) zadowolenie z sytuacji (lub jej składników) stopniowo maleje bez widocznych przyczyn.”
Proponuję tę regułę nazwać „drugą zasadą psychodynamiki”. Jaka jest pierwsza? Nie wiem (pytajcie Freuda, jak zwykle). Nie wiem czy w ogóle jest, dlatego skromnie pozostanę przy „drugiej”.
Ktoś (nie mogę sobie przypomnieć autora) świetnie, choć chyba nieświadomie wyraził drugą zasadę psychodynamiki w powiedzeniu: „Czujesz się dobrze? Nie martw się, przejdzie ci”.
Jeśli jest tak jak mówi ta reguła, to skutki są naprawdę ważne. Gdyby ją wyrazić jeszcze inaczej, to na przykład tak: trwała satysfakcja  z czegokolwiek w życiu jest niemożliwa.
To nie jest pierwsze lepsze twierdzenie. Jeśli jest w jakimkolwiek sensie prawdziwe, to nasza egzystencja jest mizerna. Co mamy do wyboru? Wieczną (no, nie, bez przesady, jednak iluśletnią pogoń za kolejnymi porcjami egzystencjalnej wody, która ma napełnić nasze dziurawe wiadro. Zdobywamy, kupujemy, walczymy; chcemy pełni, spełnienia: ciekawe słowo, prawda? Być pełnym? Pełnym czego? Czym zapełnić jelito psychiczne?
Być może ta pełnia to chimera, urojenie, fatamorgana. Nasze wiadro jest dziurawe. Jego napełnianie to absurd i infantylizm. Trzeba by znaleźć jakiś radykalnie inny sposób na życie. Ale w to nikt nie uwierzy. Wlewamy wodę dalej. Woda wypływa. I zostaje nam tylko pustka, ból istnienia, słynny Weltschmerz. Skurcz psychicznego jelita. Kolka egzystencjalna.
*
Jest pewna nadzieja: może nasza wiedza to ulotne złudzenie, może cała fizyka to tylko kolejny etap urojeń na temat świata i zasady termodynamiki okażą się również kolejnym błędem, urojeniem? Jak też już ktoś powiedział, być może księżyc to tylko kawałek żółtego sera? Wtedy druga zasada psychodynamiki też będzie błędem, cały ten tekst bzdurą, a my powinniśmy dążyć do zadowolenia, do pełni, do szczęścia… Nie słuchać żadnej wiedzy, zwłaszcza tej niemiłej. Słuchać głosu serca. A ten głos mówi, że szczęście jest tuż, tuż…I właściwie, to wszyscy tego głosu słuchamy. Dlatego uparcie twierdzę, że wiedza nie ma znaczenia. Pragnienia są ważne. Wiedza sobie wie. Ale to pragnienia pragną.

            ***     


piątek, 23 września 2011

@ MYŚL DNIA.  Człowiek to maszyna, która wytwarza niezadowolenie z tego, co jest.
*

wtorek, 20 września 2011

Błędy



A widząc Pan, że wielka była złość ludzka na ziemi, a wszystko zmyślanie myśli serca ich tylko złe było po wszystkie dni;      Żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi, i bolał w sercu swem. I rzekł Pan: Wygładzę człowieka, któregom stworzył, z oblicza ziemi, od człowieka aż do bydlęcia, aż do gadziny, i aż do ptastwa niebieskiego; bo mi żal, żem je uczynił. Księga Rodzaju, rozdział 6
           
            Znów o błędach? Tak, bo zamiast poprawiać kolejno i starannie błędy, które już są, mimo woli, bez przerwy stwarzamy nowe. Idee, pomysły, projekty, organizacje, wynalazki, wszystkie nasze wspaniałe dzieła. Wszędzie w nich czai się możliwość błędu, tkwi jakiś zarodek pomyłki. Złożoność, komplikacja, precyzja równa się większej zawodności, niepewności. Technicy dobrze o tym wiedzą, choć to prawidłowość uniwersalna. Dziwna sprzeczność: im coś doskonalsze, tym więcej błędów zawiera, faktycznie, lub potencjalnie. Dążąc do perfekcji, mnożymy błędy.
            Nie ma projektów doskonałych. Każdy z nich jest jak piękna rzeźba, stojąca w pełnym słońcu. Zawsze jest obok kawałek cienia, rzucanego przez posąg. Doskonałość, bezbłędność to fikcje, urojenia. Wszystko ma swój cień. Ja i ty również, jak to C. G. Jung opisał. Rozumieją to Japończycy w swojej estetyce: piękna czarka lub wazon mają, często celowo, rysę, pęknięcie, uszczerbek. To jest realizm. Sztuka akceptacji niedoskonałości, jako nieusuwalnego składnika życia. 
            Chcemy dobrze, a wychodzi jak zawsze, czyli z błędem. To nie żart, to fakt. Życie to zbiór błędów, stwarzających niekiedy – najczęściej na krótko -  pozory doskonałości. Zdarza się, że błędy są piękne. Ogon pawia to podobno błąd ewolucji. Ktoś, kogo przeraża możliwość błędu, zrobienia czegoś źle, nie ma wyboru: błędy musimy popełniać jeśli robimy cokolwiek. Chociaż, można się też położyć i czekać, aż skończy się błąd zwany życiem.             
            Tylko… czy potem, gdzieś tam, nie czeka na nas kolejny błąd? Może wszystko jest błędem? Może kiedyś, znad obłoków, usłyszymy potężny, choć smutny głos: „przepraszam was. To był mój błąd. Przyznaję, byliście wersją beta. Pracuję już nad następną, ona na pewno będzie doskonała.”

            ***

czwartek, 15 września 2011

Sprzedawcy nieba



Jak sobie niektóra biedota wyobraża niebo” - wiersz pod takim tytułem napisała trochę dziś zapomniana poetka, Kazimiera Iłłakowiczówna.
Nie o wiersz mi tu chodzi. Chodzi o niebo. Niebo oczywiście nie w fizycznym sensie tego, co mamy nad głową, tylko w tym głębokim, metafizyczno-teologicznym sensie. Niebo jako stan ostatecznej, nieprzekraczalnej szczęśliwości, który obiecuje nam każda religia, a i też całkiem sporo zupełnie świeckich ideologii. Myślę, że wiele poglądów wszelkiego rodzaju, idei, filozofii, doktryn, itp. można podzielić po prostu na te, które obiecują nam niebo i te, które tego nie robią. A dla większości ludzi tylko te pierwsze są interesujące. Po co zajmować się czymś, co nam niczego nie obiecuje?
Świat jest pełen ludzi, którzy obiecują nam niebo za parę drobnych przysług: poprzyj mnie, głosuj na mnie, rzuć na tacę, daj coś w kopercie, zrezygnuj z seksu i innych grzesznych przyjemności, morduj niewiernych, daj się za mnie zabić na wojnie, itp. – naprawdę, drobiazgi. A za to – niebo cię nie ominie, masz jak w banku. Niebo, rozumiesz głupku?!
Wyłazi skądś jednak wredne pytanie, a co to za niebo? Czym ono jest? Co tam będzie? I podobne. Odpowiedź najczęściej brzmi: nie zadawaj głupich pytań, jak już w niebie będziesz, zobaczysz. Większość zacnych, porządnych ludzi przyjmuje to do wiadomości i więcej nie pyta. W końcu, jak ktoś mówi o niebie, to chyba wie o czym?
Dla mnie jednak to pytanie jest ważne. Chętnie zapytałbym tych, którzy niebo obiecują o więcej szczegółów. Warto by zrobić rodzaj ankiety, opartej o założenie: powiedz mi, jakie jest twoje niebo, a powiem ci, kim jesteś. Chyba jest tak, że jeśli masz jakąś ideę owego ostatecznego stanu szczęśliwości, to będzie ona kształtować twoje konkretne decyzje i działania tu i teraz – a to już jest ważne.
Skoro w jakieś niebo inwestujemy, to może zapytajmy, w co konkretnie? Przykładowe pytania takiej ankiety mogą być: czy będziemy zawsze młodzi zdrowi i piękni? Czy w niebie będą hurysy i inne dziewice, w jakiej ilości (jakieś szczegóły może?). Finanse: wszyscy będą mieli po równo, czy inaczej? Ile będziemy mieli? Jakie są warunki mieszkaniowe? Będziemy mieszkać: pod drzewami, w jaskiniach, na obłokach, w pałacach? Jak będziemy podróżować: pieszo, na koniach (mułach, osłach, itp.), rowerami (ekologia!), maybachem, złotymi helikopterami, odrzutowcem, a może wcale?  Sposób spędzania wolnego czasu? Śpiewy chóralne? Gra na instrumentach? (harfa, cytra, trąby, fujary…). Niepotrzebne skreślić. To oczywiście tylko przykłady.
Myślę, że wypełnienie takiej ankiety dało by nam dobrą podstawę do decyzji: czy konkretne niebo, jakie nam aktualnie obiecują, spełnia nasze oczekiwania? Czy diler dokładnie wie, co nam proponuje?
Poetka daje nam przykładową odpowiedź:
Kiedy umrzemy, dadzą nam nieba
zawsze bez miary mięsa i chleba,
słodkiego wina i maku z miodem,
tak że nie będziem przymierać głodem!

Pytanie „jakie jest twoje niebo” powinno być zadawane bez wyjątku wszystkim, którym dajemy jakąkolwiek władzę, czyli możliwość urządzania nam – w ich przekonaniu – nieba: na ziemi lub gdzie indziej. Czyli: opisz nam dokładnie, jak wygląda niebo, w którym chcesz się (razem z nami) znaleźć. To byłby podstawowy test kierunku, w którym nas poprowadzą i dokąd mamy dojść. Warto pytać: do jakiego nieba idziemy? Jakie to niebo? A oni – politycy, przywódcy, liderzy, papieże, lamowie, kapłani, talibowie, mędrcy – oczywiście świetnie to wiedzą.  
Jeśli diler dokładnie zna szczegóły i potrafi rozwiać wątpliwości – w porządku, podpisujemy polisę. Jeśli zna i potrafi, ale oferta nam nie odpowiada (na przykład formy rozrywki lub rodzaj kuchni nam się nie podoba) – odrzucamy. Jeśli nic nie wie, to może najlepiej. Byle by potrafił pięknie obiecywać: to działa na nas najsilniej. Obiecaj mi niebo, a zrobię dla ciebie wszystko. Nie chcemy wiedzieć, co to jest niebo. Chcemy w nim być. To bardzo ułatwia zadanie sprzedawcom nieba – wszelkiego rodzaju.
Hej, ty – kupisz niebo? Zobacz, mam tu, tanio sprzedam, za pół ceny, bierz, co głupi jesteś, okazja!
          Sprzedawcy nieba: ludzie, którzy za urojone brednie zgarniają od bezmyślnych idiotów konkretną kasę i lekkie życie. Sprzedawcy nieba. Zajęcie z przyszłością.

***     

wtorek, 13 września 2011

@ MYŚL DNIA.   Cierpliwość: piękna cnota. Tylko kto ma ją uprawiać? Młodzi jej nie mają. Starzy - już nie mają na nią czasu.
*

sobota, 10 września 2011

Ściana


            
         Coraz bardziej doceniam stary dowcip o życiu. Nie znam autora, ale ważna jest treść.
            Życie to wspinanie się po wysokiej drabinie, z wysiłkiem, w pocie czoła, po to, żeby zdobyć coś, co wisi na ścianie u góry, coś absolutnie cennego, spełnienie naszych marzeń.
Kiedy już jesteśmy u szczytu zauważamy, że drabina jest przystawiona do niewłaściwej ściany.
*
            Porada życiowa mogłaby brzmieć jak porada dla alpinisty: zanim zaczniesz się wspinać, sprawdź, na jaką ścianę chcesz wejść.

       ***

środa, 7 września 2011

Demokracja



            Jakieś starożytne przysłowie mówi, że lew prowadzący stado baranów osiągnie więcej, niż baran prowadzący stado lwów. W dzisiejszej rzeczywistości powiedziałbym, że mądry człowiek prowadzący milion głupców osiągnie więcej niż głupiec, prowadzący milion (nawet miliard?) ludzi mądrych.
            Współcześnie głupcy stworzyli zasadę: jako przywódców wybierają wyłącznie kogoś spośród siebie. Nazywa się to demokracją. Efekty widzimy dookoła.
            Z punktu widzenia teorii systemów, demokracja to funkcjonowanie systemu, w którym „ograniczona racjonalność” (czytaj: głupota) większości elementów systemu powoduje, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, wzrost ograniczonej racjonalności (=głupoty) w systemie. W rezultacie system ulega degradacji lub zniszczeniu.
            Winston Churchill powiedział, że ze wszystkich istniejących systemów „demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale lepszego nie wymyślono". 
            Na litość, czy nic się nie zmieniło od czasów Churchilla? Nie wymyślono nic nowego? Może dlatego, że barany prowadzą stada lwów. Gorzej. Barany dyktują lwom sposoby myślenia. Efekt? Lwy zamieniają się w barany. I tylko one są ważne.

      ***

niedziela, 4 września 2011

@ MYŚL DNIA W środkach przekazu obowiązuje reguła: jeśli coś ważnego się dzieje, najpierw skłam. Skłam zgodnie z wytycznymi, zgodnie z linią, bazą i nakazem naczelnego. Jest to głęboko zakorzeniony odruch dziennikarzy i wszystkich, którzy działają w mediach, czyli: kreują rzeczywistość.
             Kłamstwo zawsze można sprostować.
Z prawdą - jest gorzej, może być kłopot z dementowaniem.  Prosta, pragmatyczna zasada: fakty dementuje się trudniej niż łgarstwa. Efekt? Wspaniałe dzisiejsze media mają wspólną cechę: kłamią. Do rzeczywistości musimy dochodzić sami. W świecie cudownych mediów samodzielny rozum zyskuje na wartości.
*