Znów o definiowaniu. A przecież bycie takim niezdefiniowanym to wolność!
dr Paweł K.
Myślałeś kiedyś o tym, żeby się zabić? Jasne, że tak. Wszyscy o tym czasem myślimy. To tak jak z onanizmem: wszyscy to robią, ale jeszcze nie było nikogo na świecie, kto by się do tego przyznał. Nieważne, mniejsza o onanizm. (jak ktoś „to” robi, proszę wpisać się na listę – będziesz pierwszy). Wróćmy do tematu. Tak, łatwiej się przyznać do myśli samobójczych, dlaczego, nie wiem. Jak myślałeś żeby się zabić, to nie rób tego, proszę cię, nie warto. Jest prostszy sposób. Stwórz odpowiednią definicję siebie.
*
Zauważyłem, że jak się myśli czy pisze o pewnych sprawach, to one zaczynają się same rozwijać, żyć, zmieniać tak, że mnie to samego zaskakuje. Same siebie tworzą. I o to właściwie chodzi… Pojawił się temat, tam niżej (zajrzyj, warto – a te komentarze! Jeden przyjąłem jako motto) – myśli o definicjach i od razu definicje zaatakowały (mnie, intelektualnie, jako problem). Jest takie porównanie myślenia do wyciągania korka z waty z butelki – jeszcze takie bywają. Kłębek waty jest zbity, twardy, siedzi gdzieś głęboko w butelce, nie wiemy jak go wyjąć. Ale wystarczy chwycić jedną nitkę i spokojnie, powoli pociągać: wtedy chwycimy drugą, trzecią nitkę i za chwilę korek wyciągnięty. To ma coś wspólnego z definicjami, z myśleniem w ogóle.
*
Życie jest ruchem. Definicje zabijają ruch. Albo życie, albo definicje. Jeśli coś zdefiniujemy, albo przyjmiemy cudzą definicję, albo pozwolimy się komuś lub czemuś zdefiniować, to tak jakbyśmy zostali unieruchomieni, zabici. Zdefiniowani, jesteśmy jak motyle przyszpileni do jakiejś gabloty. Skończeni. Martwi. Dead. Definicja jest jak Domestos: zabija wszystko. Na śmierć. (hej producenci Domestosu, to reklama, nie kumacie? A jakaś kasa dla mnie – gdzie?!). Wróćmy do tematu. Postuluję: nie pozwólmy się definiować. Sposób jest dziecinnie prosty. Jeśli zauważamy, że ludzie nas definiują w określony sposób, zróbmy jak najszybciej coś, co zaprzecza tej definicji. Unik. Wymyk. Wschodnie sztuki walki: walki z definicjami. Albo jeszcze inaczej: postarajmy się, żeby ludzie nas zdefiniowali jako "świrów". Świr to ten, którego nie można zdefiniować, bo wymyka się definicjom i można się po nim spodziewać wszystkiego. Wtedy, ponieważ jesteśmy świrami, wolno nam więcej, nikt nas nie krytykuje, nie zabrania, ludzie są na ogół tolerancyjni. Poprawność polityczna. Mówią: no tak, przecież to świr. Dają nam spokój w wielu sprawach. Więcej, mówią: tak, świr to i głupi, gada głupstwa, nie warto się tym przejmować, to bzdury. Być świrem: piękna definicja.
Pytanie: jak w dzisiejszym świecie zasłużyć na miano świra? Jak to zrobić? Dziś wszystko jest możliwe, dozwolone, tolerowane. Świrów jest mnóstwo. Być może wszyscy nimi jesteśmy. A jeśli nie, to czy są jakieś szkolenia pod hasłem: jak być świrem? Zwłaszcza dla menedżerów, chociaż nie, ci to prawdziwe świry, bez szkoleń. Jeśli takich szkoleń nie ma, zachęcam do ich stworzenia. Chętni będą walić drzwiami i oknami. Mówię poważnie, choć oczywiście jestem świrem.
*
Wniosek: nie jest ważne kim jesteś. Ważne, jaka jest twoja społeczna definicja. Nawet więcej: jesteś tym, kim jest twoja społeczna definicja. Jak inni cię definiują. Jaką pieczątkę ci przybiją na łeb. Ważne, żeby umieć stworzyć i przekazać innym definicję siebie. Czyli: nie pozwól, żeby inni cię definiowali. Wtedy mają cię w garści. Na szpilce. Podrzuć im własną definicję siebie. Oto prawdziwa sztuka. Już Machiavelli to rozumiał. A pod osłoną pewnych definicji możesz sobie żyć spokojnie, mądrze i twórczo. I to jest piękne w definicjach. Jeśli je sam stworzysz.
***