W naszym świecie jest mnóstwo różnego rodzaju gier,
zabaw, sportów, rywalizacji, teatrów, symulacji, gier komputerowych,
wirtualnych: czegoś, co jest udawane, na niby. To treści naszej kultury. Jednak
naprawdę jest tylko jedna gra, w którą gramy co dzień. To życie tu i teraz.
Tylko ta gra się liczy. Tylko w tej grze możemy naprawdę przegrać lub wygrać -
choć nie wiemy co jest przegraną, a co wygraną.
Jakiekolwiek Second
life to bzdura. Nigdy się do niego nie przeniesiemy. Jest tylko First life. To, które jest tu i teraz. Kto
tego nie rozumie, przegrywa walkowerem. Są ludzie odnoszący sukcesy w grach
wymyślonych, kulturowych: sportowcy, aktorzy, pisarze, poeci, naukowcy,
kompozytorzy – którzy przegrywają w konkurencji zwanej życiem, w grze jedynie
realnej: choć nie wiadomo, co to znaczy?
Prawdziwi zwycięzcy to ci, którzy wygrywają w tym życiu,
nie w grach i zabawach.
Jednak, gra zwana życiem jest
szczególna. W przeciwieństwie do innych gier nie ma w niej reguł ustalonych z
góry. Te reguły są bezustannie
dyskutowane, negocjowane, zmieniane i poprawiane. Podobnie z wygraną i
przegraną w grze. Co jest sukcesem, co klęską? Każdy, kto gra w życie, ma swoje
wyobrażenie tego, co to znaczy wygrać i przegrać w tej grze. Jest jakaś
maksymalna wygrana A i maksymalna
przegrana Z. Ale czym są? Tego nie
jesteśmy pewni. O tym rozmawiamy, spieramy się w trakcie gry. Czy można wygrać
w grze, w której nie wiemy co jest wygraną?
To właśnie jest ciekawe w grze, która nie jest ani first
life, ani second life. To super life. Największa gra, w jaką możemy zagrać.
Ruletka życia. Obstawiajmy, panie i panowie! Kółko –
jeszcze - się kręci! Wszystko jeszcze jest do wygrania – bo przecież nie wiemy,
co to jest to „wszystko”. Niech nikt nie mówi, że przegrał życie: nie wiemy na
czym polega przegrana. Wygrana zresztą też. Gramy!
Faites vos jeux, SVP!
***
Akurat wczoraj życie poruszyło mnie swoim "najprawdziwszym" obliczem... cóż.. Ludzie pokiwali głowami, na chwilę tak jakby stali się realni... po czym nadeszła faza frazesów... C'est la vie... I rozeszli się "grać w swe gry"...
OdpowiedzUsuńMy - współcześni - "tu i teraz" doświadczamy tylko w chwilach, gdy cielesność nas przygwoździ swoją realnością... Gdy mamy do czynienia z cierpieniem własnym lub śmiercią innych, gdy doznajemy pożądania, gdy stajemy twarzą w twarz ze swoją biologią... "First life" wolimy przykryć warstwą wyobrażeń o stawkach, wygranych i przegranych... Tak, gra ma wiele zalet... Nie ma w tym nic dziwnego... poza ludzkim zdziwieniem, gdy już orientujemy się, że przegraliśmy swoje życie...
W tym kontekście zjawiło się coś jeszcze - my ludzie posiadamy kompetencje doświadczania bezpośredniego, jak i pośredniego; wszystko zależy od tego czy znajdujesz się na "parterze" swojego jestestwa, czy też na jego "ostatnim piętrze"... Problem polega na tym, że większość z nas nie podejmuje trudu, by przemieścić się ze swoich wygrzanych i okopanych miejsc; jedni zostają na dole, inni na górze...
OdpowiedzUsuńK.
tak, nasze życie jest jak kasyno o kilku piętrach. Na każdym rozgrywamy inną grę, to rodzaj "symultanki" jak w szachach. To chyba dla nas za trudne. Z iloma przeciwnikami można wygrać jednocześnie? Może w życiu trzeba wybrać te gry, które są najważniejsze, z innych zrezygnować. Jeśli to możliwe.
OdpowiedzUsuń