Poznaj sam siebie. I co dalej?
Sławomir Mrożek
Istnieje pewna metoda, o starożytnym rodowodzie, darzona niezwykłą estymą. Może dlatego, że jest stara. Tak jakoś jest, że jak coś jest stare, to uważamy, że mądre. Wbrew rozsądnemu powiedzeniu „stary a głupi”. Metoda o której myślę jest stara, bardzo stara.
Mam na myśli tak zwaną introspekcję, „patrzenie w siebie, do własnego wnętrza”. Metodę wymyślono setki (raczej tysiące – w starożytnych Indiach) lat temu i wciąż uważana jest za niezwykłą, cudowną drogę poznania: siebie, umysłu, duszy (krótko, wszystkiego co „wewnątrz nas”, „intro”).
Introspekcja to zaglądanie do naszego umysłu, czyli, jak dziś uważamy, w ostateczności – do mózgu, który jest tego umysłu nośnikiem i wytwórcą.
Mózg jest dość skomplikowany, prawda? Ma trochę tych neuronów, synaps, połączeń, neurohormonów... Jeśli narząd tak skomplikowany możemy przejrzeć na wylot przy pomocy introspekcji, zaglądania w siebie - to tym bardziej narządy inne, jakby bardziej prymitywne, cóż - zwykłe flaki. Wniosek?
Zachęcony powodzeniem i szacunkiem, jakim cieszy się introspekcja, stawiam propozycję. Otóż, poprzez introspekcję możemy badać nie tylko mózg ale także inne narządy. Można by introspekcyjnie zagłębić się w naszą wewnętrzną anatomię, obejrzeć stan żołądka, nerek, wątroby, śmiało dać mentalnego nura w pęcherz moczowy, jelito grube i dalej (może nawet wyjść z drugiej strony??) ... co za perspektywy! Przełom w medycynie! To byłyby diagnozy! Niskie koszty, wygoda, w zasadzie autodiagnoza, skanowanie całego organizmu od stóp do głów. To mogłoby uratować nasz narodowy fundusz zdrowia przed nieuchronnym, jak się wydaje, bankructwem.
Piękne idee! Jednak jest pewien problem, mianowicie, kwestia wartości, mocy poznawczej introspekcji. Sądzimy, że przy jej pomocy odkrywamy nasze głębokie, ukryte myśli, uczucia, wspomnienia, nasze „ja” i przedziwne historie dziejące się w wewnętrznym, ukrytym świecie „duszy”. Ba, więcej, wywlekamy i oświetlamy najgłębsze motywy i mechanizmy naszej duszy! Przyczyny, źródła tego, jacy jesteśmy. Jak to pięknie mówią psycholodzy, przez introspekcję, samoobserwacje, itp. docieramy do „nieświadomych pokładów umysłu”. Toż to chyba jakieś psychologiczne górnictwo, czyli, obowiązkowo dodając magiczne słowo „psyche” - psychogórnictwo. (Pomyślcie o górnictwie. Niee, górnictwo, to prymityw, bzdura, nuda, jakieś kopidoły ryjące w ziemi). A psychogórnictwo? Noo, to tak, to jest coś, magia duszy działa, psyche robi swoje! Drążenie pokładów duszy. Zapuszczanie do wewnątrz spojrzenia, które niczym promień lasera przenika mroki nieświadomości i ujawnia wszystko, co w niej perfidnie ukryte, wyparte, stłumione... Psychologia: kombajn tnący pokłady nieświadomości skuteczniej niż kombajn na przodku w kopalni.
Introspekcja dociera do źródeł czystej, ekologicznej energii, znacznie lepszej niż węgiel. W Polsce węgiel się kończy, na szczęście mamy jeszcze te pokłady umysłu. Energie duszy. Możemy je eksploatować bez końca, łatwo, bezpiecznie. Oto siła introspekcji, potęga psychogórnictwa!
Niestety, szkoda, w tych pokładach drążonych dzielnie przez psychogórników niewiele znajdujemy.
*
Cóż, jakby to powiedzieć: to chyba nie działa w ten sposób.
Moim zdaniem istotę introspekcji najlepiej ujął autor Kubusia Puchatka. Może przypomnijmy sobie to dokładnie, bo warto:
„Pewnego dnia, gdy Puchatek nie miał nic do roboty, pomyślał, że warto byłoby coś zrobić. Więc postanowił pójść do Prosiaczka zobaczyć, co Prosiaczek porabia. Śnieg wciąż sypał z nieba, gdy Puchatek dreptał po białej ścieżynce leśnej i idąc wyobrażał sobie, że zastanie Prosiaczka w domu, grzejącego sobie pięty przy kominku. Ale jakże się zdziwił, gdy zobaczył, że drzwi jego mieszkania są otwarte. Im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
- Wyszedł - powiedział smutno Puchatek - ot co. Nie ma go w domu. Będę więc musiał odbyć Przechadzkę Zadumy sam. Masz ci los!
Ale nim poszedł, pomyślał sobie, może by tak bardzo mocno zastukać do drzwi, żeby się całkowicie upewnić... I gdy czekał na to, żeby Prosiaczek się nie odezwał, podskakiwał sobie dla rozgrzewki i gdy tak sobie podskakiwał, przyszła mu nagle do głowy nowa mruczanka, która mu się wydawała Dobrą Mruczanką, taką, którą się mruczy ku Pokrzepieniu Serc.”
Tak, doświadczenie Kubusia jest jedyne w swoim rodzaju i jak najbardziej nadaje się do zwięzłego opisu introspekcji, jako szukania we wnętrzu siebie. I nie tylko. Powtórzmy opis tego doświadczenia: Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
Książki dla dzieci są mądre, tylko dzieci, zamiast je czytać i samodzielnie o nich myśleć, są zmuszane do kształcenia się w szkołach, gdzie na przykład uczą się o introspekcji, o tym co poeta miał na myśli, kiedy... i tak dalej.
Kubuś miał, jak wiemy, mały rozumek (stwierdzono to oczywiście przy pomocy testów inteligencji i „testów analitycznych”), niemniej posługiwał się określoną logiką, zrozumiałą dla większości z nas. Tę logikę można opisać następująco.
Najbardziej szukamy tego, czego nie ma. Słusznie. Po co mielibyśmy szukać tego, co jest? Jeśli nie znajdujemy, szukamy tym bardziej, żeby się całkowicie upewnić.
*
Introspekcja jest wciąż postulowana, świadomie lub nie, w różnych „szkołach” psychologii, terapiach, metodach samodoskonalenia. Psychologia to sztuka pukania w drzwi, za którymi nikogo nie ma. Pukamy, zaglądamy – a tam nic. Pusto. Nikogo nie ma. Jeśli ktoś był, to wyszedł, jest na zewnątrz. Prosiaczek wyszedł... niewiadomo czy wróci. Życie nie zawsze jest tak pogodne i szczęśliwe jak książki dla dzieci.
Ale, tak jak Puchatkowi, pozostają nam mruczanki. Możemy je sobie nucić praktycznie zawsze i zawsze działają. Ku pokrzepieniu serc. Mruczanek jest na świecie mnóstwo, można wybierać albo wymyślać własne.
Ja wymyśliłem mruczankę trochę inną niż ta w Kubusiu Puchatku, jednak opartą mocno na logice Puchatka. To leci tak:
Jeśli Prosiaczka nie ma, to znaczy, że jest.
Choć tu Prosiaczka nie ma, ogólnie jest.
Im bardziej go tu nie ma, tym bardziej jest.
Prosiaczka tutaj nie ma.
Więc jest
więc jest
więc jest.
Podłóżcie sobie do tego melodię, albo wymyślcie własną, i nućcie, nućcie mruczanki.
*
ps. Jako ludzie wykształceni, nawykli do abstrakcyjnego myślenia, wiemy, że „Prosiaczek” to jakaś niewiadoma, określenie ogólne, pod które możemy sobie wstawić cokolwiek. Na przykład „ja” , albo „szczęście”, „sens”, albo... co tam chcecie. Nucąc o Prosiaczku, myślmy o tym, czego szukamy. Myślę, że Prosiaczek wkrótce powróci.
I razem zjemy nasze małe co nieco.
***