poniedziałek, 1 listopada 2010

Hey Joe

   Święto Zmarłych...
Może dziś lepiej nikogo sobie nie przypominać. Ale jest taka pora, żeby sobie przypomnieć. Chociaż, ja o nich pamiętam, prawie zawsze. O innych też, o wielu. Ale dziś wspominam kilku ludzi. Takie wspomnienia, ulotne, trochę natrętne.
O paru ludziach których już nie ma. Byli. I nie ma ich. Są we mnie. Nie ma was już. Ale sami przychodzicie. Znów tu stoicie i patrzymy sobie w oczy. Byliście. Więc jesteście dalej. Jeśli coś było, jest dalej. Bycie nie ma czasu przeszłego ani przyszłego. Bycie jest. Bycie nie może nie być. Więc jesteśmy. Nie możemy przestać. Umieramy. I jesteśmy dalej.

Hej Dora
po męczących i irytujących zajęciach chodziliśmy czasem rzadko za rzadko na górę do klubu potańczyć to był świetny pomysł królował soul kochaliśmy tę muzykę jezu jak myśmy tańczyli nigdy w życiu z nikim tak już nie tańczyłem to właśnie dlatego hendrix dlatego hey joe a myśmy tańczyli tańczyli otis redding śpiewał sittin’ on the dock of the bay ty już od dawna tam siedzisz po drugiej stronie zatoki jak mogłaś tam dopłynąć tak prędko i tak daleko nigdy nie byłaś chyba zbyt silna taka mimoza a ta zatoka jest potężna po co tam popłynęłaś ja siedzę jeszcze po tej stronie i coraz częściej zerkam tam gdzie ty jesteś zatańczysz jeszcze ze mną proszę cię chodź hey joe słyszysz to chodź
Hej Józek
czasem zachowywałeś się jak bydlę nie mogłem tego zrozumieć bo znałem cię i wiem że nie mogłeś się tak zachować to tylko tak wyglądało powiedziałeś mi kiedyś że odkryłeś niezwykłą rzecz że mówienie prawdy jest bronią powiedz komuś prawdę w oczy a on zaczyna się bać wycofuje się a ty wygrywasz prawda to siła tak w końcu nic ci nie pomogła przegrywałeś z tymi którzy zakłamywali każdą prawdę w życiu spotkało cię tyle nieszczęść że myślałem że już wyczerpałeś limit myliłem się nie ma takiego limitu jeszcze cię dopadło to co cię zabiło wiedziałem że ma cię zabić ale tak szybko niespodziewanie przecież widziałem cię parę dni wcześniej ludzie zawsze umierają tak niespodziewanie telefon od twojej żony nie żyje ktoby się spodziewał wszyscy zawsze umierają niespodziewanie
Hej Tadek
pamiętam jak pojechałem do tego miasta w którym od jakiegoś czasu mieszkałeś żeby pogadać o twoich pięknych zwariowanych planach sam mnie o to prosiłeś było cholernie zimno jakaś taka pora roku ty przeziębiony ubrany byle jak zmarznięty mówiłem do ciebie jak do dziecka tadek ubierz się jakoś cieplej zadbaj o zdrowie człowieku zachorujesz jak ty żyjesz czy ty coś jesz w ogóle takie rzeczy dla ciebie nie istniały zawsze byłeś harcerzem marzycielem idealistą to nie przeziębienie cię zabiło może całe twoje życie cię zabiło miałeś za dużo życia żeby to znieść potem byłem na pogrzebie nie chciałem być ale pojechałem wsunęli cię pod płytę tego rodzinnego grobowca jak płytę cd do odtwarzacza naprawdę czekałem aż zacznie coś grać ale muzyki nie było cisza do dziś jest cisza nic o tobie nie słychać jesteś jeszcze pod tą płytą zawsze cię gdzieś nosiło ile miałeś pomysłów planów nie mogłeś usiedzieć na miejscu no to poleż tam sobie daj już spokój należy ci się
Hej Zeno
ten twój dom w górach taka inwestycja nie wiadomo czy wariactwo czy to były twoje marzenia jak przyjechałem to było jak widzenie w więzieniu siedziałeś jak zbity pies poprosiłeś mnie drżącym głosem żebym poszedł do takiego małego sklepiku niedaleko i kupił pół litra tylko tak żeby twoja żona nie widziała nalałeś sobie całą szklankę ręce ci się trzęsły zanim wypiłeś jakby ci się coś przypomniało dobrze byłeś wychowany i głosem pełnym strachu zapytałeś czy też się napiję powiedziałem nie dziękuję widziałem jaką ulgę ci to sprawiło jak wypiłeś pierwszą szklankę zrobiłeś się normalny ten sam co kiedyś na luzie potem ten luz cię zabił chyba cię coraz więcej kosztował zawsze już nadmiar luzu jakoś długo potem się dowiedziałem że nie żyjesz tak jakoś tak trudno mi było uwierzyć tak jakoś to dziwnie wszystko
Hej Rysiek
mogę tak do ciebie mówić właściwie to się zupełnie nie znaliśmy a zwłaszcza ty mnie nie znałeś byliśmy jakiś czas sąsiadami w tym naszym dziwnym mieście choć nigdy nie zamieniliśmy ani słowa mogliśmy sobie zaglądać do okien spotykaliśmy się czasem w kolejce w warzywniaku na naszej ulicy albo gdzieś w pobliżu trochę mnie śmieszyły te twoje stroje, ten wieczny kapelusz uważałem cię za jakiegoś szpanera na kogo on się zgrywa teraz wiem co to było ty to zaśpiewałeś w życiu piękne są tylko chwile czytałem różnych poetów filozofów pisarzy i żaden tego tak nie powiedział tak wiesz po prostu pamiętam ten sklep i ulicę jechałem niedawno ze szpitala gdzie została tylko śmierć bliski człowiek nieważne i nagle ty się włączyłeś  w radiu jakoś zgłupiałem w takiej chwili ale racja tak w życiu piękne są tylko chwile tak tak
*
Jakimi fajnymi ludźmi byliście. Byliście żywi. Nie wszyscy ludzie którzy żyją, są żywi. Stawiam wam mały nagrobek. Wirtualny: jak życie, jak śmierć. Odpoczywajcie spokojnie.

Hey Joe, hey Joe
Where you gonna run to, now where you gonna run to now
Hey Joe, hey Joe
Lord, where you gonna run to, now where you gonna run to, baby

[*]…………..……….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.