Teraźniejszość
to nic więcej niż surowy materiał, z którego
możemy stworzyć lepszą przyszłość
Ken Alder
Kulą u nogi naszej
cywilizacji jest przekonanie, że żeby działać, trzeba wiedzieć. Mit i kult wiedzy,
mit nauki. Ten mit, nieźle funkcjonujący w odniesieniu do świata przyrody,
przenieśliśmy bezproblemowo w świat człowieka. Tkwimy w scjentystycznej- a może
paranoicznej - utopii zrozumienia ludzkiego działania, stworzenia teorii
ludzkich zachowań. Utopia polega na tym, żeby najpierw zrozumieć „istotę”
człowieka i sposób jego działania, a później coś robić, coś, co będzie oparte
na tej niezwykłej wiedzy o naszym życiu i funkcjonowaniu. „Poznaj sam siebie” .
Itd., itp.
Mnóstwo ludzkich
wysiłków, publicznych pieniędzy i zmarnowanego czasu poświęcono „badaniu
ludzkich działań”. Powstało kilka pseudonauk, które miały to osiągnąć. Bez
efektów – pomijając udane – społeczne i finansowe - kariery pseudouczonych, pewnego gatunku
medialnych celebrytów, utytułowanych i zasłużonych członków naukowego
towarzystwa szarlatanów. Cechą szczególną tych pseudonauk i pseudouczonych jest
to, że nikt nie wie, kim byli lub są i nikt nie odczuł praktycznej korzyści z
ich poznawczych „osiągnięć”, które szybko odchodzą w niebyt. Jak pisał Andreski
– jest to współczesne czarnoksięstwo, czary, zwane naukami społecznymi lub
naukami o człowieku.
*
Każda epoka ma swój
system wierzeń i przekonań, które wydają się oczywiste i ostateczne – w danym
momencie. Średniowiecze miało swoją wiarę w czary i czarownice, całą
„epistemologię” z tym związaną i podręcznik „Młot na czarownice”. Po iluś
latach ludzie kpią i śmieją się z tych przekonań albo są nimi przerażeni, ale
mają własne, nowe wierzenia i autorytety, które zostaną wyśmiane w przyszłości.
Każda epoka ma własne czarownice i czarowników. I młoty na nich. Wierzymy dziś,
że socjolog przewidzi, co stanie się z jakimś miastem za n lat, politolog przewidzi wyniki wyborów, że psycholog, wyposażony
w cudowne „testy psychologiczne” określi, czy ktoś nadaje się do jakiejś pracy,
jakie ma kompetencje i jaka będzie jego kariera. Biegli i eksperci (czytaj
czarownicy i szamani) przy pomocy tychże „testów” i „diagnoz” decydują czy ktoś
dostanie pracę, czy odebrać dziecko rodzicom, lub umieścić je w szkole
specjalnej lub instytucji resocjalizacyjnej. Albo czy oskarżonego osadzić w
więzieniu. A może w szpitalu psychiatrycznym? Czym różni się wiara w te i
podobne rzeczy od wiary w czary i czarownice, wiedźmy, etc.? Może tylko tym, że
„naukowe” wnioski nie kończą się podpalaniem stosów. To jakiś postęp. Ale za
ileś lat nasi potomkowie będą zdumieni, jak mogliśmy wierzyć w takie bzdurne i
niemoralne idee. Nasze „nauki społeczne
i humanistyczne” będą odczytywane jako młot na czarownice, taki Malleus Maleficarum. Teorie i
wyjaśnienia zawarte w tych naukach będą uważane za czary i czarnoksięstwo. Będziemy
potrzebować nowego młota, który te teorie zmiażdży.
Naszym nieszczęściem
jest niezdolność patrzenia w przyszłość i fascynacja tym, jak rzekomo lepsi i
doskonalsi jesteśmy w porównaniu z przeszłością. Zapominamy, że niedługo nasza
teraźniejszość będzie przeszłością dla naszych potomków. A my będziemy przedmiotem ich
kpin, a może i pogardy. Zagadka: za co twoje prawnuki będą czuć do ciebie
pogardę i obrzydzenie? No za co?
*
Dziś potrzebujemy zmiany
ludzkich zachowań, bez czekania czy i kiedykolwiek zrozumiemy ich "mechanizmy"
lub „istotę”. Potrzebujemy zmiany świata: nie tyle fizycznego, ale społecznego,
kulturowego i politycznego. Struktury tego świata dojrzały do tego, aby je
rozbić jakimś potężnym młotem i sklecić na nowo: oby w kształt bardziej udany.
Żeby to zrobić, nie potrzebujemy
kolejnej nibynauki o młotkach i istocie ich funkcjonowania. Trzeba tych młotków
użyć. Marks jest wiecznie żywy: nie chodzi o to, aby świat interpretować, ale o
to, by go zmienić.
Istota bycia
człowiekiem to projektowanie, działanie i tworzenie. Ale również niszczenie tego,
co nieefektywne, niedobre. To ta, wykpiwana przez wielu „konstruktywna
destrukcja”, bez której siedzielibyśmy dziś na drzewach. Niszczenie, aby
tworzyć. Aby tej konstruktywnej destrukcji dokonać, niekoniecznie musimy „rozumieć
siebie”. Trzeba wiedzieć, czego chcemy i rozumieć to, co robimy, do czego
zmierzamy. Określić nasze wartości i cele. A
jeśli trzeba, użyć młotka.
Młotek może być
skuteczny, nawet jeśli nie uprawia introspekcji.
***
"Może tylko tym, że „naukowe” wnioski nie kończą się podpalaniem stosów."
OdpowiedzUsuńOczywiście,że podpalają stosy tylko problem w tym,że nie spalają natychmiast a "płoną" dłużej....bo czym jet osadzenie w zakładzie psychiatrycznym czy wydanie orzeczenia o niezdolności wykonywania określonej pracy przecież to stos,czyli skazanie na banicję społeczną,....Żadnej szansy....naukowo potwierdzone przez specjalistę lub biegłego...NIEZDOLNY
Grażyna
Panie Marku... Kiedy patrzę na siebie samą, na to, co dla wykonywania pracy w "zawodzie wyuczonym" robię, a jednocześnie całkowicie nie jestem co do tego przekonana; kiedy patrzę na to moje masturbujące się własnymi mądrościami psycho-towarzycho; kiedy widzę tytuły kolejnych psycho-poradników; kiedy widzę te rzesze nieradzących sobie ze sobą ludzi, którzy marzą, by studiować psychologię, a po jej ukończeniu uczą innych jak żyć... tak... wtedy chcę przyznać Panu całkowitą rację. Z drugiej jednak strony mam takiego sąsiada. Chleje na umór, bije żonę. Interwencje nie pomagają, bo żona chroni sprawę jak tylko może. Ot taki sobie powszechny przypadek. Wiadomo - nauki społeczne dużo mogłyby powiedzieć o tych dwóch; no i cholera, ciężko w takim przypadku nie przyznać łaty: PATOLOGIA. Może interwencje psychologiczno-policyjne nie rozwiążą tej kwestii, ale z drugiej strony jest coś dobrego w tym, że ktoś kiedyś zaczął rażącą patologię nazywać patologią. Ktoś w końcu np. zaczął rozbijać czarną pedofilską mafię, która wykorzystuje ludzkie lęki i obawy, żeby bez pracy siedzieć na kasie, a niejednokrotnie również dać upust swoim żądzom. Gdyby ktoś pewnych zjawisk nie obserwował i nie opisywał (celowo nie piszę badał, bo oczywiście w kontekście nauk społecznych jest to nadużycie), nadal wielu skur**** byłoby bezkarnych. A tak… przynajmniej coś im utrudnia. Ostatecznie znowu wchodzi nam na tapetę kwestia granic – gdzie zaczyna się użyteczność nauk społecznych, a gdzie kończy? Gdzie zaczynają się nauki społeczne „w służbie człowiekowi”, a gdzie zaczyna szarlataneria w służbie pieniądza? To, co naraża nas na śmieszność w oczach przyszłych pokoleń, to przekraczanie tych granic – w przypadku współczesnej psychologii to np. tworzenie lekkostrawnych frazesów dla mamony, udowadnianie naukowości oczywistej nienaukowości, wiara w niektóre teoretyzujące „autorytety”. Pytanie o granice jest według mnie najważniejszym pytaniem ludzkości od zawsze. Każdą kwestię można do tego pytania sprowadzić. Nie wiem ile jest granic we wszechświecie i czy to tylko nasz umysł ich potrzebuje; jednakże stawanie się komórki życiem, a później żywego ciała popiołem – jest faktem, więc dla każdego jestestwa zawsze istnieją choć dwie. A skoro są dwie, to czy nie może ich być więcej?
OdpowiedzUsuńK.
P.S. Jest wśród psychologów taki pan, który zajął się demaskowaniem pseudonaukowości psychologii współczesnej. Pisał książki, wypowiadał się, wypowiadał i wypowiadał... Tak się w tym zapędził, że sam siebie biedaczysko zaczął negować, a media aż furczą od cytowania jego mądrości. Podważanie i rozbijanie to ważny etap cyklu rozwoju wszelakiego, ale gdy staje się ono po prostu ułatwieniem sobie życia - takim wypalaniem sobie łąki pod przyszłą uprawę - jest dość ryzykowną zabawą; nigdy nie wiemy kiedy staniemy się po prostu krzywym zwierciadłem negowanych poglądów lub idąc za pirometaforą - kiedy przy okazji spalimy jeszcze swój dom i kilka innych rzeczy.
Pani K.: Bardzo, naprawdę bardzo dziękuję za tę wypowiedź. Oboje rozumiemy po jak trudnym i bagnistym terenie chodzimy. Celowo nie chcę odpowiadać od razu, bo rozważanie tych spraw to długi, może całożyciowy wysiłek, umysłowy, moralny, uczuciowy. To zawsze jest "dość ryzykowana zabawa". Wiem o tym. Będę do tego wracał. Zawsze byłem sceptykiem, również wobec siebie, i zanim podpalę cudzy dom wolę się przyjrzeć zapałce, którą trzymam w ręce - choć często zauważam u siebie skłonności piro/mańskie/myślowe, to prawda. Gdybym tak trochę prowizorycznie - a może właśnie zupełnie odwrotnie? - chciał podsumować to, o co mi chodzi (a mam wrażenie że nam obojgu, a może i wszystkim którzy się na tym blogu pojawiają), to powiedziałbym coś, co mi powoli, na przestrzeni życia, wyrasta w umyśle:
OdpowiedzUsuńŻEBY BYĆ DOBRYMI, NIE MUSIMY KŁAMAĆ. Przepraszam za patos, ale tak czuję. Myślę że znów ciąg dalszy nastąpi, nasze rozważania to niekończąca się opowieść...
Cały czas się rozglądam - gdzie jest ta dobra droga bez kłamstwa dla mnie...? Czasami też muszę poskromić swoją piromanię myślową... A czasami ulegam tym wszystkim schematom i jest mi jeszcze bardziej wstyd... Ot, taki mój (nasz?) los...
OdpowiedzUsuńK.
...wrzuta- pytanie ?- typowe intelektualne nastawienie do faktów- masturbacja pojęciowa- rozwiązać, rozwiązać, rozwiązać! Ale to nie tak: a może coś jest "obok"- ( w myśl zasady:życie nie jest do rozwiązania,życie ,jak sama nazwa wskazuje, jest do przeżycia.)W życiu potrzebne jest(obok rozwiązywania intelektualnych problemów) nadawanie znaczenia faktom istniejącym, ..zaraz dalej.
OdpowiedzUsuń--- a to następuje poprzez przeżycie, uświadomienie i nadanie nowego znaczenia. Sądzę,że nie można inaczej. Wszystko jest powielaniem "istoty rzeczy", tylko w innej formie.To zabawa w piórka.Oby nie tragiczna.Nie ma to nic wspólnego z rozwojem.Zmiana widzenia to nadawanie innego sensu znaczeniowego pojęciom.(widzenie apercepcyjne).- Chyba chodzi o "punkt krytyczny", po przekroczeniu którego, wszystko jest takie samo a jednocześnie inne. Granice?jakie granice?-chyba tylko związane z pojęciową zawartością "mózgu" . ... ...
OdpowiedzUsuńw naszym gadaniu-pisaniu tu wszyscy bawimy się nadawaniem różnych znaczeń, próbowaniem. Określenie "zabawa w piórka" jest dobre. Wymyślamy jakąś "istotę rzeczy" - której nie widać (bo, moim zdaniem jej po prostu nie ma) i obrzucamy ją tymi piórkami. Niektóre piórka tworzą układy, które nam się podobają, a inne nie, więc bawimy się dalej. Pytanie: a mamy coś innego do zrobienia?
OdpowiedzUsuńO granicach niedługo, bo mam taki stary tekst o tym.
... zgoda, chylę czoła, ale! "ja nie mówię o piórkach." "ja" mówię o czymś co jest . .Erudycja wspaniała- tylko brakuje faktów . (reszta jest milczeniem) Fakt to fakt-i nic. Dobra, dość egocentryzmu, (jak dla mnie: odpowiedziałeś za wszystko)-((czy mamy już powiedzieć sobie "cześć".? Kurwa, kurwa, kurwa, słowa,słowa, słowa!Zgoda weryfikacja następuje. O tak , weryfikacja- zobaczymy czy stracę resztki zębów. . ... ...
OdpowiedzUsuń