Na świecie było
wielu filozofów. Wielkich, wybitnych. Rozważali problemy, których samo pojęcie
przekraczało możliwości większości ludzi, o rozwiązaniu tych problemów nie
mówiąc. Prawie żaden z tych myślicieli nie stworzył filozofii, która by go
przeżyła i stała się czymś powszechnym, oczywistym. Myślę, że z jednego powodu:
nie potrafili wytłumaczyć ludziom, o co im chodzi. Filozofia to nie tylko
sztuka myślenia, to także sztuka rozmowy z ludźmi. Może tego nie wiedzieli?
Filozofowie od początku świata mówią i piszą tak, jakby byli sami na świecie.
To co się dziwić, że w końcu zostają zapomniani, martwi, na cmentarzach, sami
ze swoimi filozofiami.
Wniosek: myśleć to nie wszystko. Trzeba też o tym, co się
myśli - rozmawiać. Może zresztą myślenie i rozmawianie to to samo? A jeśli tak - to jedno bez drugiego – nie istnieje? Możemy
widzieć to inaczej? Człowiek który myśli, to samotna iskierka w mroku. Niewiele
od niej może się zapalić. Ludzie, którzy ze sobą rozmawiają, wymieniają swoje
słowa i myśli, a te myśli to iskierki, które zapalają się od siebie, płoną
mocniej, dłużej, skupiają się w większe płomienie, tworzą ogień, światło.
Tylko rozmowa tworzy wspólną płaszczyznę, jakąś wyspę
znaczenia, sensu, która jest widoczna dla wszystkich. Możemy od tej wyspy
odpływać daleko, ale tak, aby nie tracić jej z oczu i mieć świadomość, że inni
ją widzą i że jest to jedna, ta sama wyspa. Albo, inaczej, rozmowa jest jak
komponowanie jakiejś wspólnej melodii. Każdy, kto ją nuci, robi to po swojemu,
może improwizować, ważne jest żebyśmy rozpoznawali tę samą melodię, wspólny język,
wspólną mowę.
Pojedynczy człowiek jest jak neuron w mózgu: ludzie którzy
rozmawiają, są zdolni stworzyć realną albo wirtualną – sieć neuronów, neuronów
w tym przypadku społecznych, takich, które tworzą jakiś ponadludzki mózg, supersieć,
świat idei. Wymaga to, powtórzmy,
współdziałania, rozmowy, współrozumienia.
Jednak, tu problem: czy wspólnota może myśleć? Czy popularny dziś crowdsourcing, „inteligencja tłumu”, to
fakt, czy bzdura? Jest tu jakaś tragedia myślenia: może ono – i jego rezultaty
- służyć wszystkim, ale wykonywać je może tylko jednostka, indywiduum. A „inni”
mogą to myślenie przyswoić, uznać za swoje. Albo nie. Może jest tak, że
rozmawianie o swoich myślach z innymi ludźmi zabiera nam czas na samo myślenie?
Ludzie wybitni są w trudnej sytuacji. Chcieliby być rozumiani
i podziwiani, rozmawiać z ludźmi. Z drugiej strony – chcieliby być lepsi,
najlepsi, sami, wyjątkowi. Nie chcą być członkiem orkiestry, nie potrafią. Uważają,
że ich myśli to perły. Po co je rzucać przed wieprze? Ja. Ego. A tam –
oni, którzy nic nie rozumieją, nie
rozumieją mnie. Uciec od nich, czy z
nimi rozmawiać? Co wybrać? Gdzie jest kompromis, punkt równowagi? Dylemat współpracy. Dylemat wspólnoty w ogóle.
Waga z dwoma szalkami: myślenie | rozmawianie. Ja | my. Co przeważy?
Ci, którzy sądzą, że są lepsi od innych, wybierają „ja”.
Rezygnują z rozmowy, skupieni na swoim problemie i poszukiwaniu rozwiązania.
Wsiadają do swojej małej łódki i odpływają z wyspy wspólnego sensu na bezkresny
ocean. Machają jeszcze przez chwilę wiosłami, dają sygnały latarką, coś tam
krzyczą. Potem znikają za horyzontem. Najczęściej na zawsze. Może jeszcze
gdzieś tam pływają, mówiąc do siebie, bo tylko oni siebie rozumieją. Lecz mówienie
do siebie to nie rozmowa. Mówienie do siebie nie zostawia śladu. Tylko w
jakichś księgach portowych zostaje notatka: „wypłynął dnia…”
Ci, którzy pozostali na brzegu, opowiadają innym o tych
zaginionych podróżnikach, interpretują ich myśli, idee, piszą książki,
wspomnienia, wygłaszają wykłady, dyskutują. Niektórym dobrze się z tego żyje.
Wobec tego, co lepsze? A jakie jest kryterium oceny, któż to wie?
Każdy ma swoje racje. Wobec tego:
za tych, co na morzu.
***
jestem za indywidualnością - i po to powinny istnieć szkoły aby ją wyształcić - a nie produkować mentalne roboty które będą śpiewać zgodnym chórem z innymi. postawa "chcę zmieniać, zbawić, uratować, poprawić świat zawsze jest ściśle związana z nabrzmiałym ego -wszystkich misjonarzy na stos!!! idee krążą w w eterze jako źródła chwilowej inspiracji a nie jako fetysze fanatyzmu. oczywiście cenię szczere braterstwo skupione wokół tworu mentalnego, ale powinien to być tylko pretekst dla rozwoju relacji z podobnymi nam umysłami, co jest podstawowym warunkiem wzrostu.
OdpowiedzUsuń...przypomnę słowa ,które już kiedyś przytoczyłem;"tylko ten może odkryć coś nowego,kto nie boi się stracić z oczu lądu".-pewnie nic nowego ,"nowego "dla indywidualności- też ,niestety opartej na ego.-to czy jest "nabrzmiałe" - to już zależy od "etyki"!życie jest zawsze indywidualne, -"reszta "chyba zawsze była i jest."Młotek "jest potrzebny-dobrze jest umieć się nim posługiwać!....#
OdpowiedzUsuń... 21,25, CZY TO NIE JEST KRYTERIUM?...#
OdpowiedzUsuń