Tekstem
jest wszystko to, co podlega rozumieniu. Nie wiemy, co to jest rozumienie, nie
wiemy jak się odbywa, ale możemy powiedzieć, kiedy coś lub kogoś rozumiemy. Rozumienie
przebiega poprzez narzędzia obce temu co rozumiane. Jak zrozumieć coś
nieznanego poprzez coś znane a więc obce nieznanemu - poprzez metaforę,
analogię, przypowieść? Jak skonstruować metaforę człowieka, która będzie
narzędziem rozumienia, która coś nam rozjaśni, odsłoni, da nam poczucie rozumienia, którego nie możemy
zrozumieć i wyjaśnić, ale które jest wystarczające?
*
Człowiek
jest tekstem. Jeśli już nie żyje, jest tekstem zakończonym, jak napisana
książka, leżąca na półce. Jeśli żyje, jest tekstem niedokończonym, który
właśnie jest pisany, i ktoś jest, być
może, jego autorem. Rozszerzmy metaforę dalej: żywy człowiek to tekst,
który czytamy po kawałku, tak jak jest on pisany - na przykład jak powieść w
odcinkach, drukowaną w tygodniku lub miesięczniku. Odcinki mogą docierać do nas
mniej lub bardziej regularnie - tak jak mniej lub bardziej regularnie spotykamy
się z jakimś człowiekiem i poznajemy go. Znamy już mniej więcej fabułę, albo
możemy się jej domyślać, choć bardzo rzadko mamy do czynienia z kimś tak
sztampowym, typowym, abyśmy mogli z całą pewnością domyślić się co będzie
dalej. Człowiek-tekst jest niedokończony. Boris Vian: zawsze, dopóki żyjemy,
jesteśmy
niedokończeni. Tylko człowiek martwy jest dokończony. Człowieka tekst
możemy rozumieć lepiej, jeśli jesteśmy "oczytani" w innych tekstach,
jeśli nasza wyobraźnia jest rozwinięta tak,
że możemy sobie imaginować, jakie mogą być warianty tego tekstu, jak on
może przebiegać, co będzie dalej?
*
Mimo to
żadne oczytanie nie sprawi, że napotkamy dwa teksty identyczne, zgodne ze sobą
co do joty. Czy prawdopodobne jest, aby dwóch pisarzy w dwu różnych
miejscach świata, niezależnie od siebie
napisało identyczne powieści lub choćby (choćby?) dwa te same wiersze? Jak więc
możemy przypuszczać, że pojawi się dwóch tych samych ludzi? W przeciwieństwie
do książek ludzie są jako teksty wydawani tylko
w
jednym egzemplarzu, w rękopisie.
Nie było jeszcze Gutenberga, który dostarczyłby metody produkowania tych samych
tekstów-ludzi, choć wielu było uczniów Gutenberga, którzy próbowali: powielać
ludzi, drukować ich, sprawić aby byli wymienni. Ci uczniowie budowali w tym
celu i budują dalej specjalne instytucje: szkoły, uniwersytety, kościoły, gdzie
ludzi traktuje się jako czyste karty i przepisuje na nich teksty. Kultura
masowa stara się przedstawić nam kilka prostych atrakcyjnych tekstów i skłonić
nas do ich przepisania w nasze życie. Uczniowie Gutenberga myślą, że odkryli bądź napisali jeden super-tekst,
który muszą powielać i przekazywać wszystkim. Lecz każdy z nas jest tekstem
jedynym i niepowtarzalnym. Jesteśmy przez innych czytani właśnie jako tacy:
jako teksty nowe i jedyne. Możemy się nawzajem czytać raz lub wielokrotnie, ale
nigdy tak samo, zawsze odczytamy choćby mały fragment znaczenia inaczej, na nowo.
Zdanie dopisane na końcu tekstu w czasie kiedy go nie czytaliśmy, kiedy byliśmy
z daleka od niego, może zmienić jego
sens, sprawić że wszystkie poprzednie
epizody będą trochę inne. Istotą człowieka-tekstu jest, że nie poddaje się interpretacjom
jedynie słusznym, i nie ma autorytetów - filologów i krytyków, którzy by nam
wyjaśnili, w przypadku każdego człowieka - tekstu: co autor chciał powiedzieć?
*
Otacza nas
mnóstwo ludzi, wiedzących lepiej niż my, jaki tekst naszego życia powinniśmy
pisać i jak powinien się on zakończyć. Jesteśmy otoczeni przez suflerów,
trzymających w rękach ostatnią wersję scenariusza, poprawioną przez cenzurę.
Oni nie tylko podpowiadają. Oni mogą nas chwycić za rękę jeśli piszemy nie to,
co chcieliby. Mogą nam tę rękę wykręcić. Niektórzy - również odciąć. Jednak nie
ci są najgorsi. Tych widzimy, możemy się ich wystrzegać. Podobno najgroźniejszy
jest wpływ ludzi, działających w całym majestacie prawa, jako osoby robiące coś
dla naszego dobra, chroniące nas. „Szczególny charakter współczesnej opresji
polega na tym, że jest ona ukryta pod maską terapii,
nauki, wydajności,
skuteczności, lub troski o naszą osobowość i jej rozwój” (Foucault?).
*
W każdym z
nas jest pisarz piszący nas jak książkę. Naszym zadaniem jest odczytać tę
książkę zanim jako czytelnicy umrzemy. Pisarz pozostanie, pisząc następne
książki. Zresztą, to my jesteśmy tym pisarzem. Czy nie chcielibyśmy być
autorami naprawdę dobrej literatury? A może mamy ambicję zostania pisarzem cudzej
biografii? Będąc terapeutą łatwo wślizgujemy się w rolę „ghost writera”. Mamy
gotową fabułę dla innych. Czy naprawdę jesteśmy tak dobrymi pisarzami, aby
wpisać ją w cudze życie?
*
Jedni piszą
własne teksty, inni je czytają. Po co mamy czytać teksty cudzego życia, cudze
teksty? To jedno z najważniejszych
pytań jeśli żyjemy wśród ludzi. Co może nam dać
zajmowanie się cudzymi tekstami życia? Przecież nie chodzi o to, by je naśladować.
Czy możemy się z nich czegoś nauczyć? Może chodzi o to, by wiedzieć, jak
zakończyć własną fabułę? Ale czy własna nie znaczy: niepowtarzalna, jedyna? Czy
zgodziłbyś się żyć według cudzego tekstu, cudzego scenariusza, być bohaterem
wspaniałym, lecz wtórnym: czy chciał/a/byś być Lady Gagą? Hamletem? Juliuszem
Cezarem? Jimmi Hendrixem? Myślę, że nie. Jestem nawet pewny, że nie. Chcesz
pisać własny tekst. Chcesz być sobą. Lubisz czytać fabuły innych autorów, a
dopisywać własne. Wolisz własne zakończenie, niż cudzy happy end. Jednak może
patrząc na zakończenie cudzego tekstu inaczej napiszesz mały, dzisiejszy
fragment swojego?
***
*) tekst był kiedyś
publikowany w piśmie »Gestalt« - było to dawno a pismo było dość elitarne. Robię
„przedruk” dla przypomnienia.