sobota, 30 listopada 2013

Więcej to tyle samo


                         Zobaczyć świat w ziarnku piasku
                         i niebo w pięknej roślinie
                         Zamknąć w dłoni nieskończoność
                         i wieczność w godzinie 
William Blake
            Ten powyższy fragment wiersza Blake’a jest chyba najbardziej znany z jego twórczości. Wersy, które poruszają jakąś strunę w nas. Co gra ta struna? Prostą melodyjkę: więcej! Więcej! Więcej! To za mało, to za mało, to za mało! A czego chcemy więcej? Odpowiedź też jest prosta: wszystkiego. Jim Morrison śpiewał na tę samą nutę: chcemy świata i chcemy go teraz!
            Być może istotą człowieka jest bezdenne, niewyczerpane pragnienie – tak twierdziło kilku filozofów. Nienasycenie, niezdolność satysfakcji, powiedzenia, albo poczucia raczej: dość. Wiadro bez dna, do którego lejemy wodę. Jeśli tak jest to może nasze życie jest tragedią. Tragedią nienasycenia. Mit Syzyfa inaczej, współcześnie: Syzyf pcha głaz pod górę, ale góra nigdy się nie kończy, ona rośnie w miarę jak wpychamy głaz wyżej.
            Wiersz Blake’a można odczytać nie tylko jako wyraz takiego pragnienia, lecz także jako projekt jego zaspokojenia, jako zalecenie pewnej praktyki, „techniki” życia. Ja go tak odczytuję.
            *
            Ludzie tworzyli takie „techniki” od początku świata. Dawniej miało to formę ascezy, wyrzeczenia, buddyjskiego ideału rezygnacji ze świata i zobojętnienia na niego. Średniowieczny filozof Ockham: „bytów nie należy mnożyć ponad niezbędność”, co do dziś nazywamy „brzytwą Ockhama”. Bardziej współcześnie wybitny architekt, Mies van der Rohe, mówił „mniej znaczy więcej”, less is more. Dziś mamy nowsze wersje: idee minimalizmu, prostoty życia (simple living, simplicity, slow food… ). Te idee mają jedno wspólne jądro: Zmniejszyć-uprościć-zwolnić: wszystko, co można.
            Brzytwę Ockhama trzeba zastosować nie tylko do bytów umysłowych, idei, tekstów, ale również do wszelkich innych bytów. Ideę van der Rohe również. Nowa wersja Ockhama mogłaby mówić: mnożąc byty, nie mnożymy bycia. A inna wersja Rohe’go to: więcej to tyle samo.
            Obie zasady są rozsądne w świecie, w którym mnożenie bytów stało się zasadą życia społecznego, ekonomii i filozofią życia milionów przeciętnych ludzi. W świecie, którego potężny manipulacyjny przekaz brzmi: więcej masz, więcej jesteś. Pracuj, zarabiaj, kupuj… raj jest przed tobą.
            Tym czego pragniemy jest bycie, istnienie, a jedna rzecz jest tak samo jak wiele rzeczy; dlaczego więc nie wystarczy nam jedna? Mnożenie rzeczy nie daje nam poczucia czegoś „więcej”, najwyżej złudzenie tego „więcej”. Wielu ludzi lubi złudzenia…
            *
            Warunkiem wolności od bycia ofiarą manipulacji we współczesnym świecie jest ważna, może podstawowa kompetencja: umiejętność bycia czerpanego z pojedynczych, konkretnych bytów. Minimum bytów, maksimum bycia. Powinniśmy wierzyć w Boga rzeczy małych, pojedynczych. Ta religia niesie nikłą obietnicę zbawienia: lepszej nie mamy.
            Rozumiemy wszyscy prostą finansową ekonomię, czyli zasadę, żeby nabyć jak najwięcej za jak najmniej. Minimum wydatków, maksimum zysków. Prawie nikt nie rozumie, że tę zasadę można stosować do życia w ogóle: maksimum bycia, minimum wydatków. Paradoksalnie, życie rzeczywiście wymaga pewnego minimum wydatków dla podtrzymania życia, to prawda. Jednak za to minimum otrzymujemy maksimum: bycie. Więcej już nie można. Żadne wydatki, wysiłki i cierpienia nie dadzą nam więcej. Żyjąc, mamy wszystko. Ekonomia bycia. Zrozumienie, że w każdej rzeczy która jest, jest istnienie: w całości, absolutne. A my właśnie chcemy istnienia. Posłużę się przykładami, anegdotami, bajkami.
            *
            Pewien człowiek stoi u furtki tajemniczego ogrodu. Wie, że ten ogród zawiera wszystko, co może w życiu osiągnąć. Na drzwiach jest napis „zamknięte”, a obok wejścia tabliczka ze strzałką: ”droga okrężna – przez góry” wskazuje na przerażające, skaliste góry w oddali. Człowiek ogląda te góry i wie, że przez nie nie przejdzie, nie da rady, nie zna ścieżek, jest za słaby, za mało doświadczony w górskich wyprawach. Wpada w rozpacz, bo bardzo chce wejść do ogrodu. Załamany patrzy w ziemię, pod nogi. Nagle, pomiędzy kamieniami zauważa mały zardzewiały kluczyk. Podnosi. Wkłada kluczyk do zamka furtki, przekręca… Zamek zgrzyta, drzwi się otwierają. Przed nim jest ogród.
            *
            Bodhidharma, pierwszy patriarcha buddyzmu chińskiego, według legendy zamieszkał w jaskini blisko klasztoru Szaolin. Przez dziewięć lat siedział zwrócony twarzą do ściany.
Nieraz myślałem: dlaczego, po co? Może zrozumiał, że gdyby robił cokolwiek innego, to nie robiłby niczego innego: robiłby to samo. Zrozumiał, że więcej to tyle samo?
            *
            Pamiętam, że w „Grze w klasy” Cortazara jest historyjka o jakimś Włochu, który spędzał życie wpatrując się godzinami w metalową śrubkę. Był, jeśli pamiętam, uważany za wariata, ale może jemu to wystarczało. Problem polega na znalezieniu własnej śrubki, takiej, która nam wystarczy. A jest to łatwiejsze niż myślimy. Taka śrubka nam starczy za wszystko.
            *
            Dziś tacy ludzie byliby uważani za chorych (schizofrenia? Katatonia?). Diagnoz nam dziś nie brakuje. Zwłaszcza etykietek dla ludzi, którym obłęd konsumpcji, posiadania i zdobywania wydaje się czymś chorym i absurdalnym. Cóż, wet za wet. Oni nam tak, my im tak.
            *
            Jest taka stara historyjka, (choć nie wiem kto ją wymyślił). Pewien amerykański milioner, właściciel wielu firm i fabryk, wyjeżdża na urlop na piękną tropikalną wyspę na Pacyfiku. Opala się, kąpie, podziwia widoki. Zauważa, że wielu tubylców całymi dniami wyleguje się na plaży pod palmami, nic nie robiąc. Pewnego dnia przysiada się do takiego tubylca i pyta:  Słuchaj, dlaczego ty tak leżysz tu cały dzień? Czy nie byłoby lepiej jakbyś się czymś zajął?  - Zajął? A czym? - odpowiada tubylec. No, jakąś pracą, coś byś robił, zarabiał pieniądze.  - Ale po co? Jak to po co? Zarobiłbyś trochę, założyłbyś jakiś biznes, firmę, miałbyś coraz więcej pieniędzy. Wtedy mógłbyś zatrudnić pracowników, którzy by pracowali za ciebie, miałbyś więcej czasu.  - No tak, mówi wyspiarz, ale po co? Co potem? - Aaa, potem mógłbyś już nic nie robić. Po prostu leżałbyś sobie cały dzień na plaży, obserwując chmury na niebie.  - Jak to?! – odpowiada zdumiony tubylec – ale ja właśnie to robię!
          *
            Mamy w życiu pewną arytmetykę. Mamy jedynkę: to nasze istnienie, bycie. To za mało i chcemy więcej. Do tego jeden dodajemy zera, myśląc, że je dopisujemy. Jeśli do jedynki dodamy zero to będzie dziesięć, potem sto, itd. Ale to złudzenie. Arytmetyka życia tak nie działa. Zer nie można dopisać, można je tylko dodawać. A dodawanie zer niczego nie dodaje: jeden dodać zero równa się jeden. Jeden dodać pięć zer równa się jeden. Ile zer nie dodamy, zawsze mamy jeden. Dodawanie czegokolwiek do istnienia nie dodaje mu niczego.       
            Nauczyliśmy się dodawać zera: różne byty, puste formy, doświadczenia, przeżycia, idee, informacje. Coraz więcej, różne - przekonani, że w ten sposób powiększymy jedynkę. Ale tak nie jest. Zawsze zostaje jeden. Jedność. Reszta to zera. Nic. Dodawanie czegokolwiek nie dodaje mi niczego. Jedność, czyli bycie już jest, kompletne, całe. Jest w krótkiej chwili, w ziarnku piasku, błysku światła, kropli wody. We wszystkim, co jest. Nie szukać oceanu: przyjrzeć się uważnie kropli wody. Nie bredzić o nieskończoności: przeżyć przytomnie godzinę. To projekt Blake’a. Jak najbardziej  aktualny.
            *
            Jak zawsze, do każdego celu jest ścieżka krótsza i dłuższa. Z punktu A do punktu B możemy iść okrążając świat dookoła. Możemy też dojść do tego punktu stojąc w miejscu. Tak jest, jeśli zrozumiemy, że punkt B to punkt A: ten w którym właśnie jesteśmy. Że aby dojść do celu, nie trzeba nigdzie iść.
            Wszystko, czego pragniemy już jest. Tu i teraz. Tylko jeszcze o tym nie wiemy.
            *
            Siedzę późnym wieczorem w mieszkaniu, przy otwartych drzwiach na balkon. Na zewnątrz słychać nieustanną grę świerszczy; grają godzinami, chyba bez zmęczenia. Nikt im za to nie płaci. To ich życie. Świerszcz śpiewa, bo to jego forma bycia. To nie wymaga wysiłku, przychodzi samo. Bycie nie wymaga wysiłku, jest. Rób to, co przychodzi samo.
            *
            Mogę tak przesiedzieć pół nocy i słuchać tej muzyki. Ludzie dookoła śpią. Muszą wcześnie rano wstać, jechać długo do pracy, wracają zmęczeni. Cóż, długa ścieżka. Taką sobie wymyślili. Czekają na wypłatę, oszczędzają, może kiedyś kupią sobie wymarzony dom. Starzy, zmęczeni, zniszczeni życiem, chorzy, przestraszeni coraz bliższą śmiercią. Będą chcieli siedzieć w ogrodzie i słuchać śpiewu świerszcza.
Tak, jak ja teraz.
            Może gdybym kiedyś pracował więcej, wspinał się bardziej wytrwale długą ścieżką, marnował życie absurdalną pracą, kupiłbym sobie dom z ogrodem i wieczorami słuchał śpiewu świerszczy. Tak jak teraz. Właśnie to robię.
            *
            Technika życia polega na odejmowaniu od niego siebie. Bo to my jesteśmy problemem. Jesteśmy zbiorowiskiem zer, spod których nie widać jedynki, tego co jest. Odejmij od świata siebie, a zostanie świat, bycie. Najlepiej opisał to dawny chiński poeta Li-Po w wierszu Zazen na górze Ching-t’ing:
Ptaki zniknęły z nieba.
Ostatni obłok odpływa.
Siedzimy razem, góra i ja.
Aż tylko góra zostaje.
                       Li Po (701 – 761)

            Ja też siedzę. Nie ma tu góry, ale to nie ma znaczenia. Coś zostaje. Zawsze.
            *
Słyszę jak świerszcz śpiewa.
Nie, świerszcz śpiewa.
Nie, śpiewa.
Nie,
          .
            ***

piątek, 29 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   „Teraz”  to miejsce, z którego wypływa czas. I płynie zawsze kawałek przed nami, a potem wsiąka w niewiadome. Czas jest jak światło latarki, które w mroku kierujemy przed siebie. Przed sobą mamy jasność, ale dalej jest ciemność.

            *

niedziela, 24 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Jedynym sposobem zrobienia czegoś jest robienie tego. Głupie? Może tak. Ale to działa, wypróbuj. Chcesz coś zrobić? Rób to.
Wszystko co osiągamy, osiągamy właśnie w ten głupi sposób. Innego nie ma.
            *

poniedziałek, 18 listopada 2013

@ MYŚL DNIA   Kiedy ktoś mówi do ciebie: spieprzaj, to spieprzaj. Chyba, że jesteś psychologiem, wtedy mówisz: aha, wiem że wcale nie chcesz żebym spieprzał. Chcesz żebym cię przytulił, pogłaskał i docenił, prawda? Na to możesz dostać w zęby – i bardzo słusznie. Spieprzajcie z tą psychologią.

            *

środa, 13 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Sztuką jest nie mieć nic sensownego do powiedzenia i nadać temu piękną formę.
Adeptów tej sztuki jest mnóstwo, choć sama sztuka jest coraz trudniejsza: bezsensu mamy co prawda pod dostatkiem, ale pięknych form już brakuje i zaczynają się powtarzać.
              *

poniedziałek, 11 listopada 2013

@ MYŚL DNIA.   Amerykanie mają ciekawe określenie: quality thinking. Czy to nie śmieszne? W myśleniu liczy się jakość, a nie ilość? Dziwni ludzie.
          *

czwartek, 7 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Ktoś ma jakiś problem, targają nim przykre emocje, cierpi. Ktoś inny mówi mu: wiesz, to jest tak, tak i tak. Może mu powiedzieć dowolne głupstwo. I ten z problemami odpowiada: aha, no tak. I problemy bledną. Czy to nie jest magia?
            *

wtorek, 5 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   "Każde myślenie, które nie potwierdza świadomości fałszu wszelkich utrwalonych form życia jest myśleniem fałszywym” [Herbert Marcuse].
Jeśli tak, istotą myślenia nie jest pielęgnowanie ogrodu kłamstw, ale jego niszczenie. Wszystko inne to żałosna imitacja myślenia.
           *

sobota, 2 listopada 2013

@MYŚL DNIA.   Życie to Disneyland. Można się w nim przejechać na karuzeli, rollercoasterze, przywitać się z myszką Miki i obejrzeć dziesiątki innych odpustowych straganów, zjeść hamburgera albo hot-doga, być pogonionym przez smoka i przejechać przez pałac strachów, mocno się bojąc - nawet bez biletu. Jedyna zaleta tej zabawy to, że nie można jej powtarzać nawet mając kasę: nie ma abonamentu ani karty stałego klienta. Poza tym: kicz i infantylizm, kompletne bezguście. Współczucie dla autora tego spektaklu - jeśli taki jest.
            *