Kartezjusz mówił myślę więc jestem. Dziś mało kto rozumie
to dosłownie, bo ta dosłowność oznaczałaby, że poprzez myślenie można stworzyć
siebie, powołać do istnienia. Czyli jestem „bo” myślę, jestem dzięki myśleniu? Pomysł
mało sensowny, kolejny przypadek barona Münchhausena. Wyciąganie się z bagna
(nicości?) przy pomocy myślenia? Witaj baronie. Myśleć, a więc myślami powołać
się do istnienia? Trochę odwrotnie: żeby myśleć, trzeba być. Witkacy pisał
„samo się nie myśli…”. Chyba jest tak: myślę, więc jestem wymyślony. Nie myślę,
więc jestem. Wystarczy jeden czasownik, przymiotniki można wyrzucić. Dodawanie
do „jestem” różnych wymyślonych określeń tylko to „jestem” zasłania, zamiast –
jak chcielibyśmy – nadawać mu jasność i wyraźność. Bycie – żeby być – nie
potrzebuje myślenia, daje sobie radę bez niego. Bardzo użyteczny jest tu znany
dowcip o bacy, który całymi dniami przesiadywał na hali, doglądając owiec.
Przechodził ceper i pyta: baco, a co wy tu tak robicie, jak macie dużo czasu?
Ano, jak mom cas, to siedze i myśle. No, a jak nie macie czasu? Aa, jak ni mom casu to ino siedze. I o to właśnie chodzi. Żaden buddyjski mistrz
by tego lepiej nie ujął. To taki Zen góralski. Prosty: trzeba ino siedzieć.
*
„Ja” to taka piana na istnieniu. Jedna z wielu ulotnych
form tego istnienia. Jesteśmy wymyśleni: jako „ja” nie istniejemy, tylko mamy
koncepcje siebie, myśli o sobie. Często są to koncepcje i konstrukty przejęte
od innych. Ktoś nam je przekazał, przejmujemy je jako dzieci od rodziców i
później od przeróżnych ludzi z którymi się stykamy aż do różnych "fachowców" – nauczycieli, filozofów,
psychologów, kapłanów, którzy sprzedają nam swoje idee, wszczepiają nam sposób
myślenia o sobie jak rodzaj psychicznych implantów.
Myślenie o sobie jest jak chmury zasłaniające niebo.
Myślimy o sobie i co? Wtedy nas nie ma. Jest nasze wyobrażenie o tym, że i jacy
jesteśmy. Jest myślenie. Chmury. A gdyby ktoś chciał doświadczyć, jak to jest
być? Bez tych myślowych chmur? Być – to nie jest łatwe zadanie. Czy coś może
nam pomóc istnieć? Wyobraźmy sobie, że mamy jakieś wewnętrzne „wyłączniki”, które
wyłączają pewne myśli, ich wytwory, umysłowe konstrukty, podające się za nasze
istnienie. Takie wyłączniki, gdyby istniały, działałyby jak magia na nasze
zmyślenia, jak dobry środek czyszczący na zabrudzoną szybę. Klik: wyłączamy
myślenie o sobie, bo jest urojeniem. Klik: wyłączamy wiedzę o sobie, bo jest kłamstwem. Klik: wyłączamy
nasze ja bo jest fikcją. No tak, ale to też sposoby zmyślone. Łatwiej wymyślić
niż zrobić…
*
Wymyślanie siebie ma dobre strony. Możemy o sobie myśleć
jako o… takim, innym, siakim, owakim, itd. bez końca. W każdej sytuacji możemy
siebie zmyślić tak, aby być dopasowanym do sytuacji, aby coś w niej osiągnąć,
radzić sobie. Ktoś porównał umysł do skrzynki z narzędziami: wyciągamy z niej
to, co nam w tej chwili potrzebne. Superskrzynka. To porównanie jest czymś więcej: nasze „ja” w ogóle jest też
narzędziem, narzędziem życia. Narzędziem o potencjalnie niezwykłej
elastyczności, niczym szwajcarski scyzoryk, z którego możemy zrobić wszystko co
użyteczne. Trzeba tylko wiedzieć gdzie nacisnąć, co otworzyć, jak ten scyzoryk
– czyli siebie – w sposób plastyczny skonfigurować. Nie każdy potrafi zmyślać
się w sposób tak elastyczny i twórczy. Wtedy znów przydałoby się nacisnąć jakiś
wyłącznik. Klik: i znika nasze „ja” - sztywne, skamieniałe, stojące na drodze
do kontaktu ze światem. Po co robić z siebie młotek, kiedy możemy być
superkomputerem?
*
Jesteśmy wymyśleni. Ale jednak jesteśmy. Kiedy mamy
kłopoty z tym jacy jesteśmy, zapomnijmy o tym, że jesteśmy jacyś tam.
Przestańmy myśleć o sobie. Bądźmy. Aha, bądźmy sobą, tak? Aaa, nie, nie, to nie
to. „Sobą” to wredne słowo, prowokuje pytanie: sobą, czyli kim? Jakim? I znów
zaczynamy się wymyślać, zmyślać, dodawać przymiotniki. Koło się zamyka. Nie
bądź sobą, niech Bóg broni! Tylko bądź. Jeśli jesteś i nic więcej, masz przynajmniej
pewność, że nie jesteś zmyślony. Wystarczy być. Naprawdę. Zapytajcie bacy.
***
...kupuję, ... ...
OdpowiedzUsuń...Świadomość nieświadoma staje się nieświadomością świadomą .... ...
OdpowiedzUsuń...idiotyzm nie zna granic, cóż, kwiat na gównie,. ... ...
OdpowiedzUsuń... lubię czas ,czasami zwalnia, czasami przyśpiesza , no i kto kogo ma? ... ...
OdpowiedzUsuń