Siedzimy na wysokim klifie nad brzegiem bezkresnego morza…. Horyzont. Woda. Niebo. Nic więcej. Albo siedzimy na szczycie wysokiej góry, z której mamy widok na dziesiątki kilometrów wokoło – a to co dalej, rozpływa się w błękitnej mgle… cisza… spokój… bezkres. Dystans.
Jest takie powiedzenie: z daleka lepiej widać. Wydaje się bez sensu, ale jest – w pewnym aspekcie - słuszne. W określonych przypadkach. Zauważam, że jest to problem wokół którego moje myśli krążą dość obsesyjnie: żeby coś widzieć, lepiej rozumieć, musimy mieć do tego dystans. Dystans, czyli odległość: czasowa i/albo przestrzenna. Często jedna i druga a nawet więcej: są dystanse intelektualne, uczuciowe, jakie jeszcze? Wszystkie mają coś wspólnego: dystans oznacza jakiś sposób poznania, doświadczenia, różny od bezpośredniości, bliskości.
Jeśli jesteśmy zbyt blisko czegoś, jesteśmy mrówkami o których kiedyś napisałem. Widzimy szczegóły, fragmenty, dotykamy ich. Również jeśli coś jest „zbyt świeże”, nowe, umysłowo „nieprzetrawione”. Mając dystans przeżywamy świat inaczej: jakby słabiej, ale szerzej, jako całość. Widzimy więcej. Pomijamy szczegóły. Chwytamy głębszy sens?
Czy dystans czasowy i przestrzenny to też dystans uczuciowy? Prawdopodobnie tak, dystans to pewien chłód, brak emocji. Czy bycie rozumnym oznacza dystans? Chyba też tak. Czy pradawne odróżnienie działania i kontemplacji jest nie do przekroczenia? Ogień i lód. Dla mnie dystans to na przykład istota buddyzmu: brak zaangażowania, rezygnacja, odcinanie przywiązań. Dla wielu ludzi to fantastyczna możliwość, dla innych – absurd, niemal samobójstwo.
Dystans to sposób poznania. To nie tylko to, że coś było dawniej lub daleko. To nasz sposób patrzenia na rzeczy, na świat, sposób o ogromnym znaczeniu. Mało kto z nas umie „mieć dystans” jako umiejętność ujmowania świata i naszych problemów – w całości, na tle szerokiego kontekstu, można powiedzieć: w ramach całego świata.
Mając dystans coś zyskujemy. Czy również coś tracimy? Czy nabieranie dystansu to gra o sumie zerowej? Coś za coś? Z dystansu róża nie kłuje. Ale też nie pachnie. Podobnie życie. Co wybieramy?
W pewnych przypadkach dystansu nie możemy wybierać. On po prostu jest, z istoty. Tak jest z relacjami pomiędzy ludźmi: nie potrafimy być „jednym” z innym człowiekiem, wejść w jego umysł, świat. Ludzie są dla siebie odlegli „z natury”. Jesteśmy dla siebie obcy. Filozof Ralph W. Emerson powiedział, że ludzie są jak kule: mogą się ze sobą stykać tylko w jednym małym punkcie.
Czy dystans oznacza obojętność, brak wrażliwości? Mówimy „on jest taki zdystansowany do wszystkiego” i nie jest to komplement: raczej zdiagnozowanie jakiejś oziębłości, braku zaangażowania lub wręcz braku kontaktu, czasami psychopatii. To dystans taki, jakbyśmy patrzyli na jakieś lodowe pustkowie, może piękne, ale zimne i wrogie. Nie chcemy być „tam”. Czy można mieć dystans, czyli: być rozumnym w sensie „ogarniającym całość” a jednocześnie wrażliwym na ów przedmiot ogarniany z dystansu, zwłaszcza jeśli tym przedmiotem jest inny człowiek? Dystans i uczuciowe ciepło jednocześnie? Nie wiem czy to możliwe. A nawet jeśli możliwe, to raczej niewskazane. Jeśli coś robimy, zwłaszcza coś naprawdę ważnego, nie próbujmy mieć do tego dystansu. Bądźmy zaangażowani, pochłonięci naszym dziełem: zaangażowanie to motywacja, a bez niej nie zrobimy nic. Chyba nie można działać z dystansem. Robienie jednego i drugiego jednocześnie może się źle skończyć, też o tym pisałem wcześniej.
Jednak potem, kiedy dystans, czasowy, przestrzenny lub inny się sam z siebie pojawi, dokonajmy refleksji. Ona jest efektem zdystansowania, daje nam całościowe poznanie zwane mądrością. To pojawia się na przykład w autobiografiach, wspomnieniach… Czyli tekstach pisanych z reguły z dystansu. Czy one są ciekawsze na przykład od dzienników, pisanych na bieżąco, na gorąco, albo po prostu rozmawiania z kimś tu i teraz o naszym życiu? A czy są bardziej „prawdziwe” (w moim specyficznym sensie, jako „lepiej wymyślone”)? Może dystans też tworzy złudzenia? Upiększa to co dalekie?
*
Dystans, tak jak pusta przestrzeń i wolny czas, daje nam możliwość bycia sobą. Przeżywania tego, co z nas spontanicznie wypływa, myślenia, doświadczania świata nawet bez pośrednictwa słów, poza językiem. Mając dystans, nie odczuwamy presji, czegoś, co nas przymusza, nakłania, gniecie…. Czy płacimy za to samotnością? Niekoniecznie taką ludzką, społeczną, uczuciową, ale jakąś głęboką samotnością „w ogóle”, samotnością egzystencjalną? Albo odwrotnie: zyskujemy coś ważnego. Najgłębsze doświadczenie życia, jakie jest możliwe. Samotność dystansowca. Warto takim być?
"Dystans, tak jak pusta przestrzeń i wolny czas, daje nam możliwość bycia sobą."
OdpowiedzUsuń........teraz zrozumiałam dlaczego napisałeś taki długi tekst ....
zanim się go przeczyta i zrozumie to upłynie czas i będziesz miał spokój.....
no to do następnego wpisu...
Grazyna
Uff...Grażyna ma rację,co ty wyprawiasz!Daj pożyć.Jeśli chodzi o mnie to coraz bardziej nie "trawię" ludzi w bezpośrednim kontakcie.Tyle problemów poruszyłeś, że powoli, powoli.Ale do rzeczy;dystans,intelektualny, zgoda , ale emocjonalny? Ha,ha ha.Taki dystans nie jest czymś co możesz sobie dowolnie wybierać ,jest to kwestia.......Raczej mechanizm obronny,k.... nie lubię tych określeń.A Grażyna ,causki" niech się tak nie stara być sobą,jest kobietą,to wystarczy .......#
OdpowiedzUsuńAnonimowy ,
OdpowiedzUsuń...dziękuję za ""causki"",
"być kobietą,być kobietą"....śpiewała kiedyś Alicja Majewska,nawet ładna piosenka
....tylko co to znaczy,że to wystarczy ?
Dystans emocjonalny jest związany z upływem czasu i myślę, że czas pozwala na osiągnięcie tego dystansu .
Zresztą muszę to jeszcze raz przeczytać,przemyśleść i PRZETRAWIC
a więc.......
Grażyna
ż punktu widzenia męskiego kobieta musi być kochana,nie ma innej możliwości.!Więc nie p..... A i tak cię kocham......#
OdpowiedzUsuńDobra, przepraszam,Mam tego towarzystwa do.ść.Jadę dalej...dosłownie (nic ze Stachury)Jadę przed się -odezwę się..,#
OdpowiedzUsuń