poniedziałek, 23 listopada 2009

Prowokacja


            Jeśli ktoś mówi lub pisze coś, co nie w pełni zgadza się z codziennymi banałami i wymaga trochę myślenia, co nie potwierdza gładkiego i bezmyślnego schematu, oskarża się go, że „prowokuje”. W naszym języku to słowo źle się kojarzy: prowokacja, prowokatorzy, knucie, spiski, wywrotowa działalność i tym podobne. Prowokowanie zakłóca nam spokój i wymaga wysiłku, sugeruje że coś mogłoby być nie takie jak jest. Jest to perfidia i podłość. Prowokatorom rzucamy wobec tego stanowcze: nie. Nie zmusicie nas, prowokatorzy, do myślenia.
            Można mówić o prowokowaniu w inny sposób, używając medycznego kontekstu, łatwiejszego może do zaakceptowania. W tym kontekście prowokowanie byłoby rozumiane tak jak w sytuacji medycznej: ktoś struł się nieświeżym żarciem, wobec tego lekarz prowokuje wymioty. I pacjent nie ma mu tego za złe, jest nawet wdzięczny, choć rzyganie przyjemne nie jest. Ale pomaga. Zgodnie z tym modelem, możemy czasem uznać: ktoś struł sobie umysł przeterminowanymi, zepsutymi ideami. Bredzi i zatruwa innych. Wobec tego lekarz stosuje lekarstwo: prowokuje myślenie. Myślenie boli bardziej niż rzyganie. Ale jeszcze bardziej pomaga. Myślenie to droga do zdrowia. Czasami warto prowokować. Nie tylko wymioty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.