Myślenie jest możliwe pod co najmniej jednym warunkiem:
że myślimy świadomie. Że jesteśmy świadomi. Nie wierzę w „nieświadome
myślenie”. Nawet gdyby takie było, w tym miejscu nie ma to znaczenia. Ważne, że
w ogóle istnieje myślenie świadome. I tu pojawia się to, co jest jednocześnie
warunkiem i możliwym przedmiotem myślenia. To przedmiot jeden z
najtrudniejszych: świadomość.
Mamy popularną koncepcję świadomości, a biorąc pod uwagę
trudność i nieuchwytność „przedmiotu”, raczej metaforę świadomości. Jest to
metafora oparta na poglądach na mózg i jego funkcjonowanie, metafora o
charakterze scjentystycznym. Są oczywiście inne, alternatywne, ale raczej o
charakterze metafizycznym, mistycznym, spirytualistycznym, itp. Załóżmy tu, że
są mniej uzasadnione.
*
Metaforę naukową nazwałbym ideą „żarówki”. W skrócie,
jest to idea, że mózg wytwarza świadomość jak żarówka wytwarza światło, albo jak
inne narządy wytwarzają swoje wydzieliny, a ta wytworzona świadomość jest
naszym doświadczeniem istnienia różnych form: ciała, doznań wewnętrznych,
rzeczy, zjawisk, świata w ogóle. Mózg się rozwija, ewoluuje, aż w pewnym
momencie uzyskuje – jak, to inna historia - świadomość, czyli doświadczenie bycia,
istnienia „czegoś”: świata w całej jego różnorodności.
Filozofowie
od dawna twierdzili, że świadomość jest zawsze świadomością czegoś (Husserl).
Świadomość to rodzaj narządu - możnaby
go nazwać „metanarządem” - spostrzegającego różne przedmioty jako „całość”,
jedność. Zdefiniowałem kiedyś świadomość tak, że „być świadomym to być jednym z
…”. Wielu współczesnych badaczy to potwierdza (np. Francis Crick – nieżyjący
już odkrywca kodu DNA).
*
Problemem filozoficznym
jest pytanie, czy świadomość jest doświadczeniem istnienia „w ogóle”, bycia –
jako oderwanego od poszczególnych bytów – form, zjawisk. Było to przez wieki
ulubionym pytaniem filozofów o nastawieniu metafizycznym i dualistycznym.
Odpowiedzi mogą być dwie:
1. istnieje bycie samo w sobie, niezależne od konkretnych
form i od świadomości, oraz
2. istnieją tylko konkretne formy, których doświadczamy
(jesteśmy świadomi).
Jeśli przyjmujemy pierwszą odpowiedź, stawiamy się poza
granicą nauki, więcej – poza granicą racjonalnego myślenia. Dlaczego? Bycie
samo w sobie jest poza naszym doświadczeniem. Jest przedmiotem wiary,
przedmiotem niefalsyfikowalnym, a w istocie takim który da się pomyśleć, ale
nie można go doświadczyć. Czyli paradoks: bycie niemożliwe do doświadczenia?
Trochę mało sensowne.
Pozostaje
odpowiedź druga. Świadomość to doświadczanie różnych form, jako całości: bycie
jednym z nimi. Gdyby nie było form, nie byłoby świadomości. Widzenie bez światła?
Słyszenie, kiedy nie istnieje żaden dźwięk – słyszenie ciszy? Itp. Podobne
pytanie można zadać o świadomości: czym
jest świadomość bez swoich przedmiotów? Jakie byłoby doświadczenie świadomości,
gdyby ich nie było? Jak słuch bez dźwięków, widzenie ciemności? Konkluzja jest
taka: tak jak wzrok i słuch wyewoluował, bo istnieją światło i dźwięki, tak
świadomość powstała, bo jest rozmaitość przedmiotów doświadczenia: świat, który
należy scalić w jedno.
*
Sprawa genezy świadomości jest tu drugorzędna. Tu
porządna nauka moim zdaniem da sobie radę i kiedyś dowiemy się, jak świadomość
powstaje. To, co można dziś przyjąć za rozsądne założenie, to to, że nie ma w
mózgu jakiegoś jednego „ośrodka świadomości”, ale podobnie jak doświadczenie
„Ja” świadomość powstaje prawdopodobnie jako wynik aktywności złożonej
struktury mózgu. Globalna, symultaniczna aktywność systemu wywołuje doświadczenie,
że wszystko jest razem, jednocześnie, że jest „jednym”.
Kiedy
budzimy się rano, nawet kiedy jest zupełnie ciemno i cicho, doświadczamy, że
jesteśmy, że coś w ogóle jest. Nie mówimy że nasz mózg tworzy to „jest” ,
wytwarza „istnienie”. On tego istnienia
doświadcza, jest go świadomy. Słowo „być świadomym” jest całkiem podobne do słowa „widzieć”, słyszeć”, „czuć” itp.
Jest doświadczeniem istnienia różnych form. W miarę jak żarówka naszego mózgu
się rozgrzewa i rozjaśnia, odnajdujemy te formy w sobie i wokół siebie.
Mózg może doświadczać bycia
tak, jak może doświadczać światła, dźwięku i dotyku, czasu.
Kluczem do rozumienia
świadomości jest słowo „konkret”. Nie może ona doświadczać bycia
abstrakcyjnego, oderwanego od form. Nie może też stwarzać takiego bycia
„absolutnego”, samego w sobie. Idea, że mózg wytwarza bycie, jest równie
sensowna jak twierdzenie, że burak pisze sonety a ogórek komponuje symfonie.
*
Skąd wobec tego bierze się filozoficzne przeświadczenie,
że u podstaw naszego doświadczenia, u „fundamentów świata” leży bycie samo w
sobie, odrębne od bytów, od form, których świadomie doświadczamy? Odpowiedź
może być prosta: właśnie stąd, że nasz mózg doświadcza form bycia i tworzy
pojęcie, abstrakcyjną ideę bycia.
Może na zasadzie indukcji: skoro taki ogrom rzeczy i zjawisk jest, to może
„bycie” też jest? Jako obiekt sam w sobie, niezależnie od innych?
Zdolność uogólniania, tworzenia pojęć abstrakcyjnych i operacji na nich jest wspaniałą zdolnością
naszych umysłów. Daje nam niezwykłe możliwości przystosowania i skuteczności.
Może też stać się pułapką. Zbyt łatwo możemy tworzyć abstrakcyjne pojęcia bez
przedmiotów,
chore słowa, widma które później nawiedzają nasze umysły i świat.
Pojęcie „czystego, absolutnego bycia” jest taką pułapką, pułapką bycia, która
więzi nasze myślenie.
*
Żyjemy w świecie doświadczalnych konkretów. Istnienie
kamienia nie jest „mniej” istnieniem niż „bycie samo w sobie”. Przeciwnie, jest
istnieniem bardziej, bo możemy go bezpośrednio doznać, a bycia samego w sobie
doznać nie możemy. Możemy tylko myśleć o idei takiego bycia. Konkretny kamień
jest w świetle naszej świadomości. Bycie jako takie jest bladym pojęciem.
Martin Heidegger twierdził, że „dzieje myśli zachodniej
to dzieje zapomnienia o byciu”. To nie
było zapomnienie o byciu. O byciu, naszym, ludzkim, nie możemy zapomnieć,
dopóki żyjemy, bo po prostu jesteśmy. Nie potrzebna nam pamięć, wystarczy
świadomość bytów. Natomiast o byciu jako abstrakcyjnym, zmyślonym pojęciu,
warto zapomnieć. Tracenie życia na wymyślanie urojeń z którymi się potem
zmagamy jak z upiorami, to kiepski pomysł.
Potknięcie się o polny kamień jest lepszym doznaniem
życia niż czytanie „Sein und Zeit”. Myślę, że filozof by mi tę opinię wybaczył.
I chyba by mnie zrozumiał.
***