Pamięć nigdy nie
umiera. Tak. Zamienia się w system złudzeń na temat przeszłości. Przeszłość to złudzenie.
W złudzenia nie warto się zagłębiać. Było – i nie warto.
A
przyszłość? Przyszłość to wyobrażenie. Oczekiwanie. Niepewność. Niewiadoma.
Życie:
pamięć i wyobraźnia. A pomiędzy nimi cienka, migotliwa szczelina, w której coś
przepływa, jak strumyk wody. Bezbarwne, błyskotliwe, zmienne. Puste. Nie wiemy,
czym jest. Mówimy na to: czas. Płynie. Tu i teraz. Płynie.
Nie
wspominaj. Nie wyobrażaj.
Płyń. Czas
daje ci wszystko, czego potrzebujesz.
Jesteś pusty. Otwórz się.
Płyń.
***
ha !ścieśnianie rzeczywistości poprzez świadomość (uwagę) To nic innego tylko trening .Ale mam jakieś "złe "myśli związane z tym słowem .Treściowo traktuję te wypowiedzi jako mające znaczenie np. 'W grupach Balinta".(odnoś. do K).Wtedy te słowa (Marka) będą zrozumiałe kiedy w chwilach rozpaczy ,bólu itp. będziesz płynąć tym wąskim "strumieniem czasu i bycia" -inaczej ni "chuja".Inaczej daruj sobie wszystko - tak będzie lepiej!...#
OdpowiedzUsuń..chyba coś się dzieje -brak kontaktu !!!#dopiero wszedłem przez Mozillę,,,#
OdpowiedzUsuńaha,coś znów z tym Bloggerem kombinują: zmienia się formatowanie, wyświetlanie daty, próbuję coś ustawiać, bez skutku. Czyli: redakcja przeprasza ale nic nie poradzi. Może nam jeszcze pozwolą sobie trochę popisać?
OdpowiedzUsuń"Nie wspominaj. Nie wyobrażaj.
OdpowiedzUsuńPłyń. Czas daje ci wszystko, czego potrzebujesz.
Jesteś pusty. Otwórz się.
Płyń."
W tym ujęciu, by być naprawdę zanurzonym w rzeczywistości trzeba wyzbyć się swej tożsamości. Tożsamość to nasze ograniczenia, ale czy bez nich da się funkcjonować w naszym "międzyludzkim" świecie (chyba chcemy w nim funkcjonować, skoro teraz dyskutujemy:)? Nie... Starając się być "tu i teraz" balansujemy pomiędzy chwilą obecną a naszym "wewnętrznym systemem porządkującym". Można medytować, "nirwanować" i takie tam, ale to raczej jednostkę alienuje od rzeczywistości niż do niej przybliża; może być oczyszczające i bardzo pomocne, ale nie może być przecież stanem permanentnym, bo stanie się stuporem.
W jaki sposób płynąć z czasem (brać w nawias?), zachowując kontakt ze światem, do którego pomostem przecież jest to co w nas identyfikowalne? Czy nasz "system" w ogóle na to pozwala? Komu z interlokutorów udało się zredukować fenomenologicznie? Proszę o relację :) Wyczołgacie się ponad urwisko lingwistyczne :)?
To trochę smutne, ale wydaje mi się, że nasze możliwości transgresji są równie iluzoryczne, co ta nasza przeszłość i przyszłość.
K.
..do " K ' generalnie tak ,tak,Tak.-tylko z tym stuporem coś mi nie pasuje(ale to może inne doświadczenia)....#
OdpowiedzUsuńkomentarz K. jest bardzo pobudzający, bo krytyczny. Czuję w nim jakiś niepokój, charakterystyczny dla "intelektualistów" (to my, to my ;) - niepokój co się z nami stanie jak nasza tożsamość przestanie się opierać na słowach, kiedy odrzucimy różne samoopisy, autodefinicje, itd. Widzę w tym brak zaufania do własnego istnienia, niewiarę w to, że możemy istnieć "poza słowami". Że jak odrzucimy język, to się "zdekonstruujemy" i przestaniemy istnieć. Z czym się wtedy zidentyfikujemy? Gdzie będzie nasze centrum, ośrodek dyspozycyjny w kontaktach ze światem? Powiedziałbym: nie ma strachu, autodestrukcja przy pomocy werbalnych rozważań i eksperymentów z autonarracją po prostu nie leży w naszych możliwościach. Nawet jak ktoś chce popełnić umysłowe samobójstwo przez pozbycie się tożsamości, nie da rady. Nasze istnienie ma trochę silniejsze podstawy niż słowa, słowa, słowa. A ćwiczenie różnych sposobów samoopisu to pożyteczna zabawa. Uświadamia nam, że żaden samoopis i tożsamość nie jest jedyna i ostateczna. Jednym się to podoba, dla innych jest straszne.
OdpowiedzUsuńps. ten stupor to dla mnie też strachy na Lachy.
...słowa .słowa,słowa -to już było!Nie słowa (wiedza_) najpierw, ale doświadczenie,stawanie się -potem "głaskanie ego". Czucie całym swoim "jestestwem" ,totalnością . Wtedy masz szansę "wyjścia"-(choć nikłą) Tego nie da się zrobić intelektualnie.....czasami mam wrażenie, że nawet to jest "szajsem", co pozostaje? - NIC -i dobra -wreszcie mam święty spokój .....#
OdpowiedzUsuń....Dobra, chwila wspomnień-przypomina mi się Gurdż....,Nie da się tego wymazać. Chęć tego jest w naszej naturze, co dalej ? ćwiczeń nie akceptuję ,,,życie tak.....#
OdpowiedzUsuń.... Jak polubisz BÓL {kryterium Twojego jestestwa} Wtedy będziesz gotowy(a)do tworzenia następnej fikcji .Czy można? napiszę jeśli zdołam........# chęć żytc9ikurwa..W##3333
OdpowiedzUsuńNo i wyciągnął Pan ten mój niepokój na światło dzienne:) Mogę tylko dodać: źródłem owego niepokoju jest świadomość potęgi naszego języka. Jego ciągłego przesączania się z myśli na usta, z ust na czyny (czy jaką tam kolejność wolicie), jego niezmiernej siły sprawczej. Skąd ta potęga? Ewolucja, najzwyczajniej ewolucja narzędzia, które ułatwia nam życie... A skoro ułatwia, odejście od niego jest niepokojące, bo przecież nie lubimy sobie utrudniać:)
OdpowiedzUsuńI tak kręcimy się wokół formy... Gombrowicz powiedziałby, że i tak wszyscy jesteśmy upupieni w tej dyskusji. Bo forma jest jej medium...
Co dalej? Idźmy wszyscy trochę po-doświadczać tego "tu i teraz" i nie myślmy/mówmy/piszmy później o tym zbyt dużo. Bólu wolę nie doświadczać, już nim się nie bawię i nim nie epatuję. I tak sam człowieka dopadnie i oby wtedy była tabletka przeciwbólowa pod ręką:)
A żeby Was troszkę wkurzyć na koniec, zacytuję jeszcze wspomnianego klasyka: "[człowiek] Tak bardzo owinął się w formy językowe, w obrazy artystyczne, w mityczne symbole lub religijne obrządki, że nie potrafi już niczego zobaczyć, ani poznać inaczej jak za pośrednictwem tego sztucznego środka."
K.