wtorek, 12 października 2010

Jazda urojona: konie skończone

            To wcale nie o jeździe konnej, ale o powiedzeniu: jedzie, jedzie, a nie widzi że koń mu się skończył. Myślę o (wielu) pewnych ideach, które już nie pasują do rzeczywistości, a jednak funkcjonują. Mieszkają w naszych umysłach i dobrze się mają. Są to idee, nad którymi się po prostu nie zastanawiamy, dlatego nie widzimy, że mają się już nijak do rzeczywistości.  Gdybyśmy nad nimi pomyśleli, zauważymy to: ich nieodpowiedniość, przestarzałość, brak odniesienia do życia. Zauważymy, że to idee  lub słowa chore, pomysły i wyobrażenia martwe, które trzeba zamienić na inne lub po prostu porzucić, wyrosnąć z nich. Ale nie zauważamy bo nam się nie chce o tym myśleć, albo myślimy że to wszystko jest jasne, oczywiste. A kto chciałby podważać fakty oczywiste?
            Zjawisko jest bardzo ludzkie i częste, co nie znaczy że jest widoczne i uświadamiane. Rzeczywistość się zmienia, to fakt. A my mamy ciągle te same umysłowe narzędzia, te same pojęcia, modele i reguły stosowane do rzeczywistości. Gdyby one służyły tylko opisowi „świata”, to pół biedy, nieodpowiedni opis sam w sobie może nie stwarza problemów. Problemy pojawiają się, kiedy chcemy działać, coś konkretnego osiągnąć a nasz opis jest już błędny, przestarzały, świat się zmienił… Mamy słowa, opisy, terminy. Tylko nie ma już tego, co one opisują. Chcemy dojść pod jakiś adres. Ale mamy plan miasta sprzed pięćdziesięciu lat. Często tego nie zauważamy. Dawne przysłowie mówiło: „słowa ulatują, pisma zostają”. Proponuję nową wersję: ”rzeczy znikają, słowa zostają.”
            Kojarzy mi się to z trzema światami, które kiedyś opisałem. Świat wewnętrzny i zewnętrzny są ze sobą powiązane chyba dość luźno, często są one rozbieżne, i to co jest wewnątrz nas, może biec swoją drogą, bez względu na to, co dzieje się na zewnątrz (taka łagodna schizofrenia, na którą cierpimy wszyscy). Ale w jakimś momencie naprawdę zauważamy, że jesteśmy w dwu różnych światach i to, co jest w jednym, na przykład w świecie naszego umysłu, może nam nieźle zaszkodzić w drugim, „zewnętrznym”.
            Świetnym przykładem jest etyka, różne zasady i kodeksy etyczne. My, ludzie Zachodu, liberalni, wyzwoleni, autonomiczni, wciąż uważamy na przykład biblijny dekalog za podstawę moralności. Kompletny ateista chętnie, w chwili bezrefleksyjnej deklaracji mówi, że owszem dekalog, tak, nie zabijaj, nie kradnij, tak, to podstawowe zasady moralności. Ale ten dekalog to system absurdalnych zasad stworzonych przez dzikich pasterzy jakieś trzy tysiące lat temu. To zasady typu nie pożądaj wołu albo osła bliźniego, żony jego, tworzenia wizerunków boga, przestrzegania dnia świętego, itd. Ten słynny dekalog to koń (może wół lub osioł) skończony. Brak w nim przykazań nie wyrządzania bliźniemu cierpienia, nie znęcania się nad dziećmi, traktowania kobiet jak ludzi, troski o środowisko, nienaruszania praw ludzkich i paru innych drobiazgów, dzięki którym nasza cywilizacja podniosła się odrobinę ponad poziom dzikich semickich pasterzy sprzed paru tysięcy lat.
            Gdyby tak zamiast zabraniania boskich wizerunków, święcenia dni świętych, zwierząt  kopytnych, całopalnych ofiar, itd., dodać na przykład nakaz: nie będziesz jeździł swoim Kawasaki po osiedlu niszcząc spokój, życie i zdrowie tysięcy ludzi? Czy naprawdę tak trudno dostrzec, że świat się zmienia? I że ten świat wymaga nowych zasad? Ale któżby podważał dekalog? Chyba jakiś przebrzydły ateista. Ale wiadomo, ateiści są niemoralni i bezustannie pożądają cudzych wołów i osłów.
            Ten koń się skończył. Nikt moralny dzisiaj już nie dosiada konia zwanego Dekalogiem. (to, że jest tam: nie zabijaj, nie kradnij, to coś więcej niż dekalog. To oczywistości znane ludziom tysiące lat przed dekalogiem, to imperatywy biologicznie w nas ufundowane i nikt ich kwestionować nie będzie, nie martwmy się). Przestrzeganie zasad moralnych sprzed paru tysięcy lat jest – po prostu, niemoralne. Trzeba sobie to tylko wyraźnie uświadomić. I przenieść zasadę skończonego konia na wszelkie inne przypadki.
            Przypadków konia, który się skończył są tysiące. Po świecie galopują tysiące skończonych koni, których często dosiadamy i próbujemy gdzieś na nich dojechać. Prawo skończonego konia mówi:
            "Nasz obraz rzeczywistości jest zawsze o długość końskiego ogona do tyłu w stosunku do samej rzeczywistości." Ze dwie trzecie naszych poglądów, wiedzy, opinii, powinno nosić napis: „Nieaktualne.Termin ważności minął”.
            Patrzmy, czy nasz koń jeszcze dotyka kopytami ziemi. Jeśli nie, to może się od niej trochę oddalić. A potem możemy nagle zauważyć, że tego konia już nie ma i – spadamy. Można się co najmniej potłuc, albo gorzej.
            W epoce dyliżansów te piękne pojazdy zatrzymywały się na postojach, gdzie zmieniano konie na nowe, wypoczęte, silne. Po to, żeby jechać szybciej i dalej. Może by sobie przypomnieć tę zasadę? Zmieniać konie?
            Przydałoby się nam stado młodych, silnych źrebaków, na których moglibyśmy jednak gdzieś dojechać.
           
            ***      

1 komentarz:

  1. Nie miej innych bogów przede mną znaczy nie pożądaj żadnej innej idei doskonałości jak ta którą Ci tu mocium Panie wdrukowujemy. Wszystko to żeby zabezpieczyć stadny kolektyw. Współczesny świat to świat indywidualistów dlatego czekajmy na rewolucję mas idywiduujących się gwiazd.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.