środa, 26 października 2011

Łodzie

            


         Rodzimy się nad brzegiem ogromnej, szerokiej rzeki. Jest burzliwa, zdradziecka, trudna do przepłynięcia. Na drugim brzegu rzeki jest piękna, zielona kraina, porośnięta bujnymi lasami, pełna owoców, kwiatów, zachwycająca z daleka urokiem. Wkrótce pojawia się w nas myśl, żeby przepłynąć 
rzekę i dotrzeć na drugi brzeg.
            Budujemy łódź. Zbieramy materiały, projektujemy, szukamy porady doświadczonych szkutników, staramy się opanować rzemiosło potrzebne do budowy naszego stateczku. Pracujemy wytrwale. Wreszcie, pewnego dnia, łódka jest gotowa. Odpływamy. Próbujemy, manewrujemy, bierzemy kurs na drugi brzeg, wiosłujemy, omijamy wiry i podwodne skały. Udało się. Lądujemy. Zachwyceni, rozglądamy się po nowym, wspaniałym świecie. Łódź wyciągamy na brzeg. Niech poczeka na następne wyprawy.
            Kiedy już na nowym brzegu czujemy się jak w domu, coraz częściej patrzymy na odległe góry, które widać na horyzoncie. Myślimy, że trzeba będzie wyruszyć w te góry. Zobaczyć, co się w nich kryje, a może popatrzeć dalej, poza nie? Jaki świat tam jest?
            Czas mija. Kiedyś siedzimy zimnym wieczorem przy ogniu. Brakuje nam suchego drewna na opał. Patrzymy na łódź i decydujemy: trzeba ją spalić w ognisku. I tak jest już stara, zeschła, nigdzie nie popłynie. Rozbieramy łódź na kawałki i dokładamy do ognia. Gotujemy sobie solidną kolację. Jutro wyruszymy w drogę na zachód, w błękitne góry albo jeszcze dalej. Dokąd? Nie wiadomo. Trzeba się przygotować. Trzeba być silnym.
            A w górach łodzie nie są potrzebne...
           
            ***

8 komentarzy:

  1. ...och,Marek jakie prawdziwe...te nasze marzenia płoną w ognisku, bardzo romantycznie ale także praktyczne- nikt ich nigdy nie odkryje- pozostaną na zawsze w nas!!!
    Jeżeli pozwolisz, to usiądę cichutko przy tym ognisku z mają łodzią i poczekam na odpowiedni moment aby podsycić gasnący ogień moimi marzeniami....może kogoś ogrzeje albo rozjaśni noc....kto wie,może....
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  2. ...a może kot Jurka się do nas przybłąka, taki kot filozof by się przydał....
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy kot lubi mądrość, nie wiem czy ja też.....to taka spalenizna ,która została z łodzi.........#

    OdpowiedzUsuń
  4. ...och Jureczek przemówił ludzkim głosem i to jeszcze w imieniu kota....hm, widać,że coś na ten temat wiesz, może podzielisz się z innymi, ja siedzę i patrzę na tę moją łódź i się zastanawiam ...spalić albo jeszcze zaczekać....może Marek nie ma racji mówiąc,że łodzie w górach są niepotrzebne, a Arka Noego na górze Arrarat ....co prawda nikt jej tam nie wniósł ale osiadła na górze....
    hm....może znowu przyjdzie potop....
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  5. spalenizna, która została z łodzi... taak, lepiej tego nie można nazwać.

    OdpowiedzUsuń
  6. ...teraz wiem czemu Marek leci w te góry.....jak najdalej od tego smrodu....czym ty tą łódź sklejałeś - jak w rzeczywistości tak i w przenośni...
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń
  7. spalił łódź a potem zauważył że na drugim końcu rzeki zostawił liny, raki i ciepłą odzież....

    he he he he he

    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  8. ...i to jest to ,co właściwie powstrzymywało mnie od spalenia łodzi....może
    Grażyna

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.