sobota, 15 października 2011

Kapitanowie i cesarze



Bywa, że chorąży wieje w przeciwną stronę niż sztandar
S.J.Lec
            Bardzo podoba mi się zdanie, które ktoś powiedział o Napoleonie. Według tego twierdzenia tajemnicą sukcesów cesarza było to, że wyprzedzał przeciwników w myśleniu. Jest to piękne zdanie. Właściwie nie zdanie ale zasada, nie do pobicia, którą bardzo cenię i często cytuję. Wyprzedzać innych w  myśleniu...
            Myślę jednak, że  jest jeszcze jedna sztuka, ważna dla odnoszenia sukcesów: to umiejętność rezygnacji w odpowiednim momencie, czyli - dostatecznie wcześnie. Przodowanie w myśleniu jest mocno związane z rezygnacją wtedy kiedy trzeba – właśnie dlatego, że myślimy i wyprzedzamy bieg wydarzeń. Widzimy „co się święci”, po prostu. 
I wycofujemy się na z góry upatrzone pozycje.  
            Nasza kultura (polska oczywiście) brzydzi się taką rezygnacją, uważa ją za oznakę "braku charakteru", zasad, etyki. Trzeba trwać do końca, nie zmieniać zasad, bo nie wolno, bo nie. Dla nas bohaterem jest kapitan, który stoi na mostku tonącego statku i tonie razem z nim.
            Pamiętam to chyba z jakiegoś starego filmu, statek tonie, załoga spieprza w szalupach a dzielny kapitan w galowym mundurze stoi na mostku salutując, woda coraz wyżej aż sięga mu do grdyki, bul bul, koniec. Na falach unosi się kapitańska czapka... poszedł na dno, ale z honorem. Nasza piękna idea: „na dnie z honorem lec”. Taak, na dnie honor jest potrzebny. Jak rybie rower. Lec by się uśmiał. Rodacy, litości!! Typowy chłop innej nacji myśli jakby tu lec w jakimś łożu – z babą. Polak nie, Polak myśli jakby tu lec na dnie – z honorem.
            Wróćmy lepiej do kapitana - bohatera. W myśleniu był trochę do tyłu. Nie przewidział, że statki toną. Żelazo jest cięższe od wody. Może tego nie uczą w szkołach morskich? Nie dziwię się, żadne szkoły nie uczą tego, co oczywiste dla niewykształconych. W rezygnowaniu bohater jest ostatni; cóż, jego problem. Zasłużył na nagrodę Darwina.  
            Może lepiej byłoby mieć mniej takich kapitanów - dzielnych i szlachetnych idiotów,  a więcej tych majtków, którzy w odpowiednim momencie spuszczają szalupy i wieją.
Podobno w czasie wojny, pod Monte Cassino, nasi żołnierze umieszczali na zboczach góry napisy: nie bądź głupi, nie daj się zabić. Otóż to. Tylko że potem stawia się pomniki nie tym, którzy nie byli głupi, ale tym, którzy nie żyją. Dziwna zasada. W ten sposób długo nie pociągniemy.
            Męczennicy, bohaterowie, którzy oddają życie dla idei, wiary, dla jakiegoś bełkotu.  Nie do wiary, że taki gatunek kretynów przetrwał do dziś. Z biologicznego punktu widzenia zasadą jest, żeby się nie dać wrobić w rolę ginącego – za co nie ma znaczenia. Stara amerykańska zasada: „dlaczego ja? Niech to zrobi George”. I to działa.
            Niezdolność do rezygnacji to nie cnota, honor ani zasady, jak niektórzy uważają. To upór muła, sztywność i tępota. Może ten upór jest rzeczywiście narzędziem działania ewolucji? Natura eliminuje upartych. Honorowi, 
z zasadami, giną dość wcześnie, często bezpotomnie. Zostają ci bez honoru, bez zasad, inteligentni i rozsądni. I żywi. Mniej Konradów, więcej Szwejków.
            A wracając do Napoleona. Czemu sugeruję, że brakowało mu drugiej ważnej umiejętności, zdolności do rezygnacji? Cóż, w myśleniu przodował. Pokazuje to jego wycieczka do Rosji w 1812. Plany były dalekosiężne, rzeczywiście. Mało kto miał takie pomysły. Z drugiej strony, cesarz pokazał, że nie miał tej innej kompetencji, rezygnowania. Uparł się, żeby tę Moskwę obejrzeć na własne oczy. I co on tam chciał zobaczyć? Lenina w mauzoleum? Typowy turysta. A gdyby tak wreszcie powiedział: merde, wracamy, tu się robi za chłodno!
            Ciekawe, jak by się historia potoczyła. Może teraz pisywałbym sobie bloga przecudną francuszczyzną, a do obiadu piłbym Chateauneuf-du-Pape?  I po co był ten upór?
            Ok, na tym kończę, słyszę jakieś krzyki: „Toniemy, toniemy!” Dobra, spieprzam do szalupy. Ale tłok, niech to, muszę kogoś wykopać za burtę żeby sobie zrobić miejsce...
     
            ***

5 komentarzy:

  1. ....oj...w odpowiednim momeńcie zrezygnować ....
    jest to umiejętność !!!
    kiedyś uczelnię nazywano Akademią UMIEJETNOSCI ...uczono umiejętności bycia np.inżynierem, dowódzcą, nauczycielem.....
    ...rezygnowania w odpowiednim momencie można się nauczyć,ale nawet jak umiemy to czasem zaślepią nas emocje i umiejętności "zasypiają" (ostatnia bitwa Napoleona)
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  2. o umiejętnościach: bardzo trafne spostrzeżenie. Żyjemy w kulturze, która winduje wiedzę na szczyty, a zapomina, że życie to umiejętności, niekoniecznie oparte na teoretycznej, abstrakcyjnej wiedzy. Myślę, że to się zmienia. Coraz częściej mówimy o kompetencjach - czyli, po prostu, umiejętnościach i to nie jest chyba przejściowa moda. Coraz rzadziej pytamy ludzi: powiedz mi, co wiesz. Tego sami możemy się dowiedzieć bez problemów. Zasadą w praktyce staje się: POKAŻ, CO POTRAFISZ. I to mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...czy te wywody odnoszą się też do rezygnacji z życia-przodując w myśleniu może nie trzeba było 'się tu pojawiać".....#

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, tylko trzeba było myśleć wcześniej. Teraz już za późno.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...wcale nie za późno , zawsze z tego pociągu można wysiąść ale jeżeli zrobi się to samemu to cena jaką trzeba zapłacić jest bardzo wysoka...(mandat za użycie hamulca bezpieczeństwa w celach prywatnych !!)
    ..mądry Polak po szkodzie...
    Grażyna
    Jureczku gdybyś sie tu nie pojawił to nie znałbyś kota i mojej skromnej osoby, nie mówiąc już o innych...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.