John Naisbitt
Cytuję wyżej futurologa Johna Naisbitta. Chętnie sam wystąpię w roli futurologa, w związku z Internetem i naszym wirealnym światem. Dziś podstawowym narzędziem internetowym są wyszukiwarki, z Google na czele. Już chyba gdzieś napisałem, że być może kiedyś czas będzie się określało jako „przed Google” i „po Google”. Ale to się może zmienić. Jeśli wodospad, ta zwielokrotniona Niagara informacji się nie zatrzyma, problemem nie będzie już wyszukiwanie, ale selekcja, filtrowanie i dobieranie informacji wiedzy. Hitem Internetu nie będą już wyszukiwarki, ale selektory – albo jak tam się będą nazywać w którejś ich generacji. Przewiduję, że to będzie następna rewolucja w Internecie: nie wyszukiwarki, ale programy filtracyjne, selekcyjne, ewaluatory informacji, dobieracze wiedzy do naszych zadań i problemów. Określimy problem a selektor dobierze nam wiedzę do tego problemu. Proste, prawda? Sam próbuję nad czymś takim pracować. Taki program to coś w rodzaju doradcy poznawczego. Łatwe to nie jest. Funkcja selektora wymaga metawiedzy i jej skutecznego implementowania w programach internetowych. Oczywiście już się to robi, ale perspektywy są ogromne.
Zadania tego typu zalicza się dziś do „zarządzania wiedzą”. Niektórych ta dziedzina fascynuje, inni ironizują, że to kolejna modna nazwa na jakieś tradycyjne „bibliotekoznawstwo”. Ale niedługo żarty się skończą i zaczną schody. Będziemy musieli zarządzać wiedzą, w bardzo złożony, nieznany jeszcze i wymagający sposób. Jeśli nam się nie uda, pochłonie nas chaos, niekoniecznie w tym pozytywnym sensie.
Wszystko przed nami. Metawiedza to szczególna kompetencja: na pograniczu zdolności intelektualnych i emocjonalnych oraz umiejętności zarządzania wiedzą, bardziej technicznych. Metakompetencja złożona z wielu składników miękkich i wielu twardych, technicznych. To umiejętność tylko dla orłów – i te orły stworzą kolejny rozdział i epokę wirealnego świata.
Dysponować metawiedzą, to umieć odróżnić informację od wiedzy, a potem – wiedzę wartościową od bezwartościowej. Wiedzieć, że nie warto uczyć się szczegółów pewnej dziedziny, skoro nie warto interesować się całą tą dziedziną. Na przykład dlatego, że jest skazana na zanik, nie ma przyszłości, jak kiedyś alchemia czy astrologia albo wkrótce teologia lub psychologia: rzekome nauki, które utraciły swój przedmiot, ale jeszcze o tym nie wiedzą. Czyli, metawiedza to prawdziwa mądrość, wiedza wyższego rzędu. Jej funkcją jest to, o czym pisze Naisbitt: ratować przed utonięciem w morzu informacji i dawać prawdziwy wgląd w porządek problemów jakie musimy rozwiązać. Dzięki metawiedzy nie zaśmiecasz sobie umysłu wszelkimi informacjami jakie można zebrać, bo „mogą się przydać”. Nie studiujesz latami zawiłości dziedziny techniki, która odchodzi do historii, jak na przykład konstrukcja lokomotyw parowych lub silników dwusuwowych. Metawiedza to selekcjonowanie śmieci – umysłowych, informacyjnego spamu.
***