czwartek, 28 stycznia 2010

Samoprowokowanie



            Ludzie nie myślą, jeśli nikt ich do tego nie prowokuje. Mają rację. Po co mieliby myśleć bez powodu?
            Najlepiej do myślenia prowokują nas inni ludzie: rozmowa z nimi, dialog. Jeszcze nic lepszego nie wymyślono. Dlatego do dziś czytamy dialogi Konfucjusza, Platona i paru innych. Dlatego lubimy rozmawiać. Tylko w dialogu dwie osoby wydobywają z siebie coś co w nich siedziało, a dodatkowo – w cudowny sposób pojawia się coś nowego, zaskakującego obie strony. Stara jak świat, mądra zabawa. A co jeśli chcielibyśmy żeby nas ktoś do myślenia sprowokował, tak dla rozrywki – a nie ma nikogo pod ręka? Ani Konfucjusza, ani Platona? To nie problem. Sami się sprowokujmy. Dokonajmy samoprowokacji. Metod jest kilka, ale wszystkie prowadzą do zmiany naszych poglądów, do poruszenia sztywnych schematów, do gimnastyki mózgu.
            Samoprowokowanie to sposób rozwoju własnych poglądów. Rodzaj samokreacji. Jak to robić?
            Możemy być wobec siebie czymś, co określa się jako „adwokat diabła”. Polega to na tym aby wybrać jakiś swój projekt, cel lub decyzję i starać się znaleźć w niej jak najwięcej słabych punktów, wad, niebezpieczeństw.  Stawiamy się, jak umiemy, w roli ostrego krytyka tego, co sami wymyśliliśmy. To często boli, ale po takiej krytycznej sesji lepiej widzimy wszystkie strony naszego pomysłu. Oszczędzamy sobie popełnienia nieprzyjemnych błędów.  Z adwokatem diabła - jeśli przyjmiemy taką rolę - należy być ostrożnym, bo może nas kompletnie pozbawić wiary w siebie i podważyć wszystkie nasze oczywistości, zniechęcić do wszystkiego. Z diabelstwem postępujmy ostrożnie, nawet jeśli to tylko adwokat. I jeśli to my nim jesteśmy. Nigdy nie wiadomo jaki diabeł siedzi w człowieku.
            To może coś innego? Podważanie oczywistości. Wymyśl jakąś tezę, która wydaje ci się oczywista,  potem stwórz tezę dokładnie przeciwną. Która jest bardziej przekonująca? Ziemia jest okrągła? Bzdury, Ziemia ma postać płaskiego placka, widzimy to gołym okiem. Czas biegnie od przeszłości do przyszłości? Niemożliwe, to jak moglibyśmy sobie przypomnieć co było dawniej? Czas może poruszać się w obu kierunkach.  Co ty na to?
            Świetną metodą jest wywiad z samym sobą. Wyobraź sobie, że jesteś Bardzo Ważną Osobą (a nie jesteś? – to wymień ważniejszą osobę. Kto to jest, no kto?), z którą Bardzo Ważny Dziennikarz przeprowadza wywiad (może nawet sama Monika Olejnik?). Jakie pytania chciałbyś usłyszeć? Zrób listę takich pytań, potem oczywiście odpowiedz na nie. Śmiało, możesz się rozgadać, ważnych osób się nie popędza. Nagraj ten wywiad, zapisz go. To będzie superciekawe. Możesz też zapytać przyjaciół jakie pytania zadaliby w takim wywiadzie, niech przyślą ci propozycje, listę. Możecie wszyscy udzielić odpowiedzi i przesłać je sobie. Albo umieścić na blogu. Od czego mamy te cudowne wirtualne narzędzia?  A pytania to naprawdę podstawa myślenia. Warto pytać. Siebie przede wszystkim.
            A pisanie? Sam przekonuję się bez przerwy, jak niesamowicie prowokujące jest pisanie,  na przykład takiego bloga. Wydobywam, niespodziewanie, z siebie rzeczy które zaczynają żyć samodzielnie, czegoś ode mnie żądają, naprawdę prowokują. To faktycznie wyciąganie się za włosy z czegoś - nie wiadomo czego? Bagna? Niewiedzy? Chaosu? Samoprowokowanie w ogóle nazwałbym „techniką barona Münchhausena”. Cóż, stary baron znów mnie nawiedza. Nie mam mu tego za złe.
            A samoprowokowanie może mieć dziesiątki różnych form. Sprowokuj się! Do czego? Aaa, tego nikt nie wie. Z tobą na czele.

            ***

4 komentarze:

  1. Zastanawia mnie zasadność metody "adwokata diabła" - czy nie jest tak, że:
    (1) znosi ona sama siebie,
    (2) a hamulec bezpieczeństwa, który zaproponował Pan, o ile ktoś podchodzi do tego spójnie, nie działa?

    Czy ów hamulec tyczy się sytuacji, w którą już zabrnęliśmy na tyle głęboko, że zapaliła się nam czerwona lampka? Trudno przecież mówić sobie "Ok, tutaj kończę myślenie", kiedy jeszcze nie odkryło się niczego niepokojącego lub ów niepokój jest niewielki, wręcz zachęcający do odkrycia jego źródła. Zatrzymanie się tutaj byłoby zaprzeczeniem całej idei, jaka stoi za tym pomysłem.

    Natomiast kiedy jest on już jawny i powiedzmy zrozumieliśmy relatywizm wszelkich dróg w obliczu obojętnej nicości - trudno wtedy hamulec zaciągnąć bez jakichś patologicznych mechanizmów, udając, że się nie dotarło do niczego ważnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wartość metody typu "adwokat diabła" widzę w tym, że stwarza ona dla myślenia jakieś wyzwanie, uświadamia, że jeśli coś proponujemy to należy o to walczyć, myśleć, przekonywać. Myślenie twórcze to rodzaj walki, oczywiście na płaszczyźnie symbolicznej. Jeśli wiemy, że mamy jakiegoś przeciwnika, np. takiego "diabelskiego adwokata", podchodzimy poważniej do naszych pomysłów. Kojarzy mi się to z taką sytuacją jakbyśmy szli na wycieczkę do lasu. Jeśli w nim będą tylko ptaszki i motylki, to jesteśmy beztroscy (i bezmyślni). Jeśli wiemy, że możemy tam spotkać tygrysa - myślimy inaczej, już nie "tak sobie". Adwokat diabła to taki tygrys. W praktyce ma to służyć głównie udoskonalaniu decyzji, np. politycznych, ekonomicznych, społecznych. Zasadą jest, żeby tworzyć pomysł i nie krytykować go w trakcie tworzenia, ale potem, przed realizacją.Nie "zaciągamy hamulec" w trakcie myślenia, ale przed pochopną realizacją pomysłu. To po prostu zapobiega znanej sytuacji typu "mądry Polak po szkodzie".Wielu decydentów podejmuje decyzje o poważnych skutkach dla mnóstwa ludzi i nie martwią się o jakość tego co robią, jak myślą i kto poniesie straty z tego powodu. Adwokat diabła powinien być bez przerwy obok takich ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem - podszedłem do tego jako do metody namysłu nie nad decyzjami politycznymi czy ekonomicznymi, ale czymś bardziej pierwotnym jak moralność i ontologia. Z resztą wstęp z filozofami nakierował mnie właśnie na to. I w przypadku decyzji, działania rzeczywiście można powiedzieć stop, natomiast przy filozoficznych rozważaniach wszystko dzieje się w głowie i nie da się stosować takiej samej prewencji - stąd rozdźwięk.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, chyba mieliśmy na myśli inne przykłady. Ale nawet myślenie filozoficzne, "ontologiczne", itd., też, jak się nieraz przekonałem, nie powinno być "wsobne", introwertyczne. W pewnym momencie trzeba je wydobyć z głowy i pokazać innym.I tu zaczyna być ciekawie, bo często ci inni to też adwokaci diabła. Krótko: myślenie ma charakter społeczny, jest dialogiem. Czyli tym, co my właśnie robimy. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.