piątek, 31 maja 2013


@ MYŚL DNIA.   Nigdy nie osiągamy naszych celów, bo ich definicja zmienia się w trakcie realizacji. Ledwo coś osiągniemy, zdobędziemy, już pojawia się myśl: a może by tak więcej, lepiej, inaczej? I tak gonimy, gonimy. Życie w biegu… Życie to taki wyścig w którym meta też biegnie. Szybciej niż my. Stąd w życiu tyle niezadowolenia, niedosytu. Zawsze mało, zawsze źle. Dziwny sport dla masochistów.

            *

środa, 29 maja 2013


ë PORADA DNIA.    Zapomniałeś o czymś?
Nie martw się, to nie było ważne.
O rzeczach ważnych pamiętamy zawsze.

            *

piątek, 24 maja 2013

@ MYŚL DNIA.   Czas ucieka. 
Ciekawe dokąd? Gdybyśmy wiedzieli,
moglibyśmy go tam złapać
i przyprowadzić z powrotem.

            *

wtorek, 21 maja 2013


@ MYŚL DNIA.   Nasze wysiłki poznawcze, myślenie, filozofowanie wynikają z trudności pogodzenia się z tym, że świat jest jednocześnie niezrozumiały i banalny. Życie na co dzień jest znane, zwyczajne, często nudne. A jednocześnie gdzieś obok, lub w tle, majaczy coś niejasnego, niepojętego, coś – nie wiadomo co. I to pytanie – co? wprawia nasz umysł w ruch. Zadajemy pytanie typowe dla filozofów: co to wszystko znaczy?

            *

czwartek, 16 maja 2013

Psychologia neandertalska

  

Wypatrując odpowiedzi,
Szukając wyjaśnień,
Ale żyjąc bez nich
                     Ernst Pöppel

            Przeczytałem wypowiedź psychologa, który krytykował pewne poglądy za to, że „pomijają ustalenia nauki o tym, jak działa człowiek”. To zdanie przykuło moją uwagę i wręcz mną wstrząsnęło. Jak to, więc istnieją naukowe ustalenia tego, jak działa człowiek? A ja tych ustaleń nie znam, żyję w mroku ignorancji, ciemnocie? Pół życia spędziłem na poszukiwaniu właśnie tego: „ustaleń, jak działa człowiek”. I co? Nic. Żadnych ustaleń. Żadnej wiedzy. Każdy byłby wstrząśnięty.
            Chociaż… zacząłem nad tym myśleć. I – tak, znam pewne zasady, „ustalenia”. Są trzy. Problem w tym, że są dość paradoksalne i – choć dotyczą człowieka, niezbyt dokładnie mówią „jak on działa”. Ale do rzeczy. Tłumaczenie skąd się te zasady biorą, wymagałoby napisania książki (lub kilku książek).
            Zasady „działania człowieka” to :
I.        Zasada różności: działania ludzkie nie są wynikiem określonych, konkretnych, pojedynczych  „przyczyn”. Są współwarunkowane  miriadami czynników od genów, fizjologii, epigenetyki, środowiska itd. do osobistej historii życia. Te czynniki łączą się, wchodzą w interakcje, układy, zależności. Najkrócej opisuje to stara zasada: różni ludzie w różnych sytuacjach z różnych przyczyn zachowują się różnie.
II.     Zasada dynamiki: uwarunkowania ludzkich zachowań są dynamiczne, zmienne, zmieniają miejsca, lokalizacje, układy. Świat ani człowiek nie jest rzeczą, strukturą, lecz procesem i zmianą. Wszystko płynie, przekształca się i tworzy nowe układy, zmieniające to, z czego się składają. I tak praktycznie bez końca.
III.  Zasada losowości: uwarunkowania ludzkich zachowań są losowe. Złożone układy mają to do siebie, że drobna zmiana w warunkach początkowych powoduje duże i nieprzewidywalne zmiany jako efekty. Ktoś wybiera się w bardzo ważną podróż. Jedzie na lotnisko. Po drodze łapie gumę. Ucieka mu samolot. Banalne. A skutki? Zupełna zmiana w historii życia w następnych paru latach… Los. Przypadek. Idea mocno nienaukowa. A życiu jest wszechobecna.
            Wszystkie zasady działają jednocześnie – wytwarzając niewyobrażalnie złożoną, ruchomą i nieprzewidywalną całość, której pojęcie dla naszego umysłu jest wykluczone – przekracza jego „moc obliczeniową”. Ta całość to nasz świat. My jesteśmy tym światem. A życie jest złożone, zmienne i nieprzewidywalne. Jest jak obłok pędzony wiatrem. Improwizacja, twórczość i przypadek. Oto cała mądrość. Mądrość negatywna. Wiem, że nic nie wiem. Co wcale nie jest głupstwem. Pewnie, że lepiej brzmi: “poznałem tajemnice ludzkiej duszy” niż “człowiek jest złożonym systemem dynamicznym”. Co kto lubi.
            *
            Teoria systemów i teoria złożoności – chaosu istnieją od kilkudziesięciu lat. Każdy psycholog jest uczony, że mózg to dynamiczny układ, złożony z miliardów neuronów, dendrytów, synaps, a ich aktywność to właśnie nasz umysł. Jeśli zmieniamy perspektywę i widzimy nie mózg, ale człowieka w świecie, to „specjaliści od ludzkiego działania” ciągle myślą kategoriami: skutek – przyczyna, bodziec – reakcja, S – R, geny – środowisko, natura – kultura… Ręce opadają.
            Wymienione zasady i ich skutki mogą być rozumiane jako pesymizm, agnostycyzm i podobne…  Czy nie mam czegoś bardziej pozytywnego? Oczywiście, że mam. Wszyscy to mamy, dlatego nie będę nikomu niczego dawał.
            Jak sobie radzimy na co dzień – z problemami społecznymi, relacjami z innymi ludźmi? Otóż ewolucyjnie jesteśmy przygotowani do takich kontaktów. Mamy pewne kompetencje umysłowe, które można nazwać „psychologicznymi”. Jest to taka psychologia z którą się rodzimy, którą została ukształtowana ewolucyjnie, gdzieś w czasach neandertalskich – proponuję nazwać ją „neandertalską”. Ma już chyba kilkaset tysięcy lat. Inne nazwy to psychologia potoczna, „teoria umysłu”, folk psychology, belief-desire psychology i jeszcze inne.
Nie ma tu miejsca na szczegóły. Krótko powiem, że taka psychologia neandertalska zawiera parę przekonań: że inni ludzie mają umysł (są świadomi). Że mają pewne pragnienia (desires) i przekonania o rzeczywistości (beliefs). Jeśli te dwa współdziałają, tworzą  intencje, zamiary (intentions), które w sprzyjających okolicznościach prowadzą do działania. Nawet tak rozumiana psychologia „belief- desire” wydaje się skomplikowana. Neandertalczycy – i my dzisiaj, działamy jeszcze prościej. Istota psychologii neandertalskiej to spostrzeganie ludzkich intencji, zamiarów. Ucieknie, czy przywali mi maczugą? Skoczy, czy zacznie rozmawiać? Rzuci broń czy strzeli? To zdolność do widzenia takich całości „zamiar-działanie” u konkretnego człowieka, w konkretnej sytuacji.
            Nie ma tu żadnego „wyjaśniania”, nawet słowo „rozumienie” jest na wyrost, bo właściwie niewiele rozumiemy. Neandertalczycy nie mieli czasu na rozumienie. Chcieli przetrwać. Ich psychologia to odczytywanie cudzych intencji, zamiarów, odczytywanie całości „intencja – działanie”. Tak można tę „psychologię” streścić, formułą I-D. Trzeba tu podkreślić słowo „odczytywanie” – właśnie tak, nie rozumienie ale odczytywanie, tak jak odczytujemy znak drogowy lub cyfrę. Takich symboli nie „rozumiemy” w żadnym głębokim sensie, po prostu je odczytujemy. Sedno w tym, że żaden zamiar, intencja, nie jest czysto „umysłowy”. Przejście od intencji do działania jest płynne, jest ucieleśnione (embodied), dlatego obserwator, mając pewne do tego zdolności, może „zaobserwować” intencje drugiego człowieka: drobne fizjologiczne i behawioralne oznaki ujawniają tę intencję – i pozwalają się do niej przygotować: zareagować na nią.
            Psychologia neandertalska działa tylko sytuacyjnie, tu i teraz, ad hoc, w konkretnych relacjach między ludźmi. Nie ma w niej reguł ogólnych, żadnych abstrakcyjnych teorii (neandertalczycy chyba nie byli w tym dobrzy). Nie potrafimy wyjaśnić siebie, nie potrafimy rozumieć innych i siebie albo nam się zdaje że potrafimy. Mimo to nasi przodkowie przetrwali i nam się też dość udaje. Działamy sytuacyjnie, konkretnie, doraźnie; tak, jak żyjemy. Odczytujemy intencje tych, którzy są w danej chwili ważni. Koń… tzn. neandertalczyk – jaki jest każdy widzi. To wystarczy. Reszta naszych relacji z ludźmi to przelotne zainteresowanie lub obojętność. 
            *
            Mówienie o tym, że nauka ustaliła jakie są „zasady działania człowieka” to skrajny optymizm, albo niewiedza o tym czym jest nauka, albo głupota, albo cynizm. Albo wszystkie na raz lub ich różne kombinacje.
            Doświadczając siebie i ludzi możemy sobie powiedzieć, że nasze życie ma tysiące uwarunkowań, jest zmienne i nieprzewidywalne. Wszelka „psychologia” może być wyłącznie praktyką codziennego życia. Albo jest obłokiem abstrakcyjnych urojeń, chmurą mniemań, jakie – jeśli jesteśmy dostatecznie naiwni – bierzemy za „prawdę” o ludziach.
            Nie możesz się z tym pogodzić? Trudno. Zawsze możesz  - w przypadku życiowych trudności i ważnych decyzji - sięgnąć do książek o tytułach „Psychologia jakaś /czegoś /czegokolwiek…”, "Psychologiczne coś /czegoś /cokolwiek…”,  itp. Przeczytaj jeszcze kilka metrów bieżących takich podręczników psychologicznych. Gdzieś w okolicach dziesiątego - jedenastego metra (jeśli będziesz miał szczęście) – odkryjesz dokładne reguły ludzkiego życia i krzykniesz: eureka! Znam tajemnicę ludzkiej duszy i świata! Będziesz wtedy żyć szczęśliwie i mądrze, w sposób całkowicie naukowy. Powodzenia.
            Czytając książki można skończyć studia i uzyskać dyplom specjalisty od ludzkich działań. Żeby rozumieć ludzi, trzeba z nimi żyć i...  i co? Robić to, czego nie ma w książkach. Na co nie ma abstrakcyjnych reguł. W ogóle nie ma reguł. Jest rozumienie intencji i reagowanie na nie. I tak toczy się światek.
            Przeczytałem też zdanie pewnego naukowca, fizyka: "Piękno nauki - na dłuższy dystans - to jej brak subiektywizmu". Jeśli tak, nasze życie nigdy nie będzie miało wiele wspólnego z nauką. Ci, którzy to rozumieją, powiedzą: na szczęście.

            ***

wtorek, 14 maja 2013


@ MYŚL DNIA.   Wszystko jest stałe, dopóki się nie zmieni. Potem znów jest stałe. Czy to znaczy, że wszystko jest stałe mimo zmiany?

            *

sobota, 11 maja 2013


@ MYŚL DNIA.   Ludzie o różnych umysłach żyją w różnych światach. Myśl prosta, a trudno ją stosować w życiu. Każdy myśli: istnieje tylko jeden świat, ten, mój.

            *

środa, 8 maja 2013

Zmyśleni

            Myślimy coś o sobie? Mniej lub więcej, ale czasem myślimy. Proporcje  myślenia o sobie i o „świecie” zależą od tego, czy nabyliśmy nawyku bycia introwertywnym homo psychologicusem, czy ekstrawertywnym koneserem świata i życia. Z jednej strony mamy poczucie, że jesteśmy – jakieś głębokie, pierwotne doświadczenie własnego bycia. Z drugiej strony, najczęściej jesteśmy „jacyś”. Oprócz czasownika „jestem” używamy mnóstwa przymiotników: „jaki” jestem. To ważna różnica, to „jestem” i „jaki”. To nie tylko sprawa gramatyki.
            Kartezjusz mówił myślę więc jestem. Dziś mało kto rozumie to dosłownie, bo ta dosłowność oznaczałaby, że poprzez myślenie można stworzyć siebie, powołać do istnienia. Czyli jestem „bo” myślę, jestem dzięki myśleniu? Pomysł mało sensowny, kolejny przypadek barona Münchhausena. Wyciąganie się z bagna (nicości?) przy pomocy myślenia? Witaj baronie. Myśleć, a więc myślami powołać się do istnienia? Trochę odwrotnie: żeby myśleć, trzeba być. Witkacy pisał „samo się nie myśli…”. Chyba jest tak: myślę, więc jestem wymyślony. Nie myślę, więc jestem. Wystarczy jeden czasownik, przymiotniki można wyrzucić. Dodawanie do „jestem” różnych wymyślonych określeń tylko to „jestem” zasłania, zamiast – jak chcielibyśmy – nadawać mu jasność i wyraźność. Bycie – żeby być – nie potrzebuje myślenia, daje sobie radę bez niego. Bardzo użyteczny jest tu znany dowcip o bacy, który całymi dniami przesiadywał na hali, doglądając owiec. Przechodził ceper i pyta: baco, a co wy tu tak robicie, jak macie dużo czasu? Ano, jak mom cas, to siedze i myśle. No, a jak nie macie czasu?  Aa, jak ni mom casu to ino siedze. I o to właśnie chodzi. Żaden buddyjski mistrz by tego lepiej nie ujął. To taki Zen góralski. Prosty: trzeba ino siedzieć.
            *
            „Ja” to taka piana na istnieniu. Jedna z wielu ulotnych form tego istnienia. Jesteśmy wymyśleni: jako „ja” nie istniejemy, tylko mamy koncepcje siebie, myśli o sobie. Często są to koncepcje i konstrukty przejęte od innych. Ktoś nam je przekazał, przejmujemy je jako dzieci od rodziców i później od przeróżnych ludzi z którymi się stykamy aż do  różnych "fachowców" – nauczycieli, filozofów, psychologów, kapłanów, którzy sprzedają nam swoje idee, wszczepiają nam sposób myślenia o sobie jak rodzaj psychicznych implantów.
            Myślenie o sobie jest jak chmury zasłaniające niebo. Myślimy o sobie i co? Wtedy nas nie ma. Jest nasze wyobrażenie o tym, że i jacy jesteśmy. Jest myślenie. Chmury. A gdyby ktoś chciał doświadczyć, jak to jest być? Bez tych myślowych chmur? Być – to nie jest łatwe zadanie. Czy coś może nam pomóc istnieć? Wyobraźmy sobie, że mamy jakieś wewnętrzne „wyłączniki”, które wyłączają pewne myśli, ich wytwory, umysłowe konstrukty, podające się za nasze istnienie. Takie wyłączniki, gdyby istniały, działałyby jak magia na nasze zmyślenia, jak dobry środek czyszczący na zabrudzoną szybę. Klik: wyłączamy myślenie o sobie, bo jest urojeniem. Klik: wyłączamy  wiedzę o sobie, bo jest kłamstwem. Klik: wyłączamy nasze ja bo jest fikcją. No tak, ale to też sposoby zmyślone. Łatwiej wymyślić niż zrobić…
            *
            Wymyślanie siebie ma dobre strony. Możemy o sobie myśleć jako o… takim, innym, siakim, owakim, itd. bez końca. W każdej sytuacji możemy siebie zmyślić tak, aby być dopasowanym do sytuacji, aby coś w niej osiągnąć, radzić sobie. Ktoś porównał umysł do skrzynki z narzędziami: wyciągamy z niej to, co nam w tej chwili potrzebne. Superskrzynka. To porównanie jest czymś  więcej: nasze „ja” w ogóle jest też narzędziem, narzędziem życia. Narzędziem o potencjalnie niezwykłej elastyczności, niczym szwajcarski scyzoryk, z którego możemy zrobić wszystko co użyteczne. Trzeba tylko wiedzieć gdzie nacisnąć, co otworzyć, jak ten scyzoryk – czyli siebie – w sposób plastyczny skonfigurować. Nie każdy potrafi zmyślać się w sposób tak elastyczny i twórczy. Wtedy znów przydałoby się nacisnąć jakiś wyłącznik. Klik: i znika nasze „ja” - sztywne, skamieniałe, stojące na drodze do kontaktu ze światem. Po co robić z siebie młotek, kiedy możemy być superkomputerem?
            *
            Jesteśmy wymyśleni. Ale jednak jesteśmy. Kiedy mamy kłopoty z tym jacy jesteśmy, zapomnijmy o tym, że jesteśmy jacyś tam. Przestańmy myśleć o sobie. Bądźmy. Aha, bądźmy sobą, tak? Aaa, nie, nie, to nie to. „Sobą” to wredne słowo, prowokuje pytanie: sobą, czyli kim? Jakim? I znów zaczynamy się wymyślać, zmyślać, dodawać przymiotniki. Koło się zamyka. Nie bądź sobą, niech Bóg broni! Tylko bądź. Jeśli jesteś i nic więcej, masz przynajmniej pewność, że nie jesteś zmyślony. Wystarczy być. Naprawdę. Zapytajcie bacy.

            ***

sobota, 4 maja 2013


@ MYŚL DNIA.   Świat to teatr, teatr, teatr. Wszyscy jesteśmy kiepskimi aktorami, zgrywusami, kabotynami. Powiedz mi na kogo się zgrywasz, a powiem ci, kim jesteś. Chyba Kurt Vonnegut napisał:  „jesteśmy tymi, których udajemy, więc powinniśmy uważać, kogo udajemy.”

            *

środa, 1 maja 2013

Historia najnowsza


            Nasz dzielny naród zapragnął kiedyś, całkiem niedawno,  pozbyć się znienawidzonego systemu władzy, tyranów i ich rządów. Z tego pragnienia pomiędzy ludźmi zrodziła się solidarność. Dzieło się udało, tyranię obalono. Solidarność zwyciężyła. Naród, upojony zwycięstwem postanowił z rozpędu zniszczyć wszystko co kojarzyło się z obalonym systemem. Pierwszą rzeczą, którą zniszczono była solidarność.

            ***