piątek, 18 grudnia 2009

@ MYŚL DNIA. To co wiemy, zawsze jest niepewne. To, czego nie wiemy, jest pewne. Czy nie lepiej powiedzieć sobie  "nie wiem” i mieć spokój, niż zamęczać się niepewną wiedzą?

środa, 16 grudnia 2009

Złożoność


            Tak jak chaos i teoria chaosu, teoria złożoności jest wynalazkiem ostatnich kilkudziesięciu lat. Wymyślili ją spragnieni sukcesu uczeni amerykańscy. Wiadomo – zasada „publish or perish”. Ta nowa wiedza ma dość niejasną pozycję. O złożoności nic dokładnie nie wiadomo oprócz tego że jest złożona. Same hipotezy, różne domysły, próby definicji. Nieważne. Uczeni mają swoją zabawkę.
            Teoria złożoności, mimo swoich braków, jest jednak użyteczna w praktyce. Podsuwa nam jeden wniosek: jeśli nie chce nam się myśleć o czymś, możemy powiedzieć: według teorii złożoności jest to zbyt złożone, żeby o tym myśleć. Mogę próbować, ale nic z tego nie wyniknie, to i po co myśleć? W ten sposób ta wspaniała teoria w wyjątkowy sposób ułatwia nam życie. Teoria złożoności działa też doskonale w pewnych profesjach i w pewnych przypadkach. Na przykład politycy i ekonomiści mają do czynienia ze zjawiskami z pewnością złożonymi. Jednak, jeśli polityk pragnie wygrać wybory, przekonuje nas, że on te zjawiska przenika na wylot i rozumie do głębi, wobec tego będzie nimi sterował tak jak nikt wcześniej, co dostarczy nam niezwykłych korzyści. Polityk przed wyborami ma wszystko pod kontrolą, nic dla niego nie jest zbyt złożone. Jeśli w polityce coś idzie źle, wytłumaczenie jest gotowe: rzeczywistość była zbyt złożona i nie słuchała naszych w końcu naprawdę słusznych recept.
            Ostatnio znakomicie wykorzystują teorię złożoności wybitni ekonomiści. Kilka lat temu, kiedy wszystko szło mniej więcej dobrze (czyli nie aż tak źle jak zazwyczaj), twierdzili że panują nad niezwykle złożonym światem ekonomii i finansów przy pomocy swoich precyzyjnych matematycznych instrumentów. Zachowywali się jak kowboje na rodeo, ujeżdżający dzikie mustangi. Potem pojawił się kryzys i kowboje zsiedli z mustangów, odpięli ostrogi i zaczęli wygłaszać mowy, jak złożona jest rzeczywistość i dlaczego kryzysu nie można było przewidzieć.
            Taka logika jest charakterystyczna dla teorii złożoności. Złożoność, zgodnie jak najbardziej z jej naturą, pokazuje różne oblicza, w zależności od punktu siedzenia badacza złożoności i aktualnych obrotów koła fortuny (fortuny tegoż badacza). Pewni ludzi traktują to pojęcie jak szwajcarski scyzoryk: zależnie od okoliczności wyciągają z niego jakieś narzędzie służące do konkretnego celu, a za chwilę całkiem inne narzędzie. A szkoda, bo pojęcie złożoności jest zbyt poważne i może wstrząsnąć podstawami naszego poznania świata. Wymaga głębszego namysłu i jest go warte.
            Złożoność łatwo strywializować. Posługując się schematem zaczerpniętym nieco z Orwella można powiedzieć, że: wszystko idzie dobrze, jesteśmy w siodle – dobra złożoność. Wszystko idzie źle, spadamy z konia: zła złożoność. Nad tą logiką trzeba jeszcze trochę popracować, bo jest dość oryginalna i, hm, z punktu widzenia logiki klasycznej, trochę niekonwencjonalna. Ale w praktyce skuteczna. A jeśli się komuś nie podoba… cóż nie każdy rozumie złożoną naturę złożoności.

            ***

niedziela, 13 grudnia 2009

@ MYŚL DNIA. Czy wszystko musi mieć cel? Posiadanie celów jest jak towarzystwo strażników, pilnujących żebyś nie robił tego, co robią ludzie na wolności.

wtorek, 8 grudnia 2009

Święto zmarłych idei

Publikuję tego posta dopiero teraz, ale piszę tekst w tak zwane Święto Zmarłych, nasz polski Halloween. Ma to być w założeniu, święto ludzi którzy umarli, święto pamięci o nich. Pomyślałem, że tak samo jak miliardy ludzi, umierają też idee. Idee może nie umierają (mam nadzieję) tak jak ludzie. Nie cierpią, nie muszą umierać w szpitalach, nie boją się śmierci. Ale odchodzą, znikają. Znikają słowa, pojęcia, książki, teorie, filozofie, bogowie, mity.
            Nie myślę o rzeczach ale o ideach, koncepcjach rzeczy. Na przykład gęsie pióro, telegraf żyły dość długo, pociąg parowy też, ale już takie idee jak faks czy pager zmarły bardzo młodo i dziś tylko niektórzy wspominają je z rozrzewnieniem….). Gdyby rzeczywiście umierały tylko idee takich drobnych w końcu rzeczy. Są inne przykłady, naprawdę robiące wrażenie. Przeczytałem kiedyś artykuł o historii religii. Jeszcze przed czytaniem zauważyłem długą (chyba z 80 słów) listę dziwnych imion. Po przeczytaniu okazało się, że są to imiona bogów. Różnych bogów z całego świata, z wielu czasów i epok. Wspólną cechą tych bogów jest to, że oni już nie istnieją. Kiedyś panowali, budzili lęk, trwogę. Zniknęli. Biedni bogowie, tak krótko żyją. Jak długo żyje przeciętny bóg? Kilkaset lat? Trzy tysiące? To i tak długo w porównaniu z ideami, które czasem żyją krótko jak motyle.
            Ci bogowie kiedyś władali wszystkim, składano im ofiary z tysięcy ludzi, jak w krainie Majów. Odeszli (bogowie, nie ich ofiary) w zapomnienie. Jaka szkoda. Jakie to smutne. Wspomnijmy tych wspaniałych bogów.
            Friedrich Nietzsche pierwszy powiedział że bóg umarł. Zaraz, jeden bóg?! Pomarło ich mnóstwo, może tysiące, marli jak muchy. Poczciwy Friedrich powiedział tylko jakiś banał. W końcu sam umarł, jak my wszyscy. I wszyscy ci bogowie.
            Mam prośbę. Jeśli ktoś to czyta, niech przy okazji zapali małą świeczkę za wszystkich bogów, którzy umarli. Pomódlmy się do boga, który aktualnie nami rządzi. Jego władza jest absolutna. Może wszystko. Jednak w jednym jest do nas podobny: kiedyś umrze. Jego dni są policzone. Potem zastąpi go inny bóg, i tak dalej.
            Wszystkie nasze idee przechodzą cykl życia taki jak towary na rynku.  Ludzie od marketingu doskonale to znają. Problemy i tematy którymi kiedyś żyliśmy, słowa, które kiedyś były najczęściej używane, stopniowo stają się nieważne i zanikają. Przenoszą się na cmentarz idei. Czym ten cmentarz jest? Gdzie jest? Czy martwe już idee idą do piekła? Nieba? Czyśćca? Nad tym się zastanawiam. 
            Nasze umysły stopniowo wygasają. Umierają tak jak ciała. Umierają idee, które są ich treścią. To prawa fizyki: entropia, rozpad wszystkiego, co jest pozostawione samemu sobie i pozbawione dopływu energii. Druga zasada termodynamiki. Idee to forma energii, przepływa w inne formy. Mózgi potrzebują tlenu, energii. Żeby ożywić umysły, potrzebujemy nowych idei, ciągle nowych, potrzebujemy zderzeń i eksplozji tych idei. Idee stwarzają nasz świat.  Skąd je wziąć? Czy i jak rodzą się nowe idee, jak je tworzyć? Rozmnażanie idei polega na ich łączeniu ze sobą: niekoniecznie w pary, ale w większe grupy…. To taka biologiczna ciekawostka z życia idei. Jak rozmnażają się idee.
            Czy jest jakiś ratunek przed tą entropią, wygasaniem? Rozmawiajmy, piszmy, spierajmy się, niech różne idee się spotykają, zapładniają, zmieniają, rodzą nowe. Mamy już nie tylko pióra i długopisy. Mamy świat wirtualny, który może uratować nasze idee przed śmiercią, przed wieczną zmarzliną gasnącego wszechświata. Mamy ogrom świata wirtualnego. Może prawa jakie w nim obowiązują nie są prawami fizyki? Może druga zasada termodynamiki nie obowiązuje w wirtualu? Wszystkie idee umierają. W końcu umrze też ta czy inna idea fizyki, przyjdzie nowa i stworzy świat, w którym będziemy żyli. My? Bardziej nasi potomkowie. Niech się mnożą jak idee.

            ***

niedziela, 6 grudnia 2009

ë PORADA DNIA. Noś gumowe obuwie. To pomaga, gdyby trafił cię piorun. Jesteś wtedy bezpieczny.

czwartek, 3 grudnia 2009

Kosmici na Ziemi


Kosmici wszystkich krajów łączcie się!
Marx&Spencer
            Dowiaduję się, że – ku memu zdumieniu – uczeni jednego z krajów europejskich prowadzą  od lat komunikację z… kosmitami. Korespondują, wysyłają pytania, analizują odpowiedzi. Drodzy uczeni. Mam prośbę. Może byście zawiesili na pewien czas kontakty z tymi kosmitami i użyczyli trochę zdobytych w ich trakcie kompetencji do nawiązania kontaktów z kosmitami na ziemi?
            Na Ziemi mamy mnóstwo kosmitów, z różnych galaktyk i układów gwiezdnych: Kargule i Pawlaki, katolicy i muzułmanie, mężowie i żony, Żydzi i Palestyńczycy, biali i murzyni, kobiety (te z Wenus) i mężczyźni (ci z Marsa), konserwatyści i liberałowie, rodzice i dzieci, PiS i SLD, Turcy i Kurdowie, synowe i teściowe… itd. Mnóstwo. Żyją ci kosmici na swoich planetach i boją się, że ci drudzy przypuszczą na nich jakiś kosmiczny atak. Mówią kosmicznymi językami, których kompletnie nie rozumieją nawzajem.
            Czy nie lepiej byłoby opracować jakiś system komunikacji między tymi różnymi rasami kosmicznymi? Gdyby ci kosmici dogadali się między sobą, opracowali jakiś kod intergalaktyczny? Gdyby się okazało, że mogą wystąpić pod wspólną nazwą: Ziemianie. Wtedy moglibyśmy wysłać zaproszenie do tych waszych kolegów tam w kosmosie i zaprosić ich do nas na Ziemię. Nie musielibyśmy świecić oczami i tłumaczyć, dlaczego niby jedna mała planeta, a tylu na niej kosmitów, wrogich, nieufnych, przestraszonych, bez szansy na pogadanie ze sobą?
            Uczeni: przeproście na chwilę tych z dalekiego kosmosu. See you later. Pomóżcie teraz kosmitom na Ziemi. Potem pogadamy z tymi małymi, zielonymi, z tych latających spodków. Wszystko w swoim czasie. Rozumiem, idziecie na łatwiznę: łatwiej dogadać się z tymi zielonymi niż z ziemskimi bladawcami, czarnymi, żółtymi albo czerwonymi. Ale przecież bliższa ciału koszula. Zacznijcie od Ziemi. Całym sercem jestem z wami.
            Święta Unio Europejska! Rzuć trochę kasy na grant: „Badania nad porozumieniem pomiędzy kosmitami zamieszkującymi Ziemię i ich praktyczne wykorzystanie”. To priorytet. Rozwój kapitału ludzkiego. Uczonych ci u nas dostatek. Tylko euro mało. Może by się tak dogadać w tej sprawie? Kosmici z całej Ziemi czekają.

            ***

środa, 2 grudnia 2009

ë PORADA DNIA. Przed nadejściem huraganu policz włosy na głowie. Łatwiej ci będzie ocenić straty.