Mam chyba pewną (mam
nadzieję, że łagodną) obsesję na punkcie pytań. O pytaniach pisałem tu
wielokrotnie. Zgadzam się z tym, że zadawanie pytań jest ciekawsze niż
udzielanie odpowiedzi. Pytanie jest oznaką refleksji, zastanowienia nad życiem,
zdziwienia. To jest ta refleksja, bez której, jak podobno Sokrates mówił, życie
nie jest warte aby je przeżyć. A – znów przypomnę – Heidegger nazwał pytanie
„pobożnością myśli”. W tym sensie nawet ateista - może zwłaszcza on – powinien
być pobożny.
Pytanie pytaniu
nierówne. Ile tych pytań możemy zadawać? Oprócz pytań trzeba jeszcze żyć
praktycznie, coś robić, bo inaczej będziemy jak ta słynna filozoficzna stonoga,
którą zapytano, skąd wie, którą nogę ma podnieść po dziewięćdziesiątej piątej?
– a stonoga zaczęła myśleć, aż zdechła z głodu. Tak, refleksja nad życiem
wymaga poświęceń, czasem wręcz ofiary z życia. Pytania wobec tego muszą
podlegać pewnej ekonomii, nie może ich być za dużo i muszą być ważne,
najważniejsze. Nie można tylko pytać, trzeba jeszcze żyć.
A gdyby tak ktoś nam
zagwarantował, że odpowie nam absolutnie dokładnie na jedno pytanie, które mu
zadamy, ale tylko na jedno? Jakie to byłoby pytanie?
*
Niedawno przypomniałem
sobie bardzo starą zagadkę, znaną w różnych wersjach, ja akurat znam wersję
„tybetańską”. To jest tak. Gdzieś w Tybecie, w Himalajach, samotny pielgrzym
wędruje do ukrytego w górach klasztoru, w którym chce znaleźć oświecenie. Nie
wie, gdzie ten klasztor jest, wie tylko tyle, że w pewnym miejscu górska
ścieżka, którą się wspina rozwidla się i nie wiadomo, którą drogę wybrać, bo jedna
prowadzi do klasztoru, a druga kończy się podstępną przepaścią i niechybną
śmiercią. Na szczęście, na rozwidleniu ścieżek stoi lama z klasztoru. Jest
niemową i nic nam nie powie, ale może wykonać tylko jeden gest, pokazujący
drogę – w lewo, albo w prawo. Trzeba mu zadać jakieś pytanie, na które da nam
dobrą odpowiedź. Jednak sprawa jest trudniejsza. Mnich może być mnichem zwanym
„czarnym” albo „białym”. Czarny zawsze kłamie i daje błędną odpowiedź, biały
jest prawdomówny i zawsze pokazuje prawdziwą drogę. Problem w tym, że nigdy nie
wiemy, który mnich jest którym, czy to „czarny” czy „biały”? Jakie pytanie
należy zadać, żeby uzyskać prawdziwą i jedynie wartościową odpowiedź? Jakie? Pomyśl.
I zapytaj mnicha. Powtarzam: on może wykonać tylko jeden gest. Nic więcej.
Pytanie musi być absolutnie trafne. Trzeba znaleźć właściwą drogę. Więcej pytań
nie będzie. Odpowiedzi też nie.
Rzeczywiście,
znalezienie dobrego pytania jest trudniejsze, niż udzielenie odpowiedzi na nie.
Są takie pytania, które nie dotyczą tego czy „być albo nie być”. Są to pytania,
których zadanie w życiu może decydować
o naszym być albo nie być. Myślę, że takie pytania nie dotyczą tylko
poszczególnych ludzi. Być może takie pytania muszą się stać treścią
współczesnej kultury, muszą je zadać ludzie „w ogóle”, ludzkość – jeśli chce
być.
*
Każdy z nas jest takim
pielgrzymem jak ten z opowiastki. Dążymy do jakiegoś „klasztoru”,
najważniejszego celu. Edenu? Shangri-La? Elizjum? Nieba? Raju? Spełnienia? Zbawienia?
Samorealizacji? Jakie jest nasze pytanie, które chcielibyśmy zadać jakiemuś
naszemu lamie?
Być może każdy z nas
dojdzie kiedyś do miejsca, w którym ścieżka się rozwidla i nie będziemy
wiedzieli, którą wybrać. Na rozstaju będzie stał milczący mnich, który może
wykonać tylko jeden gest: w lewo, albo w prawo. Nic więcej. Trzeba będzie mu
jednak zadać pytanie, jedno pytanie. Jakie?
No tak... Po co pytać innych skoro prawdopodobieństwo, że podadzą nam prawdziwą odpowiedź jest równe temu, że znajdziemy ją sami. Jesteśmy pytaniem, życie jest odpowiedzią... Nie, to chyba wersja optymistyczna. Większość z nas czeka na pytania z zewnątrz, przeżywa życie formułując jakieś wypełniacze i uspokajacze. Nie jestem tylko pewna, czy zadając pytania nawet bardzo mądre czy trafne stajemy bliżej cennych odpowiedzi (oświecenie?)...
OdpowiedzUsuńK.
ha,ha ,ha ha ha - świetne!!!
OdpowiedzUsuńi "kto ty jest ""mnichem""" Tośmy sobie pogadali-dzięki za "rozmowę"sprawiłeś mi dużą przyjemność
OdpowiedzUsuńi teraz ubieraj myśl w "piórka". Kto to zrozumie? i po co ? Nie zmieniajmy tego co jest. (dziwne ,że program działa normalnie)
OdpowiedzUsuńdzień dobry albo noc(?) Kasiu . Cieszę się ,że,tu jesteś. Skoro jesteś to Cię kocham. (proszę wybaczyć żart).
OdpowiedzUsuń.......jak się stoi na rozdrożu i nie zadaje się pytania...tylko czeka się aż ten co doznał oświecenia będzie wracał .....
OdpowiedzUsuńGrażyna
... będzie wracał? ale czy będzie wracał? To jest bardzo ważne pytanie: czy ten kto zbawił siebie wróci, żeby pomóc innym, tym którzy dopiero idą po ścieżce. Jeśli nie, to możemy na tych rozstajach stać baaardzo długo. Kto z nas by wrócił, żeby pomóc innym?
OdpowiedzUsuńPanie Marku, już dawno próbowałam zadać Wam to pytanie - w moim poczuciu oświecenie to oddalenie od świata takim jaki jest w rutynowym, społecznie wdrukowanym rozumieniu (odczuciu?). A to oznacza, że jeśli doznasz oświecenia nikomu nie przekażesz tego czym ono jest. Każdy ma swoją drogę, nie wierzę w mnichów na rozstajach dróg, a zadawanie im pytań wydaje mi się czynnością lekkomyślną lub chociażby bezużyteczną... Tak, wiem - można dawać wędkę, nie rybę... Ale jeden dozna oświecenia wyciągając swoją zdobycz na haczyku, inny odganiając wędką muchy (jakkolwiek absurdalna jest to czynność...). Rozmowa z drugim człowiekiem, czyli ustalanie obustronnie strawnych sensów, może być elementem Twojej drogi, ale nie będzie elementem drogi Twojego rozmówcy. Lubimy mieć mentorów, lubimy mieć poczucie, że ktoś może nas poprowadzić, a co więcej wie, że jest cel i on zna do niego drogę. To dla mnie klasyczny egzystencjalny uspokajacz. Chyba wolę do nikogo się nie wracać i nie wmawiać mu, że wiem od niego lepiej... [no chyba, że potrzebuje kromki chleba, ale tutaj mam pewność, że ona sama w sobie go nie oświeci...]
OdpowiedzUsuńK.
P.S. Czy to ja zostałam mianowana "Kasią"??? Wiem - naiwne pytanie (lub wyraz egocentryzmu) - ale ciekawa jestem tej historii...
.....czy wróci,czy nie samo czekanie już jest w pewnym sensie drogą i może wtedy doznam oświecenia, a jeżeli nie,to....jeżeli będzie wracał,to ja będę wiedziała ,która droga jest tą właściwą..i nie muszę zadawać mnichowi żadnych pytań...on wcale nie wraca żeby pomóc innym ,chce sprawdzić czy to co zrozumiał ma sens i sprawdza się w życiu.....
OdpowiedzUsuńnikomu nie można narzucić drogi,czasem ta kromka chleba może być katalizatorem...
Grażyna
zgadzam się zupełnie. Wszelkie "oświecenia" czy jak je nazwiemy i jak rozumiemy to sprawa indywidualna, nieprzekazywalna, pozawerbalna. Może dlatego te idee mają często złą opinię, są uważane za egocentryzm, narcyzm, ksobność, itd. To jest ścieżka którą idziemy w pojedynkę, nikt inny nie może iść obok: nie zmieści się. Wobec tego wszelkie zastępowanie innych, mentorowanie, "mistrzowanie" jest tu absurdem, to u mnie zawsze wywoływało ciarki i zgrozę. Tę historyjkę o mnichu to umieściłem bardziej dla rozrywki umysłowej (chodzi o to pytanie) a nie jako "przypowieść" z głębszym sensem, no ale może i taki jest...
OdpowiedzUsuńCo do "Kasi" to też mnie to rozbawiło. Taka ciekawostka: nie można być "nikim", co to znaczy K.?! Trzeba być Kasią, Krysią, Karoliną, Klementyną... ale nie K.! Tego nikt nie zniesie. (oczywiście tylko my wiemy, że nie jest Pani żadną K., ale naprawdę Józefem K. Ha ha, nikt się nie domyśla. Ja nic nie chlapnę. Zostańmy już przy K. :))
trzeba chyba poszukać kija i przyp.... nie w plecy , ale w szanowną końcówkę (czytaj głowę). Gwarantuję doznanie jasności, (czytaj gwiazdek), a nie jakiegoś tam satori czy oświecenia. A może będziemy liczyć ilość duchów na główce szpilki?- ale po co, to już było i jest w książkach . Pozdrowienia dla Krysi. ... ...
OdpowiedzUsuń...ach teraz rozumię,Jurek na początku podpisywał się "#" a teraz się wcale nie "podpisuje" czyżby doznał oświecenia !!??!!
OdpowiedzUsuńGrażyna