Ludzie w naszym świecie pochodzą z pewnego pradawnego plemienia, zwanego Ene. Nazwa tego plemienia pochodzi od skrótu trzech jego głównych cech. Otóż ludzie Ene są egocentryczni: skupieni na sobie. Narcystyczni: zachwyceni sobą, przekonani o swojej wyjątkowej wartości..., Egoistyczni: uważający za naturalne, że wszystko im się należy, a inni żyją po to, by im wszystko dać, lub oddać, coś dla nich zrobić… Cóż, drodzy ziomale, wszyscy jesteśmy Ene.
Piękne jest w życiu nabywanie różnych umiejętności, kompetencji, osiągnięć. Jednak nic to nie daje, jeśli w istocie jesteśmy dalej z ludu Ene. Ene to rodzaj charakteru, który zniszczy to, co ważne, pożyteczne, piękne. Zamieni to w egocentryzm, narcyzm, egoizm. Determinuje wszelkie formy życia społecznego tak, że w istocie są jednym: pierwotną dżunglą, lekko przemalowaną i zakrytą tandetnymi dekoracjami z tektury i gipsu.
Ludzie Ene pochodzą od naszych najwcześniejszych przodków: antropoidów, neandertalczyków i podobnych. Przeżyli dlatego, że są Ene. Przez tysiące lat cechy takie jak Ene sprzyjały ewolucji, przetrwaniu. Przetrwaliśmy jako Ene więc dalej nimi jesteśmy.
Jeśli podejrzewamy, że jakiś człowiek może pochodzić z ludu Ene, omijajmy go z daleka. Tak, ale wtedy trzeba by omijać wszystkich. Siebie samego też. Powtórzę: wszyscy jesteśmy Ene.
Dziś mamy niezwykłą cywilizacyjną szansę: przetrwać, nie będąc Ene. Dzięki cywilizacji, technologii i kulturze możemy być inni, możemy się przekształcić w inne plemię, inny gatunek, homo neosapiens. Postczłowiek. Możemy siebie zaprojektować jako inne plemię.
*
Ene. A może kiedyś na Ziemi pojawi się nowy lud, lud Esa: Empatia, syntonia, altruizm... Skąd przyjdzie ten lud? Może zostanie stworzony przez genetyczne zabiegi, manipulacje DNA. Zostaniemy zmodyfikowani tak jak żywność i pasze dla zwierząt. To jest w zasięgu ręki. Może lud Esa zostanie stworzony przez prostsze ingerencje farmakologiczne, chemiczne. To wszystko jest już realne. Posthumanizm, transhumanizm, neoludzie, itp. – technicznie już można ich stworzyć. Problem polega na ich zaprojektowaniu, dizajnie: jacy mają być? Kto zaprojektuje człowieka przyszłości? Czy człowiek z plemienia Esa to ten, którym chcielibyśmy być? Piękne były czasy kiedy to Bóg stworzył człowieka – na obraz i podobieństwo swoje. Ten człowiek, dzieło boże, szybko nabiera obrzydzenia do siebie samego a pośrednio – do swego stwórcy, prawzoru i modelu. Dorasta do tego, żeby się przekształcić, nawet kosztem ryzyka zagłady. Środki już są. Trzeba jeszcze pomysłu na neoczłowieka. I odwagi żeby go stworzyć. Powoli ten proces już się zaczyna. Jeszcze tylko pokonać strach przed wzięciem losu ludzkości we własne ręce. Uczynić realną samokreację ludzi składnikiem naszej cywilizacji.
Naiwni ekolodzy protestują przeciw żywności genetycznie zmodyfikowanej. Jeszcze trochę, a kiedyś obudzą się sami jako genetycznie zmodyfikowani. Jako lepsi, mądrzejsi, bardziej współczujący dla bliźnich. Będą protestować, czy nie?
Czasem spotykam ludzi, którzy z pewnością pochodzą z plemienia Esa. Oni już tu są, choć jest ich jeszcze niewielu. Może trzeba tylko pobrać ich geny i rozmnożyć je, powielić?
Na przestrzeni tysięcy lat ludzie udomowili dzikie zwierzęta, przekształcili je. Wiemy, jak to robić. Może dziś pora, aby udomowić zwierzęta z gatunku Ene – przekształcić je w ludzi? Homo Esa?
Do tej pory byliśmy tylko przedmiotami ewolucji. Zaczyna się teraz wyłaniać możliwość, że będziemy jest autorami. Czy podołamy takiej roli?
***
...czyli proponujesz RAJ na Ziemi...?
OdpowiedzUsuńGrazyna
hmmm niepokojące to dosyć. Tworzenie zwłaszcza. Wydaje mi się bowiem, że specyfika ludu Esa polega na tym, że oni są. I że Ene może być Esa. Taka konwersja, ale niejako bez woli - "i oto stał się". No i to autorstwo... Ewolucja też 'jest', a nie 'podlega'. Nie wiem, ale żywię przekonanie, że więcej jest poza nami, niż za sprawą nas i że jak już się za coś bierzemy, to większość rzeczy spaprzemy, a wymyślanie siebie tym bardziej. Chociażby te widma kobiecości i męskości, które krążą nad nami - i to na własne życzenie.
OdpowiedzUsuńI nie chodzi mi tu o bezwolność, rezygnację i tym podobne. Tylko o to, że wolałabym 'stawać się' niż 'tworzyć się'. Może za dużo mi w tym pychy jakiejś niedobrej...
Nie szkodzi ,nie szkodzi,nie szkodzi jak napiszę parę słów Umieranie własne to naturalność, innych, tych których kochamy to rozpacz . kurwa..... niech mi ktoś powie ,że jest inaczej....,.#
OdpowiedzUsuń.... co ,chcecie lapisu,ha...kamienia filozoficznego ...ha(a może nie),,,on jest tu .... to wasza świadomość.. tylko jaka ? ha... Czystość świadomości ...kurwa ..kto to zrozumie ?...#
OdpowiedzUsuńwitaj Jurek,
OdpowiedzUsuńumieranie najbliższych jest dla nas BARDZO trudne....stoimy bezradni i zupełnie bezsilni i pozostaje tylko ROZPACZ,
....własne umieranie to jet AKCJA, w której czynnie uczestniczymy i poznajemy coś,co dla innych jest zakryte....
Grażyna
to o czym napisałem, dotyczy przekształcenia ludzi, jego możliwości i sposobów. Raj na ziemi? oczywiście, przecież chcemy, żeby był. Na przykład, a może głównie, żeby nie było śmierci, cierpienia. A jednocześnie nikt nie chce odpowiadać za takie przekształcenia, które naprawdę są już realne. Rola Twórcy jest w tej chwili nie obsadzona. Ciekawe, że najbardziej boimy się jakichś ingerencji w obszar naszego umysłu, zwłaszcza emocji. Wielu ludzi zgodziłoby się żeby im poprawić zdolności umysłowe, dodać trochą megabitów pamięci, itd. Ingerencja w emocje natomiast budzi strach: nie chcemy żeby nam np. sztucznie obniżono poziom agresji o 10%, albo zwiększono wrażliwość na przeżycia innych ludzi czy coś podobnego. Tu wolimy "stawać się", niż się "tworzyć" - to drugie to, faktycznie, nasza "pycha". To co w tym śmieszne, to fakt, że chętnie i z przyjemnością zmieniamy stan naszej świadomości przy pomocy paru drinków lub narkotyku. Ludzie są gotowi przerobić się w nieprawdopodobny sposób przy pomocy operacji plastycznych. To ok, to jest normalne. Ale jakieś "sztuczne" ingerencje, np. w mózg? nigdy, nie chcemy być Frankensteinem (choć już jesteśmy). Boimy się tego bardziej niż diabła.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy jest jakaś faktycznie "naturalna" droga przemiany człowieka, na zasadzie nawet powolnego "stawania się". Czy gdzieś wewnątrz nas są jakieś drzwi, których otwarcie spowoduje, że odkryjemy tam nasze lepsze ja, nowych "nas", bardziej ludzkich, dobrych dla siebie i innych? Chciałbym żeby tak było. Ale to może potrwać, długo...
A może nie, może już w nowym roku. I nagle: wylatują z nas anioły z pięknymi, białymi skrzydłami. Nowy rok tuż tuż, wobec tego - jak się komuś taka wizja podoba, to mu serdecznie życzę. Ale nic na siłę. Lepiej niech każdy się sam stanie tym aniołem. Ja tam nikogo przerabiać nie będę.
...no cóż,dawno,dawno temu niektórych przerobiłeś i ja nie chcę raju na ziemi ,bo będę jedną z wielu ....a tak jestem wyjątkiem.....
OdpowiedzUsuńGrażyna
Wszystkim radosnego Sylwestra i wszystkiego naj,naj,naj w Nowym Roku