wtorek, 16 października 2012

Gry i zabawy



            W naszym świecie jest mnóstwo różnego rodzaju gier, zabaw, sportów, rywalizacji, teatrów, symulacji, gier komputerowych, wirtualnych: czegoś, co jest udawane, na niby. To treści naszej kultury. Jednak naprawdę jest tylko jedna gra, w którą gramy co dzień. To życie tu i teraz. Tylko ta gra się liczy. Tylko w tej grze możemy naprawdę przegrać lub wygrać - choć nie wiemy co jest przegraną, a co wygraną.
            Jakiekolwiek Second life to bzdura. Nigdy się do niego nie przeniesiemy. Jest tylko First life. To, które jest tu i teraz. Kto tego nie rozumie, przegrywa walkowerem. Są ludzie odnoszący sukcesy w grach wymyślonych, kulturowych: sportowcy, aktorzy, pisarze, poeci, naukowcy, kompozytorzy – którzy przegrywają w konkurencji zwanej życiem, w grze jedynie realnej: choć nie wiadomo, co to znaczy?
            Prawdziwi zwycięzcy to ci, którzy wygrywają w tym życiu, nie w grach i zabawach.
Jednak, gra zwana życiem jest szczególna. W przeciwieństwie do innych gier nie ma w niej reguł ustalonych z góry. Te reguły są bezustannie  dyskutowane, negocjowane, zmieniane i poprawiane. Podobnie z wygraną i przegraną w grze. Co jest sukcesem, co klęską? Każdy, kto gra w życie, ma swoje wyobrażenie tego, co to znaczy wygrać i przegrać w tej grze. Jest jakaś maksymalna wygrana A i maksymalna przegrana Z. Ale czym są? Tego nie jesteśmy pewni. O tym rozmawiamy, spieramy się w trakcie gry. Czy można wygrać w grze, w której nie wiemy co jest wygraną?        
            To właśnie jest ciekawe w grze, która nie jest ani first life, ani second life. To super life. Największa gra, w jaką możemy zagrać.              
            Ruletka życia. Obstawiajmy, panie i panowie! Kółko – jeszcze - się kręci! Wszystko jeszcze jest do wygrania – bo przecież nie wiemy, co to jest to „wszystko”. Niech nikt nie mówi, że przegrał życie: nie wiemy na czym polega przegrana. Wygrana zresztą też. Gramy!
            Faites vos jeux, SVP! 

            ***

3 komentarze:

  1. Akurat wczoraj życie poruszyło mnie swoim "najprawdziwszym" obliczem... cóż.. Ludzie pokiwali głowami, na chwilę tak jakby stali się realni... po czym nadeszła faza frazesów... C'est la vie... I rozeszli się "grać w swe gry"...

    My - współcześni - "tu i teraz" doświadczamy tylko w chwilach, gdy cielesność nas przygwoździ swoją realnością... Gdy mamy do czynienia z cierpieniem własnym lub śmiercią innych, gdy doznajemy pożądania, gdy stajemy twarzą w twarz ze swoją biologią... "First life" wolimy przykryć warstwą wyobrażeń o stawkach, wygranych i przegranych... Tak, gra ma wiele zalet... Nie ma w tym nic dziwnego... poza ludzkim zdziwieniem, gdy już orientujemy się, że przegraliśmy swoje życie...

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym kontekście zjawiło się coś jeszcze - my ludzie posiadamy kompetencje doświadczania bezpośredniego, jak i pośredniego; wszystko zależy od tego czy znajdujesz się na "parterze" swojego jestestwa, czy też na jego "ostatnim piętrze"... Problem polega na tym, że większość z nas nie podejmuje trudu, by przemieścić się ze swoich wygrzanych i okopanych miejsc; jedni zostają na dole, inni na górze...

    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, nasze życie jest jak kasyno o kilku piętrach. Na każdym rozgrywamy inną grę, to rodzaj "symultanki" jak w szachach. To chyba dla nas za trudne. Z iloma przeciwnikami można wygrać jednocześnie? Może w życiu trzeba wybrać te gry, które są najważniejsze, z innych zrezygnować. Jeśli to możliwe.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.