Zobaczyć świat w ziarnku piasku
i niebo w pięknej roślinieZamknąć w dłoni nieskończoność
i wieczność w godzinie
William Blake
Ten powyższy fragment wiersza Blake’a jest chyba
najbardziej znany z jego twórczości. Wersy, które poruszają jakąś strunę w nas.
Co gra ta struna? Prostą melodyjkę: więcej! Więcej! Więcej! To za mało, to za
mało, to za mało! A czego chcemy więcej? Odpowiedź też jest prosta:
wszystkiego. Jim Morrison śpiewał na tę samą nutę: chcemy świata i chcemy go
teraz!
Być może istotą człowieka jest bezdenne, niewyczerpane
pragnienie – tak twierdziło kilku filozofów. Nienasycenie, niezdolność
satysfakcji, powiedzenia, albo poczucia raczej: dość. Wiadro bez dna, do
którego lejemy wodę. Jeśli tak jest to może nasze życie jest tragedią. Tragedią
nienasycenia. Mit Syzyfa inaczej, współcześnie: Syzyf pcha głaz pod górę, ale
góra nigdy się nie kończy, ona rośnie w miarę jak wpychamy głaz wyżej.
Wiersz Blake’a można odczytać nie tylko jako wyraz
takiego pragnienia, lecz także jako projekt jego zaspokojenia, jako zalecenie
pewnej praktyki, „techniki” życia. Ja go tak odczytuję.
*
Ludzie tworzyli takie „techniki” od początku świata.
Dawniej miało to formę ascezy, wyrzeczenia, buddyjskiego ideału rezygnacji ze świata
i zobojętnienia na niego. Średniowieczny filozof Ockham: „bytów nie należy
mnożyć ponad niezbędność”, co do dziś nazywamy „brzytwą Ockhama”. Bardziej współcześnie
wybitny architekt, Mies van der Rohe, mówił „mniej znaczy więcej”, less is more. Dziś mamy nowsze wersje:
idee minimalizmu, prostoty życia (simple
living, simplicity, slow food… ). Te idee mają jedno wspólne jądro: Zmniejszyć-uprościć-zwolnić:
wszystko, co można.
Brzytwę Ockhama trzeba zastosować nie tylko do bytów
umysłowych, idei, tekstów, ale również do wszelkich innych bytów. Ideę van der
Rohe również. Nowa wersja Ockhama mogłaby mówić: mnożąc byty, nie mnożymy
bycia. A inna wersja Rohe’go to: więcej to tyle samo.
Obie zasady są rozsądne w świecie, w którym mnożenie
bytów stało się zasadą życia społecznego, ekonomii i filozofią życia milionów
przeciętnych ludzi. W świecie, którego potężny manipulacyjny przekaz brzmi:
więcej masz, więcej jesteś. Pracuj, zarabiaj, kupuj… raj jest przed tobą.
Tym czego pragniemy jest bycie, istnienie, a jedna rzecz jest tak samo jak wiele rzeczy; dlaczego
więc nie wystarczy nam jedna? Mnożenie rzeczy nie daje nam poczucia czegoś „więcej”,
najwyżej złudzenie tego „więcej”. Wielu ludzi lubi złudzenia…
*
Warunkiem wolności od bycia ofiarą manipulacji we
współczesnym świecie jest ważna, może podstawowa kompetencja: umiejętność bycia
czerpanego z pojedynczych, konkretnych bytów. Minimum bytów, maksimum bycia. Powinniśmy
wierzyć w Boga rzeczy małych, pojedynczych. Ta religia niesie nikłą obietnicę
zbawienia: lepszej nie mamy.
Rozumiemy wszyscy prostą finansową ekonomię, czyli
zasadę, żeby nabyć jak najwięcej za jak najmniej. Minimum wydatków, maksimum zysków.
Prawie nikt nie rozumie, że tę zasadę można stosować do życia w ogóle: maksimum
bycia, minimum wydatków. Paradoksalnie, życie rzeczywiście wymaga pewnego
minimum wydatków dla podtrzymania życia, to prawda. Jednak za to minimum
otrzymujemy maksimum: bycie. Więcej już nie można. Żadne wydatki, wysiłki i
cierpienia nie dadzą nam więcej. Żyjąc, mamy wszystko. Ekonomia bycia. Zrozumienie,
że w każdej rzeczy która jest, jest istnienie: w całości, absolutne. A my właśnie
chcemy istnienia. Posłużę się przykładami, anegdotami, bajkami.
*
Pewien człowiek stoi u furtki tajemniczego ogrodu. Wie,
że ten ogród zawiera wszystko, co może w życiu osiągnąć. Na drzwiach jest napis
„zamknięte”, a obok wejścia tabliczka ze strzałką: ”droga okrężna – przez góry”
wskazuje na przerażające, skaliste góry w oddali. Człowiek ogląda te góry i wie,
że przez nie nie przejdzie, nie da rady, nie zna ścieżek, jest za słaby, za
mało doświadczony w górskich wyprawach. Wpada w rozpacz, bo bardzo chce wejść
do ogrodu. Załamany patrzy w ziemię, pod nogi. Nagle, pomiędzy kamieniami
zauważa mały zardzewiały kluczyk. Podnosi. Wkłada kluczyk do zamka furtki,
przekręca… Zamek zgrzyta, drzwi się otwierają. Przed nim jest ogród.
*
Bodhidharma, pierwszy patriarcha buddyzmu chińskiego,
według legendy zamieszkał w jaskini blisko klasztoru Szaolin. Przez dziewięć
lat siedział zwrócony twarzą do ściany.
Nieraz myślałem: dlaczego, po
co? Może zrozumiał, że gdyby robił cokolwiek innego, to nie robiłby niczego
innego: robiłby to samo. Zrozumiał, że więcej to tyle samo?
*
Pamiętam, że w „Grze w klasy” Cortazara jest historyjka o
jakimś Włochu, który spędzał życie wpatrując się godzinami w metalową śrubkę.
Był, jeśli pamiętam, uważany za wariata, ale może jemu to wystarczało. Problem
polega na znalezieniu własnej śrubki, takiej, która nam wystarczy. A jest to
łatwiejsze niż myślimy. Taka śrubka nam starczy za wszystko.
*
Dziś tacy ludzie byliby uważani za chorych (schizofrenia?
Katatonia?). Diagnoz nam dziś nie brakuje. Zwłaszcza etykietek dla ludzi,
którym obłęd konsumpcji, posiadania i zdobywania wydaje się czymś chorym i
absurdalnym. Cóż, wet za wet. Oni nam tak, my im tak.
*
Jest taka stara historyjka, (choć nie wiem kto ją
wymyślił). Pewien amerykański milioner, właściciel wielu firm i fabryk,
wyjeżdża na urlop na piękną tropikalną wyspę na Pacyfiku. Opala się, kąpie,
podziwia widoki. Zauważa, że wielu tubylców całymi dniami wyleguje się na plaży
pod palmami, nic nie robiąc. Pewnego dnia przysiada się do takiego tubylca i
pyta: Słuchaj, dlaczego ty tak leżysz tu
cały dzień? Czy nie byłoby lepiej jakbyś się czymś zajął? - Zajął? A czym? - odpowiada tubylec. No,
jakąś pracą, coś byś robił, zarabiał pieniądze. - Ale po co? Jak to po co? Zarobiłbyś trochę,
założyłbyś jakiś biznes, firmę, miałbyś coraz więcej pieniędzy. Wtedy mógłbyś
zatrudnić pracowników, którzy by pracowali za ciebie, miałbyś więcej czasu. - No tak, mówi wyspiarz, ale po co? Co potem? -
Aaa, potem mógłbyś już nic nie robić. Po prostu leżałbyś sobie cały dzień na
plaży, obserwując chmury na niebie. - Jak
to?! – odpowiada zdumiony tubylec – ale ja właśnie to robię!
*
Mamy w życiu pewną arytmetykę. Mamy jedynkę: to nasze
istnienie, bycie. To za mało i chcemy więcej. Do tego jeden dodajemy zera,
myśląc, że je dopisujemy. Jeśli do jedynki dodamy zero to będzie dziesięć,
potem sto, itd. Ale to złudzenie. Arytmetyka życia tak nie działa. Zer nie
można dopisać, można je tylko dodawać. A dodawanie zer niczego nie dodaje:
jeden dodać zero równa się jeden. Jeden dodać pięć zer równa się jeden. Ile zer
nie dodamy, zawsze mamy jeden. Dodawanie czegokolwiek do istnienia nie dodaje
mu niczego.
Nauczyliśmy się dodawać zera: różne byty, puste formy,
doświadczenia, przeżycia, idee, informacje. Coraz więcej, różne - przekonani,
że w ten sposób powiększymy jedynkę. Ale tak nie jest. Zawsze zostaje jeden.
Jedność. Reszta to zera. Nic. Dodawanie czegokolwiek nie dodaje mi niczego.
Jedność, czyli bycie już jest, kompletne, całe. Jest w krótkiej chwili, w
ziarnku piasku, błysku światła, kropli wody. We wszystkim, co jest. Nie szukać
oceanu: przyjrzeć się uważnie kropli wody. Nie bredzić o nieskończoności:
przeżyć przytomnie godzinę. To projekt Blake’a. Jak najbardziej aktualny.
*
Jak zawsze, do każdego celu jest ścieżka krótsza i
dłuższa. Z punktu A do punktu B możemy iść okrążając świat dookoła.
Możemy też dojść do tego punktu stojąc w miejscu. Tak jest, jeśli zrozumiemy,
że punkt B to punkt A: ten w którym właśnie jesteśmy. Że aby
dojść do celu, nie trzeba nigdzie iść.
Wszystko, czego pragniemy już jest. Tu i teraz. Tylko
jeszcze o tym nie wiemy.
*
Siedzę późnym wieczorem w mieszkaniu, przy otwartych
drzwiach na balkon. Na zewnątrz słychać nieustanną grę świerszczy; grają
godzinami, chyba bez zmęczenia. Nikt im za to nie płaci. To ich życie. Świerszcz
śpiewa, bo to jego forma bycia. To nie wymaga wysiłku, przychodzi samo. Bycie
nie wymaga wysiłku, jest. Rób to, co przychodzi samo.
*
Mogę tak przesiedzieć pół nocy i słuchać tej muzyki. Ludzie
dookoła śpią. Muszą wcześnie rano wstać, jechać długo do pracy, wracają
zmęczeni. Cóż, długa ścieżka. Taką sobie wymyślili. Czekają na wypłatę,
oszczędzają, może kiedyś kupią sobie wymarzony dom. Starzy, zmęczeni,
zniszczeni życiem, chorzy, przestraszeni coraz bliższą śmiercią. Będą chcieli
siedzieć w ogrodzie i słuchać śpiewu świerszcza.
Tak, jak ja teraz.
Może gdybym kiedyś pracował więcej, wspinał się bardziej
wytrwale długą ścieżką, marnował życie absurdalną pracą, kupiłbym sobie dom z
ogrodem i wieczorami słuchał śpiewu świerszczy. Tak jak teraz. Właśnie to
robię.
*
Technika
życia polega na odejmowaniu od niego siebie. Bo to my jesteśmy problemem.
Jesteśmy zbiorowiskiem zer, spod których nie widać jedynki, tego co jest. Odejmij
od świata siebie, a zostanie świat, bycie. Najlepiej opisał to dawny chiński
poeta Li-Po w wierszu Zazen na górze Ching-t’ing:
Ptaki
zniknęły z nieba.
Ostatni
obłok odpływa.
Siedzimy
razem, góra i ja.
Aż
tylko góra zostaje.
Li Po (701 – 761)
Ja też siedzę. Nie ma tu góry, ale to nie ma znaczenia.
Coś zostaje. Zawsze.
*
Słyszę jak świerszcz śpiewa.
Nie, świerszcz śpiewa.
Nie, śpiewa.
Nie,
.
***
......hmmm,
OdpowiedzUsuńGrażyna
... zgoda,tylko po co tak okrężną drogą... nie wiem.... .. .
OdpowiedzUsuń...napij się Herbaty ,piję z Tobą. Tak, i tak ma pozostać
OdpowiedzUsuń...ale| \ będziesz miał "kaca"
OdpowiedzUsuń.... ch... z kacem Tylko to się liczy u granic bycia- myślisz , ze jest coś więcej-nie sądzę. Bycie to brak istnienia.życie spełnione
OdpowiedzUsuńtu nie mogę i nie chcę nic mówić. Mogę tylko postawić ten znak: ?
Usuń