środa, 26 września 2012

Książki



            Zawsze (no, od chwili kiedy nauczyłem się czytać) byłem książkowym molem, czytelnikiem i kolekcjonerem książek. Pół życia łaziłem po księgarniach nie przepuszczając żadnej nowości, a jak nie było nic nowego, to i starociom. Z tych księgarnianych wędrówek pamiętam kogoś w rodzaju znajomego z widzenia, nazwę go po prostu Czytelnikiem. Włóczył się po księgarniach co najmniej tak intensywnie jak ja, stąd wynikały nasze spotkania. Był to młody chłopak, wyraźnie „normalny inaczej”. Niechlujny, zaniedbany, z rozczochranym włosem, dziwacznie ubrany w jakąś groteskową kompozycję różnych strojów. Zapewne wzbudziłby podziw dzisiejszych hipsterów. Miał taki rytuał, który dobrze pamiętam.
            Wchodził do księgarni szybko, zawsze wyprężony, poruszając mechanicznie nogami i rękami jak robot, z niewidzącym wzrokiem skierowanym przed siebie. Podchodził do stołu, brał jakąś książkę, otwierał. Trzymał ją nabożnie w obu dłoniach. Stał w kompletnym bezruchu, wpatrzony w książkę. Czytał? Tego nie wiem. Trwało to parę minut. W pewnym momencie wydawał z siebie głośny, szyderczy, upiorny śmiech: Uuuahhahahahrggrhhh!  Ludzie w księgarni obracali się ze strachem. W tym momencie Czytelnik zamykał i odkładał książkę, odwracał się na pięcie i swoim mechanicznym krokiem wychodził.
            *
            Czytelnictwo jest strasznym nałogiem, nie do pokonania. Wciąż czytam książki, najczęściej już cyfrowe e-booki. Niezależnie od formy jednak, nośnika, widzę ile w tych książkach płycizny, powierzchowności. To najczęściej wtórny, umysłowy chłam, po prostu towar, produkowany dla kasy. Dziś liczba książek drastycznie przekracza liczbę oryginalnych myśli, co więc możemy znaleźć w książkach? Na co można liczyć?
            Czytamy, bo się przyzwyczailiśmy, „wynieśliśmy kulturalne nawyki z domu”. Szkoła zrobiła swoje. Dodatkowo szantażują nas szlachetni intelektualiści-moraliści, którzy wmawiają nam, że nieczytanie książek to zgroza, umysłowe dno, wręcz niemoralność. Nikt nie przyznaje się – ze strachu – że nie czyta książek. (choć wiemy, że nikt nie czyta). Terror bycia „kulturalnym”. Więcej, kulturalni intelektualiści przekonali nas, że nie musimy książek czytać, ale musimy je mieć. Jest dziś dogmatem, że dom w którym nie ma książek to patologia, a dzieci wychowane w takim domu to przygłupy, psychopaci, potwory które z pewnością skończą w więzieniu. Więc ludzie kupują książki, żeby pokazać, że je mają. Trzeba mieć tych parę przynajmniej metrów bieżących na ścianie. Najwięksi durnie jakich znam mają całe ściany wyłożone rzędami zadrukowanego papieru (mniej pretensjonalni kupują tapety z nadrukowanymi grzbietami książek, genialny wynalazek). Cóż, łatwiej kupić książkę niż ją przeczytać. Łatwiej czytać książki, niż myśleć.
            Książki, mimo starań moralistów, przestają być dziś przedmiotem czci. Papierowe znikają, cyfrowe mają inną rolę. Książki nie są już źródłem informacji. Nie dorastają już do naszych oczekiwań. Mija powoli epoka druku, zastępowana przez epokę cyfrową. Papier zanika, wypierany przez ekrany, internet, sieć. Mam nadzieję, że wkrótce edukacja będzie polegała na czymś innym niż czytanie szkolnych lektur. I myślę, że nie będzie to edukacja gorsza niż dzisiejsza.
            Może niedługo ci, którzy nie czytają książek odważą się na rodzaj coming out, tak jak geje i lesbijki. Może będą nosić t-shirty z napisem „nie czytam książek”?  To będzie wymagało nadludzkiej odwagi. Nie czytać książek?  To coś tak jak powiedzieć: „jestem pedofilem”. Zgroza.
            Zdarza mi się – coraz rzadziej - wejść do księgarni, otworzyć jakąś książkę, poczytać parę fragmentów. Medytuję nad tekstem przez parę minut. Zamykam książkę, odkładam.

            Uuuahhahahahrggrhhh!

            ***

4 komentarze:

  1. Ja sie przyznaje, ze coraz mniej czytam... Za to coraz wiecej ogladam wideo, np. na YouTube.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja czytam.... Między innymi "Potencjał ludzki w organizacji"
    (nie, żeby to było lizusowstwo)
    Aczkolwiek że coraz więcej bełkotu wokoło, w książkach również, to prawda.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Joasiu, lizusostwo i Pani to absolutna sprzeczność, więc nie ma o czym mówić! (to też wcale nie jest moje lizusostwo, ależ skąd).
    Uświadomiła mi Pani, że jak ktoś czyta książkę, którą ja napisałem, to czuję jak mnie strach ogarnia. Niech taki czytelnik weźmie tę książkę, poczyta, poczyta, przerzuci parę stron i nagle usłyszę szyderczy śmiech:
    Uuuahhahahahrggrhhh!
    I co wtedy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Marku (choć bliżej mi ciągle z przyzwyczajenia do "Panie Doktorze"). Czytam z przyjemnością. Utożsamiam się z treścią, delektuję językiem. Nie da się tego czytać jednym tchem, ale to dobrze. Szczerze powiem, szukam inspiracji. Do zmiany. Zawodowej. Może w końcu dosyć pracy na czyjeś konto? Tym bardziej, że Książęta z góry znowu zastanawiają się jak mocniej złapać za mordę i pokazują paluszkiem moje miejsce w szeregu. Oni na pewno nie mają pojęcia o rozwijaniu potencjału, niestety. Wracając do książki- czy książek- jeżeli inspirują, to znaczy, że są dobre. I potrzebne.
    Asia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.