niedziela, 31 stycznia 2010

@ MYŚL DNIA. Sposobem rozumienia sytuacji w której jesteśmy jest nasze działanie w tej sytuacji.

czwartek, 28 stycznia 2010

Samoprowokowanie



            Ludzie nie myślą, jeśli nikt ich do tego nie prowokuje. Mają rację. Po co mieliby myśleć bez powodu?
            Najlepiej do myślenia prowokują nas inni ludzie: rozmowa z nimi, dialog. Jeszcze nic lepszego nie wymyślono. Dlatego do dziś czytamy dialogi Konfucjusza, Platona i paru innych. Dlatego lubimy rozmawiać. Tylko w dialogu dwie osoby wydobywają z siebie coś co w nich siedziało, a dodatkowo – w cudowny sposób pojawia się coś nowego, zaskakującego obie strony. Stara jak świat, mądra zabawa. A co jeśli chcielibyśmy żeby nas ktoś do myślenia sprowokował, tak dla rozrywki – a nie ma nikogo pod ręka? Ani Konfucjusza, ani Platona? To nie problem. Sami się sprowokujmy. Dokonajmy samoprowokacji. Metod jest kilka, ale wszystkie prowadzą do zmiany naszych poglądów, do poruszenia sztywnych schematów, do gimnastyki mózgu.
            Samoprowokowanie to sposób rozwoju własnych poglądów. Rodzaj samokreacji. Jak to robić?
            Możemy być wobec siebie czymś, co określa się jako „adwokat diabła”. Polega to na tym aby wybrać jakiś swój projekt, cel lub decyzję i starać się znaleźć w niej jak najwięcej słabych punktów, wad, niebezpieczeństw.  Stawiamy się, jak umiemy, w roli ostrego krytyka tego, co sami wymyśliliśmy. To często boli, ale po takiej krytycznej sesji lepiej widzimy wszystkie strony naszego pomysłu. Oszczędzamy sobie popełnienia nieprzyjemnych błędów.  Z adwokatem diabła - jeśli przyjmiemy taką rolę - należy być ostrożnym, bo może nas kompletnie pozbawić wiary w siebie i podważyć wszystkie nasze oczywistości, zniechęcić do wszystkiego. Z diabelstwem postępujmy ostrożnie, nawet jeśli to tylko adwokat. I jeśli to my nim jesteśmy. Nigdy nie wiadomo jaki diabeł siedzi w człowieku.
            To może coś innego? Podważanie oczywistości. Wymyśl jakąś tezę, która wydaje ci się oczywista,  potem stwórz tezę dokładnie przeciwną. Która jest bardziej przekonująca? Ziemia jest okrągła? Bzdury, Ziemia ma postać płaskiego placka, widzimy to gołym okiem. Czas biegnie od przeszłości do przyszłości? Niemożliwe, to jak moglibyśmy sobie przypomnieć co było dawniej? Czas może poruszać się w obu kierunkach.  Co ty na to?
            Świetną metodą jest wywiad z samym sobą. Wyobraź sobie, że jesteś Bardzo Ważną Osobą (a nie jesteś? – to wymień ważniejszą osobę. Kto to jest, no kto?), z którą Bardzo Ważny Dziennikarz przeprowadza wywiad (może nawet sama Monika Olejnik?). Jakie pytania chciałbyś usłyszeć? Zrób listę takich pytań, potem oczywiście odpowiedz na nie. Śmiało, możesz się rozgadać, ważnych osób się nie popędza. Nagraj ten wywiad, zapisz go. To będzie superciekawe. Możesz też zapytać przyjaciół jakie pytania zadaliby w takim wywiadzie, niech przyślą ci propozycje, listę. Możecie wszyscy udzielić odpowiedzi i przesłać je sobie. Albo umieścić na blogu. Od czego mamy te cudowne wirtualne narzędzia?  A pytania to naprawdę podstawa myślenia. Warto pytać. Siebie przede wszystkim.
            A pisanie? Sam przekonuję się bez przerwy, jak niesamowicie prowokujące jest pisanie,  na przykład takiego bloga. Wydobywam, niespodziewanie, z siebie rzeczy które zaczynają żyć samodzielnie, czegoś ode mnie żądają, naprawdę prowokują. To faktycznie wyciąganie się za włosy z czegoś - nie wiadomo czego? Bagna? Niewiedzy? Chaosu? Samoprowokowanie w ogóle nazwałbym „techniką barona Münchhausena”. Cóż, stary baron znów mnie nawiedza. Nie mam mu tego za złe.
            A samoprowokowanie może mieć dziesiątki różnych form. Sprowokuj się! Do czego? Aaa, tego nikt nie wie. Z tobą na czele.

            ***

niedziela, 24 stycznia 2010

ë PORADA DNIA. Włóż kciuk prawej ręki do lewego ucha, a mały palec lewej ręki pomiędzy zęby. Jeśli je zaciśniesz, doznasz oświecenia. Prawdopodobnie.

wtorek, 19 stycznia 2010

Umysł w kratkę



Postanowiłam zareagować na dyktaturę kątów prostych

Zaha Hadid
            W przyrodzie można na palcach jednej ręki policzyć zjawiska, dla naszego umysłu oczywiste.  Nie ma wokół nas linii prostych, idealnych okręgów, kwadratów, prostokątów, trójkątów. Nie ma też wielu rzeczy, które nazywamy pojęciami lub ideami. Jedne z podstawowych kategorii jakimi się posługujemy to to, czego doświadczamy – ogólnie formy i to, co myślimy – idee.
            Formy są najczęściej wytworem natury, idee wytworem naszego umysłu. Pytanie o relację między nimi jest jednym z najdawniejszych problemów filozoficznych. Czy nasz umysł jest częścią natury, czy czymś innym? Natura jest organiczna, umysł jest geometryczny. To przeciwieństwo (a może tylko przeciwstawienie?) jest jednym z podstawowych w naszym myśleniu. Łatwo przychodzi nam odróżnienie wzorów „organicznych” od „geometrycznych”.  Popatrzmy na dłoń na klawiaturze komputerowej. Zestawmy sztukę: z jednej strony Paul Klee, Mies van der Rohe, z drugiej Salvador Dali, H.R. Giger lub Zaha Hadid w architekturze. Sztuka Gigera jest przykładem wysiłku wydobycia się z umysłu geometrycznego, nieudanym, bo wpada w sidła umysłu technicznego: obok organicznego szaleństwa, płynności i nieregularności mamy w twórczości tego artysty obrazy  - geometrycznych - urządzeń mechanicznych, maszyn, jakichś cyborgów, itp.
            Fakt jest taki: nasz umysł doświadcza przeróżnych form o charakterze „naturalnym”, czyli organicznym, przyrodniczym, biologicznym. Są one najczęściej podobne do wszystkiego z wyjątkiem rysunków z podręcznika geometrii. A jednak nasz umysł „wyciąga”, destyluje z tych danych to, co jest w podręczniku geometrii: linie proste, kąty, trójkąty, okręgi, prostokąty i miriady ich kombinacji. Potem te kombinacje wrzucamy w świat w postaci naszych metrycznych wytworów: prostopadłych budynków o płaskich ścianach, pionowych wież, płaskich boisk, itd. Natura ponosi koszty tej geometryczności naszego umysłu. Wystarczy obejrzeć blokowisko postawione w środku dzikiego kiedyś lasu, albo fabrykę na pustym brzegu morza. Zgrzyt słychać i widać.
            Dlaczego nie stosujemy wzorów „organicznych” w przedmiotach i technice? Moglibyśmy mieszkać w okrągłych jak gniazda os pomieszczeniach, pisać na klawiaturze o kształcie nieudanego, ale wygodnego naleśnika, itp.  Więzi nas geometria? Myślimy według linii prostych, kątów prostych i okręgów. Wiersze i kolumny, matryce, nasz umysł ma strukturę krzyżówki albo rebusa: wypełniamy kolejne wiersze pewnymi słowami a potem odczytujemy litery w jakiejś kolumnie i to daje nam rozwiązanie, ale zawsze tymczasowe i cząstkowe: to rozwiązanie jest ważne tylko o tyle, o ile można je wykorzystać jako kolejne hasło w kolejnej krzyżówce, być może krzyżówce jakiegoś „wyższego rzędu” lub poziomu. Jest to działanie fraktalne: geometryczny wzór myślenia na niskim poziomie jest przenoszony na wyższy poziom, daje w efekcie pewne „hasło”, przenoszone na wyższy poziom, itd.  U podstaw jest zawsze geometria. W projektowaniu komputerowym typu 3D można praktycznie dowolną bryłę przedstawić jako kombinację bardzo prostych płaskich figur. Czy nasz umysł działa podobnie? Renderujemy sobie świat używając bardzo prostych elementów, jakiegoś „geometrycznego atomu”?
            Czy nasza epistemologia jest Euklidesowa? Ciekawe pytanie: jak nasz umysł, który jest częścią organicznej natury,  wytwarza porządek, w tej naturze niespotykany, sprzeczny z nią? Właśnie: sprzeczny, czy wyrażający jej (geometryczną) istotę? Wiecznie powracające pytanie: wydobywamy ze świata porządek, czy go tworzymy? Czy nie powinno być tak, że nasze myślenie jest bardziej „organiczne”, nie po liniach prostych?  Czyli może jest tak, że umysł faktycznie „destyluje” z naszych doświadczeń ich najgłębsze idee, które są geometryczne, a potem te idee stosujemy do  różnych form. Z idei trójkątów powstaje piramida. Z idei kwadratu i prostokąta – wieżowce, itd.  Forma przepływa w idee, idee przepływają w formy. Naprawdę są jednym i tym samym. Tylko nasz umysł tworzy ideę różnicy? Różnica między formą a ideą to też idea „Tylko” idea?  Porównajmy naszą dłoń z klawiaturą na której ta dłoń pisze. Dłoń nie przystaje do klawiatury. To dwa różne światy. Dłoń to forma, klawiatura to idea, geometryczna abstrakcja. A jednak obie przepływają w siebie, organiczna dłoń tworzy poprzez geometryczne urządzenie abstrakcyjne idee, które wyrażają się najpierw w postaci wierszy pisma: znowu geometria, potem materialne, geometryczne formy: wieżowiec zaprojektowany przez Miesa van der Rohe: czysta, zmaterializowana geometria. Dzięki naszemu geometrycznemu umysłowi udaje nam się opanować naturę, wysysając  z niej istotę: reguły i porządki. Czy to znaczy że istotą bycia człowiekiem jest geometria? Nie świadomość, nie język, nie moralność i uczucia wyższe, ale właśnie geometria?
            Gdyby nasza geometria składała się z nieregularnych krzywych, spiral, wyłącznie ostrych kątów i wypukłych powierzchni, w jakim świecie byśmy żyli? Gdybyśmy nie znali linii prostych, kątów prostych, symetrii? Jaki świat byśmy projektowali? Wyobraźmy sobie niesymetryczny samolot. Dom złożony wyłącznie z powierzchni wklęsło-wypukłych? Linijkę w kształcie spirali? Jeśli koncepcja fraktali jest słuszna, to najbardziej zawiłe kształty organiczne można sprowadzić do prostych, podstawowych wzorów: może takich jak nasza geometria. Jeśli tak, to między organicznym i geometrycznym nie ma zasadniczej różnicy, tylko różnica stopnia. Nasza geometria jest prosta, prymitywna. Organiczne jest złożone. Jeśli rozwiniemy i skomplikujemy nasz umysł, staniemy się nie mniej, ale bardziej organiczni. Komplikując się, wrócimy do natury?

            ***


piątek, 15 stycznia 2010

@ MYŚL DNIA. Energia jest formą wiedzy: możemy się jej nauczyć, jeśli wiemy jak.

wtorek, 12 stycznia 2010

Człowiek ogólny, człowiek konkretny


            O wiedzy już pisałem i jeszcze będę pisał. Wiedza jest ważnym problemem. Tak, problemem i dlatego trzeba się nim zająć. Mamy wiedzę  tak zwaną ogólną, abstrakcyjną i  szczegółową, konkretną, czyli wiedzę o pojedynczej, tej tu oto rzeczy, przedmiocie, człowieku i czego jeszcze chcecie. Zwłaszcza jednak o człowieku: to mnie w tej chwili najbardziej interesuje, tu wiedza jest czymś żywym, co nas obchodzi w każdym kontakcie z kimś innym.         
            O co chodzi? Otóż mamy ogromne ilości wiedzy na temat ludzi. Te wszystkie nauki humanistyczne – w końcu „o ludziach”, socjologie, psychologie, antropologie, kulturoznawstwa. Produkują gigantyczne ilości teorii, tekstów, poglądów. Wszystkie podobne pod jednym względem: są ogólne, mówią o człowieku w ogóle, o jakimś tam człowieku. A jakiej wiedzy potrzebujemy codziennie, wstając rano i spotykając na drodze tego tu człowieka, człowieka konkretnego? Jeśli jest to obcy, ktoś „przypadkowy” (dobre określenie dla człowieka, prawda?), to nie potrzebujemy żadnej wiedzy. Ten przypadkowy nas nie interesuje, nie wchodzimy w niego.
            Dawno temu Arystoteles pisał (chyba w »Metafizyce«) że nauka jest wiedzą ogólną, a wiedza o konkretnych rzeczach to nie nauka lecz doświadczenie. Staruszek miał rację. Człowiek, drugi człowiek, jest doświadczeniem. To nie jest przedmiot nauki. Żadna nauka nic nam nie powie o konkretnym człowieku.
            Jeśli chcesz gdzieś zadzwonić, potrzebujesz konkretnego numeru telefonu. Jedynego i niepowtarzalnego. Sięgasz po książkę telefoniczną, a nie po dzieło na temat zasad telekomunikacji. Nie, jest lepszy przykład: nie sięgasz po żadną książkę, bo jeśli dzwonisz do kogoś bliskiego, znasz jego numer. Albo masz go w telefonie. Niepotrzebne ci książki.
            Jesteś socjologiem, psychologiem, antropologiem, filozofem, kulturoznawcą, ba, humanistą? Wiesz mnóstwo o „człowieku”? I co ci to daje? Nic. Marnujesz czas. Nie ma ludzi „w ogóle”. Wiedza o „człowieku ogólnym” jest wiedzą o nikim. Są tylko ludzie konkretni.   Zajmij się konkretnymi ludźmi. Porozmawiaj z mężem. Pobaw się z dzieckiem. Zadzwoń do mamy. Pogadaj chwilę z sąsiadem, o byle czym. Ogólna wiedza o człowieku to bezsensowne hobby. Liczą się konkrety. Moja żona. Nasz ojciec. Moja siostra. Twój mąż…  nasz syn. Widzisz to? Moje twoje nasze? Bliższa ciału koszula. Pardon, człowiek: mój, twój, nasz. Mam poradę: jeśli przed nazwą człowiek (lub jakimś odpowiednikiem) nie stawiasz tych słów: mój, moja, nasz, nasze, .. to znaczy że człowiek pozbawiony tego określenia nie jest naszym doświadczeniem. Jest dla nas obcy. Nie mamy o nim wiedzy. Wiedza książkowa nie jest taką wiedzą. Jeśli ten człowiek jest nasz, twój, zdobądź wiedzę o nim, daj mu wiedzę o sobie. Doświadcz go. Tylko doświadczenie drugiego człowieka daje o nim wiedzę. Doświadczenie człowieka sprawia, że staje się on „nasz”. Zamiast studiować nauki o człowieku, uczmy się sztuki doświadczania ludzi. Każdego osobno. Konkretnie.
            Lubię konkrety. Postuluję założenie wyższej uczelni na przykład o nazwie ASKKC: »Akademia Sztuki Kontaktu z Konkretnym Człowiekiem«. W tej uczelni nie byłoby podręczników, zresztą tytułów ani dyplomów też by nie było. Byłyby tylko ćwiczenia. Jestem gotów stworzyć sylabus zajęć w tej uczelni. Szukam sponsora.
            *
            I jeszcze jedno. Mimo wszystko lubię też ogólne teorie, modele, zasady, jakąś formę nauki. Coś w nich jest. Są formą porządku, albo może złudzeniem porządku, dają poczucie rozumienia, jasności. Potrzebujemy ich. Wobec tego ogólnie i teoretycznie formułuję taką zasadę: jeśli masz do czynienia z obiektami konkretnymi, specyficznymi, niepowtarzalnymi i jedynymi w swoim rodzaju – nie twórz na ich temat teorii ogólnych. To nic nie da. Tych obiektów się doświadcza:  ludzi, książek, symfonii, drzew, gór, rzeźb, obrazów. Nauka jest wobec nich bezradna. Tu nie ma nauki. Tylko doświadczenie. Jeśli masz do czynienia z czymś  co jest liczne i podobne do siebie, z masą prawie identycznych obiektów, lub możesz pominąć ich cechy indywidualne – teoretyzuj ile chcesz, możesz sobie używać. Tworzysz piękne ogólne modele, nic nie wiedząc o konkretach. Coś za coś. Nie można być ogólnym i konkretnym jednocześnie.

            ***

piątek, 8 stycznia 2010

@ MYŚL DNIA. Kółko myśliwskie może przyjąć do swojego grona myślicieli, ale towarzystwo myślicieli nie zawsze przyjmuje tych z kółka myśliwskiego. Świat jest pełen dyskryminacji i niesprawiedliwości.

niedziela, 3 stycznia 2010

O chaosie jeszcze raz


Poszukiwałem zawsze pejzaży wcześniejszych od Boga. Stąd moja słabość do Chaosu.
 Emil Cioran  »Aforyzmy«
            Istnieje coś, co fascynuje prawie wszystkich. A prawie wszyscy boją się tego. Ostatnio na fali mody fascynacja wzniosła się wyżej niż strach i przedmiot tego strachu stał się jednocześnie przedmiotem wiedzy, nowej dyscypliny naukowej - nauki o Chaosie. Wcześniej żartowałem sobie z teorii chaosu, ale sam chaos to nie żarty.
            Chaos był na początku, otacza nas dookoła i zostanie po nas: może dlatego budzi strach, nienawiść, fascynację - w różnych proporcjach. Być może nieważne co było przed nami i co będzie po nas. Jednak chaos otacza nas ze wszystkich stron i to może być ważne, tego nie można lekceważyć.
            Dzieje chaosu - Chaosu, bo z szacunku jaki budzi musimy go traktować z dużej litery, nawet jeśli jesteśmy niewierzący - zasługują na potężne dzieła. Być może wszystko jest dziejami Chaosu. Być może nic oprócz niego nie istnieje. XAOS  był próżnią pierwotną. Ta poprzedzała stworzenie zanim Porządek nie został narzucony żywiołom z których powstał świat. Chaos zrodził Erebosa i Nyks (Noc) a później ta para spłodziła Hemerę, czyli Dzień (Eos, jasne światło) i Eter. Noc wydała także cały zbiór innych potomków. Moros (Los), Kery, Hypnos (Sen, Marzenie Senne), Momos (Szyderstwo), Strapienie, Mojry, Nemezis (Przeznaczenie),  Apate (Zdrada),  Filotes (Miłość), Geras (Starość), Eris (Niezgoda), Hesperydy (Córki Wieczoru). Wszyscy oni powstali z Chaosu. To tylko wybór. Zresztą, kto wie jak to było? Ta genealogia jest fascynująca, warto przyjrzeć się jej bliżej: niewiele jest mitów i opowiadań zasługujących na miano archetypu w takim stopniu jak te najbardziej pierwotne dzieje. Czy mamy jeszcze wątpliwości, że z Chaosu powstało wszystko?
            Widzę chaos i jego wytwory jako dramat, który nas otacza i w którym my sami mamy swoje role. Na mrocznej scenie pojawiają się potomkowie chaosu. Najpierw wchodzi Nemezis, staje w kącie, nieruchoma, nie odzywa się nigdy. Odchodzi ostatnia. Rozpływa się w chaosie.
            Ciekawe, że dla Greków chaos był próżnią, pustką. Dziś rozumiemy go zupełnie inaczej: dosłownie jako bałagan, w którym nie widać żadnego porządku. Chaos jest wyzwaniem dla myślenia, jakkolwiek byśmy  go zdefiniowali. Budzi przerażenie człowieka myślącego.
            Myśl jest porządkiem odzwierciedlającym inne porządki. W porządku jest jakiś wzór. Możemy go objąć, tworząc podobny wzór, skopiować go. A jeśli gdzieś nie ma żadnych wzorów? W chaosie nie ma porządku. W pustce nie ma nic. Jak wobec tego myśl może „odzwierciedlić” chaos, stworzyć jego model? Modelem porządku jest porządek. Modelem pustki jest pustka. Modelem braku porządku jest brak porządku. Reakcją na chaos może być rozpaczliwa twórczość. Albo obłęd.
            Jesteśmy w stanie poruszać się tylko w pewnym zakresie porządków, dość ograniczonym zakresie. Chaos, jako próżnia, pustka i chaos jako zamęt, nieporządek absolutny, pozostają poza naszym zasięgiem. Może dlatego tak fascynują?
            Dlaczego boimy się chaosu? Czy jest zagrożeniem porządku wewnątrz nas samych, zagrożeniem dla naszego "ja"?  Czy bardziej zagrożeniem porządku zewnętrznego kosmosu? Czy jednym i drugim?  Dlaczego ludzie poszukują pewności i co przez nią rozumieją? Czy możemy się  nauczyć innego sposobu życia, rezygnacji z pewności która musi się skończyć przyjęciem pseudopewności? 
            Nie do przyjęcia jest obraz naszego życia jako garści liści niesionych przez wiatr lub bezkształtnej chmury czy górskiego strumienia?  Takie obrazy proponuje buddyzm Zen i taoiści. Ale kto jest gotów je przyjąć? Jeśli to jest jakaś religia, to najwyższe niezrozumienie jest traktowane jako najwyższa cześć. Przesypywanie garści piasku jako modlitwa. Słuchanie szumu wiatru jako rytuał. Patrzenie w przepływające obłoki to studiowanie teologii. Kto to potrafi?
            Dlaczego nie potrafimy żyć w ten sposób, który - jestem pewny, zmieniłby nasz świat, dałby ludziom „nową ontologię”, nowe reguły życia? Wielu z was to wie, albo myśli że wie.  Odpowiedzcie, myślcie. To ważne.
            Pomyślmy chaos inaczej. Jako porządek, wychodzący od najprostszych form i komplikujący się bardziej i bardziej. Wzrasta liczba składników i reguł które wiążą ze sobą te składniki. Wszystko komplikuje się bardziej i bardziej, wreszcie rozpada się - dla nas, dla naszych umysłów. Bo porządek trwa dalej… jest tylko porządkiem wyższego rzędu niż nasz umysł. Tak, może istnieć taki porządek. Tylko my już go nie ogarniamy, poznawczo jesteśmy wobec niego bezsilni. Bezradni. Ale chaos tak rozumiany to nieskończony potencjał. To źródło wszelkich idei, pomysłów, myśli. Z niego wypływa wszystko. To – dla nas – próżnia, która zawiera wszystko. Wróćmy do starożytnych.
            Stosunek człowieka do chaosu jest wymiarem na którym można oceniać jego - człowieka -  egzystencję. Są ludzie otwarci na chaos i zamknięci na niego. Pierwsi tolerują chaos zarówno jako pustkę, jak i absolutny porządek, z którego rodzą się wszelkie inne porządki. Drudzy przed chaosem uciekają, szukają  porządku, jakiegokolwiek. Albo tworzą go sami. Jak potrafią.
            Są ludzie potrafiący budować porządek w swoim umyśle, noszą go ze sobą, mają jakieś schematy i wzorce, którymi porządkują świat. Ci nie boją się chaosu na zewnątrz, mogą go tolerować, ale boją się chaosu wewnątrz. Ci którzy nie potrafią budować porządku wewnątrz, szukają go na zewnątrz, czepiają się każdego porządku, jaki mogą znaleźć.
            Ten podział nie jest oczywiście dychotomiczny: albo – albo. To kontinuum na którym wszyscy oscylujemy w lewo lub prawo. Wyraźne tendencje są charakterystyczne dla niewielu. Być może ci, którzy otwierają się na chaos i idą o krok za daleko to schizofrenicy. Ci, którzy układają w sobie zamknięty porządek w którym nie ma miejsca na chaos – ale mnóstwo jest lęku przed nim – to paranoicy. Ale to też tylko nieudolna próba wprowadzania porządku: to i owo, ci i tamci. Jedni i drudzy szukają ładu, wzorców, pewności. W końcu, zmęczeni, wczepiają się w jakąś pseudopewność albo stają się tym czego tak się boją: chaosem. To nie chaos jest niebezpieczny. Lęk przed chaosem jest niebezpieczny. To on przyciąga chaos.
            Pewność przychodzi do tych, którzy jej nie potrzebują. Do tych, którzy się nie boją jej braku. Ale tacy nie cenią pewności. Wszystkie zbawienia pozostawiają dla innych.

            ***

piątek, 1 stycznia 2010

ë PORADA DNIA. W dniach  1 – 5 stycznia  2010 poradnia nieczynna z powodu remanentu.