niedziela, 24 października 2010

Topienie korka, inaczej Weltschmerz

            Moja myśl jest głęboko odkrywcza: czasem bywamy w życiu niezadowoleni. Podobno nawet uczeni amerykańscy to potwierdzają. (Nie wszyscy, są tak zwani psycholodzy pozytywni, którzy mówią że jak nam jest źle, to tylko złudzenie, to przejdzie). Ja pójdę dalej. Powiem więcej: chcemy tego niezadowolenia w życiu uniknąć, skasować je, delete. Unikanie niezadowolenia w życiu przypomina próbę utopienia korka w wodzie. Ten korek to jakieś niezadowolenie, problem, obojętnie jaki: zawsze jakiś jest. Robak, który nas gryzie. Podobno każdy go ma, każdy swojego. A może naprawdę to jeden robak u wszystkich? Albo jest tylko kilka jakichś typowych robaków, które nas gryzą na spółkę? Jakie by to były, jak myślicie? Nie znam się na robakach, ale są, są na pewno.
            Woda to coś – cokolwiek – co ma nam przynieść zadowolenie. Woda to jest obietnica: jeśli będę miał „to” – będzie lepiej. Utopię korek (robaka). Mam samochód taki sobie, przeciętny, o którym nic nie ma w rankingach naprawdę dobrych samochodów? Straszny obciach. Kupię lepszy. Korek nie ma szans. Może, strach pomyśleć, mieszkam w bloku? Przecież w najlepszych pismach dla ludzi sukcesu felietoniści piszą co tydzień, jak to mieszkanie w bloku jest oznaką absolutnego braku sukcesu w życiu. Kupię dom. Przepiękną willę. Wezmę kredyt. Tak robią ludzie sukcesu. Tu wkracza psychoanaliza. Freud, Freud! Jak będę miał tę willę, mój penis automatycznie urośnie o trzy centymetry. Może nawet cztery. Bez przedłużania. (w wyobraźni, ale to też coś!) Tak to działa. Korek idzie w dół. To prawo natury: penis dłużej, korek niżej. Dalej! Dłużej! To fizyka! Patafizyka! (u kobiet to na pewno działa inaczej, coś jest odpowiednikiem penisa, ale co?! Pytanie niby proste, ale czy ja wiem? Muszę znów zajrzeć do Freuda, on jest nieoceniony w tych sprawach).
            Woda, więcej wody. Często ta woda jest cholernie droga, zdobywana ciężkim wysiłkiem. Ale tak trzeba, innej drogi nie ma. Tą wodą zalewamy korek, myśląc, że za chwilę utonie. Utopimy go. Ile byśmy nie nalali wody, korek jednak wypływa. Zawsze na wierzchu. A my, zdobywając nową wodę (bo przecież wiemy, że jeszcze trochę i utopimy drania), często sami się topimy. Korek dalej na wierzchu. Gdyby korki mogły się śmiać, słyszelibyśmy chichot. Nad wodą. A my, pod wodą: bul bul. Bul bul.
            A ci Niemcy mówią na to Weltschmerz: bul istnienia.
           
            ***

2 komentarze:

  1. mam skojarzenie jeszcze z jednym niemieckim pojęciem. byłam kiedyś świadkiem żartobliwej refleksji porównującej badanie literatury do badania pluskwy. ale nie o tym. w tej wypowiedzi znalazło się jeszcze miejsce na retrospekcję wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat skoncentrowanych wokół higieny życia, konkretnie tępienia owych żyjątek. wśród opisu zawiłych i pełnych niepowodzeń działań mających na celu pozbycie się pluskw z życia, pojawiło się zdanie iż walka z nimi trwała dobre dwadzieścia lat, możnaby powiedzieć iż był to niemal Blizkrieg. i wydaje mi się iż te dwa pojęcia: Blizkriegu i Weltschmerzu ciekawie grają ze sobą w kontekście topienia korka. bo cóż, samochodzik nowy, czas jednakże płynie, penis rośnie po czym kurczy się niemiłosiernie i powrót do stany wyjściowego gotowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie wszystkie te robaki żywią się naszym Przywiązaniem; Pozbawiając je pokarmu utopimy korek, bo przywiązania są właśnie tą siłą wyciągającą go na wierzch.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.