Myśmy z tej samej materii co sny
I nasze małe życie kończy się snem
Szekspir
Miliony ludzi każdego dnia podniecają się faktem, że jakaś debilka pokazała gdzieś kawał gołej dupy. Pokazują to stacje telewizyjne, portale internetowe, gazety, przy pomocy You Tube to niezwykłe wydarzenie dociera do zakątków świata w których mało kto umie czytać, nie wie co to matematyka, za to umie oglądać… Trzeciorzędny aktorzyna porzucił kolejną żonę. Piłkarz Wielkiego Klubu upił się i zdemolował bar. Supergwiazda Barkentina Fukolini wyszła na ulicę w mini bez majtek i widać jej było cipę. Itd. Itd. Itd.
Inni ludzie są, pozornie, bardziej wyrafinowani: tworzą polityczne i kulturalne wydarzenia, iwenty, pi-ary, spotkania, debaty, owacje i oracje, pochody błaznów i błazeńskie obchody, konkursy, stowarzyszenia, zakładają partie, królują i brylują, inicjują i inspirują, przemawiają i otwierają lub zamykają, odwiedzają i zaszczycają, wręczają i odbierają, popieprzeni stowarzyszeni, tłumy i kostiumy, fundacje wariacje, politycy paranoicy, dostarczają zdjęć, filmów i tekstów tym wspaniałym mediom… Konstruują misterne pozory realnych działań, życie we śnie, formy i fikcje. Wykształciuchy nazywają to „społeczeństwem spektaklu”.
Takich zdarzeń są miliony, miliony każdego dnia. Płyną potokiem z mediów i fascynują, czarują, mamią, budzą ekscytację i zazdrość… To są newsy, to jest właśnie „rzeczywistość społeczna”: widowisko-dziwowisko, spektakl. Fascynujące fakty-fuckty: towar sprzedawany głupcom za ogromne pieniądze. Ludziska patrzą i ślina im cieknie z gęb, i zazdrość, i paranoja, ach, być jak ci, ONI!
W tym samym czasie jacyś nikomu nieznani ludzie biedzą się nad wytworzeniem nowego lekarstwa na HIV lub na choroby serca, nową metodą przeszczepów, lepszym układem scalonym, oszczędnymi metodami produkcji energii, ochroną środowiska, zdrowszą żywnością, bezpieczniejszymi samolotami, zbiórką pieniędzy na chore dziecko … Albo nie, może prościej: tysiące pielęgniarek opiekują się ciężko chorymi ludźmi, wolontariusze uczą biedne dzieci z trzeciego świata, nauczyciele uczą dzieci upośledzone, lekarze ochotnicy ratują ludzi tam, gdzie było trzęsienie ziemi. Ktoś umiera, a ktoś zwilża mu usta wodą… Nieee, to nuda, o co chodzi…
To dwa różne światy: w jednym tworzy się fikcyjne, bezsensowne nibyfakty, które fascynują wszystkich. Bije się pianę zwaną „rzeczywistością społeczną”. Działają specjaliści od złudzeń, twórcy fatamorgan i symulakrów. Medialni oszuści, uwielbiani przez widzów-idiotów. W drugim nieznani, anonimowi ludzie dłubią dzień po dniu żeby zrobić coś małego, ale konkretnego dla innych ludzi, jakieś codzienne dobro, żeby tym ludziom zapewnić spokojne oglądanie społecznego spektaklu.
Jedni tworzą złudzenia, drudzy zalepiają dziury w naszym spartaczonym świecie, poprawiają go po kawałku, bez końca. Ci pierwsi zawsze wygrywają. Cipa Fukoliny ma przewagę nad biedakiem, który pieniądze oddaje na pomoc jeszcze biedniejszym dzieciom, albo nad innym podobnym nieszczęśnikiem. Trudno. To fakt natury. Trzeba się z tym pogodzić.
Wszyscy znają Barkentinę Fukolini. Czy ktoś wie kto wymyślił penicylinę, albo szczepionkę przeciwko polio? A co to jest polio? Aaa, już wiem, Polio - to ten nowy boyfriend Fukoliny, no ten to ma szczęście, to jest coś, cool. Polio pieprzy Barkentinę – ach, szkoda, że nie ja, że nie mnie, do wyboru, nieważne, jaka piękna z nich para!
Tak, świat to teatr. Rzeczywistość to maja, ułuda. Lepiej nie można tego określić. Aktorzy są na pierwszym planie, na scenie. Ci, którzy umożliwiają im tę grę – z tyłu, niewidoczni, majstrują coś przy jakichś gadżetach i urządzeniach. Tych z tyłu są miliardy.
*
Gdyby nie ci z tyłu, na zapleczu, nagle na scenie pogasłyby światła. Z sufitu posypałyby się trociny, paździerzowe płyty spadłyby na ziemię, tekturowe mury runęłyby w tumanach kurzu, coś by gdzieś huknęło i zatrzęsło się. Photoshop by się zawiesił. Matrix bez dopływu prądu. Ludzie zaczęliby wyglądać jak ludzie. Usłyszelibyśmy wrzask. Gdzieś pojawiłby się mały płomyk a potem płomienie strzeliły by w niebo… Aktorzy i widzowie jednakowo zaczęliby wiać gdzie popadnie – gdyby było dokąd.
Dokąd? Gdzie uciekać z teatru, skoro teatr jest wszędzie? Ale nie, nie ma potrzeby. Na szczęście dla szanownych aktorów i widzów, ci na zapleczu pracują cicho, bez przerwy, skutecznie, z oddaniem. Nie rozumieją spektaklu, ale wierzą w jego sens. Show must go on. Podoba się, to ważne.
Tak, bawcie się dalej, aktorzy i widzowie, miłośnicy teatru. Grajcie, kabotyni.
W pewnej chwili cicho otworzą się drzwi na widownię. Wejdzie woźny – miły, łysy staruszek z pomarszczoną twarzą i spokojnym, ciepłym głosem powie: KONIEC
Cóż, dziadkowi nie odmówimy. I wtedy, tak, będzie koniec. To jedyna rzecz, którą wiemy na pewno. Macie wątpliwości? Proszę, jakie? No… ?
*
Grajcie dalej, kabotyni. Tylko to wam zostało. Macie swoje pięć minut. Macie także SZANSĘ. Ale z niej raczej nie skorzystacie. Może jej nie widzicie. Jeszcze nie. Jeszcze na to za wcześnie. Szkoda.
***