czwartek, 15 grudnia 2011

E-menele, czyli wirtualne rynsztoki




Kiedy znalazłem się na dnie, usłyszałem pukanie od spodu.
S. J. Lec
            Trudno dziś pracować, działać i pisać w sieci, nie widząc jej mniej konstruktywnej, mniej miłej strony, zawartości która cuchnie i wywołuje zwątpienie w wartość tego, co jest najbardziej przełomowym wynalazkiem współczesności: wirtualności i internetu.
Nie będę pisał o aspektach technicznych. Wiadomo, są fantastyczne, a ich efekt można określić tak: nigdy jeszcze tylu ludzi nie mogło tak łatwo wysyłać tyle informacji do tylu innych ludzi.
            A konsekwencje? – staje się ta łatwość problemem społecznym, kulturowym, nawet politycznym: ilu już polityków żądało zamknięcia konkretnych stron internetowych, forów, itp., bo ktoś ich tam oblał pomyjami? Bełkot, śmietnik, szambo, które rozlewa się w tych okolicach budzi spontaniczne obrzydzenie ludzi którzy tam zaglądają, nawet jeśli robią to świadomie – może często na zasadzie jakiegoś masochizmu: to obrzydliwe, ale ciekawe. To coś jak zoofilia, z którą wirtualne rynsztoki mają zresztą dużo wspólnego: to też jakieś obcowanie ze zwierzętami… z anonimowym sieciowym bydłem.
            Fora internetowe… współczesny odpowiednik dawnych (średniowiecznych?) miejskich rynków, po których z rzadka przechadzał się jakiś zamożny szlachcic, a przeważał plebs, służba, włóczędzy, żebracy, złodzieje i dziwki… Wiek dwudziesty pierwszy, a wszystko tak samo. Tylko środki inne, rynek, czyli forum – wirtualne, super technika, niedługo kwantowe komputery lub podobne. Jego mieszkańcy – bez zmian. Plebs, motłoch, dziwki, złodzieje. Rynki, fora i agory wirtualne. Kto na nich pisze? (pisze? Raczej bluzga). Jaki jest mechanizm ich zachowań, ich motywy, czemu chcą dać wyraz, co chcą osiągnąć?
            Może inaczej – kto tam nie pisze? Raczej nie ludzie wykształceni, odnoszący sukcesy, mający poczucie własnej wartości i jakiejś pozycji w życiu. Tacy zajmują się swoją kreatywną pracą, współpracują z podobnymi sobie, coś projektują i tworzą, budują nie tylko budynki ale i poczucie swojej wartości. Tworzą świat, który daje im do tego niezwykłe środki.
            W wirtualnych rynsztokach najczęściej pomieszkują specyficzni ludzie, raczej z przeciwnego krańca wobec wyżej opisanych. Nieraz zastanawiam się, jakie są cechy tych mieszkańców e-rynsztoków? Przypuszczam, że te cechy, pewną „psychologię” lub „socjologię” tytułowych e-meneli można tak opisać:

1.      niskie kompetencje, brak możliwości osiągnięcia  zadowalającej pozycji społecznej, miejsca w świecie, które daje satysfakcję
2.      brak możliwości wpływu na rzeczywistość, bezsilność: intelektualna, kulturowa, finansowa, lub jej przeróżne kombinacje
3.      destruktywność, frustracja, agresja, poczucie niższości, nienawiść do wszystkich lepszych, którym „się udało”.

            Te czynniki wytwarzają dziś  e-meneli. To ci z dostępem do internetu, w przeciwieństwie do zwykłych meneli, którzy na ogół żyją w miejscach nieco odległych od sieci i hot-spotów. E-menele mają komputery, często kupione przez rodziców dla swojego inteligentnego i obiecującego potomstwa, które przecież nie może być gorsze od sąsiadów: to jest być może główny motyw korzystania z nich, cóż, inaczej nie można...  E-menele nie grzebią w śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia, nie sypiają pod mostami. Raczej nie mają wielkich problemów finansowych. Problemem są dla siebie oni sami. Ich frustracja, złość i destrukcja, które wpuszczają w sieć. Niczym najlepsze wyszukiwarki przeglądają strony, fora, dyskusje. Wychwytują wszystko, co jest pozytywne, konstruktywne, i opluwają. Trolle - opluwacze.  Ktoś ma jakiś pomysł, idee? źle, k...., ja mu pokażę. Nie ma pomysłu? jak wyżej. Coś się gdzieś robi, projektuje, buduje? jak wyżej: Ctrl C, ctrl V, itd. Nic się nie robi, nie planuje, nie buduje, nie wymyśla? Jak wyżej. Polityk/minister/premier coś powiedział/nie powiedział?/nie tak powiedział? Ctrl c, Ctrl v. Głosujesz na Z? – itd.
            Mało co pokazuje tak moralną nędzę wirtualnych meneli jak komentowanie nieszczęść, tragedii, wypadków. Stało się coś złego, zginęli niewinni ludzie, dzieci, ktoś umarł. Cyfrowa hiena wrzuca swój ironiczny, szyderczy komentarz, najczęściej kompletnie prymitywny, bo to nie wymaga myślenia. Cóż, śmieje się sama z siebie. Spoczywaj w pokoju, hieno. To będzie szybciej, niż myślisz.
            Plujemy, kopiujemy, wklejamy. To jest podstawowa funkcja umysłu e-menela. Są to ludzie do bólu przewidywalni, pozbawieni elementarnej zdolności stworzenia jakiejkolwiek sensownej, konstruktywnej wypowiedzi. Ich forumowe wypociny przypominają mi bezsilny ryk bydła, któremu rozgrzanym żelazem wypalają na skórze napis: "jestem zerem, jestem nikim."
            Jednym z najlepszych przykładów tych wypocin jest wpis:  „fuck…” -  tu następuję (rzadko) jakiś konkret, najczęściej you – bo to prosta „angielszczyzna”, może jeszcze częściej: po prostu, fuck, fuck, itd. Bezsilne walenie bezmózgową głową o mur. Smutne to.
Często u mnie budzi to żal, nawet współczucie. Szukanie poczucia własnej wartości jest u e-meneli rozpaczliwe, wręcz tragiczne. A tragiczne jest zwłaszcza to, że sposób tego poszukiwania daje efekty dokładnie przeciwne. Oplucie, obrzyganie kogoś w internecie ma dawać poczucie bycia lepszym, schowania się za bezpieczną tarczę anonimowości i plucia, plucia, nienawiści... Cóż, drodzy e-menele, efekt jest dokładnie odwrotny: w ten sposób udowadniacie sobie dokładnie to, czemu chcecie zaprzeczyć: "jestem zerem, jestem nikim." Jestem mendą i właśnie to pokazałem całemu światu. Jestem umysłowym impotentem, ale uzbrojonym w komputer i sieć i swoją impotencję anonimowo wrzucam w świat. Dobrze o tym wiecie. Złość e-meneli jest niepohamowana, czysta i wyposażona w potężne środki rażenia, które być może, dają im poczucie siły. Bo raczej nie poczucie wartości. Może, gdyby się ujawnili, podpisali: „to ja, e-menel i menda to ja, popatrzcie na mnie!” byłoby im lżej, lepiej? Nie wiem, wątpię, to nie leży w sytuacji e-meneli. Są przegrani z kretesem i to ich problem. 
            Jakieś pomysły, rozwiązania? Co robić z e-menelami, jak oczyścić wirtualne rynsztoki? Internet jest światem wolności i musi takim pozostać: to jego największa siła, o czym na szczęście mało kto wątpi. Środki prawne, zakazy, areszty, moderatorzy, banowanie? … Nie, nonsens,  nigdy w życiu. To gaszenie ognia benzyną. To nie z internetem takie numery, sieć już jest zbyt wielka, zbyt mocna. Moraliści i prawnicy nie dadzą jej rady, mam nadzieję.
            *
            Mówi się dużo o cyfrowym wykluczeniu. Moim zdaniem to nie jest wielki problem. Cyfrowo wykluczeni są głównie ci, którzy sami chcą się wykluczyć, nikt im krzywdy nie robi. Problemem są dziś ci, którzy mając pełny dostęp do świata wirtualnego, mając szanse jakie daje ten świat, używają go do samowykluczania się ze świata kultury, polityki i świadomej społecznej współpracy.
            Mieliście może takie doświadczenie: do autobusu lub tramwaju wchodzi bezdomny. Taki, który mył się ostatnio w poprzednim dziesięcioleciu. Ludzie spoglądają ze współczuciem, jednak po chwili wokół bezdomnego robi się pusto. Wiadomo. Zapach pokonuje wszelkie współczucie. Obrzydzenie bierze górę. Z e-menelami jest podobnie. Z ekranów, co prawda nie zionie smrodem, ale obrzydzenie odrzuca. I to jest może sposób na tych ludzi. Zostawić ich samych, niech się taplają w swoich wirtualnych rynsztokach.  
            Internet jest zwierciadłem społeczeństwa, kultury. Nie próbujmy tego zwierciadła zaciemnić, zasłonić. To cenny instrument. To barometr stanu społecznego. Niech e-menele opluwają swoją jadowitą, choć bezsilną śliną cały świat. Jestem pewny, że go nie zniszczą.  Kultura – i ci którzy ją tworzą – zawsze byli parę pięter wyżej niż menele. Dzięki internetowi widać ilu jest e-meneli i jak działają. To nie jest zagrożenie dla kultury. To pokazanie, czym kultura nie jest. Ważny punkt orientacyjny. Pokazuje, gdzie iść. Właściwie wszystko jedno, gdzie.           
            Byle nie do e-rynsztoka. To coś poniżej dna.

            ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.