czwartek, 28 lipca 2011

Bez zasad



            Najtrudniej nam stosować się do zasad, które najszczerzej wyznajemy. Siła przekonania rzadko idzie w parze z siłą praktyki.
            Można tę myśl sprawdzić, pytając po pierwsze, jakie są te zasady w które wierzymy, które wyznajemy? I po drugie: jak je realizujemy, jak się do nich stosujemy?
            Właściwie, to nie chodzi mi o odpowiedzi na te pytania. Chodzi o pytanie bardziej zasadnicze, bardziej buntownicze: po co nam te zasady? Skąd się wzięły? Czemu służą? Skąd w świecie bierze się taka czołobitność i cześć dla zasad?
            Możemy tak odpowiedzieć: zasady to bzdury, to implanty umysłowe służące kontrolowaniu naszego zachowania. Kagańce i wędzidła. Dzięki zasadom – raczej stosowaniu się do nich - jesteśmy bardziej „przewidywalni” – jako mniej twórczy, bardziej podatni na manipulacje. Im więcej zasad i reguł, tym bardziej jesteśmy uśrednieni, pozbawieni indywidualności, sztampowi, spod jednej prasy. Zaprogramowani. Temu przecież służą zasady. Człowiek jest sobą w tym większym stopniu, im mniej ma „zasad”, zwłaszcza tych wpojonych przez innych ludzi. Idee stara jak świat: chcesz być wolny – odrzuć zasady (cudze). Dla jasności: nie postuluję tu odrzucenia prostych reguł zachowań publicznych, na przykład przepisów drogowych. Nie namawiam do kontestowania na przykład ruchu prawostronnego („bądź sobą – jedź pod prąd!”), lecz podaję w wątpliwość zasady moralne.
            Życie bez zasad  – ta idea pojawiała się co jakiś czas w kulturach i zwłaszcza – kontrkulturach. „Życie bez zasad” - tak zatytułował swój esej w XIX wieku Henry D. Thoreau – taki prekursor  hipisów i pokrewnych im wichrzycieli, którym nie podobał się sposób życia porządnych Amerykanów ze sto lat później.
            Czy to jest cynizm, relatywizm, lub inny postmodernizm - horrory, które prześladują zacnych, moralnych obywateli, tych którzy zawsze i dokładnie przestrzegają zasad? Niekoniecznie. Zacny, dobrze wychowany (czytaj: o mózgu wypełnionym regułami) obywatel tego raczej nie pojmie, ale nie tylko zasady kierują naszym postępowaniem. Obok nich istnieją  na przykład wartości: pojęcie wartości okazuje się wciąż przydatne, choć ciągnie za sobą wiele wieków filozoficznych dywagacji, a do jasnych nie należy. Nie musimy mieć zasad, można jednak  mieć wartości. Rozumiane w specyficzny sposób. Wartości kierują zachowaniem, jednak nie zmuszają do niczego konkretnego, nie są przepisami na konkretne zachowanie – a takimi są zasady.  
            Wobec tego, czym jest wartość? Wartość - to ogólnie zdefiniowane dobro, którego definicja nie zawiera w sobie wskazówek, jak je osiągać. Wartość mówi, co jest dobre, ale nie nakazuje, jak to osiągać: w tym obszarze pozostawia nam wolność. Wartości nie zmuszają nas do niczego. W przeciwieństwie do zasad i reguł, są jedynie propozycją.
            Etyka zasad produkuje sztywnych, moralnych biurokratów, często obsesyjnych pedantów. Tacy też najczęściej obracają w gębach słowa zasady, reguły, powinności... Etyka wartości stawia wyzwania, wymaga decyzji, projektowania działań, które realizują wartości. Często bowiem takich działań nie ma, trzeba je stworzyć tu i teraz. Co wymaga twórczości i odpowiedzialności za te działania. Zasady są dla robotów. Wartości – dla świadomych podmiotów. I odwrotnie, jeśli przyjmujesz tylko zasady, a nie myślisz o wartościach, stajesz się robotem. Robot potrzebuje programu a nie świadomości, kreatywności i wyborów.
            Jeśli ktoś mówi o kimś: ten człowiek nie ma żadnych zasad, to nie zawsze jest to obelga. Ten ktoś może nie mieć zasad, bo tworzy je na poczekaniu, stosownie do sytuacji. On ma wartości, które realizuje elastycznie, twórczo.
            Robot nie rozumie czym są wartości: potępia więc brak zasad, bo tak go zaprogramowano. Odmóżdżone roboty działają jak zwierzęta u Orwella: „cztery nogi – dobrze, dwie nogi – źle.” Zwierzętom i robotom to wystarczy.
            Dobrze, że to nie roboty decydują o kulturze, etyce i postępie moralnym: nie są do żadnego postępu zdolni, w końcu: zasady są słuszne, absolutne i niezmienne, więc po co postęp? Wszystko ma być tak, jak jest. Podciągnąć ludzkość na trochę wyższy poziom mogą tylko ci, którzy nie mają zasad, ale mają wartości. I potrafią je pokazać innym.

            ***

2 komentarze:

  1. .....oj widać ,że ta nowa ,odświeżona pracownia budzi nasze obawy aby czegoś przypadkiem nie zbrudzić, nie zdeptać-zostawiając ślady nie do zatarcia i rzucające się natychmiast w oczy.....
    ...chyba wpojone wartości, albo zasady ?? nie pozwalają nam zbeszcześcić tak czystego miejsca...
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się rozróżnienie na zasady i wartości. zasady to jakby wybranie pewnych punktów z potencjalności i stwierdzenie, że oto teraz są one prawdziwe. wartości zaś, to aż potencjalności

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.