piątek, 3 września 2010

Chińscy poeci

            Dwaj wielcy przyjaciele, poeci i mnisi, Han Shan i Shih Te siedzą pod wierzbą nad strumieniem opodal wiejskiej karczmy. Popijają ulubione wino pędzone z mlecza czy innej pokrzywy. Nie wiadomo, to było 1300 lat temu. Han Shan  kontempluje otoczenie. Po długiej chwili mówi. To mogłoby być tak:
            „Wierzba twarz ludzka. Woda zwierciadło. Zwierciadło odpływa. Odbicie nie ginie.”
            Shih Te milczy. Pociąga łyk wina.
Po trzech kwadransach Han Shan mówi: mogłoby też być tak:
            „Wierzba nad strumieniem wpatrzona w swą urodę. Jej liście jak łzy opadają w wodę.”
            Shih Te spogląda w niebo. Obłoki powoli suną w stronę zachodu. Pociąga łyk wina.
            Han Shan nieco nerwowo pociąga trzy łyki wina, jeden po drugim. Słońce obniża się ku zachodniemu horyzontowi. Po godzinie Han Shan mówi: to mogłoby być też tak:
            „Strumień stoi tam i z powrotem. Wierzba płynie jak stała. A jak nawet zginie, to znowu wypłynie.”
            Shih Te pociąga długi łyk wina. Po jakimś czasie mówi ze swoim charakterystycznym spokojem wypływającym z głębin satori:
"Wiesz co stary? Pieprz tę wierzbę. Patrz jak woda płynie".
            Poezja jest jak wino. Im starsza, tym lepsza.

            ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.