środa, 29 grudnia 2010

Teatr starożytny


            Życie ma trzy ingrediencje, z których jest zrobione. Składa się z istnienia, walki i snu. Istnienie to zgoda na wszystko co jest, przyjmowanie wszystkiego tak, jak jest. Walka to zmienianie tego, co jest. Sen – to niewiedza o tym, czy się zgadzamy, czy nie.
            Trzy role jakie przybiera nasze życie. Istniejący. Wojownik. Śpiący. Mamy różne skłonności i talenty do tych ról, ich proporcje w każdym życiu są różne. Wielu z nas jest zdolnych tylko do jednej roli. Inni płynnie przechodzą od jednej roli do drugiej, są świetnymi, wszechstronnymi aktorami w teatrze życia, w tej role playing game. Być może Istniejący jest rolą najlepszą? O tym się rozmyśla od wieków. Przepięknie to ujął Pitagoras, mówiąc (w skrócie) że życie jest jak igrzyska. Jedni przychodzą tam żeby walczyć w zawodach. Inni, żeby handlować i zarabiać. Ale najlepsi przychodzą jako widzowie. Czy coś się od czasów Pitagorasa zmieniło?
Trzy postacie odgrywają swój dramat na trójkątnej scenie życia. Właściwie, to ta sama postać, która wciela się w różne role. Teatr jednego aktora. Kto pisze scenariusz? Niewiadomo. Reżyser? Nieznany. Widzowie? Nie widać. Cisza. Pustka. Przedstawienie trwa...

            ***

poniedziałek, 27 grudnia 2010

@ MYŚL DNIA. Podobno rzeczywistość to to, co nie znika, kiedy tego nie chcemy. Wobec tego rzeczywistość to również to, co nie pojawia się, kiedy tego chcemy.

środa, 22 grudnia 2010

Test psychologiczny: diagnoza i porada od ręki

        Odpowiedz bez namysłu, jaką figurę widzisz niżej:




Jeśli widzisz koło, jesteś chory/a
Jeśli widzisz kwadrat, jesteś głupi/a
Jeśli nic nie widzisz, jesteś ślepy/a

Widzisz coś innego? Trudno, nie przejmuj się. Myśl pozytywnie, popracuj nad sobą. Wszystko można naprawić. J

            ***     

poniedziałek, 20 grudnia 2010

@ MYŚL DNIA. Niektórzy ludzie przez całe życie pielęgnują swoje wady tak, że w starości osiągają one imponującą okazałość.

wtorek, 14 grudnia 2010

Ministerstwo prawdy likwiduje oświatę, czyli świat bez szkoły

                                              
                                                                  Hey!                           Teachers! Leave them kids alone! 
                                                        Pink Floyd


       Podobno jest wiele problemów z oświatą (osobiście, na szczęście, mam je za sobą, mimo że nie zdołano mnie oświecić). Problemów związanych  z oświatą nie należy rozwiązywać. Należy je przekroczyć. Jestem optymistą. Tak zwana oświata dojrzała do likwidacji i zacznie powoli znikać. Zostanie zastąpiona zupełnie inną ideą kształcenia i kompletnie innymi jego środkami.
*
Spójrzmy na kształcenie od końca, od końcowego efektu i potem na zasadzie „inżynierii wstecznej” zastanówmy się, jak to osiągnąć.
Co jest potrzebne dzieciom we współczesnym świecie? Nie chodzi o żadną precyzyjną listę, o jakiś, a tfu, program nauczania, ale o podstawowe, bardzo szerokie umiejętności, kompetencje jak dziś wypada mówić. Mogą być na przykład takie:
  • Umiejętność mówienia, czytania, pisania
  •  Rozumienie (!) podstaw matematyki
  •  Kontakt z literaturą, sztuką, muzyką
  • Obsługa komputera  i Internetu
  • Kontakt z ludźmi, podstawowe umiejętności społeczne          
          Co jest w tej liście ciekawe? Wszystkiego tego można nauczyć się poza szkołą, poza średniowiecznymi strukturami oświaty. Te kompetencje umożliwiają bycie samodzielnym umysłowo i życiowo, dają podstawy rozwoju.….Cała reszta może być nabyta samodzielnie, przez praktykę, w codziennym życiu. Dokładnie tak: nie potrzeba do tego żadnych instytucji, oświaty, szkół. Nowy, nadchodzący świat ma coś lepszego do zaoferowania.
*
Oświata, to tylko jeden przykład pewnej charakterystycznej instytucji. Przykład dobry, bo jak na modelu pokazuje wszystko to, co nadal trwa w życiu publicznym, mimo że nie ma już racji bytu, jest skończone. Jednak, powiedzieć dziś: zlikwidujmy oświatę to jeden z największych horrorów. Natychmiast otrzymuje się etykietkę „normalnego inaczej”. Bądźmy szczerzy: to jest rzecz absolutnie nie do wyobrażenia dzisiaj. Ale tylko dzisiaj. Oświata jako instytucja nie zniknie z dnia na dzień. Ale zniknie, choć w tej chwili to utopia. Nie takie rzeczy znikały. Od dinozaurów i neandertalczyków zaczynając, poprzez cesarstwo rzymskie, imperium brytyjskie i Związek Radziecki. Słońce nam kiedyś zgaśnie, a niedługo potem – kaganek oświaty.
Nasza niezdolność do akceptowania faktu zmiany i przemijania wszystkiego to kalectwo umysłowe. To ułomność naszej wyobraźni, która nam szkodzi.
Państwo dzisiaj, zwłaszcza tak zwane państwo narodowe, jest przeżytkiem. Ginie powoli w bólach, ale wkrótce zniknie ku rozpaczy nacjonalistów, patriotów, prawdziwych (tu wstaw jakiś naród…), itp. Państwo ginie dlatego, że jest bezradne wobec większości problemów swoich obywateli, nie może im pomóc. Po kiego licha nam takie państwo? Znikną też wszelkie klasyczne instytucje tego państwa, rządy, ministerstwa, tak, również ministerstwa oświaty.
Raczej nie doczekam tego, ale chciałbym żyć w świecie, w którym nie będzie ministerstwa zdrowia, ale będzie zdrowie. W którym nie będzie ministerstwa sprawiedliwości, ale będzie sprawiedliwość. W którym nie będzie ministerstwa nauki, ale będzie nauka. W którym nie będzie ministerstwa kultury, a będzie kultura. W którym nie będzie ministerstwa oświaty, a będzie oświata. W którym nie będzie ministerstwa prawdy, a będzie prawda. Co?! nie, nie, stop, oczywiście pomyłka, ministerstwa prawdy nie ma, to z Orwella. Ale jednak, jak łatwo się pomylić, prawda? (prawda - ta z ministerstwa, tak?). Zapytajmy ludzi na ulicy, na przykład w Warszawie, gdzie mieści się ministerstwo prawdy. Przypuszczam, że co trzeci poda nam jakiś przybliżony adres. Orwell to okrutna utopia. Nie zauważamy, że żyjemy w takiej utopii tylko trochę – na szczęście - niższego szczebla, gdzie całe nasze życie jest reglamentowane przez jakąś Władzę.
*
Wróćmy do naszej szkoły, bo to jest kopalnia wspaniałych przykładów tego, czego dziś być nie powinno, co się już skończyło. Dlaczego szkoła tak obsesyjnie kontroluje nie tylko treści których uczy, ale, przede wszystkim, proces uczenia?
Dlaczego dzieci muszą się godzinami gromadzić w jednym, szpetnym zazwyczaj i nieprzyjaznym miejscu w którym, jak większość z nich twierdzi, jest źle i nudno? Dlaczego muszą wkuwać jakieś bezsensowne informacje, zbędną wiedzę w sposób ujednolicony, niezgodny z ich potrzebami, preferencjami, absurdalny? To proste: muszą się nauczyć posłuszeństwa. Posłuszeństwa, konformizmu i właściwego miejsca w hierarchii, w szeregu. Tego uczy szkoła. Do tego jest powołana, tak jak armia, policja, kościół, sądy i szpitale psychiatryczne. Niejaki Michel Foucault opisał to dawno i dobrze, paru innych, na przykład Ivan Illich (zwłaszcza), Pierre Bourdieu też. Reszta: kazania o wiedzy, wyrównywaniu szans, rozwoju, społecznym awansie, to patetyczne sranie w banie.
Od zerówki do uniwersytetu, szkoła jest poligonem, na którym dzieci ćwiczą podporządkowywanie się władzy.
Szkoła, ta cała „oświata” (zmiłujcie się, bogowie ciemności!), trzyma się mocno. Każde społeczeństwo opiera się na trzech filarach: religia i kościół, wojsko i policja, oświata i szkoła.(Dziś jeszcze media, ale przy szkole one są małym Pikusiem). To trzy podstawowe narzędzia społeczne, dzięki którym trzyma się za mordę ciemny lud, plebs, plankton społeczny. Dwa pierwsze przeżywają dziś trochę ciężkie czasy, ale szkoła daje sobie radę. Jest nie do ruszenia. Do czasu.
Do czasu, kiedy zadamy sobie poważnie pytanie: czy nie możemy nabywać jakiejś wiedzy, umiejętności, itp., w dowolny, niekontrolowany sposób? Samodzielnie, na przykład w rodzinie, w gronie przyjaciół, w świecie wirtualnym, itd.?
Dlaczego nie przyjąć zupełnie innego modelu „oświaty”: ludzie uczą się sami, w dowolnie wybrany sposób: środki do tego uczenia się już są, aż nadto. Są znacznie lepsze niż typowa szkoła. A rola, pożal się boże, jakiegoś ministerstwa? Podstawowa: sprawdzanie ludzkiej wiedzy i umiejętności. Nic nam do tego skąd  wziąłeś widzę i umiejętność, pokaż je nam i udowodnij – przy pomocy sprawdzonych procedur, a  my potwierdzimy że jesteś kompetentny…i to prawdopodobnie obróci się na twoją korzyść...To wystarczy. Może zamiast jakiegoś ministerstwa oświaty – ministerstwo sprawdzania kompetencji? Masz umiejętności medyczne, które nabyłeś sam? Dobrze, sprawdzimy to dokładnie i bardzo praktycznie. Wykręcimy cię jak mokry ręcznik i jeśli stwierdzimy, że naprawdę możesz leczyć ludzi, damy ci to na piśmie.
Będziesz lekarzem bez akademii medycznej. Aha, ludzie bali by się takich lekarzy? Taa, lepiej bójmy się niektórych po akademii medycznej.(sorry, uniwersytecie; dziś wszędzie mamy uniwersytety: dziś nawet z koła gospodyń wiejskich łatwo zrobić uniwersytet, trzeba tylko zmienić szyld).
A samo „uczenie się” może polegać na czymś zupełnie innym. Grupy pomocy, samopomocy, spontaniczne wspólnoty, wirtualne sieci, pierwotne wspólnoty wirtualne, e-plemiona, e-coaching, e-mentoring, epoka neokamienna, neojaskiniowcy wyposażeni w Internet 20 generacji, Web 20.0, może jakieś superblogi, na których będziemy się wymieniać poglądami i wiedzą? Co to będzie? Szkoła, jaka szkoła?
A właśnie, jaskiniowcy. Jak oni mogli się zmieniać, dokonać postępu, wyjść z tych jaskiń? Stworzyć cywilizację? Oni nie mieli szkół! Uniwersytetów. Oświaty. Nie mieli nawet, o zgrozo, ministerstwa oświaty! I stworzyli cywilizację? To niepojęte.
Cóż, taka jest nasza logika myślenia. Bez edukacji, wykształcenia, bez szkół, nie ma postępu. To tak jak z religią: wczesna, głęboka indoktrynacja dziecięcych  umysłów – i nie potrafimy myśleć inaczej. Implanty psychiczne. Gotowe. Pewnych rzeczy nie możemy sobie już wyobrazić. Tak: nie możemy sobie wyobrazić.  Nie możemy sobie wyobrazić nowoczesnego, przyszłego świata – bez szkół. Rozumiem to. Kilkanaście lat spędziliśmy w szkołach gdzie uczono nas przeróżnych rzeczy. Ale był jeden podstawowy imps, „podprogowy” przekaz: szkoła jest ważna. Jest niezbędna. No i wierzymy w to. Możemy dziś publicznie wybrzydzać na policje i wojska, być ateistami i antyklerykałami, ha: nawet islam można krytykować (no, no, ostrożnie): ale podnieść rękę na szkołę?! Szczyt zgrozy. Zresztą, minister oświaty i tak tę rękę odrąbie.
Ale spokojnie. Świat idzie do przodu w dobrym tempie, przynajmniej technicznie. Dziś uczeń wyposażony w mały smartfon może błyskawicznie sprawdzić, czy to co mówi belfer to prawda i ewentualnie wskazać mu (he, he, na własne ryzyko) że jego informacje są przestarzałe. Świat wirtualny wypiera szkołę. Nie trzeba z nią walczyć, zginie sama, to nieubłagany proces ewolucji. Nikt kiedyś nie walczył z żaglowcami, bo dlaczego? Były piękne, całkiem sprawne, funkcjonalne, tanie, ha - ekologiczne!. Dziś żaglowców nie ma, chyba że to statki szkolne, turystyczne albo muzea. Ze szkołą będzie tak samo…A neojaskiniowcy w wolny niedzielny ranek będą czasami odwiedzać Muzeum Oświaty. Wirtualne zapewne.

            ***

czwartek, 9 grudnia 2010

@ MYŚL DNIA. W życiu wszystko może być albo A albo nie-A. Albo może być poza logiką. Czy są w świecie obszary, w których logiki nie ma, nie obowiązuje? Czy coś może być poza logiką? Co? Co to znaczy poza logiką?
*
Cóż, tak to jest. Najpierw człowiek coś wymyśli, a potem myśli o co mu w tej myśli chodziło.
I tak w kółko. Myślenie jest nudne.

sobota, 4 grudnia 2010

Tractatus mniemanologicus. Jan Tadeusz Stanisławski in memoriam


Mniemanologia stosowana jest dziedziną nauki stworzoną przez pierwszego w ogóle, nie tylko polskiego, mniemanologa, profesora Jana Tadeusza Stanisławskiego (1936 - 2007), twórcę i długoletniego kierownika Katedry Mniemanologii Stosowanej. Dyscyplina, dawniej uważana za humorystyczną (sic!), okazuje się jednym z najgenialniejszych odkryć, trzeba tylko wziąć ją poważnie. Rzecz jest prosta: większość naszych idei, wyobrażeń i pomysłów które odnosimy do rzeczywistości to „mniemania”. Jeżeli mówię: przysięgam, że to prawda, albo „absolutnie tak jest!” To po prostu… mniemam tak. Spróbuję dokonać bardzo krótkiej rekonstrukcji tez mniemanologii, żywiąc nadzieję, iż zyskałaby ona akceptację Profesora.
Ta fascynująca dyscyplina opiera się o podstawowy schemat naszego działania, wyglądający jak następuje:
mniemanie – działanie - ocena - inne mniemanie - działanie – itd.
Przykład: mniemam, że Wacek to fajny gość. Podchodzę do niego i mówię: „Sie ma Wacek. A on na to: „s… ch…”  . W tym momencie moje mniemanie zostaje prawdopodobnie nieco nadwerężone, podlega falsyfikacji i zmianie. Po zmianie wypróbowuję praktycznie nowe mniemanie, itd. Po pewnym czasie system moich mniemań stabilizuje się, umożliwia mi skuteczne działanie i nie wymaga częstych zmian. To wszystko. Proste, skuteczne, wystarczające.
Mniemanologia jest dziedziną stosowaną w podwójnym sensie:
Primo: mamy pewne mniemania po to, aby je stosować, aby one kształtowały nasze działania i pomagały nam osiągać to, co chcemy
Secundo: stosując mniemanologię wobec innych ludzi, możemy zmieniać ich działania. Skoro działania wypływają z mniemań, zmiana mniemania prowadzi do zmiany działania. To proste jak cep heksagonalny:
Chcesz zmienić czyjeś działanie – podsuń mu nowe mniemanie
Jest to proste, nie wymaga czytania cztero-  lub sześciotomowych podręczników pod tytułem na przykład „psychologia ogólna” , z których i tak się niczego nie dowiemy.
Mniemanologię stosowaną można opisać w paru słowach, co właśnie czynię i to wystarczy. Zresztą, każdy łebski człowiek dopowie sobie resztę, bo mniemanologia stosowana jest elementarną, wrodzoną wiedzą, którą wszyscy instynktownie stosujemy. A jeśli ktoś ma ze trzydzieści lat i żeby zrozumieć najprostsze ludzkie zachowania musi czytać podręczniki psychologii, to lepiej niech się walnie w łeb. Najlepiej cepem heksagonalnym. Polecam, alternatywnie, również istniejącą, choć niestety skromną literaturę na temat omawianej dyscypliny.
Mniemanologia jest wspaniałą dziedziną, która rozwiązuje całe mnóstwo tradycyjnych problemów filozoficznych. Należy tylko, jak powiedziałem, potraktować ją poważnie. Ta dyscyplina z powodzeniem zastępuje i łączy w jedno praktycznie wszystkie dziedziny humanistyczne, społeczne, filozoficzne i historyczne. Wszystkie one bowiem są systemami mniemań.
Moja fascynacja mniemanologią zaowocowała sformułowaniem dwóch praw, które ośmielam się dziś przedstawić PT Publiczności, z nadzieją, że uzmysłowią one praktyczną wagę i filozoficzną głębię omawianej dyscypliny.
Pierwsze prawo mniemanologii:
Dowolne mniemania, ułożone w zgrabną całość stają się najpierw prawdą, a następnie oczywistością.
Drugie prawo mniemanologii:
Oczywistość jest oczywista, dopóki ktoś nie przedstawi oczywistości bardziej oczywistej.

Prawa te są oczywiście oczywiste. Jeśli ktokolwiek nie tylko nie rozumie tych praw (to jeszcze pół biedy, w końcu mniemanologia podkreśla i docenia brak rozumienia czegokolwiek) ale ich wręcz nie akceptuje, zasługuje, Szanowna Publiczności, na miano cepa heksagonalnego i nie powinien parać się mniemanologią, jako dyscypliną przekraczającą jego umysłowe możliwości.
Jak Państwo słusznie wyczuwają, chętnie przypisałbym sobie odrobinę autorstwa tej dyscypliny, ale dzielnie odpieram tę pokusę. Wszelkie prawa autorskie i cały honor spływa na Jana Tadeusza Stanisławskiego, pierwszego polskiego uczonego, który stworzył coś, jak mniemam, naprawdę zasługującego na Nobla. Mam nadzieję, że powstanie wkrótce kolejna katedra lub wręcz instytut mniemanologii stosowanej. Otwarcie kierunku studiów w tym zakresie (może podyplomowe?) byłoby z pewnością powitane entuzjastycznie przez spragnioną edukacji młodzież. Dyplom magistra mniemanologii, zwłaszcza stosowanej, niejednemu otworzyłby drogę do wspaniałej kariery, w oświacie, polityce, służbach publicznych, ekonomii, etc. etc. Wszystkie te dziedziny, i wiele innych, opierają się w końcu na mniemaniach.
Oby osiągnięcia Profesora doczekały się twórczej kontynuacji. Chwała i uznanie, jak zwykle, przychodzą za późno. Mimo to, chwała Ci Profesorze.

***     

czwartek, 2 grudnia 2010

ë PORADA DNIA. Częściej patrz na to, co mówisz, a usłyszysz to, co widzisz.