sobota, 31 marca 2012

@ MYŚL DNIA.   Od początku świata ten świat się zmienia. Jest procesem bezustannych zmian, rzeką przekształceń.
A dziś niektórzy skądinąd inteligentni i myślący ludzie działają tak, jakby świat się nagle zatrzymał i już na zawsze będzie taki sam.
*

środa, 28 marca 2012

@ MYŚL DNIA.    Każde życie to katastrofa. 
Nieliczni szczęściarze mogą powiedzieć: 
ale piękna katastrofa!
*

wtorek, 27 marca 2012

@ MYŚL DNIA.   Rzeczywistość jest czymś innym, niż udaje że jest.
Z drugiej strony: koń jaki jest, każdy widzi.
Coś jest czym jest, a jednocześnie jest czymś innym.
Jak to pogodzić?
Tak rodzą się problemy dla filozofów.
*

piątek, 23 marca 2012

Szukając Prosiaczka

Poznaj sam siebie. I co dalej?
Sławomir Mrożek
            Istnieje pewna metoda, o starożytnym rodowodzie, darzona niezwykłą estymą. Może dlatego, że jest stara. Tak jakoś jest, że jak coś jest stare, to uważamy, że mądre. Wbrew rozsądnemu powiedzeniu „stary a głupi”. Metoda o której myślę jest stara, bardzo stara.
            Mam na myśli tak zwaną introspekcję, „patrzenie w siebie, do własnego wnętrza”.  Metodę wymyślono setki (raczej tysiące – w starożytnych Indiach) lat temu i wciąż uważana jest za niezwykłą, cudowną drogę poznania: siebie, umysłu, duszy (krótko, wszystkiego co „wewnątrz nas”, „intro”).  
            Introspekcja to zaglądanie do naszego umysłu, czyli, jak dziś uważamy, w ostateczności – do mózgu, który jest tego umysłu nośnikiem i wytwórcą.
            Mózg jest dość skomplikowany, prawda? Ma trochę tych neuronów, synaps, połączeń, neurohormonów...  Jeśli narząd tak skomplikowany możemy przejrzeć na wylot przy pomocy introspekcji, zaglądania w siebie - to tym bardziej narządy inne, jakby bardziej prymitywne, cóż  - zwykłe flaki. Wniosek?
            Zachęcony powodzeniem i szacunkiem, jakim cieszy się introspekcja, stawiam propozycję. Otóż, poprzez introspekcję możemy badać nie tylko mózg ale także inne narządy. Można by introspekcyjnie zagłębić się w naszą wewnętrzną anatomię, obejrzeć stan żołądka, nerek, wątroby, śmiało dać mentalnego nura w pęcherz moczowy,  jelito grube i dalej (może nawet wyjść z drugiej strony??) ... co za perspektywy! Przełom w medycynie! To byłyby diagnozy! Niskie koszty, wygoda, w zasadzie autodiagnoza, skanowanie całego organizmu od stóp do głów. To mogłoby uratować nasz narodowy fundusz zdrowia przed nieuchronnym, jak się wydaje, bankructwem.

            Piękne idee! Jednak jest pewien problem, mianowicie, kwestia  wartości, mocy poznawczej introspekcji. Sądzimy, że przy jej pomocy odkrywamy nasze głębokie, ukryte myśli, uczucia, wspomnienia, nasze „ja” i przedziwne historie dziejące się w wewnętrznym, ukrytym świecie „duszy”. Ba, więcej, wywlekamy i oświetlamy najgłębsze motywy i mechanizmy naszej duszy! Przyczyny, źródła tego, jacy jesteśmy. Jak to pięknie mówią psycholodzy, przez introspekcję, samoobserwacje, itp. docieramy do „nieświadomych pokładów umysłu”. 
            Toż to chyba jakieś psychologiczne górnictwo, czyli, obowiązkowo dodając magiczne słowo „psyche” -  psychogórnictwo. (Pomyślcie o górnictwie. Niee, górnictwo, to prymityw, bzdura, nuda, jakieś kopidoły ryjące w ziemi).
            A psychogórnictwo? Noo, to tak, to jest coś, magia duszy działa, psyche robi swoje! Drążenie pokładów duszy. Zapuszczanie do wewnątrz spojrzenia, które niczym promień lasera przenika mroki nieświadomości i ujawnia wszystko, co w niej perfidnie ukryte, wyparte, stłumione... Psychologia: kombajn tnący pokłady nieświadomości skuteczniej niż kombajn na przodku w kopalni.
            Introspekcja dociera do źródeł czystej, ekologicznej energii, znacznie lepszej niż węgiel. W Polsce węgiel się kończy, na szczęście mamy jeszcze te pokłady umysłu. Energie duszy. Możemy je eksploatować bez końca, łatwo, bezpiecznie. Oto siła introspekcji, potęga psychogórnictwa!
            Niestety, szkoda, w tych pokładach drążonych dzielnie przez psychogórników niewiele znajdujemy.
            *
            Cóż, jakby to powiedzieć: to chyba nie działa w ten sposób.
            Moim zdaniem istotę introspekcji najlepiej ujął autor Kubusia Puchatka. Może przypomnijmy sobie to dokładnie, bo warto:

„Pewnego dnia, gdy Puchatek nie miał nic do roboty, pomyślał, że warto byłoby coś zrobić. Więc postanowił pójść do Prosiaczka zobaczyć, co Prosiaczek porabia.  Śnieg wciąż sypał z nieba, gdy Puchatek dreptał po białej ścieżynce leśnej i idąc wyobrażał sobie, że zastanie Prosiaczka w domu, grzejącego sobie pięty przy kominku. Ale jakże się zdziwił, gdy zobaczył, że drzwi jego mieszkania są otwarte. Im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
    - Wyszedł - powiedział smutno Puchatek - ot co.  Nie ma go w domu. Będę więc musiał odbyć Przechadzkę Zadumy sam. Masz ci los!
    Ale nim poszedł, pomyślał sobie, może by tak bardzo mocno zastukać do drzwi, żeby się całkowicie  upewnić... I gdy czekał na to, żeby Prosiaczek się nie odezwał, podskakiwał sobie dla rozgrzewki i gdy tak sobie podskakiwał, przyszła mu nagle do głowy nowa mruczanka, która mu się wydawała Dobrą Mruczanką, taką, którą się mruczy ku Pokrzepieniu Serc.”


            Tak, doświadczenie Kubusia jest jedyne w swoim rodzaju i jak najbardziej nadaje się do zwięzłego opisu introspekcji, jako szukania we wnętrzu siebie. I nie tylko. Powtórzmy opis tego doświadczenia: Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
            Książki dla dzieci są mądre, tylko dzieci, zamiast je czytać i samodzielnie o nich myśleć, są zmuszane do kształcenia się w szkołach, gdzie na przykład  uczą się o introspekcji, o tym co poeta miał na myśli, kiedy...  i tak dalej.
            Kubuś miał, jak wiemy, mały rozumek (stwierdzono to oczywiście przy pomocy testów inteligencji i „testów analitycznych”), niemniej posługiwał się określoną logiką, zrozumiałą dla większości z nas. Tę logikę można opisać następująco.
            Najbardziej szukamy tego, czego nie ma. Słusznie. Po co mielibyśmy szukać tego, co jest? Jeśli nie znajdujemy, szukamy tym bardziej, żeby się całkowicie upewnić.
            *
            Introspekcja jest wciąż postulowana, świadomie lub nie, w różnych „szkołach” psychologii, terapiach, metodach samodoskonalenia. Psychologia to sztuka pukania w drzwi, za którymi nikogo nie ma. Pukamy, zaglądamy – a tam nic. Pusto. Nikogo nie ma. Jeśli ktoś był, to wyszedł, jest na zewnątrz.
            Prosiaczek wyszedł... niewiadomo czy wróci. Życie nie zawsze jest tak pogodne i szczęśliwe jak książki dla dzieci.
            Ale, tak jak Puchatkowi, pozostają nam mruczanki. Możemy je sobie nucić praktycznie zawsze i zawsze działają. Ku pokrzepieniu serc. Mruczanek jest na świecie mnóstwo, można wybierać albo wymyślać własne.
            Ja wymyśliłem mruczankę trochę inną niż ta w Kubusiu Puchatku, jednak opartą mocno na logice Puchatka. To leci tak:

Jeśli Prosiaczka nie ma, to znaczy, że jest.
Choć tu Prosiaczka nie ma, ogólnie jest.
Im bardziej go tu nie ma, tym bardziej jest.
Prosiaczka tutaj nie ma.
Więc jest
więc jest
więc jest.


Podłóżcie sobie do tego melodię, albo wymyślcie własną, i nućcie, nućcie mruczanki.

        *
ps. Jako ludzie wykształceni, nawykli do abstrakcyjnego myślenia, wiemy, że „Prosiaczek” to jakaś niewiadoma, określenie ogólne, pod które możemy sobie wstawić cokolwiek. Na przykład  „ja” , albo „szczęście”,  „sens”, albo...  co tam chcecie. Nucąc o Prosiaczku, myślmy o tym, czego szukamy.  Myślę, że Prosiaczek wkrótce powróci.
            I razem zjemy nasze małe co nieco.

            ***

niedziela, 18 marca 2012

@ MYŚL DNIA.    Świat ludzki obejmuje cywilizację i kulturę. Cywilizacja to zbiór narzędzi, które skutecznie zmieniają świat. Kultura to zbiór bajek w które wierzymy. 
Może być tak, że te bajki są bardziej skuteczne niż narzędzia?
A może bez tych bajek stworzenie cywilizacji nie byłoby możliwe?
*

wtorek, 13 marca 2012

Pustka

   
Autorefleksja. Patrzysz na pustą ścianę.
I myślisz: „Ja. Patrzę na ścianę.” Czy ściana może być lustrem? A jednak odbijasz się od tej ściany. Ty. Ściana nie musi być lustrem. Musi być pusta.
Autorefleksja nie jest żadną refleksją. Jest ekspresją, wypełnieniem sobą pustki, w której jesteśmy. Nie tylko autorefleksja. Całe życie jest wysiłkiem wypełniania pustki dookoła. Myślimy: im mniej pustki, tym więcej nas. I odwrotnie.
            Zapełnij swoje życie mnóstwem rzeczy, dóbr, gadżetów, pieniędzy, zajęć, spraw, obowiązków, władzy, zadań i celów: czymkolwiek. Więcej, więcej. Zapchaj pustkę wszelkimi śmieciami jakie w życiu możesz zdobyć, kupić lub stworzyć. Będziesz miał wszystko. Wszystko oprócz siebie. Dla ciebie zabraknie już miejsca. Sutra mówi: pustka jest formą, forma jest pustką. Forma to ty, a więc: pustka jest tobą, ty jesteś pustką. Zniszcz pustkę, a zniszczysz siebie.
            Minimalizm to nie styl życia polegający na mieszkaniu w pustych wnętrzach. Owszem, to też. Minimalizm w istocie, u podstaw, to sztuka życia w pustce. W takiej pustce, w której pojawia się Ja. I Ty. W jedynym miejscu, w którym Ja i Ty możemy się pojawić.
W pustce pojawia się świadomość: to czym jesteśmy. Pustka jest warunkiem świadomości. Świadomość istnieje. A więc świat, mimo nieskończoności form, które go wypełniają, jest miejscem pustym. Jedynymi jego mieszkańcami jesteśmy ja i ty. Tylko my wypełniamy pustkę świata. Jesteśmy świadomi. Istniejemy. Tylko w tym pustym miejscu możemy istnieć. Przed pustą ścianą. Oprócz nas nie ma tu nic. Tylko puste formy, które tworzą miejsce w którym istniejemy. Formy pustki. Pustka form. Tworzą pewne miejsce. My je tworzymy. Dzięki temu, że istniejemy. Życie, to wypełnianie pustki formami, postaciami. Ale życie to nie istnienie. To coś mniej. Życie może zniknąć.
            Istnienie – nie może.
            *
            Patrzysz bezmyślnie na pustą ścianę. I nagle myślisz: „Ja. Patrzę na ścianę.” Możesz zrobić coś innego. Pomyśleć: o, ściana. Ale pusta. Powieszę na niej obrazek. Albo kalendarz. Będę na niego patrzył, obserwując, ile czasu zajmuje i jak szybko płynie moja wegetacja, zwana życiem.
            Tak, pustka ma właściwość dla wielu z nas cenną: przy pewnym wysiłku możemy ją zapełnić albo zasłonić. To ten wysiłek nazywamy życiem.
            Życie nie ma wiele wspólnego z istnieniem. Odwrotnie: im mniej życia, tym więcej istnienia. Trudno to pojąć komuś, dla kogo życie jest najważniejsze. Nie wymagam tego od nikogo. Rozumiem.

            ***

poniedziałek, 12 marca 2012

@ MYŚL DNIA.   Mowa nie służy do wyrażania rzeczywistości, do opisu tego "jak jest". Mowa to sposób wpływania na innych ludzi. Kryterium sukcesu w rozmowie nie jest fakt, że ktoś nam powie: "tak, to co mówisz jest zgodne z prawdą", ale: "zgadzam się, przekonałeś mnie, masz rację". To dwie różne rzeczy, których często nie odróżniamy.
Mam rację, zgadzacie się, tak?
*

sobota, 10 marca 2012

@ MYŚL DNIA.    Dziwne, i chyba powszechne przekonanie, że dziś powinniśmy być tym samym człowiekiem co wczoraj. A jutro – tym samym człowiekiem co dziś. 
Czy rzeczywiście?
*

czwartek, 8 marca 2012


@ MYŚL DNIA.    Myślimy, myślimy. Myślimy, że myśląc coś zmienimy. A świat biegnie swoją drogą, niezależnie od naszego myślenia. 
Świat jest myśloodporny.
*

niedziela, 4 marca 2012


@ MYŚL DNIA.    Jesteśmy istotami, które potrafią coś zmieniać w świecie, 
nie rozumiejąc go. 
Co jest jednocześnie zagrożeniem i szansą.
*

czwartek, 1 marca 2012

Rozmiar jest ważny (choć niekoniecznie długość)



Wielkie absurdy nie są wymyślane przez tych,  których rozum krząta się wokół spraw codziennych. Nic dziwnego zatem, że właśnie najintensywniejsi myśliciele bywali producentami największego głupstwa
Witold Gombrowicz

             Świat coraz bardziej się komplikuje, staje się coraz bardziej złożony, niepojęty. Podobno złożoność naszych mózgów, czyli ich zdolności poznawcze, osiągnęła już górny biologiczny pułap, nie do przekroczenia z fizykalno-fizjologicznych względów. Pozostaje nam kontemplować pogłębiającą się niezdolność zrozumienia świata w którym żyjemy, czyli prościej - naszą narastającą głupotę. Stajemy się coraz bardziej bezradni wobec złożonego świata.
            Można na to patrzeć inaczej, jako na okazję do osiągnięcia mądrości: jeśli mądrość rozumiemy jako zaniechanie  wysiłków pojęcia tego, czego pojąć nie jesteśmy zdolni. Mądrość to być może uświadomienie sobie granic własnych możliwości. Własnej bezsilności? Być mądrym, to przestać robić to, czego zrobić nie potrafimy.
            No tak, ale czy wtedy bylibyśmy jeszcze ludźmi? Robienie tego, co dla nas niemożliwe to esencja bycia człowiekiem. Walenie głową w mur. Wycie do księżyca.  
Z motyką na słońce. Filozoficznie mówiąc: transgresja, przekraczanie granic. Albo próba ich przekraczania. Rezygnacja z wysiłków zrobienia czegoś, czego nie umiemy zrobić, to dla ludzi klęska. Wniosek? Świat nie zniechęci nas do prób jego zrozumienia. A już na pewno nie do prób jego zmiany.
            Cechą definiująca ludzi nie jest jakiś szczególny mózg, ani być może inteligencja, zdolność abstrakcyjnego myślenia. Cechą tą jest nieusuwalna skłonność do robienia rzeczy niemożliwych. Tego, czego zrobić się „nie da”.  Jest na świecie paru ludzi, którzy jednak to robią, z przyczyny prostej, którą wymieniłem: ich mózgi są za słabe, aby zrozumieć, że czegoś się nie da, nie można. I ci nieszczęśni bezmózgowcy coś robią, coś osiągają, coś, czego nie mogą osiągnąć ci z mózgami napęczniałymi do granic pojemności czaszki.
            I tak dochodzimy do wniosku, który często pojawiał się w ludzkich refleksjach. Działanie nie wymaga zbyt złożonego mózgu. Wystarczy przeciętny, niekiedy wręcz mały. Im mniejszy, tym mniej przeszkadza. Tym mniej wtrąca swoje przemądre, filozoficzne: niemożliwe, nie da się. Albo: ja wiem lepiej, mnie nikt nie będzie pouczał.
*
            Wyobraźmy sobie wybitnego uczonego, geniusza, noblistę, który wyjeżdża na przepiękną plażę na oceanie Indyjskim (trzeba w końcu skorzystać z tego Nobla).  Wchodzi do wody, żeby popływać, mimo że tubylcy ostrzegają go przed krążącymi tam rekinami (intelektualiści często uważają, że ich nie obowiązują prawa natury). Rekin, który wkrótce podpływa ma móżdżek wielkości mini S, być może wielkości naparstka, ale to wystarcza aby dobrze spełniał swoje funkcje. Pływająca torpeda zręcznym ruchem szczęk odgryza głowę noblisty, udaremniając jego dalszą karierę i wykazując tym samym wyższość móżdżku nad mózgiem, mechaniki nad intelektem. I co? Małe wygrywa, duże przegrywa. Tak się zdarza.
*
            Może wyrażam się tu niezbyt jasno (cóż, mózg rozmiaru S) wobec tego spróbuję wymęczyć istotę mojej koncepcji.
            Otóż, być może naprawdę nasze mózgi – z powodu jakiegoś ewolucyjnego błędu - są na wyrost, rozmiaru XL. Staramy się je jeszcze rozdymać, powiększać do XXL. Ale niepotrzebnie. Takie duże mózgi są zbędne do wykonywania prostych, życiowych funkcji. Mają nadmiar możliwości, choć tak czy owak złożoności świata nie mogą objąć. Świat zawsze nasze mózgi przerasta. Inaczej mówiąc, te mózgi nie wiedzą mnóstwa ważnych rzeczy, a jednocześnie są aktywne, mają nadmiar mocy, bezustannie młócą swoimi neuronami jakieś informacje. Działają w sposób nadmiarowy, antyskuteczny: wymyślają, dlaczego wielu rzeczy się „nie da”, dlaczego czegoś nie warto, że życie nie ma sensu a także wymyślają bezużyteczne rzeczy, których nie ma. Mózg większy od realnie potrzebnego zajmuje się wymyślaniem fikcji, często fikcji dla nas niebezpiecznych. I w tym problem.
            Odkryłem pewne prawo, które ośmielam się tu podać. Prawo to mówi: nie jest ważna bezwzględna wielkość mózgu. Ważniejsze jest dostosowanie tej wielkości do realnych potrzeb życia. Jeśli przy pomocy mózgu M możesz usmażyć dobrą jajecznicę, poderwać fajną laskę albo odgryźć łysy łeb jakiegoś noblisty, po co ci większy mózg?!
Skrótowa wersja mojego prawa (dla tych z mózgiem S, takim jak mój):
duży mózg = duże problemy
            Jeśli zdarzy się, że ten tekst przeczytają ludzie o mózgach >XL, proszę o uwagi, krytyki i refleksje na temat tego prawa. Sam już nie daję rady. Rozumiecie, mózg za mały.
            A co do rady. Utrzymujmy nasze mózgi w rozmiarze M. To wystarczy. Ważny jest złoty środek, umiar. Tak chyba twierdził niejaki Arystoteles, pamiętam to ze studiów. Taak, Arystoteles. Ten to miał łeb, XXXL. No i co mu z tego przyszło? Kto dziś wie, kto to był Arystoteles? Chyba mądrzejszy był ten, co powiedział „małe jest piękne”.

            ***