Ziemia jest dobrym miejscem do kochania.
Nie wiem, gdzie miałbym szukać lepszego.
Robert Frost
O sprawy
gustów nie ma się co spierać. Tak samo jak o osobiste preferencje,
poglądy, wartości, style życia. To
prywatne sprawy każdego z nas. Ktoś woli wódkę od coca coli lub odwrotnie, itp.
Jego sprawa. Nowoczesna cywilizacja pozwala na takie wybory i nie ingeruje w
nie. To sukces i zaleta nowoczesnych społeczeństw. Całkowicie to akceptuję i
nikogo nie namawiam do określonych upodobań i preferencji. Jednak nakłanianie
to jedno, a czym innym jest refleksja nad wyborami jakich dokonują ludzie, nad
konkretnymi postawami i sposobami życia, ich konsekwencjami dla pojedynczego
człowieka i społeczeństwa. Tu mam właśnie taką refleksję. Chodzi mi o postawę wobec
siebie i życia, bardzo dla niektórych atrakcyjną i chyba popularną w świecie
dzisiaj. Nazwę ją może mało precyzyjnie, postawą „homo psychologicusa”, czy po
prostu będę mówił o „homo psychologicusie” jako - umownie, dość typowym
przedstawicielu tej rasy.
Ów homo to
ktoś przekonany, że to co najważniejsze istnieje wewnątrz niego. To jego świat
myśli, uczuć, emocji, wspomnień, pragnień, wyobrażeń i planów. Ten świat jest
rzeczywisty, jest bezpośredni, to my nim jesteśmy – a świat zewnętrzny to tylko
dekoracje, ulotny teatrzyk i ekran, na który rzutujemy naszą „prawdziwą” ,
wewnętrzną rzeczywistość.
To pewien
rodzaj ludzi: skupionych na własnym wnętrzu, na sobie i w tym wnętrzu poszukujących
realnego życia. Tradycyjnie terminem najbliższym tej postawie byłaby „introwersja”,
ale homo psychologicus to postawa szersza, często rozbudowana o określone
przekonania teoretyczne, różne koncepcje metafizyczne, psychologiczne, często
religijne i mistyczne. Psychologicus wierzy w mit psychologiczny, czyli
istnienie wewnętrznego świata duszy, który jest gdzieś wewnątrz nas, w głębi.
Badanie i przeżywanie tego wewnętrznego świata jest jego podstawową pasją w
życiu. Świat zewnętrzny to blada kopia królestwa doświadczeń wewnętrznych. Introwertyczny
psychologicus może siedzieć sam i godzinami rozmyślać o tym, jak dwadzieścia
lat temu pokłócił się z matką, co wtedy powiedziano, dlaczego i o czym to
świadczyło. Nurkuje w swoim świecie urojonym, świecie minionym, którego już nie
ma. Tymczasem tak zwany ekstrawertyk siedzi z kumplami w knajpie, pije i opowiada
niestworzone historie, żyje tu i teraz. Często introwertyk pogardza prymitywnym
ekstrawertykiem i uważa się za moralnie wyższego - w końcu, przebywa w świecie
ducha, a nie jak ekstrawertyk, w świecie wulgarnych przyjemności, rzeczy,
konsumpcji i zmysłów.
Żywiołem psychologicusa
jest jakaś forma psychologii która, będąc faktycznie nibynauką, cieszy się
niezwykłym poważaniem wśród homo psychologicusów, fascynuje ich i hipnotyzuje z
nieodpartą siłą tak jak religia – im bardziej niepojęta i niezrozumiała, tym
większy ma urok i siłę oddziaływania. Im więcej niesprawdzonych przekonań i
urojeń na temat „duszy” przedstawimy, tym większa ich głębia. Credo, quia absurdum.
*
Z punktu
widzenia społecznego szeroko rozumiana psychologia i homo psychologicusy jako
jej wyznawcy są pożyteczni dla rządzących naszym światem, bo odwracają uwagę od
realnych problemów i kierują do wewnątrz ludzką energię, która mogłaby się
obrócić w bunt lub skierować na naprawę tych realnych problemów, przysparzając
kłopotów tym, którzy nas kontrolują. Religia i psychologia to dwie postawy
bliźniacze. Pierwsza odwraca uwagę ludzi od
rzeczywistości i problemów przy pomocy „zaświatów”: czegoś gdzieś tam,
tylko nie tu. Psychologia robi to samo, przy pomocy innego świata, świata „w
głębi”, czyli duszy, eksploatuje mit psychologiczny. Jedno i drugie to opium
dla ludu. Połączmy homo religiosus z homo
psychologicus (zresztą to dość typowe i spontaniczne połączenie). Dwa mity, dwa
światy urojone w jednej osobie. Odlot od świata realnego, w dodatku w dwie
strony naraz – które okazują się jedną stroną: stroną urojoną…
*
Opisane
postawy to również zjawiska kulturowe i społeczne. Klasyczną kulturą „duchową”
były Indie: cywilizacja skupiona od początku na poszukiwaniu siebie, duszy, absolutu,
atmanów, brahmanów, itd. Efekt? Po zderzeniu z cywilizacją mniej duchową a
bardziej materialną - kilkaset lat w niewoli angielskiej. Anglicy, ci
prymitywni ekstrawertycy, mało interesowali się absolutem. Ich dusze były
niewarte funta kłaków – za to karabiny mieli znacznie lepsze. A i funty
potrafili liczyć lepiej. Efekt dla Hindusów? Bieda, głód, choroby, zacofanie
trudne do porównania z czymkolwiek w świecie, niesprawiedliwość, pogarda i
okrucieństwo wobec kast „niższych”, itp. Ciekawe, że wbrew twierdzeniom wielu
psychologów, dusza z reguły przegrywa z technologią. Z materią w ogóle.
Czytałem
wspomnienia amerykańskiego filozofa, który został zaproszony na wielki, międzynarodowy
kongres psychologiczny. Byli tam przedstawiciele prawie wszystkich krajów
świata, oczywiście psycholodzy. W tym czasie trwała wojna a raczej jatka
bałkańska, wojny w Afryce, głód, okrucieństwo, czystki etniczne, terroryzm
prawie wszędzie na świecie. Światowi psycholodzy bez hamulców korzystali z
hojności sponsorów, jedli fantastyczne potrawy, pili świetne alkohole, bawili
się… Wygłaszali oczywiście głębokie referaty, dyskutowali o subtelnościach
działania umysłu i pieprzyli abstrakcyjne dyrdymały o du… , przepraszam, o duszy
Maryni… W przerwach znów popijali dobre wina i wcinali przysmaki na codziennych
bankietach. O problemach świata żaden się nie zająknął. Cóż, poznawanie duszy wymaga poświęceń ciała.
*
Homo
psychologicus nie chce zmieniać świata. On chce od świata uciec. I widzi drogę
ucieczki: w siebie, do wewnątrz. Siebie też nie chce zmienić ani stworzyć.
Raczej odnaleźć, odkryć. Wierzy, że on – ten prawdziwy - jest. On już jest
gotowy, wspaniały, doskonały. Wewnątrz, gdzieś w środku, trzeba go tylko
odkryć, dokopać się do niego. „Ja” to jego „kamień psychologiczny”, lapis psychologicum. Wierzy w zbawienie we wnętrzu.
Można
przekonać człowieka, że za życie odpowiedzialny jest on sam, jego wola, wybory,
decyzje, to, co jest w jego wnętrzu. To bardzo przyjemne przekonanie, jeśli
odnosimy same sukcesy i żyjemy w raju, który jak nas uczą – sami stworzyliśmy.
Gorzej trochę, jeśli świat nie jest rajem, a nasze życie to pasmo nieszczęść i
porażek. Więc to ja je wywołałem? Ja za nie odpowiadam ? To kim jestem? Świat
jest taki dobry, wspaniały, a ja – nieudacznik, dureń, sknociłem wszystko. Sam
sobie jestem winien, lepiej siedzieć cicho, żuć własne klęski i szukać ich
źródeł - w sobie. Ktoś taki jest
niegroźny dla status quo. Nie będzie zmieniał świata, naprawiał go. Będzie
naprawiał siebie, rozpaczał nad sobą, dłubał w swojej duszy żeby ją uleczyć.
*
Homo
psychologicus jest rodzajem hipochondryka, studiującego podręczniki medycyny: cokolwiek
przeczyta o jakiejś chorobie, znajduje u siebie. Jest jednocześnie przerażony
własnym nieszczęściem – jakąś nerwicą, lękiem, urazem, psychozą, itp. które
właśnie u siebie odkrył i zafascynowany trafnością tego odkrycia, jest nim
olśniony, podziwia potęgę owej nauki, która ujawniła mu prawdę o nim. Psychologicus
poszukuje jakiejkolwiek definicji siebie, etykietki, nazwy, która by mu
powiedziała kim jest: introwertyk, neurotyk, cerebrotonik, psychastenik. Przyjmie nawet negatywne określenia: psychopata, socjopata, schizofrenik, autystyk,
ADHD, zespół Aspergera – cokolwiek wymyślą „fachowcy”, zwłaszcza jeśli jest to
poparte psychologiczną „diagnozą” – testem, kwestionariuszem, jakimś cudownym,
niezrozumiałym narzędziem, przy pomocy którego wszechwiedzący ekspert od duszy
prześwietli go na wylot, odnajdzie jego istotę i przyszpili go etykietką niczym
owada w entomologicznej gablocie. Podręcznik DSM powinien leżeć przy jego łóżku
i od jego wertowania psychologicus powinien
zaczynać dzień, szukając tam etykietki: kim jestem?
Ten rodzaj
homo czuje strach na myśl, że mógłby takiej etykietki nie mieć. Kim wtedy
będzie? Ktoś go zapyta: kim jesteś? A on nie będzie wiedział? Przecież żeby
być, trzeba być jakimś, kimś. Nie można ot, tak sobie, być – to niemożliwe.
*
Psychologia
to w większości ćwiczenie w skupianiu się na sobie, które przechodzi w
chorobliwy nawyk, w tę umysłową hipochondrię. Ktoś to dobrze nazwał: selfizm - zła religia, narcyzm.
Fascynacja „głębią”, która jest gdzieś wewnątrz nas, głęboka wiara w mit
psychologiczny, jakieś chtoniczne dążenie „pod spód”, drążenie, kopanie w głąb
siebie, to co nazwałem już „psychogórnictwem”.
Psychologicus
ma sposoby ucieczki od świata: obserwowanie własnych myśli, liczenie oddechów,
obserwowanie plam na zamkniętych powiekach, pytanie „kim jestem” i czekanie aż
ktoś (?) odpowie. „Odnaleźć siebie”, swoje prawdziwe ja: to racja i sens bytu
psychologicusa.
To szukanie siebie można porównać do strzelania
z korkowca do czarnego kota w kompletnie ciemnej piwnicy. Mamy tylko parę
wątpliwości: czy to, co mamy w ręce to korkowiec? Czy on może wystrzelić? Gdzie
jest kot? I czy kot rzeczywiście tu jest? To takie szukanie Prosiaczka tam,
gdzie go nie ma, o czym kiedyś wspomniałem.
*
Homo
psychologicusy są, jak powiedziałem, cenieni przez władców tego świata. Politycy
ich lubią, bo taki psychologicus nie interesuje się światem, ekonomią,
niesprawiedliwością, biedą, kryzysami. Siedzi sobie w duszy i buduje wokół
siebie obronny mur odcinający go od świata. Albo pisze książki typu „dlaczego
introwertycy są bardziej wartościowi niż ekstrawertycy?”*. Homo psychologicus
jest wymarzonym obiektem działań takich polityków, manipulatorów,
hochsztaplerów, kapłanów. W świecie realnym porusza się niezgrabnie, naiwnie,
to nie jego żywioł, najchętniej ucieka z tego świata w głąb własnej duszy.
Jest inna
grupa ludzi szczerze kochających psychologicusów: to psycholodzy, psychoterapeuci,
psychiatrzy, doradcy psychologiczni. Oni psychologicusów kochają, bo z nich
żyją. Ich porady sprowadzają się do zasady: zajmijcie się swoją duszą, a my
zajmiemy się waszymi pieniędzmi.
*
Psychologiczne
teorie są zasłoną dla prawdziwych problemów. Zazwyczaj te teorie sugerują,
jawnie lub ukrycie, że te „prawdziwe” problemy i ich przyczyny - są wewnątrz nas. Lepiej (dla niektórych) twierdzić, że
jesteśmy leniwi, mamy słabą wolę, nie dbamy o zdrowie, lekkomyślnie wydajemy
pieniądze, poddajemy się nałogom. Można wtedy przenieść odpowiedzialność za
własne życie na jednostkę, a milczeć o niesprawiedliwości, biedzie, łamaniu
praw ludzkich, problemach ekonomicznych, wojnach i bezrobociu, złej służbie zdrowia, itp. To
zresztą dla psychologicusa tematy straszne, nudne i odrażające: takie mało
duchowe.
Świat jest
koszmarną rzeźnią, w której miliony ludzi giną, umierają, cierpią, są mordowani,
itd. Równocześnie kilkaset tysięcy innych grabi wszystko, rzyga bogactwem, nie
wie co zrobić z życiem w którym jest już wszystko, czego mogliby zapragnąć.
Wrażliwy
człowiek nie może tego znieść. Chce uciec. Czuje trwogę. Więc ucieka. Dokąd?
Polskie przysłowie: jak trwoga, to do Boga. Tak, to jest jedna droga, dziś już
jakby mniej uczęszczana. Druga, nowocześniejsza, to psychologia: ucieczka w duszę.
Jak trwoga, to do duszy. W duszę można uciekać bez końca, bo jest niezgłębiona,
bez dna i nie wiadomo, czy w ogóle jest.
Można tylko mieć obawę, czy uciekamy we właściwym kierunku i czy poznamy, czy i kiedy już tę duszę
osiągnęliśmy.
*
Czy można
podać jakieś wnioski? Powtórzę: nie chcę nikogo namawiać do wyboru postawy i
stylu życia. Mogę tylko ostrzec, że postawa homo psychologicusa może stać się
rodzajem choroby umysłowej. Jej główne objawy to osłabienie kontaktu ze
światem, skupienie na sobie, egocentryzm i poszukiwanie we własnym mitycznym „wnętrzu” tego, co można
znaleźć tylko na zewnątrz, osłabienie zdolności radzenia sobie w życiu.
Dobrze
byłoby świat trochę „zdepsychologizować”. Nie wychowywać i nie kształtować
ludzi na homo psychologicusów. Kształtować ludzi żyjących w realnym świecie,
potrafiących ten świat zmieniać i tworzyć. Jak to już filozofowie zauważali –
innego świata nie mamy.
Z drugiej
strony, w tym świecie każdy znajdzie jakieś miejsce. Jak w mieście zobaczysz
psychologicusa zagłębionego w duszy, pomóż mu przejść przez ulicę, żeby nie
wpadł pod tramwaj. W końcu
psychologicus też człowiek.
***