Mamy – prawie wszyscy – pewną przypadłość: poszukujemy czegoś, co nazywamy „sensem”, znaczeniem, itp. Pewnych ludzi dręczy pytanie o sens życia, świata, istnienia, co tam jeszcze. Gdyby ich zapytać, co mają na myśli mówiąc „sens”, byliby nie tylko bezradni, ale jeszcze rozzłoszczeni, że zadajemy im głupie pytania: sens to sens. Co ty, głupi jesteś? Może poszukują wyjaśnienia czym jest to, czego szukają. Taki eksperyment pokazuje, że sens to wcale nie termin logiczny, filozoficzny lub lingwistyczny, tylko jakieś bliżej nieokreślone „dobro”, jakiś błogostan, no, nie wiadomo co, ale ogólnie, sens jest fajny i dobrze, żeby coś go miało.
Pojęcie sensu „wrzucili” nam prawdopodobnie filozofowie egzystencjalni, z ich biadoleniem nad bezsensem istnienia, absurdem, pustką istnienia, itp. Ta poza filozoficzna się kiedyś spodobała i trafiła pod strzechy, gdzie dziś błąka się jako sens w stylu pop. Zawsze mówię, że lepiej nie myśleć w ogóle niż myśleć przy użyciu cudzych myśli. Potem gdzieś w wiejskiej knajpie Heniek z Józkiem rozlewają kolejne pół litra i Heniek mówi: „Widzisz Józek, nie mogę powstrzymać narastającego we mnie poczucia absurdu”.
Jak zwykłe w przypadkach poszukiwania czegoś, jeśli nie wiemy czego szukamy, to nie będziemy wiedzieli, że to znaleźliśmy. Jeśli nie wiemy czego chcemy, to nie wiemy, czy to mamy. Sens nie jest wyjątkiem. Sens jest stanem, w którym nie zastanawiamy się nad sensem. My go wytwarzamy, żyjąc w pewien sposób. O to chodzi: sensu się nie odnajduje, sens się tworzy, w każdej dziedzinie. Maszynka do robienia sensu działa najlepiej, kiedy się nie zastanawiamy jak działa, nie zaczynamy jej rozkręcać, dłubać śrubokrętem, widelcem, albo jakimiś filozoficznymi pytaniami. Sens się dzieje w naszym życiu.
Uparcie wierzymy, że sens to coś, co kryje się poza codziennym światem, gdzieś pod spodem. Trzeba zdrapać jakąś wierzchnią warstwę albo pokopać trochę i sens się ukaże. Idiotyzm. Niczego się nie dokopiemy. Sens to bezsensowna idea, zatruwająca nam życie.
Z drugiej strony, jeśli sensu nie szukamy to, wbrew pozorom – bardzo łatwo ten sens znajdujemy. Może to być nawet większym problemem niż brak sensu. Sens na co dzień, to „znaczenie”: coś jest rozumiane, odczytywane, interpretowane jako… Jaki sens ma trójkąt narysowany na jakichś drzwiach? A na innych obok, kółko? To taki prosty, nieegzystencjalny sens. Patrzymy na plamę na podłodze bo nam się olej rozlał i mówimy: oo, wygląda całkiem jak moja teściowa! Gwiazdy na niebie to oczywiście wielka niedźwiedzica (z młodymi), jakiś Herkules, Orion, Baran czy inna małpa. Brudna szyba w chałupie? Jezusieńku, ludzie, toć to Matka Boska!! Wszystko ma jakiś sens. „Coś znaczy”.
Nie ma takich bzdur z których ludzie nie zrobiliby czegoś sensownego. Powodzenie oszustów działających metodą „na wnuczka” jest dobrym przykładem. Starszy człowiek jest tak przejęty usłyszaną historią o swoim wnuczku (świetnie rozumie jej sens!), że najpierw oddaje pieniądze, a potem sobie przypomina, że nigdy nie miał żadnego wnuczka bo jest bezdzietny… Nieważne. Grunt to sens.
Tak, może nasza maszynka do robienia sensu działa zbyt mechanicznie i miele wszystko co się wrzuci, przerabia na sens. Nie przesadzajmy z sensem. Nadmiar sensu prowadzi do jego odwrotności. Durnie mają często poczucie niezwykłego sensu własnych działań. Bywa, że poczucie bezsensu czegoś chroni nas przed dużymi kłopotami. Pewnym ludziom bardzo by się przydało poczucie bezsensu tego, co robią. Mniejsza o nich, ale może przestaliby wciągać innych w swoje kompletnie bezsensowne pomysły.
Poczucie bezsensu jest równie cenne, jak poczucie humoru. Przypuszczam, że w dużym stopniu jest to to samo. Ludzie, którzy we wszystkim muszą widzieć sens, mają ciężkie życie. Bardzo poważne. Smutne. Bezsensowne, po prostu.
Mówi się: szczęśliwi godzin nie liczą. Dodam: szczęśliwi sensu nie szukają.
Mówi się: szczęśliwi godzin nie liczą. Dodam: szczęśliwi sensu nie szukają.
***
Witaj, śledziłam wpisy pod poprzednią myślą i....
OdpowiedzUsuńna szczęście,te dzisiejsze rozważania mnie uspokoiły....
całkowicie się zgadzam, szukanie sensu jest bezsensowne
serdecznie pozdrawiam
Grażyna
myślałem, że się kompletnie sfrustrowałaś tymi opiniami wcześniej...ale trudno oczekiwać, że wszyscy tu będziemy mówić jednym głosem, to byłoby nudne.
OdpowiedzUsuń.......bardzo mnie fascynowało Twoje balanowanie na linie i jak pięknie przeszedłeś na drugą stronę nie spadając .....chociaż dość silnie liną ruszano,utrzymałeś równowagę !!!
OdpowiedzUsuńStwierdzenie "Gratulacje przyjmuję z przyjemnością. " było jednorazowe, jak Ty to robisz, że nie spadasz ( albo raczej potrafisz utrzymać równowagę bez względu na sytuację)?
Grażyna
Sens nie jest ważny, nie jest nawet sensowny. Dowodem na to są moje wpisy i fakt że nie są wyrzucane....
OdpowiedzUsuńPaweł
Panie Pawle ,fajnie,że Pan pisze, cytując Anonimowego-Jurka "Człowiek "zdrowy" to nie ten,który zadaje pytania.To ten ,który jest na nie "otwarty"."
OdpowiedzUsuńMyślę,że Marek ma tę dość rzadką cechę,że jest OTWARTY i dlatego każdego dopuszcza do głosu ( choć Go czasem bardzo BOLI, tak przypuszczam )
a więc piszmy dalej a Marek niech dalej próbuje się utrzymać na tej linie - jak założył ten BLOG, to ma za swoje.....
Grażyna
e tam, boli. Łaskoczecie mnie Waszymi komplementami. Masujecie mi mózg przemyśleniami aż czuję umysłowe gilgotki. Piszcie dalej! yes, yes, yes!
OdpowiedzUsuń