piątek, 29 marca 2013

Homo psychologicus


Ziemia jest dobrym miejscem do kochania.
Nie wiem, gdzie miałbym szukać lepszego.
Robert Frost

            O sprawy gustów nie ma się co spierać. Tak samo jak o osobiste preferencje, poglądy, wartości, style życia. To prywatne sprawy każdego z nas. Ktoś woli wódkę od coca coli lub odwrotnie, itp. Jego sprawa. Nowoczesna cywilizacja pozwala na takie wybory i nie ingeruje w nie. To sukces i zaleta nowoczesnych społeczeństw. Całkowicie to akceptuję i nikogo nie namawiam do określonych upodobań i preferencji. Jednak nakłanianie to jedno, a czym innym jest refleksja nad wyborami jakich dokonują ludzie, nad konkretnymi postawami i sposobami życia, ich konsekwencjami dla pojedynczego człowieka i społeczeństwa. Tu mam właśnie taką refleksję. Chodzi mi o postawę wobec siebie i życia, bardzo dla niektórych atrakcyjną i chyba popularną w świecie dzisiaj. Nazwę ją może mało precyzyjnie, postawą „homo psychologicusa”, czy po prostu będę mówił o „homo psychologicusie” jako - umownie, dość typowym przedstawicielu tej rasy.
            Ów homo to ktoś przekonany, że to co najważniejsze istnieje wewnątrz niego. To jego świat myśli, uczuć, emocji, wspomnień, pragnień, wyobrażeń i planów. Ten świat jest rzeczywisty, jest bezpośredni, to my nim jesteśmy – a świat zewnętrzny to tylko dekoracje, ulotny teatrzyk i ekran, na który rzutujemy naszą „prawdziwą” , wewnętrzną rzeczywistość.
            To pewien rodzaj ludzi: skupionych na własnym wnętrzu, na sobie i w tym wnętrzu poszukujących realnego życia. Tradycyjnie terminem najbliższym tej postawie byłaby „introwersja”, ale homo psychologicus to postawa szersza, często rozbudowana o określone przekonania teoretyczne, różne koncepcje metafizyczne, psychologiczne, często religijne i mistyczne. Psychologicus wierzy w mit psychologiczny, czyli istnienie wewnętrznego świata duszy, który jest gdzieś wewnątrz nas, w głębi. Badanie i przeżywanie tego wewnętrznego świata jest jego podstawową pasją w życiu. Świat zewnętrzny to blada kopia królestwa doświadczeń wewnętrznych. Introwertyczny psychologicus może siedzieć sam i godzinami rozmyślać o tym, jak dwadzieścia lat temu pokłócił się z matką, co wtedy powiedziano, dlaczego i o czym to świadczyło. Nurkuje w swoim świecie urojonym, świecie minionym, którego już nie ma. Tymczasem tak zwany ekstrawertyk siedzi z kumplami w knajpie, pije i opowiada niestworzone historie, żyje tu i teraz. Często introwertyk pogardza prymitywnym ekstrawertykiem i uważa się za moralnie wyższego - w końcu, przebywa w świecie ducha, a nie jak ekstrawertyk, w świecie wulgarnych przyjemności, rzeczy, konsumpcji i zmysłów. 
            Żywiołem psychologicusa jest jakaś forma psychologii która, będąc faktycznie nibynauką, cieszy się niezwykłym poważaniem wśród homo psychologicusów, fascynuje ich i hipnotyzuje z nieodpartą siłą tak jak religia – im bardziej niepojęta i niezrozumiała, tym większy ma urok i siłę oddziaływania. Im więcej niesprawdzonych przekonań i urojeń na temat „duszy” przedstawimy, tym większa ich głębia. Credo, quia absurdum.
            *
            Z punktu widzenia społecznego szeroko rozumiana psychologia i homo psychologicusy jako jej wyznawcy są pożyteczni dla rządzących naszym światem, bo odwracają uwagę od realnych problemów i kierują do wewnątrz ludzką energię, która mogłaby się obrócić w bunt lub skierować na naprawę tych realnych problemów, przysparzając kłopotów tym, którzy nas kontrolują. Religia i psychologia to dwie postawy bliźniacze. Pierwsza odwraca uwagę ludzi od  rzeczywistości i problemów przy pomocy „zaświatów”: czegoś gdzieś tam, tylko nie tu. Psychologia robi to samo, przy pomocy innego świata, świata „w głębi”, czyli duszy, eksploatuje mit psychologiczny. Jedno i drugie to opium dla ludu. Połączmy homo religiosus  z homo psychologicus (zresztą to dość typowe i spontaniczne połączenie). Dwa mity, dwa światy urojone w jednej osobie. Odlot od świata realnego, w dodatku w dwie strony naraz – które okazują się jedną stroną: stroną urojoną
            *
            Opisane postawy to również zjawiska kulturowe i społeczne. Klasyczną kulturą „duchową” były Indie: cywilizacja skupiona od początku na poszukiwaniu siebie, duszy, absolutu, atmanów, brahmanów, itd. Efekt? Po zderzeniu z cywilizacją mniej duchową a bardziej materialną - kilkaset lat w niewoli angielskiej. Anglicy, ci prymitywni ekstrawertycy, mało interesowali się absolutem. Ich dusze były niewarte funta kłaków – za to karabiny mieli znacznie lepsze. A i funty potrafili liczyć lepiej. Efekt dla Hindusów? Bieda, głód, choroby, zacofanie trudne do porównania z czymkolwiek w świecie, niesprawiedliwość, pogarda i okrucieństwo wobec kast „niższych”, itp. Ciekawe, że wbrew twierdzeniom wielu psychologów, dusza z reguły przegrywa z technologią. Z materią w ogóle.
            Czytałem wspomnienia amerykańskiego filozofa, który został zaproszony na wielki, międzynarodowy kongres psychologiczny. Byli tam przedstawiciele prawie wszystkich krajów świata, oczywiście psycholodzy. W tym czasie trwała wojna a raczej jatka bałkańska, wojny w Afryce, głód, okrucieństwo, czystki etniczne, terroryzm prawie wszędzie na świecie. Światowi psycholodzy bez hamulców korzystali z hojności sponsorów, jedli fantastyczne potrawy, pili świetne alkohole, bawili się… Wygłaszali oczywiście głębokie referaty, dyskutowali o subtelnościach działania umysłu i pieprzyli abstrakcyjne dyrdymały o du… , przepraszam, o duszy Maryni… W przerwach znów popijali dobre wina i wcinali przysmaki na codziennych bankietach. O problemach świata żaden się nie zająknął. Cóż, poznawanie  duszy wymaga poświęceń ciała.
            *
            Homo psychologicus nie chce zmieniać świata. On chce od świata uciec. I widzi drogę ucieczki: w siebie, do wewnątrz. Siebie też nie chce zmienić ani stworzyć. Raczej odnaleźć, odkryć. Wierzy, że on – ten prawdziwy - jest. On już jest gotowy, wspaniały, doskonały. Wewnątrz, gdzieś w środku, trzeba go tylko odkryć, dokopać się do niego. „Ja” to jego „kamień psychologiczny”, lapis psychologicum. Wierzy w zbawienie we wnętrzu.
            Można przekonać człowieka, że za życie odpowiedzialny jest on sam, jego wola, wybory, decyzje, to, co jest w jego wnętrzu. To bardzo przyjemne przekonanie, jeśli odnosimy same sukcesy i żyjemy w raju, który jak nas uczą – sami stworzyliśmy. Gorzej trochę, jeśli świat nie jest rajem, a nasze życie to pasmo nieszczęść i porażek. Więc to ja je wywołałem? Ja za nie odpowiadam ? To kim jestem? Świat jest taki dobry, wspaniały, a ja – nieudacznik, dureń, sknociłem wszystko. Sam sobie jestem winien, lepiej siedzieć cicho, żuć własne klęski i szukać ich źródeł  - w sobie. Ktoś taki jest niegroźny dla status quo. Nie będzie zmieniał świata, naprawiał go. Będzie naprawiał siebie, rozpaczał nad sobą, dłubał w swojej duszy żeby ją uleczyć.
            *
            Homo psychologicus jest rodzajem hipochondryka, studiującego podręczniki medycyny: cokolwiek przeczyta o jakiejś chorobie, znajduje u siebie. Jest jednocześnie przerażony własnym nieszczęściem – jakąś nerwicą, lękiem, urazem, psychozą, itp. które właśnie u siebie odkrył i zafascynowany trafnością tego odkrycia, jest nim olśniony, podziwia potęgę owej nauki, która ujawniła mu prawdę o nim. Psychologicus poszukuje jakiejkolwiek definicji siebie, etykietki, nazwy, która by mu powiedziała kim jest: introwertyk, neurotyk, cerebrotonik, psychastenik. Przyjmie nawet negatywne określenia: psychopata, socjopata, schizofrenik, autystyk, ADHD, zespół Aspergera – cokolwiek wymyślą „fachowcy”, zwłaszcza jeśli jest to poparte psychologiczną „diagnozą” – testem, kwestionariuszem, jakimś cudownym, niezrozumiałym narzędziem, przy pomocy którego wszechwiedzący ekspert od duszy prześwietli go na wylot, odnajdzie jego istotę i przyszpili go etykietką niczym owada w entomologicznej gablocie. Podręcznik DSM powinien leżeć przy jego łóżku i od jego wertowania psychologicus powinien  zaczynać dzień, szukając tam etykietki: kim jestem?
            Ten rodzaj homo czuje strach na myśl, że mógłby takiej etykietki nie mieć. Kim wtedy będzie? Ktoś go zapyta: kim jesteś? A on nie będzie wiedział? Przecież żeby być, trzeba być jakimś, kimś. Nie można ot, tak sobie, być – to niemożliwe.
            *
            Psychologia to w większości ćwiczenie w skupianiu się na sobie, które przechodzi w chorobliwy nawyk, w tę umysłową hipochondrię. Ktoś to dobrze nazwał: selfizm - zła religia, narcyzm. Fascynacja „głębią”, która jest gdzieś wewnątrz nas, głęboka wiara w mit psychologiczny, jakieś chtoniczne dążenie „pod spód”, drążenie, kopanie w głąb siebie, to co nazwałem już „psychogórnictwem”.
            Psychologicus ma sposoby ucieczki od świata: obserwowanie własnych myśli, liczenie oddechów, obserwowanie plam na zamkniętych powiekach, pytanie „kim jestem” i czekanie aż ktoś (?) odpowie. „Odnaleźć siebie”, swoje prawdziwe ja: to racja i sens bytu psychologicusa.
            To  szukanie siebie można porównać do strzelania z korkowca do czarnego kota w kompletnie ciemnej piwnicy. Mamy tylko parę wątpliwości: czy to, co mamy w ręce to korkowiec? Czy on może wystrzelić? Gdzie jest kot? I czy kot rzeczywiście tu jest? To takie szukanie Prosiaczka tam, gdzie go nie ma, o czym kiedyś wspomniałem.
            *
            Homo psychologicusy są, jak powiedziałem, cenieni przez władców tego świata. Politycy ich lubią, bo taki psychologicus nie interesuje się światem, ekonomią, niesprawiedliwością, biedą, kryzysami. Siedzi sobie w duszy i buduje wokół siebie obronny mur odcinający go od świata. Albo pisze książki typu „dlaczego introwertycy są bardziej wartościowi niż ekstrawertycy?”*. Homo psychologicus jest wymarzonym obiektem działań takich polityków, manipulatorów, hochsztaplerów, kapłanów. W świecie realnym porusza się niezgrabnie, naiwnie, to nie jego żywioł, najchętniej ucieka z tego świata w głąb własnej duszy.
            Jest inna grupa ludzi szczerze kochających psychologicusów: to psycholodzy, psychoterapeuci, psychiatrzy, doradcy psychologiczni. Oni psychologicusów kochają, bo z nich żyją. Ich porady sprowadzają się do zasady: zajmijcie się swoją duszą, a my zajmiemy się waszymi pieniędzmi.
            *
            Psychologiczne teorie są zasłoną dla prawdziwych problemów. Zazwyczaj te teorie sugerują, jawnie lub ukrycie, że te „prawdziwe” problemy i ich przyczyny - są wewnątrz  nas. Lepiej (dla niektórych) twierdzić, że jesteśmy leniwi, mamy słabą wolę, nie dbamy o zdrowie, lekkomyślnie wydajemy pieniądze, poddajemy się nałogom. Można wtedy przenieść odpowiedzialność za własne życie na jednostkę, a milczeć o niesprawiedliwości, biedzie, łamaniu praw ludzkich, problemach ekonomicznych, wojnach i  bezrobociu, złej służbie zdrowia, itp. To zresztą dla psychologicusa tematy straszne, nudne i odrażające: takie mało duchowe.
            Świat jest koszmarną rzeźnią, w której miliony ludzi giną, umierają, cierpią, są mordowani, itd. Równocześnie kilkaset tysięcy innych grabi wszystko, rzyga bogactwem, nie wie co zrobić z życiem w którym jest już wszystko, czego mogliby zapragnąć.
            Wrażliwy człowiek nie może tego znieść. Chce uciec. Czuje trwogę. Więc ucieka. Dokąd? Polskie przysłowie: jak trwoga, to do Boga. Tak, to jest jedna droga, dziś już jakby mniej uczęszczana. Druga, nowocześniejsza, to psychologia: ucieczka w duszę. Jak trwoga, to do duszy. W duszę można uciekać bez końca, bo jest niezgłębiona, bez dna i  nie wiadomo, czy w ogóle jest. Można tylko mieć obawę, czy uciekamy we właściwym kierunku  i czy poznamy, czy i kiedy już tę duszę osiągnęliśmy.
            *
            Czy można podać jakieś wnioski? Powtórzę: nie chcę nikogo namawiać do wyboru postawy i stylu życia. Mogę tylko ostrzec, że postawa homo psychologicusa może stać się rodzajem choroby umysłowej. Jej główne objawy to osłabienie kontaktu ze światem, skupienie na sobie, egocentryzm i poszukiwanie  we własnym mitycznym „wnętrzu” tego, co można znaleźć tylko na zewnątrz, osłabienie zdolności radzenia sobie w życiu.
            Dobrze byłoby świat trochę „zdepsychologizować”. Nie wychowywać i nie kształtować ludzi na homo psychologicusów. Kształtować ludzi żyjących w realnym świecie, potrafiących ten świat zmieniać i tworzyć. Jak to już filozofowie zauważali – innego świata nie mamy.
            Z drugiej strony, w tym świecie każdy znajdzie jakieś miejsce. Jak w mieście zobaczysz psychologicusa zagłębionego w duszy, pomóż mu przejść przez ulicę, żeby nie wpadł pod tramwaj. W końcu psychologicus też człowiek.

            ***


* Np.: Marti Olsen Laney: The Introvert Advantage: How to Thrive in an Extrovert World. Workman Publishing Company, 2002

3 komentarze:

  1. ... dlaczego nie lubisz "duszy"-przecież to tak potrzebne "składowisko pamięci". ... ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jam jest cząstką drobną, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro... Bo cóż mogę powiedzieć... Jestem zanurzona w jednym z najbardziej potwierdzających powyższe Pana twierdzenia psychobagienku. Nie wiem czy powinnam zabierać tu teraz głos, pewnie zabrzmi to szczególnie niewiarygodnie… No cóż… Dla mnie niewiarygodny jest aż tak mocno zarysowany homo psychologicus. Choć całkowicie rozumiem w jaki punkt chciałby Pan uderzyć, a nawet widzę liczne egzemplarze mocno zbliżające się do tego obrazu, nie mogę zgodzić się na negację, która jest jego tłem. Głębia, wnętrze, podmiotowość mogą być iluzją i pewnie są, ale przecież to tylko potwierdza ich istnienie. In medio stat veritas... To nie kwestia optyki, kierunku… To kwestia egzysencji i tego co z nią zrobimy. Skoro potrafimy być jednocześnie odrębni i nieodrębni ze światem zewnętrznym, to dlaczego nie moglibyśmy jednocześnie mieć i nie mieć tej głębi?
    Odchodząc od tła egzystencjalno-filozoficznego – co do zwątpienia w psychologię jako naukę, jej śmieszne narzędzia i równie śmieszne przekonanie o zbliżaniu się do prawdy o człowieku – im bliżej jestem praktyki, tym bardziej to zwątpienie staje mi się bliskie. Wydaje mi się jednak, że ten element „sprzyjania pewnym sferom” psychologizacji ludu jest tylko wątkiem o wiele szerszej historii. Historii, w której są ludzie rozwoju, ludzie którzy wątpią i poddają refleksji tą swoją głębię oraz ludzie którzy bezkrytycznie brną w jej nadinterpretowanie. To właśnie ta druga grupa sprzyja pewnym zapędom, pewnych ludzi. Problem polega na tym, że ta psychologizacja jest tylko przejawem szerszego zjawiska – bezkrytycznej konsumpcji... Przecież, by ktoś zarabiał, musi być ktoś kto kupi i skonsumuje jego towar...

    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. ... TAK .nasz świat , to, "ŚWIAT to rzeźnia , wiem coś o tym- tylko "ja ", z tego spierdalam. Może mi się uda. .... .....

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.