wtorek, 11 czerwca 2013


@ MYŚL DNIA.   Język robi nas w konia. Tak, tego trojańskiego. Słowa są z wierzchu ładne, zrozumiałe, jasne. W środku noszą dziwne, inne znaczenia, o których nie wie ten, kto mówi, ale które rozumie ten, kto słucha. Mówiąc, mówimy coś więcej albo inaczej niż myślimy. "Język myślom kłamie". Skutki mogą być nieoczekiwane, często nieprzyjemne.

            *

6 komentarzy:

  1. ... zgoda, dzięki,... ...

    OdpowiedzUsuń
  2. ... konkretyzacja (hipostazowanie), myśli jest tylko "etapem".... co można jeszcze zrobić?... ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą konkretyzacją jest chyba tak, że ma miejsce, gdy przedmiot operacji jest "konkretyzowalny"; innymi słowy, gdy chcę za pomocą języka przekazać konkret, to wyjdzie mi to z dużym prawdopodobieństwem. Język wyewoluował po to, bym mogła powiedzieć mojemu dziecku: "to gorące" i na pewnym etapie jego rozwoju (doświadczenia gorącego i stworzenia pojęcia "gorące") osiągnęła jego "zrozumienie", którego konsekwencją byłoby w tym przypadku unikanie kontaktu fizycznego np. z rozgrzanym garnkiem. To jest ten przedmiot "konkretyzowalny"; im wyżej będziemy wspinać się po poziomach naszego funkcjonowania, czy też doświadczania jak wolicie, tym bardziej język będzie nieadekwatnym narzędziem komunikacji i tym bardziej będziemy osiągali efekt wolnej amerykanki na zasadzie "co poeta miał na myśli...". I tu się zgadzam, język potrafi nas nieźle zrobić w konia...

    K.

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu język powstał jako narzędzie społecznej komunikacji w bardzo konkretnych celach, np. koordynowanie działań społecznych. Nasi dziadkowie mówili: "o, mamut, tam!!", albo "no rzucaj dzidą", albo "spieprzamy do jaskini". Chyba nie dyskutowali o "transcendentalnych konsekwencjach metafizyki dualistycznej" albo "roli dekonstrukcji derridiańskiej w postmodernizmie".
    Z językiem jest jak z wodą. W stanie płynnym trzyma się ziemi i płynie tam gdzie najniżej, najbliżej gruntu (konkretów). Jak się zamienia w parę (abstrakcję) to unosi się do góry i zamienia w swobodnie pływające opary. Często są to opary absurdu. Taka jest cena pożytków z języka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak... Opary to bardzo dobre określenie w tym kontekście... Człowiek lubi zamglenia, niejasności i niedookreśloności... Obszary "pustki informacyjnej" wypełnia tym, co własne; i znów może pogłaskać swoje ego - "popatrzcie ile wiem o świecie, jaki świat jest mój i ze mną zgodny".

    K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś pisała Pani o wypełnianiu pustki... może tę pustkę wypełniamy takimi oparami, pustka staje się oswojona i sensowna. Coś jak w plamie z testu Rorschacha, nadajemy jej kształt, znaczenie - i nasze ego czuje się lepiej. Życie jako zapełnianie nicości oparami umysłu? ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.