poniedziałek, 28 listopada 2011

Test


            Wiele razy obserwowałem jedną z najdziwniejszych rzeczy w ludzkim zachowaniu.  To doświadczenie zawsze mnie fascynowało. Polega to na tym, że coś, co jest dla pewnych ludzi zagrożeniem, niebezpieczeństwem, groźbą zburzenia przytulnego porządku ich życia, dla innych jest okazją, szansą, możliwością
Ci drudzy zdobywają świat, rosną, rozwijają się. 
Ci pierwsi stoją w miejscu i boją się. Kurczą się, zwijają, znikają.
            Ludzie nie różnią się żadnymi charakterami, cechami, psychologią i podobnymi głupstwami. To jest, być może różnią się, tak jak różnią się kolorem włosów, oczu, kształtem ciała i tak dalej. To są różnice nieistotne. Realnie, czyli w znaczeniu „radzenia sobie w życiu”, ludzie różnią się zdolnością do doświadczania życia jako możliwości. I – co istotne: zdolnością wykorzystania tych możliwości.
            Mnie się to bardzo podoba. To jedyna ważna rzecz, która ludzi różni naprawdę. Efekty tych różnic widać, kiedy popatrzymy na ludzkie biografie. Życie to test prawdy. Chwila prawdy, jedyna, jaką mamy. Test, w którym zderza się chaos ludzkiego losu ze zdolnością do wykorzystania tego losu jako okazji. Ci, którzy ten test zdają, to głównie ci, którzy myślą, że życie jest za krótkie, żeby się go bać.         
            Test jest trudny. Moim zdaniem, nie zdaje go 99,99%  ludzi. Co najmniej. Trudno. Powtórki nie są możliwe. Żyje się tylko dwa razy. Pechowo, nasze życie jest zawsze tym drugim.
     
            *** 

czwartek, 24 listopada 2011

@ MYŚL DNIA.    Państwo to doskonale zorganizowana banda gangsterów, żerująca  na tak zwanych obywatelach, których udaje się przekonać, że dzieje się tak dla ich dobra.
*

wtorek, 22 listopada 2011

ë PORADA DNIA.     Studenci! 
Nie chodźcie na zajęcia. 
Zamiast tego idźcie na spacer na cmentarz. 
Taki spacer więcej wam powie o życiu, 
niż najlepszy wykład.
*
ps. Nie obawiajcie się, zaliczenie da wam profesor Grabarz. To tylko kwestia czasu.
Myślcie pozytywnie! J

niedziela, 20 listopada 2011

@ MYŚL DNIA.  Czasem zaćmienie umysłu jest momentem jasnego widzenia.
*

piątek, 18 listopada 2011

Poza błoną świadomości: nienazywalne



Próbujemy opisać ciemność, ale żeby to zrobić,
zapalamy w niej światło.
William Byers

            Mówić, czy być? Oto jest pytanie. Kiedyś, w poście „Błona świadomości” napisałem o opozycji: żyć – czy mieć duszę? Właściwie ta opozycja dotyczy używania lub nie używania słów, idei. Żyć – to nie mieć idei. Być tu i teraz. Mieć duszę – to mieć ideę (duszy). Mówić. Myśleć. Gadać. Bełkotać. Pieprzyć trzy po trzy, w nieskończoność...
            To „mieć duszę” to pewien przypadek mówienia przy użyciu słowa, idei, dla mnie - chorego słowa. Chodzi ogólnie o taką opozycję: słowa – coś poza słowami, ale tego „poza” właśnie nie można nazwać. Jest to dziwna opozycja, w której jeden biegun jest znany, a drugi nie. Nie wiemy czym jest ten nieznany biegun. Bo nie używamy słów, żeby go nazwać. Dlaczego nie używamy? Bo… brak nam słów. Na nazwanie tego bieguna właśnie brak nam słów. Dlatego tego bieguna… nie ma. Dla nas nie istnieje.
            Naszym współczesnym, kulturowym problemem jest to, że nie umiemy żyć bez użycia słów. Język jest protezą, która zastępuje nam… Właśnie co? Co zastępują słowa?
            Czy to nie jest paradoks? Jest, może największy z jakim się w życiu spotkałem. Sprzeczność sama w sobie. Żeby coś powiedzieć – coś ważnego, najważniejszego, nasze istnienie – nie możemy nic mówić. Musimy milczeć. Nie możemy mieć idei „jest”. Bo jak ją mamy, to nie jesteśmy, tylko gadamy, że jesteśmy.
            Każde słowo, idea jakie wypowiadamy, natychmiast unicestwia, zabija to, co jest przed słowem. „Na początku było słowo”. Stare pytanie: a co było wcześniej?  Albo: a skąd się wzięło to słowo? To, co jest nie jest słowem. To co jest „przedsłowem”, ginie po każdym wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa. Słowo wypowiedziane unicestwia to, co przed słowem: przedsłowie, niewypowiedziane, nienazywalne. Słowo – zabójca.
            Być to znaczy nie używać w ogóle słowa „być”, czy jeszcze wyraźniej, w ogóle nie używać żadnych słów. Bycie jest łatwe (?). Trzeba tylko milczeć.
            Jeśli mówimy, to pojawiają się idee. Jeśli te idee wyłączymy, usuniemy, to zostaje  „coś”,  ale to coś jest właśnie czymś najważniejszym, tylko nie możemy powiedzieć co to jest, bo jak „to” nazwiemy, to natychmiast przestaje ono być „tym” czymś – tym nienazwanym. Samuel Beckett napisał słynną powieść „Nienazywalne”, Unnamable.  A dużo wcześniej Philip Lovecraft - opowiadanie, tytuł ten sam. Widocznie ich coś męczyło, coś w tym słowie. Być może nienazywalne to nazwa czegoś ważniejszego niż nazywalne.
            Jeśli nazwiemy to nienazywalne, staje się ono kolejną siateczką czy konstrukcją  z naszych słów, z naszych idei, staje się błoną świadomości, na której wyświetlamy nasze idee. Nienazywalne jest poza tą błoną. Jeszcze inaczej to ujmując: do tego „co jest” nie ma dotarcia, nie ma drogi poprzez język. Ten język musimy wyłączyć, zlikwidować, bo on, jak mówią filozofowie, odkleił się od rzeczywistości. Wymieść na cmentarz idei wszystkie chore słowa. Może wszystkie słowa? To, co zostanie, to jest właśnie to. A co? Niewiadomo. Unnamable. Nie mamy już słów aby to nazwać. I – nazywając – unicestwić. I dobrze.
            Do tego co jest, nie ma dotarcia przez słowa. Do czego? Niewiadomo? Unnamable.
Niewiadomo. Może ostatnie słowo, jakie możemy wypowiedzieć.
            *
            Zaraz, zaraz…  Więc do czego dochodzimy? Okrężną drogą do idei (idei? – nie, do „praktyki”, do pewnej formy działania) starej  jak świat: do medytacji. Medytacja to stan, w którym wyłączamy wszelkie idee, jeśli to potrafimy. Nie mówimy, nie myślimy, nie nazywamy. Milczymy. Czy medytacja w ogóle jest? Niewiadomo. Czym jest? Niewiadomo. Unnamable.
           
***

wtorek, 15 listopada 2011

ë PORADA DNIA.       Żyj teraz, tu. 
Jedyny kraj nadający się do życia to Tuteraz.
Jeśli chcesz żyć kiedyś i tam, 
zaginiesz  w krainie Nigdynigdzie. 
A stamtąd nikt nie wraca.
*

poniedziałek, 14 listopada 2011

@ MYŚL DNIA.      W walce wyobrażeń z faktami najczęściej zwyciężają wyobrażenia.
*

sobota, 12 listopada 2011

@ MYŚL DNIA.     Poprawić świat?  
Nic prostszego. 
Trzeba tylko zmienić sposób myślenia o nim.
Dlaczego ja jeszcze nie poprawiłem świata? 
To proste: nie potrafię zmienić sposobu myślenia o nim.
A Ty?
*

czwartek, 10 listopada 2011

Sternicy


            Mówimy czasem o tak zwanych użytecznych idiotach. Chętniej nazywam ich inteligentnymi głupcami, to lepiej oddaje istotę rzeczy. Są to bowiem często ludzie inteligentni, dobrze wykształceni, błyskotliwi, erudyci, wszechstronnie uzdolnieni. Brakuje im jednego: zdolności szukania najgłębszych fundamentów własnych przekonań, kwestionowania i zmieniania ich. Wybierania kierunku własnego życia. Do tego nie są zdolni. W efekcie: brak im umiejętności samodzielnego kierowania sobą. Samosterowania. Mogą pełnić wyłącznie funkcje usługowe i robią to dobrze. Są cenieni w polityce i religii, często robią tam kariery – do pewnego poziomu. Zazwyczaj niezbyt wysokiego, takiego, na którym są użyteczni, nie wyżej.
            Inteligentni głupcy są jak dobry sternik, który nie rozumie jednak działania kompasu, wobec czego myli kierunki, często o 180 stopni. Musi mieć nad sobą kapitana, który wyraźnie pokaże mu, dokąd płyną. Taki sternik zręcznie kręci kołem sterowym a kapitan kręci jego inteligentnym umysłem i wlewa do niego wodę, czerpaną zza burty.
            Obaj są zadowoleni. Nie zmienia to faktu, że kapitan jest kapitanem, a sternik – idiotą.
            Cóż, nie zawsze ten, który kręci kołem sterowym dowodzi statkiem. Zresztą – tak chyba powinno być. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Sternik, który próbuje określać kurs statku, kończy za burtą. Zajmują się nim rekiny.

            *** 

środa, 9 listopada 2011

@ MYŚL DNIA.   Jaaaaaaaa!
I tylko ja.
*
@ MYŚL DNIA.   Najważniejsze jest pytanie 
o to, co jest najważniejsze. 
Dopóki to pytanie nie padnie, nic nie jest ważne.
*

poniedziałek, 7 listopada 2011

Przyciąganie


               Nie ma powodów do czegokolwiek. 
W ogóle nie ma żadnych powodów. Są tylko konsekwencje.
            Nie jest ważne co nas popycha. Ważne jest, co nas pociąga.
            Jesteśmy tu i teraz. Nie ma znaczenia skąd przyszliśmy, jaką drogą tu doszliśmy. Znaczenie ma to, którędy pójdziemy. A to zależy od tego, dokąd chcemy dojść.

            ***

piątek, 4 listopada 2011

@ MYŚL DNIALudzie biedni są w istocie szczęśliwi. Mają proste wyobrażenie, że szczęście to pieniądze i wszystko to, co można kupić za pieniądze.
To trochę przykre, ale trzeba by im życzyć, żeby nigdy się nie przekonali, jak się mylą.
*

wtorek, 1 listopada 2011

Jeźdźcy



            W historii ludzkości byli tacy, którzy bardzo przenikliwie widzieli pewne rzeczy, czasem zwane niezmiennikami naszej egzystencji. Często byli to ludzie o większej wrażliwości, o jakimś wewnętrznym oku, pozwalającym widzieć niewidzialne dla innych. Niestety, to co widzieli tak jasno, nie jest przyjemne. Może dlatego ci inni wolą być ślepi i nie widzieć tych niezmienników albo widzą je niejasno, jak w zwierciadle. Do czasu. 
            Budda opisywał istnienie jako cztery doświadczenia: cierpienie - zetknięcie z czymś, czego nie chcemy, utratę tego, czego pragniemy; chorobę; starość i śmierć. I nikt nie może ich uniknąć. Winston Churchill w wojennym czasie obiecywał rodakom trzy doświadczenia: krew, pot i łzy. Ktoś inny mówił, że w życiu są pewne tylko podatki i śmierć. Niech to wystarczy. Takich czarnych wizjonerów było wielu. Może byli to po prostu realiści?
            Gdyby spróbować syntetycznie ująć to, o czym mówili, to wychodzi mi pięć składników. Lista krótka, trudna: ból, wysiłek, smutek, konieczność zarabiania pieniędzy i śmierć. Ciemniejsza strona życia. Oto pięciu jeźdźców Apokalipsy, w trochę innym składzie... cóż, pewien upgrade – w XXI wieku, ale czy naprawdę? Czy to nie ci sami jeźdźcy od początku świata?  Możemy przed nimi uciekać, ale będziemy za nami słyszeć ich tętent, coraz bliżej. Zaprzeczanie temu to postawa dziecka. Mój ulubiony Bob Dylan śpiewa: dwaj jeźdźcy się zbliżali, a wicher zaczął wyć…  Zgadza się. Jeźdźcy wciąż galopują. Jest ich niestety aż pięciu. Co najmniej. Nie wróży nam to dobrze. Wiatr wyje... Głos kopyt jest tuż tuż. Wiatr wyje.
            Może to obraz zbyt czarny...  oprócz tych złowrogich jeźdźców są w życiu przyjemności: szczęście, zadowolenie, miłość, seks, jedzenie, piękno, muzyka, taniec, sztuka, literatura i inne. Można powiedzieć uczciwie: wiele innych, dobrych rzeczy. Cała reszta - to metafory, jakiś rodzaj poezji, słowa, które są pochodne wobec bólu i przyjemności. Te słowa są cieniami elementarnych doświadczeń. Życie to cierpienie, przyjemność i metafory.  
            Pytanie, czy jeźdźcy i strach przed nimi są na tyle silne, aby zniszczyć to, co w życiu piękne, przyjemne, dobre? Jaki jest bilans? Czy to w ogóle można bilansować? W chwilach szczęścia możemy tworzyć jego metafory, doznawać go i wyrażać. Możemy zapomnieć o jeźdźcach.
            Możemy udawać, że to nie jeźdźcy, że to dzieci biegają pod oknami. Możemy. Może tak jest lepiej. Ej, słyszysz coś…?  posłuchaj… wyłącz ten komputer do diabła…  posłuchaj...

            ***