Podobno w
starożytnych Chinach byli mistrzowie, którzy nauczali walki ze smokami. Adepci
takiej sztuki trenowali solidnie, umożliwiając swoim mistrzom godziwą
egzystencję. Nauka była zapewne trudna, wieloletnia, pełna wyrzeczeń. W zamian
otrzymywali zapewnienie, że żaden smok nie ma szans w starciu z nimi, a ślady
ich wędrówek będą usiane truchłami nieszczęsnych smoków, które nie doceniły
poziomu techniki walki u smokobójców.
*
Jest dziś
działalność bardzo podobna do starożytnej sztuki walki ze smokami. Podobna nie
dosłownie, ale w znaczeniu wewnętrznej logiki i sposobu funkcjonowania.
Działalność ta polega na tym,
że urzędnicy, eksperci i instytucje szkolą dziś ludzi w popularnej, lecz
trudnej umiejętności "jak poszukiwać pracy".
Opisują przeróżne metody, jak
chytrze podejść potencjalnego pracodawcę, przekonać go do swojej wartości,
trenować skuteczną mowę gęby i mowę ciała, opanować właściwe slogany, które z
pewnością zafascynują rekrutera w światowej korporacji, pisać siwi w oparciu o biografię, z której nic
ważnego nie daje się już wycisnąć. Cały
arsenał niezwykłych narzędzi, dzięki którym urzędnicy i eksperci dobrze sobie
żyją.
Analogia z walką ze
smokami jest wyraźna. Uczy się ludzi sztuki osiągania czegoś, czego nie ma. Na
to nauczanie poświęca się mnóstwo pieniędzy (najczęściej „unijnych”, czyli niczyich),
wysiłku, pracy, czasu. Specjaliści prowadzący owe szkolenia, współcześni mistrzowie
walki ze smokiem, nie zauważają (lub bardziej nie chcą zauważyć), że ważniejsze
od poszukiwania jest tworzenie pracy. Trzeba tworzyć pracę, a nie uczyć jak ją
znaleźć. Z pustego i Salomon nie naleje. Poszukiwanie czegoś, czego nie ma, nie
jest dobrą strategią w życiu. A wielu spryciarzy próbuje na niej zrobić
interes.
Wróćmy do naszych
smoków. Przyjrzyjmy się światu. Czy smoków dziś – wciąż - naprawdę nie ma? Otóż
są. Jeden zwłaszcza, najpotężniejszy: smok
biurokracji, zwany też Biurokratesem. Jest to ten smok, dzięki któremu pracy jest mało i żadne metody nie pozwalają
jej znaleźć.
*
Czym jest praca –
jako działanie społeczne? Najkrócej, to taka sytuacja, w której osoba A umawia
się z osobą B, że coś zrobi, a B jej za to zapłaci. A wykonuje robotę, B płaci.
Koniec pracy.
Hahaha, a to dowcip? Taka
praca? To nie w tym świecie. W momencie, kiedy chcemy podjąć taką pracę,
pojawia się smok Biurokrates. Patrzy tysiącem czujnych oczu na to, co się szykuje,
zionie ogniem i żąda. Żądania są proste i oczywiste – z punktu widzenia smoka.
W skrócie:
Ten, kto coś robi, czyli A - musi zdobyć odpowiednie wykształcenie, zdawać
egzaminy, uzyskać świadectwa, certyfikaty. Ten który robotę zleca - B, musi to
potwierdzić umową, pismem, zgłosić gdzie trzeba, wypełnić właściwe dokumenty,
opłacić (optymistycznie) kilka składek, danin, wziątków. Smok biurokracji ma tysiąc oczu i tysiące
łap, pazurów, którymi szarpie ludzi chcących pracować. Po prostu pracować. Żeby
pozwolić ludziom na pracę, smok potrzebuje różnych rzeczy. Oto niektóre:
Świadectwa, zezwolenia, certyfikaty. Zaświadczenia, oświadczenia, poświadczenia. Rozmowy, umowy, negocjacje, deklaracje,
dywagacje. Potwierdzenia, zgłoszenia, rejestracje. Pity, waty,
krawaty, kopie,
duplikaty. Zeszyty, skoroszyty. Listy, przekazy, nakazy, wykazy. Akwizycje, inkwizycje,
policje, rekwizycje. Papiery, kwity, rekwizyty. Ponaglenia, windykacje, perturbacje.
Wyjaśnienia, sprostowania, tłumaczenia. Prezenty, procenty. Urzędy, zrzędy,
mendy… itd. To dalece nie wszystko. Biurokrates ma nieskończoną fantazję i
zdolność tworzenia nowych, absolutnie słusznych wymagań.
*
Dzisiaj smok Biurokrates
żywi się ludzkim intelektem, przedsiębiorczością, twórczością, energią i
możliwościami. Pożera je i niszczy bez litości. Dusi, dławi, wyszarpuje flaki,
wypija krew, wysysa mózgi. Najkrócej: żywi się ludzkim życiem. To wampir.
Nie daruje nikomu. We władzy
smoka są dzieci (również nienarodzone), noworodki, kobiety, mężczyźni, uczniowie, studenci,
pracownicy, emeryci, starcy, umarli…
Smok jest absolutnie żywotny i
nie do pokonania. Jeśli utniemy mu jedną dużą głowę, wyrasta kilka małych.
Jeśli odrąbiemy kilka małych, wyrasta jedna duża: prosta logika funkcjonowania
smoka, którą kiedyś opisał niejaki Parkinson, zasłużony badacz smoków.
Ci, którzy odważyli
się wyzwać smoka, najczęściej poddają się, poranieni, zmaltretowani,
wykrwawieni. Pozbawieni energii, zrezygnowani, bez siły do walki i pracy.
Niektórzy zabierają swoje pomysły i projekty i uciekają do innych krain, gdzie
smoka nie ma, zapuszcza się rzadko, lub gdzie dorasta dopiero jego smocze
potomstwo.
*
Dzisiejsze czasy
potrzebują mistrzów, herosów - smokobójców, potrafiących zniszczyć smoka
biurokracji. Nikt właściwie nie wie, jak smoka pokonać. Jeśli zbierze się grupa
śmiałków, która chciałaby walczyć wspólnie, na zasadzie „mości panowie – kupą
na smoka!” , smok już jest wśród nich, natychmiast pyta: A świadectwa, zezwolenia, certyfikaty; zaświadczenia,
oświadczenia, poświadczenia…panowie mają!?” Itd. itd. Czyli kupa nic nie poradzi.
Smok ją pożre. On nawet kupą nie gardzi. Może jakiś samotny szewczyk Dratewka?
Zbawieniem byłby heros, który
pokonałby smoka, jakiś współczesny święty Jerzy, albo
mistrz, który stworzyłby
skuteczną metodę walki z tym smokiem. Dziś mamy sytuację odwrotną niż w
starożytnych Chinach: smoków mnóstwo, tylko mistrzów i wojowników brakuje.
Hej, rycerze
smokobójcy! Powstańcie! Lance do boju! Szable w dłoń! Biurokratesa goń, goń,
goń….
***