czwartek, 31 grudnia 2009

Efektywność

            Efektywność jest miarą wartości pewnych rzeczy. Miarą efektywności w praktyce jest to, czy coś działa czy nie. Statek, samolot, łódka, lekarstwo… Łódka jest efektywna jeśli spuszczona na wodę pływa, może kogoś przewieźć na drugi brzeg jeziora, nie wymaga szczególnej troski lub kosztów przy jej używaniu. Jeśli pytamy, czy samolot jest efektywny, sprawdzamy go w praktyce: startuje, lata nad oceanem tam i z powrotem, wozi ludzi, ląduje, koszty tego wszystkiego są do zniesienia i zarabiamy na tym lataniu pieniądze. Tak jest z każdą efektywnością rozumianą jako twardy, techniczny lub biznesowy czynnik. Czyli efektywność to dobra miara. Pomaga wybierać rzeczy dobre dla nas, odrzucać nieskuteczne = złe. Przyznajmy, że tak rozumiana efektywność przyczynia się do pewnego rodzaju postępu. Jest dobrym narzędziem. To narzędzie ma też pewne gorsze strony. Idea efektywności jest neutralna wobec tak zwanych wartości, jest amoralna, zimna. Używanie wyłącznie miary efektywności budzi czasem lęk.
            Efektywność jest obosiecznym mieczem, ma dwa oblicza, jedno z nich może być straszne. Efektywna może być komora gazowa w obozie koncentracyjnym lub broń biologiczna. To ten sam rodzaj efektywności. Konkretna, dobrze mierzalna efektywność. Skuteczność. Puszka gazu C = 120 trupów; puszka gazu D = 70 trupów. Przy porównywalnych cenach wybór jest jasny. Skuteczność przede wszystkim.
            Dobrze, powiedzmy że to nie problem. Obok efektywności mamy jeszcze moralność. To dwa podstawowe kryteria stosowane w życiu. Nie musimy robić rzeczy efektywnych a niemoralnych. Problem mamy z efektywnością rzeczy, którą trudno sprawdzić konkretnym działaniem, zmierzyć. Życie składa się w większości ze zjawisk, spraw, procesów, których wyniki, i kryteria oceny są niejasne, niemierzalne: polityka, reformy społeczne, edukacja, służba zdrowia, zmienianie środowiska, postęp, itp. Albo efekty w tych dziedzinach są mierzalne, ale po długim czasie, w „długim dystansie czasu”. A jak powiedział J.M. Keynes, „w dłuższym dystansie czasu wszyscy będziemy martwi.”
            Czy więc efektywność jest miarą neutralną, niezależną od treści? Od czego zależy – trochę to śmiesznie brzmi – „efektywność efektywności” jako miary? Od wymierności, konkretności i namacalności skutków czegoś co ma być efektywne. Czyli, można wątpić w pożyteczność tej miary w dziedzinach, w których trudno coś mierzyć, ważyć, itp. Czy pytałaś/eś kiedyś o efektywność swojego małżeństwa? Albo o efektywność wychowania dzieci? Albo o efektywność tych dzieci, które wychowujesz? I w końcu – jaka jest efektywność naszego istnienia na planecie Ziemia? Czy takie pytania są dobre? W jakim sensie? A jeśli tu obowiązuje nie taka efektywność, to jak odpowiadać na takie pytania?
            Czyli efektywność ogranicza się tylko do techniki, rzeczy materialnych? Czy wolno to kryterium przenosić na inne dziedziny? Czy postęp społeczny jest efektywny? Co to znaczy? Jeśli nie mamy tu żadnego technicznego, ścisłego kryterium, to może znaczyć co chce. Tak jak i wszystkie te pojęcia z górnej półki. Łatwo nam wmówić jak działa dobre wychowanie, co to są efektywne reformy, że to co się dokonuje, to postęp… Nie potrafimy udowodnić że nie. Brak miary efektywności rzuca nas na żer sępom: demagogom, którzy pięknie mówią nie wiedząc o czym.
            Pamiętajmy przynajmniej o trzeźwej myśli J.S. Leca: »Jeśli wołają: niech żyje postęp! – pytaj zawsze: postęp czego? «
           
            ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.