niedziela, 29 sierpnia 2010

@ MYŚL DNIA. Punkt widzenia bierze się ze słyszenia. 

czwartek, 26 sierpnia 2010

Porządki

            Nie ukrywam  że, tak jak Ciorana, fascynuje mnie chaos. Mam do niego słabość. Może nie sam chaos, ale bardziej pojęcie, idea chaosu? Nie jestem pewny. Już pisałem, że być może chaos jest największym wyzwaniem dla ludzkiego umysłu. Być może ścianą, od której ten umysł się odbija.
            Chaos jednak byłby pojęciem bezsensownym bez jego brata-bliźniaka, jednojajowego: porządku. Nie ma jednego bez drugiego. Ideę chaosu mamy tylko dlatego, że mamy ideę porządku. I odwrotnie. Porządek wydaje się intuicyjnie prosty. Umiemy go rozpoznawać. Porządek rozpoznajemy „na pierwszy rzut oka” ale nie potrafimy powiedzieć, czym jest. Czy to nie ciekawe? Nie umiemy ująć, złapać zjawiska porządku przy pomocy innego porządku: a to jak mi się wydaje, jest istotą myślenia.
            Jeśli przychodzi do definiowania, analizy, jest jeszcze gorzej. Możemy dziś poczytać z kilkadziesiąt książek na temat chaosu, złożoności, porządku. Naprawdę przejrzałem sporo definicji „porządku”, w pracach filozoficznych, encyklopediach, słownikach. I – rozczarowanie. Tam nie ma żadnych wyjaśnień. Jakieś synonimy, objaśnienia drugo- i trzeciorzędnych  znaczeń słowa, na przykład  „porządek to kolejność w jakiej coś jest ułożone”, albo „porządek to dyscyplina”, itp. To trochę mało. Czuję niedosyt, bo czuję też, że omawiane słowo jest nazwą czegoś o ogromnej wadze, z czym należy się zmagać. Najprostsze rzeczy są najtrudniejsze do zrozumienia.
            Jak rozumieć porządek? Wzór który się powtarza, schemat, układ? Co to właściwie znaczy? Myślę, że w idei porządku są dwa ważne składniki. Jeden to wzór, drugi to powtarzanie. Wzór to jakiś układ. Jaki? Taki, który możemy zapamiętać. Jeśli nawet jest gdzieś wzór, ale tak skomplikowany że go nie pamiętamy, to nie jest porządek, w każdym razie nie porządek dla nas. Nie mam innego wyjaśnienia. Drugi składnik porządku to powtarzalność. Lepsze określenie to regularność. Sugeruje ono regułę, zasadę. Coś się powtarza według pewnej zasady, na przykład  drzewa w tych samych, równych odstępach. Jak się zastanowić, to regularność przechodzi we wzór: wzór to powtarzanie tego samego ileś razy.
            Czyli, porządek to możliwy do rozpoznania przez nas wzór, który się powtarza. Ważne jest sformułowanie „przez nas”. Czyli przez nasze umysły, które są jakie są, może i niezłe ale dość ograniczone, stworzone do pewnych tylko funkcji i działań. A efekt? Pewne porządki rozpoznajemy łatwo, innych wcale. Może być tak, że obok nas, ba, w nas istnieją porządki niewyobrażalnie wysokiego poziomu, a my ich nie możemy pojąć ani doświadczyć. Tak, jak nie czujemy miliardów fal i pól elektromagnetycznych, nie mamy do tego odpowiedniego „zmysłu”. Rozpoznajemy tylko niektóre porządki, może wcale nie te najważniejsze, dlatego żyjemy w takim a nie innym świecie. Naszym świecie. Obok, albo wewnątrz niego  mogą istnieć inne światy. Niedostępne. Przez jeden prosty kabel metalowy można przesyłać na przykład dziesiątki kanałów telewizyjnych, na różnych częstotliwościach. Nasz świat to tylko jedna częstotliwość. A inne kanały? Czyli, świat według UPC? Może kiedyś będziemy kupować określoną rzeczywistość na abonament, na przykład 120 kanałów rzeczywistości w pakiecie, do tego 40 kanałów urojeniowych gratis.
            Istotą naszej postawy wobec życia jest tworzenie lub szukanie porządku. Człowiek, albo jego umysł to maszyna do tworzenia lub rozpoznawania porządku. Ta maszyna ma określoną sprawność (jak wyżej), określone funkcje. Tworzy  albo rozpoznaje tylko pewien zakres lub typ porządku.  Ma swoje ograniczone możliwości i ogromny obszar niemożliwości. Szybowiec może latać w atmosferze, ale nie dolecimy nim na Księżyc. Nasze umysły to szybowce. 
            Ważny jest wniosek z tej sytuacji: nie uporządkujemy świata, tylko jego mały fragment, tylko mały własny ogródek. Więc nigdy nie uporządkujemy chaosu? Nie – ani teoretycznie - jest zbyt  złożony, ani praktycznie – jest zbyt duży. Prawdopodobnie nie uporządkujemy też przeszłości. Jest zbyt dawna i nie możemy do niej powrócić. Jakie są konsekwencje? Przestaniemy szukać porządku? Nie wierzę. Oszalejemy? Może już wszyscy jesteśmy szaleni, to tylko kwestia definicji. Albo? Co robi nasz umysł, skonfrontowany z porządkiem, którego nie może odwzorować, odtworzyć, wykryć? W jakiś sposób się męczy, szuka, wali głową w ścianę.
            I znowu paradoks. Pragniemy porządku, prostoty, przejrzystości. Jeśli mamy nadmiar tego porządku, czujemy się źle, ten nadmiar nas dusi, więzi, chcemy chaosu, odrobinę chaosu! Precz z władzą, niech żyje anarchia, rewolucja. Równość, wolność, braterstwo. Make love not war, itp. Albo gilotyna, nie ma żartów. Jak tu dogodzić takim istotom. Jaki porządek dałby nam szczęście? O ile szczęście to rodzaj porządku – ale może tak, skoro obu szukamy z tą samą zaciekłością. Szukamy jakiejś równowagi, proporcji, harmonii, czegoś o czym nauczał Pitagoras?
            Nie mam nadziei, że uda mi się stworzyć jakąś „koncepcję” porządku, tak samo jak chaosu. Za wysokie progi. Właśnie to, o czym mówię wyżej: nie ta skala. Ale dlatego i jeden i drugi tak pociągają. To jest niezwykłe, że w jakimś momencie trafiamy na pewien przedmiot myślenia, wobec którego jesteśmy, jak wcześniej czy później musimy uznać – bezradni. Inna rzecz, czy do wszystkiego musimy mieć „koncepcje”?
            Turlam sobie różne pojęcia tak jak inni grają w kręgle. Czasem w coś się trafi, częściej nie. Ktoś lubi kręgle albo tenis, ktoś turla i odbija słowa i pojęcia. Czy ten od kręgli musi się tłumaczyć dlaczego w nie gra? Daje mu to przyjemność. Turlanie pojęć daje przyjemność kiedy uda nam się ułożyć jakiś porządek. I nie tłumaczmy dlaczego. Bo dobra odpowiedź nie jest potrzebna. Zresztą jeszcze jej nie wyturlaliśmy.
            Dobre jest to, że do problemów takich jak chaos, porządek i inne jeszcze, możemy wracać jak do ulubionej zabawy, sportu. Tworzenie małych i dużych porządków jako sport? Czemu nie? Tylko zagadki nierozwiązane są zagadkami. Pytaniem jest tylko to pytanie, na które nie umiemy odpowiedzieć.
           
            ***

sobota, 21 sierpnia 2010

Nowe drzwi

            Zastanawiałem się, czy nie wymienić jednych drzwi w moim mieszkaniu. Poszedłem niedawno do salonu, o którym wiedziałem że zajmuje się głównie sprzedażą drzwi i tego wszystkiego co tam jest z nimi związane.
            Salon nosił krótką, adekwatną nazwę: The Doors.     W środku było pusto. Zacząłem niezdecydowanie oglądać dziesiątki różnych drzwi ustawionych na stojakach. Ich ilość i wymyślne powierzchnie mnie oszołomiły. Z zaplecza wyszedł facet, na oko gdzieś sześćdziesiąt parę lat, dość zniszczony, siwy, z długimi niechlujnymi włosami związanymi w kucyk. Podszedł do mnie i powiedział:  Dzień dobry. Jestem właścicielem. Nazywam się Morrison. Jim Morrison. Może panu w czymś pomóc?
Coś tam bąknąłem, że oglądam, chciałem się zorientować, itp. Poczułem się jakoś dziwnie, dość szybko wyszedłem.
            Morrison? Dziwne nazwisko. Coś kiedyś słyszałem. To chyba było dawno. I to chyba były cholernie inne czasy.

            ***

sobota, 14 sierpnia 2010

@ MYŚL DNIA. Postęp w życiu to – między innymi – zwiększanie naszej wolności od rzeczy.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

My, fetyszyści

            Fetyszyzm? Hi hi, to te damskie buty na szpilkach, lateksowe ciuszki, pejczyki, koronkowa bielizna? Nie, to nie taki fetyszyzm. Ten jest całkiem niewinny. To sprawa osobistych gustów i upodobań, prywatnie realizowanych. Nic nie mam do takich fetyszystów, niech się bawią jak lubią, wolnoć Tomku… Fetyszyzm  to też zjawisko religijne: oddawanie czci jakiemuś przedmiotowi, ponieważ w przekonaniu czcicieli posiada on wewnętrzną moc, ducha lub element boski. To już bliżej. Dokładniej, w badaniach kultury i religii fetysz oznacza przedmiot wykonany przez ludzi, czyli sztuczny, któremu oddaje się cześć, ponieważ ci którzy oddają tę cześć wierzą, że fetysz posiada ukrytą w nim jakąś magiczną moc, nadprzyrodzoną władzę, zwłaszcza nad innymi ludźmi.
            Jest to bardzo ciekawe przekonanie, ponieważ fetysz jest czymś w rodzaju „samospełniającej się” teorii. Jeśli czemuś przypisujemy na przykład władzę nad ludźmi, to wcześniej czy później ta władza stanie się faktem. Fetysz będzie ją miał. Fetysze mają władzę nad światem. Chcesz sterować ludzkim zachowaniem? Zainstaluj ludziom fetysza. Sukces gwarantowany. Fetysz – od łacińskiego: facticius: sztuczny albo facere: zrobić. Fetysze się tworzy.
            Moherowa babcia która żegna się szybkim, automatycznym ruchem, kiedy tramwaj którym jedzie mija jakiś kościół. Kibole na boisku, doznający ataku obłędu na widok własnej drużyny. Zwolennicy jakiegoś polityka, doznający orgazmu w trakcie jego przemówienia. Maniak motoryzacji, który na widok kolejnego modelu supersamochodu XYZ czuje jak miękną mu kolana a przed oczami pojawiają się plamy…
            Dlaczego fetyszyzm jest ważny, interesujący? Pod opisanymi, dość powierzchownymi formami fetyszyzmu seksualnego, religijnego, politycznego, ekonomicznego, kryje się inny mechanizm.
            Jest to fetyszyzm głęboki, ukryty zazwyczaj sposób naszego działania, który wpływa na życie społeczne i osobiste. Fetyszyzm to figura wszechobecna w naszym doświadczeniu, świecie. Fetyszem  może być wszystko, byle konkretne. Fetysz to wspaniały wynalazek, dokonany przez człowieka dla człowieka. Religia: czy ludzie czczą Boga, boskość, idee, nieosiągalną  nierzeczywistość? Nigdy. Czczą obrazy, figury, kości i paznokcie świętych, całuny, relikwie. Papieża. Biskupa (naszego biskupa, nie tego tam). Czczą kościół jako mury. Czczą kapłana (naszego) w tych murach. To konkrety. Tego pragniemy, tego nam trzeba. Fetysze przemawiają do nas lepiej niż pojęcia i idee. W tym ich sekret.
            Typowe działanie myślącego człowieka to: przyglądanie się rzeczywistości – myślenie, zadawanie pytań, tworzenie modelu tego co widzimy, przewidywanie jego konsekwencji, ocenianie. Potem podejmowanie jakiejś decyzji i działanie, wykonanie - zachowanie. Fetyszyzm pozbawia nas wszystkiego, oprócz pierwszego i ostatniego ogniwa w tym łańcuchu.  
            My, fetyszyści działamy inaczej: jeśli ktoś wskaże nam jeden z tysięcy fetyszy, przestajemy natychmiast myśleć. Widzimy jakiś bodziec i następnie robimy coś, co wyłącza nasz rozum i świadomość. Następuje spięcie, przeskok. Pojawia się przymus. Obraz – odruch: oko – kolano, które zginamy i oddajemy fetyszowi bezwarunkową i całkowicie bezmyślną cześć. Fetyszyzm sprowadza nasze działanie do sekwencji: widzimy – czcimy. Przy pomocy fetyszy można nas wodzić jak stado baranów. Gdyby fetyszyzm można było na jakiś czas zawiesić, wyłączyć, poddalibyśmy całą sytuację analizie. Zaczęlibyśmy myśleć. Ale tu właśnie jest problem, bo fetyszyzm do myślenia nie dopuszcza. Fetyszyzm to odmóżdżenie. Fetysze bronią się przed myśleniem, refleksją, bo te czynności zdmuchują moc fetysza jak mydlaną bańkę.
            Każdy fetysz działa w istocie tak jak fetysze seksualne. Jest bodziec i jakiś orgazm. Nie ma niczego pomiędzy, to wyjęto, pozbawiono nas tego. Erotyzm dość żałosny. Ale pod innymi postaciami, w innych dziedzinach, akceptujemy go i praktykujemy.
            Fetysze trzymają się mocno. Walczyć z nimi raczej nie ma sensu, przegrana jest pewna. Zawsze będziemy fetyszystami. Tylko obiekty naszej czci się zmieniają. To co jest fascynujące w obserwowaniu fetyszyzmu, to jego wszechobecność i niezawodność z jaką działa. Fetyszyzm jako pojęcie objawia się w postaci prostego w zasadzie schematu, który jest olśnieniem intelektualnym: jakie to proste! Aha-feeling. Satysfakcja nie do odparcia. Aha! I padamy na kolana. Prostota wyjaśnień to fetysz intelektualistów i myślicieli. Moherowa babcia żegna się mijając kościół. Intelektualista słyszy nazwisko: Heidegger, Lacan, Derrida – i przestaje myśleć. Pada na kolana. Jest jakaś różnica? Słowacki wielkim poetą był. Ach ten głęboki, prosty fetyszyzm… Sam jestem takim fetyszystą. Szukam porządku, jasności, doświadczenia „aha”. I oddaję im cześć. Bezmyślnie. Fetysze, fetysze. Jeszcze nieraz będę je tu wielbił. Albo może je zastąpię innymi?

            ***

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

@ MYŚL DNIA. Podstawowe zadanie myślenia: pomyśleć to, co nie do pomyślenia.