niedziela, 13 grudnia 2009

@ MYŚL DNIA. Czy wszystko musi mieć cel? Posiadanie celów jest jak towarzystwo strażników, pilnujących żebyś nie robił tego, co robią ludzie na wolności.

6 komentarzy:

  1. Ciekawe czy istnieje możliwość opisywania ludzkiego zachowania będącego u podstaw bezcelowym, w kategoriach psychologicznych, wystrzegając się dodatkowo odgórnego założenia, że takie zachowanie jest "nieprzystosowawcze"? Nasuwa mi się tu tylko zachowniu twórcze i kreatywne, które nie musi mieć żadnego konkretnego celu i w gruncie rzeczy jest regulowane przez struktury nieświadome będące w tym akcie kompletnie autonomiczne. Ciekawe rónież czy takie sfery są mają cel, a jeśli mają to czy możliwe jest rzeczywiste uwolnienie się od celu, czy tylko pozbawienie się świadomości celów...

    OdpowiedzUsuń
  2. W tej myśli chodziło mi też o inną sprawę: jesteśmy wychowywani w pewnym kulcie celowości, celowego działania. Być może to efekt życia w nowoczesnym społeczeństwie, które jest organizowane i zarządzane w każdym aspekcie, również w obszarze "zarządzania sobą". "Postaw sobie jakiś cel", realizuj cele, zrób listę celów, ustal priorytety, określ hierarchię. Słyszymy to od dziecka, w szkole, edukacji, na wszystkich szkoleniach i kursach związanych z zarządzaniem, rozwojem osobistym, itp. Wydaje mi się, że po pewnym czasie boimy się już robić cokolwiek co nie ma wyraźnego celu, gorzej, nie potrafimy już tego robić. Skutkiem może być brak kreatywności, o której piszesz, bo może kreatywność zdarza się tylko wtedy, gdy nie ma celu - jest właśnie "nieświadoma i autonomiczna"? Bezustanne definiowanie celów i pogoń za nimi jest rodzajem samookaleczenia, jakby jakiś "obcy" w nas ciągle nas poganiał, zarządzał nami: cel, realizacja, następny cel, realizacja.Czy to jest życie człowieka, czy robota? Myślę, że jednym z elementów nieodłącznych od jakości naszego życia jest spontaniczność. A tej mamy coraz mniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam Twój niepokój, ostatnio zgłębiam badnania i baze wiedzy będącej gałęzią współczesnej psychologii, a mianowicie psychologię szczęścia. Przy okazji zapoznawania się z niezliczonymi korelacjami, badaniami, determinantami (tego doświadczenia) pod postaciami społecznymi (pozycje socjo-ekonomiczna), psychicznymi (ambicje, kwestia atraktora szczęścia), czy genetycznymi (bardzo rozmyte pojęcie "genu szczęścia"), nasunęła mi się myśl do czego ta dziedzina pragnie doprowadzić... Przypuśćmy, że osiągniemy już zadowalającą wiedzę z tej dziedziny, do czego to doprowadzi? Szkolenia z zakresu well-being - podobne do zarządzania strategicznego, procedury działąnia, które określają nam co robić i jak to robić by być szczęśliwymi, bo w przeciwnym razie będziemy cierpieć? Narzedzia do masowej inżynierii społecznej, odbierające nam pierwotne poczucie wolnej, nieskrępowanej spontaniczności o której piszesz? (czyli socjalizacje na zasadzie od górnej dyrektywy co mam robić gdzie pracować jak myśleć z jakimi ludźmi się zadawać by być szczęśliwym ?!?) To jakiś absurd. Absurd który pokazuje swym paradoksalnym obliczem, że tak przemożnie nazwana, pozornie niewinna dziedzina jak "Psychologia Szczęścia", doprowadzić może do ludzkiej niedoli. Bo jak być tu szczęśliwym wiedząc o tym co trzeba zrobić by takim być?

    OdpowiedzUsuń
  4. W ogóle czy definicja "chwili doskonałej" pozwoli nam ją odczuwać w pełni? Człowiek osiągający spontanicznie taką chwilę myśli sobie "tak, to jest właśnie chwila w której jestem szczęśliwy bo spełniłem N warunków definicyjnych tej chwili. Naprawdę wielkie zło, już lepiej rzeczywiście pozbawić się myślenia celowego, wtłaczanego nam i przyjmowanego całkowicie bez uzasadnienia, wypływającego z własnego, indywidualnego, czyli niepowtarzalnego doświadczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze tylko tak dodam, że mój znajomy jest zwolennikiem zarządzania sobą poprzez cele. Jego głównym nadrzędnym celem jest bycie brzydliwie/ wspaniale bogatym biznesmenem, ma w związku z tym sieć wielu różnych pod celów. Zaproszę go do tej dyskusji, być może stałby się dobrą przeciwwagą, powiewem krytki w naszym względnie uwspólnionym poglądzie. Dyskusja mogłaby być ciekawa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piotrze, ostatnie zdanie w Twoim komentarzu jest niesamowite: "Bo jak być tu szczęśliwym wiedząc o tym co trzeba zrobić by takim być?" W tym się mieści cała teoria (a co najmniej hipoteza) szczęścia. Jeśli szczęśliwi możemy być tylko nie wiedząc jak to osiągnąć, to perspektywy "psychologii szczęścia" widzę czarno...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.