sobota, 26 lutego 2011

@ MYŚL DNIA. Świat jest na nas obojętny? Bądźmy obojętni na świat. Niech ma za swoje.

środa, 23 lutego 2011

Władza schematów




          W im bardziej złożonym świecie żyjemy, tym głupsi jesteśmy. Twierdzenie dość trudne do przełknięcia – spróbuję udowodnić, dlaczego tak jest. Nasz mózg jest prawdopodobnie najbardziej złożonym systemem jaki istnieje (może lepiej: jaki znamy). Możliwości ma spore, nie musimy być skromni. Tylko te możliwości poznawcze są pochodną prostej relacji: „złożoność tego co poznaje” do „złożoności tego co jest poznawane”. Taki prosty ułamek. Im niższy ten ułamek, tym mniejsze możliwości poznawcze poznającego, tym trudniej tworzyć umysłowe modele tego co złożone, czyli  - poznawać.  
Współczesny świat tak ma, że się coraz bardziej komplikuje, a złożoność naszych mózgów się nie zmienia (albo wolniej niż świat; pesymiści mówią że na świecie liczba ludzi rośnie, a ilość inteligencji jest stała). W efekcie, coraz trudniej nam dostatecznie precyzyjnie „modelować” to, co dzieje się wokół nas (bo modelowanie tego, co się dzieje wewnątrz nas nigdy nam dobrze nie wychodziło, stąd tak zwane samopoznanie to zwykła mitomania).  
Doświadczamy coraz częściej bezradności poznawczej. To taki stan, jaki przeżywałby na przykład ludożerca z dżungli nad Amazonką albo łowca głów z Nowej Gwinei (nic nie ujmując tym skądinąd sympatycznym gościom) gdyby mu pierwszy raz w życiu pokazać wnętrze telewizora i poprosić, żeby go naprawił. Doświadczenie, jakie się wtedy pojawia, to „bezradność poznawcza”. Stan paskudnie nieprzyjemny i coraz częściej doświadczany przez nowoczesnych ludzi. Musimy sobie z tym jakoś radzić. Jak?  Mamy parę sposobów, jednak zasada jest jedna i  właściwie – bardzo logiczna: zamieniać złożoność na prostotę. Sposoby są najczęściej takie (przykładowo, trudno to dobrze sklasyfikować):

·         Odrzucanie szczegółów: uogólnianie, zastępowanie węższych, szczegółowych kategorii (lub nazw, terminów) ogólniejszymi, bardziej pojemnymi, które jednak powodują utratę jakiejkolwiek konkretności tego o czym mówimy. Mówienie na przykład  o „ludziach w ogóle” to mówienie o nikim, bo istnieją tylko ludzie konkretni. Również te wszystkie „każdy”,  „zawsze”, „nigdy” – ależ to wygodne i proste.
·         Stosowanie prostych wzorów myślenia: przeziębiamy się  i jesteśmy chorzy. Ktoś został przestępcą, bo miał „trudne dzieciństwo”. Proste, ale czy tak jest, jak się to dzieje? Tego już ten wzór nam nie mówi. Ale, poza tym, wszystko jasne. Lubimy używać metafor - widzieć coś jako coś innego. „Zenek to jest orzeł”. To często ładne i przyjemne – ale metafory dają tylko złudzenie poznawania czegoś. Widać to wtedy, gdybyśmy, biorąc to dosłownie, wypuścili Zenka przez okno. Nie poleci. To znaczy, poleci – prosto na dół, bynajmniej nie jak orzeł. Cóż, taka uroda metafor.
·         Redukcja skomplikowanej całości do jednego składnika, albo części lub poziomu. Można tu też włączyć widzenie tylko tego, co wspólne w wielu różnych rzeczach, albo inaczej, branie części za całość: w końcu, wszyscy Murzyni są czarni, Chińczycy mają skośne oczy, a Polacy to katolicy, prawda?
·         Tworzenie cech: uproszczone identyfikatory, „tagi”, opisywanie czegoś lub kogoś przy pomocy prostego zestawu określeń, tworzącego jakąś kombinację, która ma wyrażać lub opisywać coś lub kogoś. Kochamy psychologów, bo mówią nam że ktoś jest „typem” A, B lub C. Ma cechy x, y, z – i wszystko jasne, jakie to proste. Takie identyfikatory mogą mieć postać liczb. Numery tatuowane na skórze więźniów w obozach koncentracyjnych to niezbyt miły pomysł, ale już PESEL wszyscy akceptujemy, prawda? Proste, wygodne, każdy jest dokładnie oznaczony i „zidentyfikowany”. Nawet nie wiemy, jak nisko już upadliśmy: nasze „tożsamości” polegają na posiadaniu niepowtarzalnego numeru. Właściwie dlaczego nie moglibyśmy mieć tego numeru gdzieś na ciele? Bo że będziemy go mieli wkrótce gdzieś wszczepiony na mikroczipie, to jestem pewny). To tylko sprawa rozwiązania technicznego.
·         Stan zamiast procesu: „unieruchamianie” rzeczywistości: wolimy uważać, że coś jest niezmienne, stałe, jesteśmy ślepi na fakty że coś się dzieje, że jest procesem a nie rzeczą. Dobrze to widać, znowu, w naszym traktowaniu ludzi: przecie to on/ona, ten sam człowiek co wczoraj. Lecz ten ktoś mógł od wczoraj przeżyć rzeczy, które kompletnie go zmieniły. Wygodniej jednak założyć, że jest dokładnie ten sam. Taki był, to i taki jest. Po co się męczyć  rozważaniami, jaki on/a właściwie jest.

To wszystko można opisać tak, albo zupełnie inaczej. To zależy od schematu, którym się posłużymy. Jakie są skutki, wnioski?
Mało kto dziś myśli poważnie, że nasze umysły odzwierciedlają rzeczywistość. Raczej ją kształtują, konstruują. A jeśli jest jakaś rzeczywistość „sama w sobie” to jest niedostępna, dostępne są tylko nasze schematy. Mamy tylko schematy. Jak pisał Baudrillard, rzeczywistość (już) nie istnieje. A schematy nie podlegają kryterium prawdy, tylko użyteczności. Mogą być mniej lub bardziej skuteczne, ale pytanie czy schemat jest prawdziwy to jak pytanie który błąd jest najmniej błędny.
Co to znaczy „rozumieć”? To stworzyć jakiś prosty schemat, który daje nam poczucie że wiemy czym jest to coś. Rozumieć, to inaczej, po polsku, „pojąć”. A pojąć to złapać, uwięzić – w schemacie, w prostej klatce. Czasem myślę, że doświadczyć świata znaczy coś zupełnie innego niż go rozumieć. Doświadczyć, to dopuścić do siebie poznawczą bezradność, czyli doświadczyć, to – nie rozumieć. Stanąć naprzeciw świata z gębą otwartą ze zdziwienia i nie rozumieć nic. 
Całe nasze życie to ćwiczenie w rozumieniu. W tworzeniu nowych schematów, które „pojmują” rzeczywistość. Gdybyśmy przestali ją pojmować, więzić, wypuścili ją na wolność? W jakim świecie byśmy wtedy żyli? Czym byłoby to, co „rzeczywiste”? Ciekawe, czy stanęli byśmy z gębą otwartą z zachwytu, czy w przerażeniu czmychnęlibyśmy w kolejny schemat?
           
***     

piątek, 18 lutego 2011

Myśl ostrożnie


Zauważam, że w pewien sposób ubóstwiam tu myślenie, w co drugim poście je chwalę, wynoszę pod niebiosa, pouczam, co może sugerować jaki to z mnie myśliciel, itp. To nie moja intencja – choć, z drugiej strony, tytuł tego bloga zobowiązuje. Może to przesada, może myślenie to kolejny fetysz intelektualistów? Czy wszyscy muszą myśleć, czy to jakiś moralny obowiązek? 
Są ludzie, którzy myślą. Myślą, że myślą. Jednak jakość ich myślenia i jego potencjalne skutki dla innych ludzi są takie, że byłoby zbawienne, gdyby przestali myśleć, gdyby nie zajmowali się dłużej myśleniem a czymś innym, byle nie myśleniem.
Nie każde myślenie jest – wbrew potocznej opinii – pożyteczne. Pierwszym błędem jaki robimy myśląc, jest założenie, że myślenie jest lepsze od niemyślenia. Nieprawda. Jest jeszcze problem jakości tego myślenia. Życie składa się z różnych elementów, a myślenie jest tylko jednym z nich. Wątpię, czy najważniejszym.
Myślenie jest uniwersalnym środkiem, jest narzędziem. Do czego zostanie użyte – to osobna sprawa: wykraczająca poza myślenie. To sprawa na przykład odczuwania dobra i zła, uczuć, intencji. Często rozpaczamy: jacy bezmyślni są ludzie, albo głupi! To nie to. Czy nie gorszy jest brak wrażliwości, współczucia, tolerancji? Dla mnie to ważniejsze niż myślenie. Podstawowa moralność i solidarność między ludźmi. Żadne, najbardziej wyrafinowane myślenie tego nie zastąpi. Jeśli mam do wyboru głupawego, ale życzliwego  i przyjaznego człowieka a z drugiej – błyskotliwie myślącego psychopatę – wybieram pierwszego.  
Kryterium jakości, wartości myślenia, jest efektywność, ale również moralna, jako etyczne skutki które powoduje wytwór naszego myślenia. A myślenie może spowodować wiele skutków, nie zawsze dobrze ocenianych. Bywa, że myślimy tak, jakbyśmy wypuszczali dym z papierosa: wydmuchujemy nasze myśli jak kółka z dymu i bawi nas jak się rozpływają w powietrzu. A jeśli się nie rozpływają, tylko zmieniają formę i gdzieś tam, kiedyś, wywołają określone efekty? Mówi się, że w przyrodzie nic nie ginie. Może nie giną też myśli i każda z nich wywiera na coś jakiś wpływ? Nawet myśl zła, albo po prostu… głupia? Gdyby tak było? Strach myśleć. Dosłownie.
*
Być może między myślami a światem zewnętrznym istnieją powiązania o jakich nam się nie śniło. Świat jest jeden, dlaczego więc jego z pozoru różne elementy nie mogą na siebie wpływać? Przekształcać się? Przechodzić jedna w drugie? Być postaciami tego samego?
Ktoś ma jakąś myśl, ideę, na przykład „jesteśmy niewolnikami. Zbuntujmy się, wywalczmy wolność”, itp. Idea zaczyna krążyć, staje się społecznym memem, potem zamienia się w czyn, wybucha rewolucja, wojna… Ktoś obserwując to, tworzy następną ideę: „tak nie może być, potrzebujemy zgody, harmonii, miłości…”. Tak toczy się historia: idee, formy, idee.
Idea jest formą. Forma jest ideą. Jedne przepływają w drugie. Kombinacje, przepływy, transformacje. To tylko domysły, mniemania, ale nie wiemy jakie są relacje między światem idei i światem form. Może to światy różne, a może to jeden świat, w którym zmiana jednego wywołuje zmianę czegoś zupełnie innego w sposób dla nas niepojęty? Myśląc tworzymy jakiś świat równoległy, albo świat za milion lat. Idee, formy, idee…
*
Zanim zaczniesz myśleć – zapytaj siebie, jakie dobro chcesz osiągnąć tym myśleniem? (zakładam wspaniałomyślnie, że to ma być dobro). Jeśli nie umiesz odpowiedzieć, nie wiesz – przestań myśleć. Może lepiej zacznij czuć. Doświadczać. Ja nie będę ci miał tego za złe. Myślenie jest drogą. Zanim ją wytyczymy – znajdźmy cel. Inaczej będziemy realizować ironiczną zasadę: „jeśli nie wiemy dokąd idziemy, to przynajmniej chodźmy szybciej”.

            ***     

niedziela, 13 lutego 2011

@ MYŚL DNIA. Ideologie: niezwykłe słowa, zasłaniające zwykłe świństwa. Każda ideologia ma dwie ręce: jedną pokazuje cudze świństwa, a drugą robi swoje. Wierz w najpiękniejsze idee – nawet nie wiedząc o tym, przyłożysz się do jakiegoś draństwa. Przyjrzyj się dobrze,
a zobaczysz do jakiego.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Wystarczy być?


Umieściłem niżej myśl o „problemie sceptyka”. Komentarze które się pojawiły nie są liczne, ale ważne. Z pozoru żarty, dają do myślenia. Chciałem też tam coś dorzucić, ale kusi mnie żeby to potraktować osobno. Problem jest nie byle jaki, dotyczy „bycia”.
Bycie jest czymś dla każdego oczywistym. 
O byciu mamy przekonania typu „koń jaki jest każdy widzi”.
Bo że jesteśmy, to jasne. Gdybym kogoś zapytał: czy ty na pewno jesteś? - to mam etykietkę stuprocentowego wariata zapewnioną. Chodzi o to, że nasze bycie jest tak oczywiste, że nie budzi jakichkolwiek refleksji. A podobne pytania są dowodem jakiejś dewiacji.
Ale te pytania nie są takie znów zwariowane. Chyba że szaleni byli wszyscy filozofowie, którzy pytali „co to znaczy być?”, „dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”, itp. Być może byli (zwariowani). Łatwiej to tak załatwić, niż odpowiedzieć na te głupie pytania.
Żyjemy, biegamy, walczymy, męczymy się, rozwiązujemy mnóstwo problemów, jeden po drugim. Nie mamy czasu myśleć o głupstwach. Więc rzadko myślimy, że to wszystko jest efektem tego, że jesteśmy. Najpierw jest ten prosty (?) fakt, potem cała reszta. Wydaje mi się, że dla ludzi ważna jest ta reszta, a nie bycie. Że mogliby już nie być a tylko się o coś starać, bawić, doznawać. Bycie zostało gdzieś w tle, może zniknęło, może bycie, jak wiele innych rzeczy dzisiaj, to symulakrum? Baudrillard  pisał: rzeczywistość nie istnieje. Czy nasze bycie jeszcze jest? Pokażcie mi podręcznik na przykład psychologii gdzie byłby rozdział o byciu. O tym, że ludzie „są” i na czym to polega. A kogo to obchodzi? Więc kiedy sceptyk pyta: skąd wiem, że jestem?  - nie wyśmiewajmy go zbyt szybko. Nic tak nie drażni ludzi, jak zadawanie im pytań, których nigdy sobie nie zadali.
A jest parę pytań bardziej szczegółowych. Może nie czym jest bycie, bo na to nie odpowiemy, ale na przykład czy można być bardziej lub mniej? Czy bycie ma jakieś stopnie, czy można być z różnym natężeniem? Czy jesteśmy ciągle, bez przerwy, czy czasami, z przerwami? Czy jak śpimy to jesteśmy? Czy nasze bycie możemy powiększyć, podnieść na jakiś wyższy poziom? Czy jeden człowiek może „być bardziej” niż inny? Czy są jakieś okoliczności, w których jesteśmy „bardziej” lub „mniej”?  Itp. No tak, kto ma czas myśleć o takich rzeczach, przecież my musimy żyć!
Dzisiejszy świat, nasza cywilizacja jest zaprojektowana, żeby urozmaicać nam życie a udaremnić nam bycie. Jesteśmy wspaniałą, ale chorą cywilizacją, która zapomniała o byciu. Kiedy mamy jakąś chwilę, w której moglibyśmy być, natychmiast pojawia się coś, co nam podsuwa propozycje, jak być? Jak to bycie wykorzystać, zasłonić, przekształcić, żeby czasem nie było „tylko” byciem”, no bo jak tak można?? Być, a co to znaczy?
A może jakbyśmy myśleli co to znaczy, to ta cała reszta, te wszystkie formy jakie przyjmuje nasze bycie, byłyby inne? Ta bieganina, walka, szaleństwa i wysiłki, gonienie za różnymi przywidzeniami? Moglibyśmy dojść do wniosku, że wcale nam tego tyle nie trzeba.
Nie jest ważne, żeby myśleć o byciu. Ważne jest żeby być. Bycie to dziwne doświadczenie, które zmienia samo siebie. Jeśli zdarzy ci się być przez chwilę, to pragniesz być znowu, jeszcze. Bycie uzależnia, to narkotyk. I tu jest problem. Gdyby ludzie chcieli tylko być, przestaliby pracować, kupować, konsumować wszystko co można. W dzisiejszej kulturze tacy ludzie są bez wartości. Szkodnicy, pasożyty, zguba dla gospodarki i cywilizacji. Nie chce im się pracować, chcieliby „tylko być”, też coś! Życie ludzi, którzy chcą „być” nie jest łatwe. Więc… być albo nie być, mój drogi Hamlecie?

            ***      

piątek, 4 lutego 2011

@ MYŚL DNIA. Problem sceptyka: czy ja to na pewno ja? A skąd mam o tym wiedzieć? Jakiś dowód?

wtorek, 1 lutego 2011

Spójność

Jestem za, a nawet przeciw
Lech Wałęsa
            Spójność. Koherencja - trudne słowo, opisujące jeszcze trudniejszą cechę czegoś. Wypowiedzi, tekstu, świata, człowieka, relacji między nimi. Chyba czegokolwiek co składa się z części. Czyli może – wszystkiego?
Spójny – czyli połączony: logicznie, zgrabnie, bezszwowo, bez pęknięć, szczelin, bez niedopasowania. Spójność, koherencja, jest idolem logików i matematyków: ach, zbudować system – zupełny i spójny. Marzenie ścisłych umysłów. Większe niż święty Graal. Kurt Gödel im mówił: dajcie spokój, to niemożliwe, albo-albo, musicie wybierać. Gödel umarł –zresztą zgodnie ze swoją teorią, kompletnie ale niespójnie, a ci dalej swoje. Matematycy uczą w szkołach i są groźni, wszyscy się ich boją.
I posłusznie wierzymy, że spójność musi być. Jak nam ktoś mówi, że gadamy rzeczy niespójne, chcemy się zapaść pod ziemię. Niesłusznie, niesłusznie. Niespójne jest piękne. Dlatego ludzie wolą czytać wiersze niż dowody matematyczne.
Spójność jest dobrze oceniana. Można mówić brednie, byleby były spójne. No tak, ale mówimy zazwyczaj o jakimś „świecie”. Czy jak mówimy o nim spójnie to dobrze, czy źle? Dobrze? A skąd wiemy, że świat jest „spójny”? Przecież świat to morze chaosu, sprzeczności i niespójności, na którym czasami, raczej na krótko, pojawiają się małe wyspy porządku i spójności, a potem szybko się rozpuszczają w ogólnym bałaganie.
Bo może świat jest wieczną wojną, konfliktem, ciągłą walką, jak mówił mój ulubiony Heraklit. Nie jest ani spójny, ani niespójny. Bywa różny. Czasem – lokalnie - koherencja, harmonia, czasem jatka i chaos. Zależy jak i na co patrzymy. I w którym momencie. Jednak, jak patrzymy na całość – to świat jest w najgłębszej warstwie niespójny. Jest chyba, jakby powiedział rozsądny człowiek – nienormalny? (Czesi mówią zwięźle: svet se posral). Wieczne marzenia ludzi o porządku, jedności, harmonii. Z drugiej strony: zgrzyt, zderzenie, nawalanka, łubu-dubu. Porządek umysłu kontra chaos świata? Czy odwrotnie? Czy spójność to cecha świata, czy cecha matematyki i gramatyki?
Życie: stadion im. Heraklita. Mecz: z jednej strony KS »Jedność«  z drugiej FC »Chaos«. Po pierwszej połowie 3:3. Trybuny pełne kiboli. Sytuacja zmienia się błyskawicznie.
*
Więc, co jest lepszą metodą rozumienia świata - być spójnym, czy być niespójnym? Mamy wybór. To zależy od świata, tylko nie wiemy co to znaczy, bo świat to to, co tworzymy w umyśle. Jak spójnie – to jest spójny. Niespójnie – to niespójny. Każdy orze jak może.
Jeśli świat jest całkiem niespójny a my tworzymy jego spójne wizje, to jesteśmy paranoikami. Paranoicy tworzą wspaniałe systemy urojeń, tak czasem spójne, że w szczeliny nawet igły nie wsadzisz. Superlogika. To co, wybieramy paranoję?
Jeśli świat jest spójny a nasz umysł nie, jesteśmy schizofrenikami. Ci też sobie nieźle radzą. Wyłączają poczucie niespójności. Sprzeczności im nie przeszkadzają, przepięknie łączą wszystko to, czego „zdrowy” nie połączy. Nawet gdyby chciał, nie umie. Zbyt dobrze jest wyćwiczony w spójności, zbyt zdrowy. Nie jest łatwo być schizofrenikiem.
*
To co robić? Proponuję popaść w „metapsychozę”. Chorobę umysłową, polegającą na płynnym przechodzeniu od paranoicznej troski o spójność, do kompletnej niewrażliwości na niespójność. To tak jak psychoza maniakalno-depresyjna, tylko w tamtej chodzi o nastroje a tu – o logikę. O spójność– niespójność. Metapsychoza to choroba ludzi elastycznych.
Ludzie bardzo chcą być zdrowi psychicznie. Boją się wariactwa, ale właściwie dlaczego? Ktoś to już (szkoda że w tej chwili nie pamiętam kto) świetnie określił: nienormalność jest normalną reakcją na nienormalny świat (czyli nasz). Więc czego się obawiać? Jesteś normalny w nienormalnym świecie, to jesteś nienormalny. Jesteś nienormalny w nienormalnym świecie, to jesteś nienormalny. Jesteś nienormalny w normalnym świecie, to jesteś nienormalny. Czujesz koherencję?
Jeśli czytasz tego bloga, to na 90% jesteś metapsychotykiem. Proszę o fachową opinię na temat tego posta. Z pierwszej ręki. Nie musi być spójna, mam to gdzieś.
           
 ***